fbpx
Dorando Pietri wpada na metę olimpijskiego maratonu w Londynie w 1908 roku

Czytelnia > Ludzie > Historie biegaczy

Arthur Conan Doyle. Kto naprawdę pomógł Dorando Pietriemu?

Dorando Pietri wpada na metę olimpijskiego maratonu w Londynie w 1908 roku

Dorando Pietri wpada na metę olimpijskiego maratonu w Londynie w 1908 roku

Olimpijski maraton rozegrany w Londynie w roku 1908 przeszedł do historii z kilku powodów. Po pierwsze, to wtedy po raz pierwszy bieg maratoński odbył się na dystansie 42 kilometrów i 195 metrów. Po drugie, legendą obrosła heroiczna walka Dorando Pietriego.

Włoski maratończyk kilkakrotnie zemdlał na bieżni stadionu, a następnie został zdyskwalifikowany. Po trzecie, jednym z sędziów pomagających Pietriemu w dotarciu do mety był Sir Arthur Conan Doyle, “ojciec” Sherlocka Holmesa, a przecież nic tak nie nobilituje naszej dyscypliny jak obecność w nim ludzi z dobrych sfer. Niestety, wygląda na to, że będziemy musieli pogodzić się z faktem, iż Sir Arthura w pobliżu nieszczęsnego Włocha w czasie dramatycznego finiszu nie było. Ale po kolei…

Poszlaki

Fotografia przedstawiająca Dorando Pietriego w momencie, gdy przekracza on linię mety podtrzymywany przez człowieka z tubą w asyście mężczyzny z opaską na ręku jest pewnie jedną z bardziej znanych fotografii w historii maratonu. O tym, że ów mężczyzna w cyklistówce to właśnie Conan Doyle, piszą między innymi Norman Giller (Marathon Kings, 1983), Marthin Booth (The Doctor, the Detective and Aurthur Conan Doyle, 1997), Rob Hadgrafts (The Little Wonder, 2004), David Martin i Roger Gynn (The Olympic Marathon, 2004), a nawet znany ze swej skrupulatności Jerzy Skarżyński (Bieg maratoński, 2004). Wszyscy oni wskazują na niego jako na autora powieści o Sherlocku Holmesie. W kilku źródłach nazwisko Conan Doyle pojawia się również w opisie innej fotografii przedstawiającej Pietriego w chwili gdy leży na bieżni i jest doprowadzany do przytomności. Roger Robinson, amerykański dziennikarz piszący o bieganiu, współautor książki 26.2 Marathon Stories (wydanej wspólnie z Katherine Switzer), zadał sobie trud sprawdzenia czy rzeczywiście ów silnej budowy osobnik z opaską na ręku mógł być tym, za kogo przedstawiali go tak liczni autorzy. Do pracy przystąpił ze skrupulatnością godną Sherlocka Holmesa, a wyniki jego badań okazały się sensacyjne.

Fałszywy trop

Trzeba przyznać, że wszyscy, którzy utrzymywali, iż nasz tajemniczy ktoś to Doyle, łatwo mogli dać się zmylić. W roku 1908 Doyle miał 49 lat (na oko tyle ma osobnik na fotografii), był krępy i silny, nosił sporej wielkości wąsy i, co równie ważne, był sportowcem (konkretnie – bokserem) i lekarzem, przez co jego obecność na stadionie w czasie zawodów olimpijskich była wielce prawdopodobna. Robinson zaczął jednak od najprostszej czynności – sprawdzenia list sędziów obecnych podczas kolejnych dni londyńskich igrzysk. Jak się łatwo domyślić, nazwisko Conan Doyle’a nie jest wymienione ani razu. Nie ma go też również na liście osób sprawujących “opiekę medyczną”. Znakomita większość maratońskich oficjeli wywodziła się w roku 1908 z klubu Polytechnic Harriers, któremu powierzono całkowitą opiekę nad przebiegiem olimpijskiego maratonu. Doyle nie tylko nie był członkiem tego klubu, ani nawet jakiegokolwiek klubu biegowego! Oznacza to, że o ile wierzyć oficjalnym dokumentom (a Brytyjczycy są w kwestii dokumentów niezwykle skrupulatni) to pisarz nie miał prawa znaleźć się na bieżni stadionu, nie mówiąc już o tym, by mieć na ręku oficjalną opaskę.

Logika w służbie człowieka

Robinson szukał jednak dalej. Wyszedł z założenia, że skoro Doyle był pisarzem, to powinien o igrzyskach… pisać! Sprawdził więc prasę z tamtego okresu i bez trudu znalazł relacje dziennikarskie autorstwa pisarza w Daily Mail. Conan Doyle był na stadionie olimpijskim, ale jako dziennikarz! Co więcej, zdaniem Robinsona opis dramatu Pietriego jest jednym z najlepszych, jaki znalazł się w tamtych dniach w brytyjskich gazetach.

Był o kilka metrów od mojego fotela. Pośród drepczących postaci i podtrzymujących go dłoni ujrzałem przez moment udręczoną, pożółkłą twarz, błyszczące oczy pozbawione wyrazu i kosmyk ciemnych włosów zwisających z czoła

Czy można jednak dojść do tego, gdzie dokładnie znajdował się pisarz w chwili dramatycznego finiszu Włocha? Robinson uznał, że tak i dopiął swego. W tym celu sięgnął między innymi do autobiografii Conan Doyle’a i odkrył zdanie, które powiedziało mu bardzo wiele: “Niezbyt często wykonuję pracę dziennikarską… ale przy okazji igrzysk olimpijskich w roku 1908 dałem się skusić, głównie za sprawą zaoferowanego mi znakomitego miejsca, na napisanie sprawozdania z biegu maratońskiego dla Dialy Mail.” Teraz wystarczyła już tylko lektura sprawozdania z biegu i uważna analiza jednego ze zdań w tekście (“Był o kilka metrów od mojego fotela. Pośród drepczących postaci i podtrzymujących go dłoni ujrzałem przez moment udręczoną, pożółkłą twarz, błyszczące oczy pozbawione wyrazu i kosmyk ciemnych włosów zwisających z czoła”) by bez trudu wywnioskować, że Doyle nie był na bieżni (bo niby jakim prawem?), ale siedział w jednym z pierwszych rzędów na trybunach wzdłuż ostatniej prostej. A już na pewno nie był podtrzymującym Pietriego mężczyzną z opaską na ramieniu – bo ten widział go przez dłuższy czas (a nie “przez moment”) i nie z “kilku metrów”, ale z bliska.

Rysopis

Żeby mieć pewność Robinson porównał jeszcze najbardziej współczesną igrzyskom londyńskim fotografię Doyle’a z fotografią inkryminowanej postaci ze stadionu. Doyle okazał się mniej korpulentny, za to wyższy, a i różnice w kształcie brwi i wąsów okazują się przy głębszej analizie wyraźne.

Oczywiście amerykański dziennikarz nie zadowolił się obaleniem mitu o ważkiej roli Conan Doyle’a w olimpijskiej martyrologii Pietriego. Musiał przecież jeszcze sprawdzić kim jest ten, którego świat miał do tej pory za słynnego pisarza. Jak to sprawdzić? Cóż, trzeba zająć się szczegółami. Na przykład – opaską na ręku pseudo-Doyle’a. Widać na niej wyraźnie litery “ME” w górnym rzędzie i “ATTE” w dolnym. Osoby choć trochę znające język angielski bez trudu odgadną, że to początek dwóch wyrazów MEDICAL ATTENDANT (“opieka medyczna”). Mając dostęp do listy olimpijskich oficjeli Robinson bez trudu sprawdził, że za opiekę medyczną nad maratończykami odpowiadał tego dnia niejaki Dr M. J. Bulger, który w oficjalnym raporcie po biegu potwierdził, iż pomagał Pietriemu w jego drodze od bramy stadionu do mety. Takie wyjaśnienie idealnie zgadza się z założeniem, że to główny lekarz zawodów (tak obecnie nazwalibyśmy osobę pełniącą funkcję imć Bulgera) powinien pochylać się nad omdlałym zawodnikiem leżącym na trasie – a właśnie taką sytuację uwieczniono na jednym ze zdjęć z tamtego biegu.

Podejrzany

Co ciekawe, nazwisko M. J. Bulgera pojawia się w wielu opisach innych autorów, jednak twierdzą oni, że Bulger to… szczuplejszy mężczyzna z megafonem, podtrzymujący Włocha za ramię! Robinson założył jednak, że megafon jest raczej nietypowym wyposażeniem lekarskim i że zapewne przysługuje komuś, kto jest sędzią lub inną ważną osobą pełniącą funkcje kierownicze podczas biegu. Dociekliwy żurnalista poddał analizie zdjęcie w wysokiej rozdzielczości i wysiłek się opłacił! Wnikliwa analiza wykazała bowiem, że to, co wszyscy uważali za bliżej nieokreślony wzorek na taśmie opasującej słomkowy kapelusz osobnika z tubą to… litery. A konkretnie: “IEF CLE”. CHIEF CLERK? CHIEF CLERK OF THE COURSE (kierownik trasy)? Zapewne. A skoro tak, to jest nim niejaki Jack Andrew! Bo to właśnie on bronił później swego zachowania na stadionie, mówiąc: “Instrukcje lekarza były bardzo wyraźne, a ich wykonanie oznaczało dyskwalifikację; …Ja złapałem Dorando tylko wtedy gdy się przewracał na linii mety. I teraz zrobiłbym dokładnie to samo.” Sprawa stała się więc oczywista – lekarz (Bulger) kazał podtrzymywać biegacza, a Andrew wykonywał polecenia głównego lekarza.

Werdykt

Robinson poddał w wątpliwość jeszcze jeden mit rozpowszechniany przez wielu autorów. Otóż informują oni, iż to Arthur Conan Doyle zainspirował królową Aleksandrę do tego, by ta wręczyła dzielnemu Włochowi puchar będący uhonorowaniem jego walki. Zdaniem Robinsona było to niemożliwe dlatego, że Doyle nie był arystokratą, przez co jest niezwykle mało prawdopodobne by miał bezpośredni dostęp do królowej i to w tak krótkim czasie. Królowa bowiem ogłosiła zamiar wręczenie jakiejś pamiątki Pietriemu zaledwie w kilka godzin po biegu maratońskim. W dodatku puchar, jaki otrzymał Włoch, nie był repliką nagrody, jaką otrzymał złoty medalista Hayes. Prawdą jest natomiast to, iż Doyle, korzystając z możliwości publikowania w Daily Mail, zainicjował zbiórkę pieniędzy dla nieszczęsnego maratończyka. Efektem zbiórki było 300 funtów (donatorami byli głównie londyńczycy włoskiego pochodzenia), które umożliwiły mu otwarcie  piekarni w rodzinnej Italii. Inna sprawa, że po igrzyskach Pietri przeszedł na zawodowstwo i zarobił na bieganiu wielokrotność 300 funtów…

Podsumowanie

Trzeba przyznać, że praca, jaką w poszukiwaniu prawdy wykonał Roger Robinson robi wrażenie. O tym, jak ciężko jest trzymać się faktów w odniesieniu do wydarzeń historycznych, pisze on w końcowej części swego artykułu. Na poparcie tej tezy opisuje on jeszcze jeden aspekt dotyczący końcówki biegu Dorando Pietriego. Otóż finisz olimpijskiego maratonu odbywał się na White City Stadium, którego obwód wynosił 536,45 metra (czyli dokładnie 1/3 mili, bo tak wtedy budowano bieżnie na wielu brytyjskich obiektach). Maratończycy wbiegający na bieżnię mieli do pokonania 385 jardów i by to zrobić musieli z bramy stadionowej skręcić w lewo, a po pokonaniu łuku wybiec na ostatnią prostą i dobiec do mety. Kierunek biegu był w tym momencie przeciwny do kierunku wszystkich innych konkurencji biegowych rozgrywanych w czasie igrzysk i mogło to wprowadzić w błąd Pietriego, który 10 dni wcześniej startował w drużynowym biegu na 3 mile (nota bene nie ukończył go, gdyż Włosi nie mieli szans na awans do finału). Co więcej, w oficjalnych instrukcjach wydanych dla zawodników na czas igrzysk na ostatnim miejscu wymieniony jest bieg maratoński, a bezpośrednio pod nim znajduje się zdanie mówiące o tym, że “wszystkie biegi rozgrywane są w lewą stronę”. Skoro więc tak, to Pietri, który otrzymał takie instrukcje (oczywiście przetłumaczone na włoski), miał prawo – po wbiegnięciu na stadion – skierować się w przeciwnym od oczekiwanego przez wszystkich kierunku. Może to częściowo tłumaczyć jego walkę z sędziami, którzy usiłowali skierować go we “właściwą” stronę gdy ten ruszył – być może świadomie – “pod prąd”. I jeszcze jedno – w oficjalnych instrukcjach wydanych przed biegiem dystans maratonu podany jest jako “40 km”. Dopiero po biegu po cichu przerobiono go na “42”. Ale żeby to wszystko odkryć, trzeba mieć pasję i zacięcie Rogera Robinsona.

Źródło: Marathon & Beyond, March/April 2007, 42K(+) Press, Inc.

Marek Tronina, Prawdziwa Historia Conan Doyle’a, Bieganie, czerwiec 2007

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Marek Tronina

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

W sobotę 25 maja odbędzie się 21. edycja Biegu Ulicą Piotrkowską Rossmann Run. Uczestnicy tradycyjnie pobiegną na szybkiej trasie o długości 10 kilometrów, której większa część prowadzi główną ulicą miasta. Jakie atrakcje czekają na biegaczy […]

21. Bieg Ulicą Piotrkowską Rossmann Run – trwają zapisy!

To już dziś! W piątek, 19 kwietnia rozpoczyna się 11. edycja Pieniny Ultra-Trail® w Szczawnicy. Podczas trzech dni imprezy uczestnicy będą rywalizować na 7 trasach od 6,5 do 96 kilometrów. W trakcie wydarzenia rozegrane zostaną […]

Szczawnica stolicą górskiego biegania, czyli startuje 11. edycja Pieniny Ultra-Trail®

Gościem czwartego odcinka cyklu RRAZEM W FORMIE. Sportowy Podcast, który powstaje we współpracy z marką Rough Radical jest Andrzej Rogiewicz. Znakomity biegacz, świeżo upieczony wicemistrz Polski w półmaratonie, “etatowy”, bo czterokrotny zwycięzca w Silesia Maratonie. […]

Zaufaj procesowi. Dobre wyniki rodzą się w ciszy. RRAZEM W FORMIE. Sportowy podcast – odcinek 4. z Andrzejem Rogiewiczem

Medal: najważniejsza nagroda dla wszystkich przekraczających linię mety, trofeum, którym chwalimy się wśród znajomych i nieznajomych. Jak będzie wyglądał medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja? Właśnie zaprezentowane wizualizację. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się też, że […]

Oto on: medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja! PKO Bank Polski Sponsorem Głównym imprezy

Wszystkie tkanki mięśniowe naszego ciała pracują podczas biegu. Od ich dyspozycji i formy zależy końcowy wynik osiągnięty podczas zawodów. Wiadomo więc, że należy je wzmacniać stosując ćwiczenia poza treningiem biegowym. Jednak bywa tak, że po […]

Trening biegowy i trening siłowy w jednym

Z Katarzyną Selwant rozmawiała Eliza Czyżewska Czym jest trening mentalny?istock.com To wiedza, jak ćwiczyć głowę, taka siłownia dla umysłu. W skład treningu mentalnego wchodzą różne zagadnienia, np. wzmacnianie pewności siebie, wyznaczanie prawidłowej motywacji, cele sportowe, […]

Trening mentalny biegacza [WYWIAD]

Karmienie piersią a bieganie – czy to dobre połączenie? Jakie zagrożenie niesie ze sobą połączenie mleczanu z… mlekiem matki? Odpowiadamy! Zanim zajmiemy się tematem karmienie piersią a bieganie, przyjrzyjcie się bliżej tematowi pokarmu matki: mleko […]

Karmienie piersią a bieganie

Kultowe sportowe wydarzenie otwierające Warszawską Triadę Biegową „Zabiegaj o Pamięć” już 3 maja. Poznaliśmy wzór oficjalnych koszulek biegu – są w kolorze błękitnym i prezentują hasło „Vivat Maj, 3 Maj”. Ich producentem jest marka 4F, […]

Koszulka 32. Biegu Konstytucji 3 Maja wygląda właśnie tak! Marka 4f partnerem technicznym Warszawskiej Triady Biegowej