fbpx

Czytelnia > Czytelnia > Reportaże

Miasteczko biegaczy. Filmowa opowieść o narodzinach etiopskich mistrzów

miasteczko biegaczy

O tym, jak rodzą się wielcy mistrzowie z Kenii powstały reportaże i filmy. Dziw, że tak długo trzeba było czekać na podobny dokument o talentach z Etiopii. „Miasteczko biegaczy” zapełnia tę lukę. Film jest od zeszłego roku dostępny w Polsce.

Kenenisa Bekele, Tirunesh Dibaba, Derartu Tulu, Fatuma Roba. Co ich łączy, poza narodowością I faktem, że każde z nich ma na koncie olimpijskie złoto? Wszyscy pochodzą z etiopskiego miasteczka Bekoji. I wszyscy wyszli spod ręki tego samego trenera.

Przed noszącą oznaki upływu czasu chatą sterczy niedbale przymocowana do palika tabliczka. Na niej – starannie wykaligrafowane zasady zachowania – regulamin. Trenujemy ciężko, szanujemy się wzajemnie, jesteśmy zespołem i kochamy swój kraj. Nad wypunktowanymi zasadami ktoś namalował trzy flagi: etiopską, lokalną flagę region Oromia oraz olimpijską. W chacie znajduje się biuro Sentayehu Eshetu, znanego wszystkim jako Coach. Biuro nie biuro, bardziej stara szopa w zapuszczonym ogrodzie. Wnętrze jest trochę przykurzone, ale zachodzące słońce wydobywa z kurzu i mroku kilka fotografii wiszących na ścianach. Każda z osób uwidocznionych na zdjęciach zdobyła przynajmniej jeden tytuł mistrza olimpijskiego. Trudno wprost uwierzyć, że aż sześcioro z nich wywodzi się z maleńkiego Bekoji. I że wyszła spod ręki Coacha.

W chacie znajduje się biuro Sentayehu Eshetu, znanego wszystkim jako Coach.

Trudno powiedzieć, czy Sentayehu Eshetu jest najlepszym trenerem na świecie. Ale na pewno jest największym odkrywcą biegowych talentów. 54-letni szkoleniowiec doprowadził do światowego poziomu dwukrotnego mistrza olimpijskiego Kenenisę Bekele i mającą nie mniejsze sukcesy Tirunesh Dibabę. Jego pierwszą sławną wychowanką była Derartu Tulu – mistrzyni olimpijska w biegu na 10.000 metrów z Barcelony; Fatuma Roba, która w cztery lata później wygrała olimpijski maraton w Atlancie; no i przedstawicielka najmłodszego pokolenia – Genzebe Dibaba, która w wieku 21 lat została mistrzynią świata w biegu na 1500 metrów; żeby nie wspomnieć o młodszym bracie Kenenisy – Tariku Bekele, który uratował honor Etiopii w Londynie, sięgając po brąz w biegu na 10.000 metrów.

Coach ma drobną posturę, wielki uśmiech i cichy głos. Na stwierdzenie, że posiada cudowną moc, odpowiada z lekkim niepokojem: „Magia? Nie, nie. Żadnej magii.” Zaprzecza, jakby jego wyniki były dziełem mocy nadprzyrodzonych. Za to pogoda i zbieg pozytywnych okoliczności – jak najbardziej tak. On i jego rola? „Zawodnicy mnie słuchają i dobrze pracują. I dobrze jedzą. Jęczmień konkretnie. Zna pan jęczmień?”

Jego pierwszą sławną wychowanką była Derartu Tulu – mistrzyni olimpijska w biegu na 10.000 metrów z Barcelony.

Bekoji leży ponad 250 kilometrów na południe od Addis Abeby. Na ulicach trzeba uważać głównie na osły, konie, kozy I krowy. Na samochody mniej, bo na 17 tysięcy mieszkańców Bekoji aut jest 25. Coach zna każdego z nich osobiście. Okolica wygląda na jałową. Ale ziemia jest niezwykle żyzna. I naprawdę rośnie tu wszystko – od oliwek, przez kawę, herbatę, przyprawy, trzcinę cukrową, bawełnę po zboża. Centrum miasta leży ponad 3000 metrów nad poziomem morza, a średnia roczna temperatura wynosi tu 19 stopni Celsjusza. Miejscowa ludność jest dumna z warunków klimatycznych i wyjątkowego powietrza. Początkowo oddycha się tu ciężko, ale człowiek szybko orientuje się, że powietrze jest tu rześkie i czyste. Jak dasz radę biegać tutaj – mówią miejscowi – poradzisz sobie wszędzie.

Stadion w Bekoji w niewielkim stopniu przypomina swojskiego Orlika. Jedna prymitywna trybuna to po prostu usypana hałda ziemi, na której rośnie trawa i której pochyłość pozwala obserwować bieżnię oraz wyboiste boisko do piłki nożnej. To tu Coach zabiera pięć razy w tygodniu swoich nastoletnich podopiecznych. Ale chyba jednak nie w samym jęczmieniu tkwi tajemnica ich sukcesów, bo Coach zaczyna powoli wyjawiać swoje sekrety.

Stadion w Bekoji w niewielkim stopniu przypomina swojskiego Orlika.

„Mój team jest dla mnie najważniejszy. Jestem wobec nich punktualny, obowiązkowy i robię wszystko, by byli mistrzami. Oni to odwzajemniają. Ja mówię im co robić by wygrywać, a jeśli postępują zgodnie z moimi radami – odnoszą sukcesy.” Coach sam nigdy nie biegał – grał w piłkę. Był wuefistą i środkowym obrońcą. Nawet teraz raczej truchta niż biega. Na usprawiedliwienie pokazuje kolano, które wskazuje na wyraźne ślady piłkarskiej kontuzji.

Do niedawna świat mało wiedział o Coachu – do dnia, gdy w Bekoji pojawiła się ekipa filmowa i zaczęła kręcić dokument pod nazwą “Town of Runners’. Tytuł – miasto biegaczy – nie ma w sobie ani cienia przesady. O świcie ujrzeć można tam grupki nastolatków i dorosłych, którzy wychodzą na trening. Większość z nich udaje się na dwugodzinne zajęcia z Coachem. W ciągu godziny niebo z czerwonego, stanie się błękitne. O ósmej rano temperatura zacznie zbliżać się do 30 stopni.

Coach sam nigdy nie biegał – grał w piłkę.

Coach sam zastanawia się nad tym, czemu tak wielu wybitnych biegaczy wywodzi się właśnie stąd. Jakie cechy kształtują ich przyszłe sukcesy: determinacja, siła fizyczna wywodząca się z ciężkiej pracy na roli, potężne płuca, wzorcowi bohaterowie z przeszłości, ultralekka budowa ciała i nadludzka wytrzymałość? Pewnie wszystko razem. W Etiopii bieganie to droga ucieczki i przetrwania. Nie ma dnia, żeby do Coacha nie przychodzili rodzice z prośbą by zgodził się trenować ich dzieci. Dzieci chcą biegać i wygrywać by zadowolić rodziców, a rodzice chcą, by dzieci wygrywały i nie musiały pracować na roli. Oddanie syna czy córki w ręce Coacha jest postrzegane jako najlepsza droga do realizacji tego marzenia.

Nie ma dnia, żeby do Coacha nie przychodzili rodzice z prośbą by zgodził się trenować ich dzieci.

Ale nie każde etiopskie dziecko ma talent i nadchodzi czasami moment, że trzeba to uświadomić młodemu sportowcowi i jego rodzicom. A sam talent nie gwarantuje sukcesów. Jako przykład Coach podaje nazwisko Zegeue Shifarawu Abebe, młodego zawodnika, który prowadzi z nim treningi. Zegeue trenował razem z Kenenisą Bekele i był uważany za większy talent. To on miał wygrywać olimpijskie finały. Ale z jakiegoś powodu Zegeue nigdy nie rozwinął wielkiego talentu. Teraz zajmuje się trenowaniem przyszłych mistrzów.

Na stadionie zaczynają zbierać się dzieci. Jest siódma rano, ale nikt nie ziewa. Wszystko przez to powietrze. Alemi Tsegaye to jedna z bohaterek filmu “Town Of Runners”. Gdy zaczynały się zdjęcia do filmu ona i jej  przyjaciółka Hawii Megersa były w grupie największych miejscowych talentów. Ale teraz chyba nie mają już złudzeń. Kilka lat temu Hawii wygrywała biegi, a Alemi przybiegała za nią i to jej wystarczało. W filmie obie dziewczyny otrzymują promocję na wyższy poziom – na „obóz biegowy”. Wyjeżdżają z domu i udają się do ziemi obiecanej intensywnych treningów, zdrowej żywności, drobnych stypendiów i nauki. Tyle, że nie wszystko poszło jak należy. Intencje były dobre, ale zarządzanie przez miejscowe samorządy – takie sobie. Dziewczyny poczuły się zaniedbywane i rozczarowane. Obie wróciły do domu – rozczarowane i częściowo przetrenowane.

Potem Hawii trafiła do innego obozu, gdzie podobno jest bardziej zadowolona; Alemi skończyła jeden obóz i czeka na drugi. Ma 18 lat i cieszy się przede wszystkim z tego, że ma na co dzień kontakt ze swoimi przyjaciółmi.

Na stadionie zaczynają zbierać się dzieci. Jest siódma rano, ale nikt nie ziewa.

Podobnie jak większość etiopskich dziewczyn, Alemi jest skryta. Pytania zadaje jej tłumacz, ale nawet odpowiadając Alemi patrzy prosto przed siebie, czasami kiwając głową na boki, za to zawsze unikając kontaktu wzrokowego. Chciała chodzić do szkoły, ale ona była daleko od obozu. Obiecywano im, że będziemy chodzić do szkoły, ale nigdy nie było na to dość pieniędzy.

W obozie był jeszcze jeden problem – wyżywienie. Karmiono je jednym – injerą, etiopskim chlebem robionym na zaczynie drożdżowym, który jest bogaty w żelazo, ale wywołuje wzdęcia. Injera, injera, injera, – wspomina Alemi. Ale mleka i miodu jak na lekarstwo.

Na pytanie o zdumiewająco dużą liczbę świetnych biegaczy wywodzących się z Bekoji Alemi wspomina oczywiście o niezwykłym powietrzu i wskazuje ręką na krajobraz. „Tu można biegać i po płaskim, i po górach. Tu możemy przygotować się na każde warunki.” Potem wskazuje na Coacha i uśmiecha się. „Dobry trener.” Dlaczego dobry? “Bo jest jak rodzic. Można do niego zwrócić się ze wszystkim.”

Tu można biegać i po płaskim, i po górach. Tu możemy przygotować się na każde warunki.

Później poznaję Frehiwot Sisay, koleżankę Hawii z obozu. Opowiada mi o tym, jak tam było okropnie I o tym, jak okropnie jest tutaj. Z 55 pięciu osób 53 wyjechały. Z różnych powodów – braku postępów, tęsknoty, głodu. Karmiono je tylko przez trzy dni, a w pozostałe musiały sobie radzić na własną rękę. Spało się na podłodze. Te dwie, które nie wyjechały, nie były nawet dobrymi biegaczkami. Ale zbliżały się już do trzydziestki i były po prostu za stare, by wrócić do rodzinnego domu.

Coach gwiżdże i zaczyna trening. Dwieście osób robi kółka na 400-metrowym owalu. Truchtem. Gwizdek i wszyscy przyspieszają. Europejczyk czuje, jak coś zaczyna ściskać mu płuca, jak zapala się w nich ogień, jak pęka głowa, a żołądek podchodzi do gardła. Powietrze jest tu naprawdę wyjątkowe.

Z 55 pięciu osób 53 wyjechały. Z różnych powodów – braku postępów, tęsknoty, głodu.

Wyjątkowe jest też piękno tego miejsca. Czerwona gleba, błękitne niebo, zielona sawanna, widoczne w oddali góry I wszechobecny zapach eukaliptusa. „Cudownie tu” – potwierdza Biruk Fikadu, którego rodzice zmarli wcześnie, a jego wychowała babcia. „Pięknie tu, ale szalenie nudno. To szczęśliwe miejsce, jednak bieda tu straszna. Żeby myśleć o pieniądzach trzeba wyjechać do Addis Abeby.”

Trening dość szybko znajduje kolejne ofiary, które nie wytrzymują jego trudów. Po zajęciach sportowych większość dzieci zasypia na lekcjach w szkole. Coach wolałby, żeby się uczyły kosztem treningów, ale w większości dzieciaki wolą biegać i spać na lekcjach niż pilnie się kształcić. I mimo, że edukacja jest darmowa, finansowana przez państwo, to i tak z naturą nie ma co walczyć.

Siedemnastoletni Ephren Dejenne od trzech lat trenuje pod okiem Coacha. Jego dystanse to 400 i 800 metrów, ale chce docelowo biegać 1500 metrów. Nie wszedł jeszcze na poziom zawodnika klubowego, ale zdaniem Coacha to jeden z najbardziej obiecujących nastolatków. Na ramieniu ma tatuaż zrobiony piórem. „Jestem” – głosi napis. To oznaka wiary w siebie.

Trening dość szybko znajduje kolejne ofiary, które nie wytrzymują jego trudów.

Ephren ma buty, które trzymają się chyba cudem, ale chłopak zapewnia, że przed nimi jeszcze wiele kilometrów. Będzie je łatał i naprawiał, a kiedy odpadnie podeszwa – po prostu kupi nową i ją przyklei. Tak jak większość jego rówieśników odkłada przez pół roku albo i rok by móc sobie pozwolić na parę butów biegowych. Używanych. Ale i tak daleko mu do najbiedniejszych ludzi z Bekoji. Aby mieć jakiekolwiek buty sportowe trzeba należeć do klasy średniej – mieć kilkadziesiąt sztuk krów albo kóz. Ojciec Ephrena jest szoferem, a mama produkuje masło. Jak każdy tutaj zapewnia, że zostanie mistrzem olimpijskim. A jak wygra, kupi mamie dom.

Żeby nie było nieporozumień – można znaleźć tu takich, którzy mieszkają w ładnych domach. Trzy albo cztery pokoje, budynek z cegły, duża działka. Ale większość mieszka w jednoizbowych lepiankach z gliny. Tuż obok w miarę nowego hotelu Wabe (jedna noc – 40 złotych) z ziemi wystaje rząd starych szop. W jednej z nich śpi dziecko, krowa i koza. Szopy należą do państwa i są dzierżawione za mniej więcej 10 złotych za miesiąc. Na pierwszy rzut oka jedyna, co rodzina zamieszkująca taką chatę posiada na własność to odbiornik telewizyjny i antena satelitarna.

Z ziemi wystaje rząd starych szop. W jednej z nich śpi dziecko, krowa i koza.

W hotelu bez trudu można nawiązać rozmowę z przedstawicielem miejscowej agencji turystycznej. Sinkeneh Tilahun nie może pogodzić się z tym, w jaki sposób Etiopia postrzegana jest przez świat. „Jak nazywa się Etiopię?” – pyta natarczywie. “Nazywa się ją krajem głodu. Grecja zależy całkowicie od zagranicznej pomocy, ale czy ktoś odważy się nazwać Grecję krajem zależnym? Pewnie, że u nas zdarzają się susze, ale Etiopia to kraina obfitości.” Ma rację. W ciągu ostatnich trzech lat Bekoji zostało połączone ze stolicą drogą, którą wybudowali Chińczycy. Ale z drugiej strony w niczym nie zmienia to faktu, że przy całej obfitości i urodzaju 39% społeczeństwa żyje poniżej międzynarodowego poziomu ubóstwa (czyli poniżej 1,25 dolara dziennie) oraz że w roku 2011 Etiopia zajmowała 174 miejsce (na 187 sklasyfikowanych krajów) wedle wskaźnika Human Development Index.

Sinkeneh uważa, że tajemnica sukcesów etiopskich biegaczy leży w konieczności biegania do szkoły w dzieciństwie. „Ja miałem szczęście – jako dziecko miałem do szkoły tylko pół godziny biegiem. Gebrselassie miał do szkoły dziesięć kilometrów. Teraz szkoły budują w nowych miejscach i może być tak, że wkrótce nie będziemy już mieli takich dobrych biegaczy.”

Na czteropokojowy dom odkładał przez całe życie. Kosztował go równowartość 15 tysięcy złotych.

Coach zaprasza mnie do siebie. Na czteropokojowy dom odkładał przez całe życie. Kosztował go równowartość 15 tysięcy złotych. Jak zdołał zebrać taką kwotę? Nie zebrał – raty będzie spłacał pewnie do końca życia. Miesięcznie dostaje od samorządu 350 złotych brutto wynagrodzenia i z trudem wiąże koniec z końcem. Ma troje swoich dzieci, dwójkę adoptowanych i żonę. Lekko nie jest. Widział wiele – w tym wojskową dyktaturę Mengistu Haile Mariama, więc ma porównanie. Dlatego dzisiejsze „drobne” sprawki rządu (niedawno wykryto sprawę nielegalnego uciszania opozycji i nazbyt dociekliwych dziennikarzy) uważa za sprawy mało istotne. Dziś więcej jest fabryk, szkół, miejsc pracy. Kiedyś trzeba było robić to, co kazali ci wojskowi. Jego syn, Beck, chce być lekarzem. Nie biega. Nie miał talentu? Kontuzja? Nie, skądże, postawił na naukę.

Coach mówi o swoich planach. Za pięć lat chce odejść na emeryturę. Może wtedy będzie prywatnie zajmował się małą grupką zawodników. Ale na spokojnie, bez ciśnienia. Boi się tylko, że nie będzie wiedział co robić z czasem. A czy nigdy nie myślał o tym, że powinien dostawać jakiś procent od nagród, które wygrywają jego podopieczni? Nie. Co by zrobił z tymi pieniędzmi? A może coś bardzo chciałby mieć? A owszem, jest taka rzecz. Motor. Bo jak jego maratończycy szykują sie do startu – nie może przyglądać się im na treningu. Motor byłby rozwiązaniem. Ale nie ma szans, żeby mógł sobie na taki luksus pozwolić.

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Marek Tronina

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

Pęcherze na stopach nie są niczym niezwykłym. Zapewne każdy borykał się z taką przypadłością przynajmniej raz. Medycyna ludowa zna wiele sposobów na pozbycie się pęcherzy. Nie wszystkie są polecane przez współczesną medycynę. Skąd się biorą […]

Jak szybko usunąć odciski i pęcherze ze stóp? Domowe sposoby na bolesne rany

Jak zakochać się w sporcie od najmłodszych lat? Czy bieganie to sport indywidualny? Kto najlepiej motywuje do bycia aktywnym? Czy grywalizacja ma sens? Czym jest ruch #długodystansZDROWI? Jak wygląda w praktyce employer branding i dlaczego […]

Sport mam we krwi od dzieciństwa, a o zdrowiu myślę długodystansowo. Ada Stykała. Ruch #długodystansZDROWI

Konkurs rzutu młotem z udziałem największych gwiazd tej konkurencji będzie głównym punktem tegorocznej odsłony Memoriału Czesława Cybulskiego. Na Stadionie POSiR Golęcin nie zabraknie również rywalizacji na bieżni i skoczniach. Od środy 24 kwietnia można kupować […]

Memoriał Czesława Cybulskiego już 23 czerwca! Rusza sprzedaż biletów

Jak wygląda proces projektowania nowych butów biegowych? Jakie czynniki trzeba w nim uwzględnić? Co wyróżnia najbardziej zaawansowane modele i w którym kierunku może pójść rynek butów biegowych w kolejnych latach? O tym i wielu innych […]

Rohan van der Zwet z ASICS: Nie podążamy za żadnymi trendami, ale sezon po sezonie wprowadzamy innowacje i udoskonalamy produkt po produkcie

W niedzielę, 12 maja odbędzie się jedenasta edycja PKO Białystok Półmaratonu, największego biegu w Polsce wschodniej, imprezy z prestiżowego cyklu Korona Polskich Półmaratonów. Już wiadomo, że uczestnicy będą pokonywać dokładnie taką samą trasę jak przed […]

Trasa 11. PKO Białystok Półmaratonu. Zapamiętacie ją na długo!

Stowarzyszenie Sportowe Polskie Ultra zaprasza w sobotę, 20 kwietnia, na V edycję biegu „6 godzin pełnej MOCY”. Uczestnicy tej wyjątkowej rywalizacji powalczą o tytuł Mistrzyni i Mistrza Polski na dystansie czasowym 6 godzin. Wśród nich […]

V edycja biegu „6 godzin pełnej MOCY” w ten weekend na stadionie OSiR Targówek

Długość kroku biegowego i kadencja to czynniki, które wzbudzają wiele emocji w biegowym świecie. Nic dziwnego, to bowiem jedyne sposoby, które pozwalają nam zwiększyć prędkość biegu. Czy jednak istnieją konkretne liczby, które określają, jakie wartości powinny przyjmować te czynniki?

180 to mit, czyli kadencja i długość kroku jako sposoby zwiększania prędkości biegu

W sobotę 25 maja odbędzie się 21. edycja Biegu Ulicą Piotrkowską Rossmann Run. Uczestnicy tradycyjnie pobiegną na szybkiej trasie o długości 10 kilometrów, której większa część prowadzi główną ulicą miasta. Jakie atrakcje czekają na biegaczy […]

21. Bieg Ulicą Piotrkowską Rossmann Run – trwają zapisy!