fbpx

Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Czytelnia > Wydarzenia > Relacje z biegów > Czytelnia > Reportaże > Wydarzenia

250 km bez kawałka cienia – Maraton Piasków

Maraton Piasków 2011. Fot. Cimbaly

250 kilometrów to nie jest dystans zabójczy. Wiemy o tym doskonale – przecież są wśród biegaczy tacy, dla których 200-250 km to standardowy kilometraż w tygodniu. Jednak gdy doda się do tego wyścig, a dodatkowo okrasi słowami: pustynia i 50 stopni Celsjusza to sprawa zaczyna wyglądać trochę inaczej.

Przez trzy tygodnie po powrocie ani razu nie poszliśmy biegać. Nie żeby nas nie korciło. Ale chętniej wybieraliśmy długie przejażdżki rowerowe. Rekonwalescencja. Najtrudniejszy chyba był pierwszy tydzień po powrocie z pustyni. Dawno tyle nie spaliśmy! I dawno nie byliśmy tak nieobecni w swych ciałach.

Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Gdy wybieraliśmy się na Marathon Des Sables mieliśmy świadomość, że będzie to dla nas trudny czas. Będziemy się ścigać w paskudnym upale, niosąc na plecach cały ekwipunek poza wodą i namiotem. Z każdym dniem będziemy się dorabiać nowych pęcherzy na stopach, obtarć. Będą nas boleć mięśnie, pojawią się drobne kontuzje. Ale, pocieszające było to, że naprawdę trudny będzie tylko jeden etap – 82 kilometry. Co naprawdę trudnego może być w pokonywaniu codziennie 30-40 kilometrów? A te 17 na koniec – oj, to już będzie z górki.

Nic bardziej mylnego.

Kontrola sprzętu podczas Marathon des Sables. Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Kontrola sprzętu – każdy zawodnik musiał przed zawodami spisać zawartość swojego plecaka na specjalnym formularzu. Organizatorzy mieli prawo w dowolnym momencie sprawdzić czy nie pozbył się części sprzętu. Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Trudności kryły się gdzie indziej. W jedzeniu, które z trudem przyswajały nasze organizmy, w niemożności wypoczęcia po trudach etapu, w nawarstwianiu zmęczenia i drobnych, podgryzających nas niemal niezauważalnie uciążliwościach. Trudem, z którym musieliśmy się zmierzyć najdotkliwiej była niemoc. Złość, że nie możemy zrobić czegoś lepiej, szybciej, mądrzej. Ograniczenie i hamulec dla naszej ambicji. Przez pół roku przygotowań powtarzasz sobie, że zyskasz na długim etapie, bo masz doświadczenie, wiesz jak pokonywać takie dystanse, masz opracowaną taktykę, obmyślone co zjesz. Wizualizujesz. Wszystko idzie zgodnie z planem, zaczynasz spokojnie i nagle… czujesz ból w kolanie, który sprawia, że nie tylko nie możesz biec szybciej po połowie, ale w ogóle nie możesz biec – niemoc kąsa cię po kostkach jak wściekły pies. Możesz tylko iść najszybciej jak umiesz, machając rękami i powtarzać mantrę: Yalla! Yalla! Szybciej! Szybciej! I klniesz. Bardzo, bardzo brzydko.

Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Ważenie plecaków – minimalna dopuszczalna waga – 6.5 kg. W praktyce oznaczała głodowe racje żywnościowe i krańcowe ograniczenie wyposażenia. Rozsądny kompromis wychodził gdzieś między 8 a 9 kg na starcie (do tego dochodziło 1.5 litra wody). Z czasem plecak chudł (zawodnik również). Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Po powrocie czytam na jednym z forów internetowych: „W Polsce też są organizowane takie wyścigi – na 100 km i więcej. Z tą różnicą, że tutaj robi się ten dystans w całości. Polecam!”. Tak – ja też polecam z czystym sumieniem. Podczas biegu na 100 km w polskich górach, jeśli na 75. kilometrze masz już zesztywniałe nogi, ciężko ci się biegnie i czujesz, że boli – możesz wziąć środek przeciwbólowy, nic nadzwyczaj mocnego – wystarczy coś na ibuprofenie. Sztywność mięśni trochę ustąpi i łatwiej będzie przekonać nogi do biegu. Możesz wziąć nawet dwie albo trzy tabletki, bo najważniejsze jest tylko dotrwać do mety. Później, przez cały tydzień możesz leżeć bykiem w domu, chodzić jak pingwin, albo przekuśtykać między samochodem, biurkiem w pracy i do łazienki w domu. Jeśli po 82 kilometrach czeka cię jeszcze maraton i 17 km – nie weźmiesz tabletek. Bo będziesz się bał, że na tych pozostałych etapach staw po prostu się rozpadnie.

Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Stuptuty pustynne – chronią nogi przed dostępem piasku. Widać również chipy do pomiaru czasu.Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Stopy zachowały się bardzo kulturalnie. Mimo pewnej ilości pęcherzy i obtarć, w świetle większych problemów wciśnięte w buty siedziały cicho aż do końca każdego etapu. Przypominały o sobie dopiero po wyciągnięciu ich na światło dzienne – życzyły sobie aby podczas odejścia na stronę zakładać buty kolegi o większej stopie. Ja zakładałam buty Krzyśka, Krzysiek buty Gawła a Gaweł Stefana – a ten i tak miał o trzy numery za duże. Zliczyliśmy pęcherze. Najwięcej miał Krzysiek – 10. Ale jeśli brać pod uwagę areał – wygrywał Stefan. Jedna z jego stóp zrodziła piękny pęcherz w kształcie serduszka, pod całym przodem. To pewnie dla żony. Ale zdarzały się przypadki bardziej spektakularne – jeden zawodnik miał na sobie świetnie podróbki pięciopalczastych skarpetek Injinji – całe zrobione z plastrów. Bałam się pytać czy to profilaktyka czy konieczność…

Fot. Mieczysław Pawłowicz

Fot. Mieczysław Pawłowicz

250 kilometrów w 6 etapach to dzieląc równo prawie maraton każdego dnia. Kiedy biegnę maraton w Warszawie zjadam poprzedniego dnia smakowity obiad, rankiem niezbyt inwazyjne śniadanie. Takie, które nie będzie mi leżało na żołądku, dostarczy energii, pozwoli biec po nową życiówkę. Na trasę szykuję sobie jeden żel energetyczny. Zwykle podczas biegu zjadam ze dwa kawałki banana w pierwszej połowie, staram się pić trochę wody albo izotoniku na praktycznie każdym punkcie, odpuszczam sobie pod koniec. I o mecie już myślę. A po zawodach? Zwykle czeka na mnie rodzina (dla nich moje maratony to ciągle wydarzenie) idziemy na pyszny obiad. W domu śpię w chłodzie, robię okład jeśli coś mnie boli, przez 3 dni później nie biegam. Moja życiówka to 3:41 z zeszłego roku (2010). Żaden z etapów poza ostatnim nie zajął mi tak mało czasu. 33 km – 4:52, 38 km – 5:12 a na 42,195 km? 5:52:06 – to ten wynik będę podawać jeśli ktokolwiek mnie teraz zapyta o życiówkę w maratonie. Mój maratoński dzień – 5. etap zaczął się od lichego śniadania – kilku łyżeczek płatków śniadaniowych i wody. W nogach już 191 km z poprzednich dni. Poprzedniego dnia było ponad 40 stopni, w namiocie przy gruncie – Bóg raczy wiedzieć! Na obiad zjadłam liofilizowane danie – 600 kcal. Wypas…

Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Burza piaskowa – gdyby zrobić zdjęcie w czasie jej apogeum – zobaczylibyście tu tylko bury prostokąt. Drugiego dnia wiele osób po przyjściu na metę zastało poprzewracane namioty. Nie przyszły też do nas maile, bo namiot komunikacyjny został zniszczony. Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Fot. Mieczysław Pawłowicz

Zachód – pozwalał odetchnąć po całym dniu biegu w niesamowitym skwarze. Mimo, że w nogach mieliśmy już po 50km, czuliśmy się z każdą godziną coraz lepiej. No może poza momentami, gdy w ciemnościach próbowaliśmy odnaleźć drogę pośród wydm. Fot. Mieczysław Pawłowicz

Fot. Mieczysław Pawłowicz

Fot. Mieczysław Pawłowicz

Staję na starcie z lekkim już plecakiem. Mam w nim już tylko śpiwór, obiad na dziś, ze dwa batony, pluszowego żółwia – mojego kompana, bluzę i kilka drobiazgów, 1,5 litra wody. Start przy Highway to Hell AC/DC. Paskudnie szybko rosnąca temperatura, kamienie, piach, tupanie nóg. I zero wiatru. Złorzeczę, zaklinam pogodę i krzyczę: Chcę wiatru! Wiatru! Wiej bydlaku! Przez cały dystans polewam się wodą. Z rozsądkiem, żeby zostało coś do wypicia. Ale woda nagrzewa się okrutnie, nie daje ulgi. Nic nie jem – bo nic nie wchodzi. Izotonik też. Pojawia się strach – byleby tylko nie zemdleć, przecież jak upadnę to narobią paniki, ściągną mnie z trasy i wszystko na nic.

Umęczeni po długim, 82-kilometrowym etapie - Magda z Gawłem.

Umęczeni po długim, 82-kilometrowym etapie – Magda z Gawłem.

Fot. Mieczysław Pawłowicz

Pęcherze – mieli je praktycznie wszyscy. Nawet nasz słoweński kolega Anton, choć był w Maroku trzeci raz, kończył zawody z kolekcją plastrów. Fot. Mieczysław Pawłowicz

Zwłaszcza, że nie biegniemy tylko dla siebie. Po raz pierwszy zaangażowaliśmy się w akcję charytatywną. Zbieramy pieniądze na rehabilitację 7-letniego Huberta, który walczy o powrót do sprawności po poważnym urazie kręgosłupa. Jak byśmy się nie złomotali, chłopak i tak ma ciężej od nas. Nawet gdy myślimy o nim mając gorączkę rzędu 40°C, troczki wbite w ramiona i pomarszczone powietrze na horyzoncie. Sponsorzy zapłacą za każdy kilometr przebiegnięty na pustyni. Zatem warto zrobić parę kolejnych kroków, choćby dla… tych pieniędzy. A myśl o wycofaniu schować w głąb plecaka.

Fot. Mieczysław Pawłowicz

Obiad – najprzyjemniejsza pora dnia. Zbieraliśmy patyczki i robiliśmy maleńkie ognisko by zagrzać wodę i zalać liofilizaty. Długo zastanawialiśmy się nad doborem czajników. W końcu zwyciężył aluminiowy model ważący 140 gramów. Obozowe życie – trwało do około 20. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy w międzynarodowym towarzystwie, nawadnialiśmy się, naprawialiśmy sprzęt i nogi, studiowaliśmy roadbook. Po 21 robiło się zupełnie cicho. Fot. Mieczysław Pawłowicz

Metę widać z odległości trzech kilometrów. Najpierw wygląda jak fatamorgana w rozedrganym powietrzu. Finisz. Wyprzedzam jeszcze kilka osób. Na mecie spędzam trochę czasu w cieniu, wita mnie Krzysiek. Wieczorem zjem kolejnego liofilizata, o schładzaniu się nie ma mowy. O kojącym śnie nie ma co marzyć. Jutro recovery run. Nie – o recovery nie ma mowy. Jutro będzie bardzo szybko. Bo już tylko 17 km i trzeba pędzić co sił, żeby nikt nie przegonił nas w generalce. Zwłaszcza Gaweł siedzi ze słoniem na ramieniu. 20 sekund mają do niego dwaj goście – jeśli go wyprzedzą wypadnie z pierwszej setki. Jest o co walczyć.

Maraton Piasków 2011. Fot. Cimbaly

Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Poszło nam dobrze. Krzysiek w pierwszej 50. Gaweł w pierwszej 100. Stefan 115., ja 168. (12. wśród kobiet). Nasz polski kompan Maciek Nowakowski – 246. Dobre wyniki. Ale mimo radości każde z nas jest trochę zawiedzione. Każde ma niedosyt. Krzysiek wie, że skasował go upał, ja wiem, że mnie żołądek. Myślałam, że będę trochę głodować a tymczasem nie jestem w stanie jeść tego, co wzięłam. Przyswajam po 1400 kcal dziennie zamiast 2500… Gaweł skończył długi etap razem ze mną a powinien około godziny przede mną. Stefan zapowiada, że jeszcze tam wróci. Ten wyścig to inny świat, inna zabawa, nieoczekiwana, trochę nie do odgadnięcia. Niespodzianka i niemoc. Coś całkiem nowego zarówno dla maratończyka jak i setkowicza. Coś niewyobrażalnego.

Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

Wojskowy laser – wskazywał drogę w czasie najdłuższego etapu. Było go widać przez ostatnie 15km.
Zieleń – coś co pojawiło się dopiero pod koniec wyścigu. Palmy i sztucznie nawadniane pola dawały dobre zaczepienie dla oczu znużonych oglądaniem połaci piachu. Fot. Cimbaly/Darbaroud.com

 

Garść faktów:

Termin: 03-10 kwietnia 2011 1. dzień 33 km 2. dzień 38 km 3. dzień 38 km 4 dzień 82,2 km 5 dzień – odpoczynek 6 dzień 42,2 km 7 dzień 17,6 km Najwyższa temperatura w czasie wyścigu: 61°C w słońcu (po co mierzyć w cieniu skoro go nie ma). Zwycięzca – Rachid El Morabity pokonał trasę ze średnim tempem 5 min/ km, mając na plecach plecak ważący co najmniej 6.5 kg.

Więcej informacji: www.darbaroud.com

Fot. Mieczysław Pawłowicz

Fot. Mieczysław Pawłowicz

Przeczytaj również o tegorocznej wyprawie Polaków na pustynię (start 6 kwietnia 2014).

Magda Ostrowska-Dołęgowska i Krzysiek Dołęgowski, „250 km bez kawałka cienia”, Bieganie maj 2011

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Magda Ostrowska-Dołęgowska

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

W sobotę 25 maja odbędzie się 21. edycja Biegu Ulicą Piotrkowską Rossmann Run. Uczestnicy tradycyjnie pobiegną na szybkiej trasie o długości 10 kilometrów, której większa część prowadzi główną ulicą miasta. Jakie atrakcje czekają na biegaczy […]

21. Bieg Ulicą Piotrkowską Rossmann Run – trwają zapisy!

To już dziś! W piątek, 19 kwietnia rozpoczyna się 11. edycja Pieniny Ultra-Trail® w Szczawnicy. Podczas trzech dni imprezy uczestnicy będą rywalizować na 7 trasach od 6,5 do 96 kilometrów. W trakcie wydarzenia rozegrane zostaną […]

Szczawnica stolicą górskiego biegania, czyli startuje 11. edycja Pieniny Ultra-Trail®

Gościem czwartego odcinka cyklu RRAZEM W FORMIE. Sportowy Podcast, który powstaje we współpracy z marką Rough Radical jest Andrzej Rogiewicz. Znakomity biegacz, świeżo upieczony wicemistrz Polski w półmaratonie, “etatowy”, bo czterokrotny zwycięzca w Silesia Maratonie. […]

Zaufaj procesowi. Dobre wyniki rodzą się w ciszy. RRAZEM W FORMIE. Sportowy podcast – odcinek 4. z Andrzejem Rogiewiczem

Medal: najważniejsza nagroda dla wszystkich przekraczających linię mety, trofeum, którym chwalimy się wśród znajomych i nieznajomych. Jak będzie wyglądał medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja? Właśnie zaprezentowane wizualizację. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się też, że […]

Oto on: medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja! PKO Bank Polski Sponsorem Głównym imprezy

Wszystkie tkanki mięśniowe naszego ciała pracują podczas biegu. Od ich dyspozycji i formy zależy końcowy wynik osiągnięty podczas zawodów. Wiadomo więc, że należy je wzmacniać stosując ćwiczenia poza treningiem biegowym. Jednak bywa tak, że po […]

Trening biegowy i trening siłowy w jednym

Z Katarzyną Selwant rozmawiała Eliza Czyżewska Czym jest trening mentalny?istock.com To wiedza, jak ćwiczyć głowę, taka siłownia dla umysłu. W skład treningu mentalnego wchodzą różne zagadnienia, np. wzmacnianie pewności siebie, wyznaczanie prawidłowej motywacji, cele sportowe, […]

Trening mentalny biegacza [WYWIAD]

Karmienie piersią a bieganie – czy to dobre połączenie? Jakie zagrożenie niesie ze sobą połączenie mleczanu z… mlekiem matki? Odpowiadamy! Zanim zajmiemy się tematem karmienie piersią a bieganie, przyjrzyjcie się bliżej tematowi pokarmu matki: mleko […]

Karmienie piersią a bieganie

Kultowe sportowe wydarzenie otwierające Warszawską Triadę Biegową „Zabiegaj o Pamięć” już 3 maja. Poznaliśmy wzór oficjalnych koszulek biegu – są w kolorze błękitnym i prezentują hasło „Vivat Maj, 3 Maj”. Ich producentem jest marka 4F, […]

Koszulka 32. Biegu Konstytucji 3 Maja wygląda właśnie tak! Marka 4f partnerem technicznym Warszawskiej Triady Biegowej