fbpx

Blogi > Czytelnia > Czytelnia > Felietony > Blogi > Magda Ostrowska-Dołęgowska

Zawodnik idealny

Mo Farah w Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud. Fot. PAP

Mo Farah w Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud. Fot. PAP

Dlaczego tak mizernie u nas z wielkimi gwiazdami w bieganiu? Dlaczego niemal każdy zna Mo Faraha i Usaina Bolta czy Nicka Symmondsa, a nasi, może poza Henrykiem Szostem i Iwoną Lewandowską, pozostają w cieniu? Dlaczego kojarzymy ich co najwyżej z nazwiskiem, nawet jeśli mają na swoim koncie jakieś sportowe osiągnięcia?

Kim jest Henryk Szost poza tym, że rekordzistą Polski? Gdy szukam skojarzeń na jego temat mam w pamięci wielkie drzewo, które na ścianie pokoju wymalowała dla niego dziewczyna. Pamiętam, że chciał być leśnikiem i że jego pierwszym myśliwskim trofeum był lis upolowany bodaj z 30 metrów. A, no i że biegał wcześniej po górach, lubił zbiegi, czyli mamy ze sobą coś wspólnego. Pamiętam to wszystko lepiej niż osiągnięcia i wyniki Heńka. Szczerze mówiąc – muszę wysilić się poważnie żeby przypomnieć sobie gdzie on pobiegł ten rekord Polski. Gdzieś w Japonii, ale gdzie? Zapamiętałam barwne szczegóły z życia Heńka, bo Wojtek Staszewski napisał fenomenalny artykuł o nim. Pojechał do rodzinnego domu Szosta, pobiegał z nim, zapytał o to drzewo namalowane na ścianie. Ale gdyby nie Wojtek kojarzyłabym Henryka tylko z nazwiska i liczb. Ale co z chłopakami, którzy osiągają trochę gorsze wyniki, tworząc elitę polskich biegów długich? Kim oni są? Nawet wyników nie pamiętam. Nazwiska owszem i w zdecydowane większości przypadków potrafiłabym przyporządkować je do twarzy. Tyle, że ja to wszystko śledzę od lat, pracując w czasopiśmie o bieganiu. Ci ludzie nie niosą ze sobą żadnych historii, bo o to nie dbają.

A z czym kojarzy Wam się Mo Farah? Pewnie, gość na na koncie olimpijskie złota, tytuły mistrza, jakieś rekordy Wielkiej Brytanii i Europy. Brilliant! Choć Wojtek nie napisał artykułu o Mo, miałam okazję przeczytać książkę autobiograficzną. Wiem, że ma dwie bliźniaczki i przyszywaną córkę, żonę, która była jego pierwszą dziewczyną. Kojarzę go doskonale z Mobotem – jego charakterystycznym znakiem. I ktokolwiek teraz nie złączy rąk nad głową pokazując M z YMCA – to zawsze będzie dla mnie symbol Mo Faraha. Pamiętam też z Facebooka jego skok do wody z paru metrów i jak przeżywała to Wielka Brytania. Zdjęcie, na którym siedzi w lodowej kąpieli, albo jak polewa się zimną wodą z wiadra, co nie ma najmniejszego związku z krioterapią. Mo to celebryta! Lubię go i śledzę jego profil na Fb, choć generalnie mam celebrytów w nosie. Nie poruszają mnie historie aktorów, dziennikarzy czy innych znanych ludzi, zapraszanych do „Tańca z gwiazdami” albo procesujących się, rozwodzących czy leczących się z otyłości. Ale Mo Farah to co innego. To gość, który mnie inspiruje, a zabawne fotki na jego Fb pokazują mi, że to fajny człowiek z krwi i kości, dodatkowo ze zniewalającymi osiągnięciami w sporcie. On tworzy w ten sposób całość. Niczego mu nie brakuje. On nawet nie musiałby zabiegać o to żeby ludzie się nim interesowali. Gdybym miała miliony, zainwestowałabym w jego karierę. I nie z powodu olimpijskich złot. Tylko dlatego, że jest fajny i potrafi inspirować, pociągnąć za sobą ludzi.

Gdybym miała większe pieniądze i chciała inwestować w biegaczy, wybrałabym takich, którzy potrafią się prezentować. Nie w tych z najlepszymi wynikami. Bo one w większości są smutnie przeciętne, gdy zestawi się je z tym, co robią ludzie na świecie. Wystarczy spojrzeć – kto inspiruje ludzi w polskim Internecie? Kto ich motywuje, kto doradza im jak trenować, kto robi biznes na bieganiu? Amatorzy. Porywa ich blondynka o przeciętnych wynikach, bo ma dryg do prowadzenia bloga i fanpage’u na Facebooku. I to do niej zgłaszają się firmy ze sprzętem, pragnąc by się w nim pokazywała. Bo wiedzą, że ona zrobi fajne fotki, wstawi na swój profil zdjęcie w butach i kurtce albo pochwali się na Garminie wynikiem jaki ostatnio wykręciła w Biegnij Warszawo. Nie będę podawać nazwisk, bo też nie o to chodzi. Takich osób jest wiele i ja się cieszę, że oni istnieją i porywają ludzi do boju. Chwała im za to. Ale dlaczego u nas takie rzeczy robi maleńka garstka zawodników. Iwona Lewandowska i Mariusz Giżyński. A gdzie jest reszta polskich biegaczy z elity? Przecież ci blogerzy piszą po godzinach swojej pracy! Wstawić parę fotek na Fb, napisać jak było na zawodach czy treningu, albo opowiedzieć o swoich rozterkach – czy to tak wiele? Można powiedzieć – no dobra, ale to co robi ta blondynka czy inny blogerzy to kicha, sprzedawanie się jako produktu. Tyle że jeśli na wszystko ci brakuje i nikt nie interesuje się Twoimi wynikami i żadna firma nie kwapi się by Ci pomóc, co może warto się przełamać?

Szkoda mi słuchać historii polskich zawodników, którym brakuje pieniędzy, frustrują się, są rozgoryczeni. Ale jaki problem w tym żeby dorabiali sobie na trenowaniu amatorów? To zajmuje czas, ok. Ale przecież wielu amatorów potrzebuje tylko żeby ułożyć im plan i od czasu do czasu wesprzeć radą. Dla nich to i tak ogromna zmiana w życiu. A sama świadomość, że dostało się plan od tego master jedi już zmienia wiele. Teraz za trenowanie ludzi i doradzanie im bierze się zbyt wiele osób, które nie powinny, bo nie mają o tym pojęcia. Albo mają trochę większe niż ludzie, którzy przychodzą po pomoc. A przecież biegacze z elity mają pojęcie.

Spotkaliśmy się ostatnio z Joe Grantem – amerykańskim mocnym biegaczem ultra. Między innymi – był drugi na Hardrock 100. Żyje z trenowania ludzi – zwykle kontaktuje się z nimi przez Skype. Poza tym – prowadzi fajnego bloga, umie opowiedzieć inspirująco o swoim bieganiu, startach w zawodach. Mógł się przeprowadzić do Boulder i chociaż nie jest tu łatwo się utrzymać – chłopak nie narzeka. Potwierdził to, co chodzi nam po głowie od dawna. Sponsor nie potrzebuje człowieka z wynikami. Potrzebuje kogoś, kto pociągnie za sobą ludzi, kto będzie gwiazdą w pozytywnym znaczeniu. I nie chodzi o to, że wbrew sobie ma coś reklamować, sprzedawać się. On po prostu ma używać sprzętu, pokazywać się w nim na fotkach, czasem coś napisać, ale i to nie jest konieczne. Joe jest sponsorowany przez firmy, których filozofia nie kłóci się z jego filozofią i powstaje z tego fajna mieszanka. Opowiadał nam też o tym co zrobił New Balance, jak kumpel Joe, Tony Krupicka miał złamaną nogę i przez dwa lata dochodził do sprawności po tej kontuzji. Firma, zamiast pożegnać się z nim i powiedzieć: „Zadzwoń, jak znowu będziesz robił wyniki”, wysyłała go przez ten czas po świecie, na różne imprezy. Tylko po to żeby na nich był, opowiadał o swoim bieganiu, inspirował. Kto ze środowiska ultra nie kojarzy tego brodatego gościa z długimi włosami, biegającego z gołą klatą? Czy jakaś firma widziałaby sens we wspieraniu przez dwa lata kontuzjowanego gościa, gdyby nie miał przebojowej osobowości, charakteru?

Nie chcę się silić na pouczanie polskich zawodników z elity. Że wyjście do ludzi i przełamanie się na Facebooku, trenowanie amatorów czy prowadzenie bloga to jest dla nich pomysł na poprawę sytuacji. To nie jest mój autorski pomysł. Po prostu są tacy, którzy tak robią. Bawią się swoją pracą – bieganiem. I wychodzi im to super. To ich nazwiska znamy, to oni nam się kojarzą z fajnymi projektami. O nich chcemy czytać, ich oglądać. Możliwe, że na koniec kariery Nicka Symmondsa ludzie nie będą go kojarzyć ze srebrnym medalem Mistrzostw Świata w biegu na 800 m. Ale pewnie zapamiętają jego rekord w piwnej mili. Jeśli chcesz mieć sponsora, który coś Ci da, to czy nie powinieneś najpierw pomyśleć w jaki sposób być dla niego atrakcyjnym?

 

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Magda Ostrowska-Dołęgowska

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

To już dziś! W piątek, 19 kwietnia rozpoczyna się 11. edycja Pieniny Ultra-Trail® w Szczawnicy. Podczas trzech dni imprezy uczestnicy będą rywalizować na 7 trasach od 6,5 do 96 kilometrów. W trakcie wydarzenia rozegrane zostaną […]

Szczawnica stolicą górskiego biegania, czyli startuje 11. edycja Pieniny Ultra-Trail®

Gościem czwartego odcinka cyklu RRAZEM W FORMIE. Sportowy Podcast, który powstaje we współpracy z marką Rough Radical jest Andrzej Rogiewicz. Znakomity biegacz, świeżo upieczony wicemistrz Polski w półmaratonie, “etatowy”, bo czterokrotny zwycięzca w Silesia Maratonie. […]

Zaufaj procesowi. Dobre wyniki rodzą się w ciszy. RRAZEM W FORMIE. Sportowy podcast – odcinek 4. z Andrzejem Rogiewiczem

Medal: najważniejsza nagroda dla wszystkich przekraczających linię mety, trofeum, którym chwalimy się wśród znajomych i nieznajomych. Jak będzie wyglądał medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja? Właśnie zaprezentowane wizualizację. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się też, że […]

Oto on: medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja! PKO Bank Polski Sponsorem Głównym imprezy

Wszystkie tkanki mięśniowe naszego ciała pracują podczas biegu. Od ich dyspozycji i formy zależy końcowy wynik osiągnięty podczas zawodów. Wiadomo więc, że należy je wzmacniać stosując ćwiczenia poza treningiem biegowym. Jednak bywa tak, że po […]

Trening biegowy i trening siłowy w jednym

Z Katarzyną Selwant rozmawiała Eliza Czyżewska Czym jest trening mentalny?istock.com To wiedza, jak ćwiczyć głowę, taka siłownia dla umysłu. W skład treningu mentalnego wchodzą różne zagadnienia, np. wzmacnianie pewności siebie, wyznaczanie prawidłowej motywacji, cele sportowe, […]

Trening mentalny biegacza [WYWIAD]

Karmienie piersią a bieganie – czy to dobre połączenie? Jakie zagrożenie niesie ze sobą połączenie mleczanu z… mlekiem matki? Odpowiadamy! Zanim zajmiemy się tematem karmienie piersią a bieganie, przyjrzyjcie się bliżej tematowi pokarmu matki: mleko […]

Karmienie piersią a bieganie

Kultowe sportowe wydarzenie otwierające Warszawską Triadę Biegową „Zabiegaj o Pamięć” już 3 maja. Poznaliśmy wzór oficjalnych koszulek biegu – są w kolorze błękitnym i prezentują hasło „Vivat Maj, 3 Maj”. Ich producentem jest marka 4F, […]

Koszulka 32. Biegu Konstytucji 3 Maja wygląda właśnie tak! Marka 4f partnerem technicznym Warszawskiej Triady Biegowej

Choć największy podziw budzą Ci, którzy linię mety przekraczają jako pierwsi, to bohaterami są wszyscy biegacze. Odważni, wytrwali i zdeterminowani, by osiągnąć cel – wyznaczony dystansem 42 km i 195 m – w liczbie 5676 […]

21. Cracovia Maraton: 5676 śmiałków pobiegło z historią w tle