Trening wytrąca nasz organizm z równowagi. Wysilamy się nie tylko w czasie samego biegu, ale także po jego zakończeniu. Poszczególne systemy naszego ciała zużywają energię żeby doprowadzić się do porządku, uzupełnić braki paliwa, zająć się mikrouszkodzeniami, przywrócić równowagę elektrolitów, hormonów.
Niektórzy nie znoszą słuchać muzyki. Twierdzą, że za bardzo ich rozprasza w czasie biegu. Inni bez niej nie potrafią zrobić treningu, bo zżera ich nuda. Jeszcze inni zmieniają radykalnie swój gust muzyczny, gdy tylko zakładają szorty i puszczają rockowe kicze.
Zdarza się, że jestem tak zajęty, że ledwo jestem w stanie wykroić pół godziny na bieganie w ciągu dnia. Wtedy robienie rozbiegania wydaje mi się mało wydajne. Pójście na siłownię? Niemożliwe. Staram się więc zorganizować mocny trening tuż pod domem.
Fala przyjdzie z zachodu. Z manią na wszystko, co „organiczne”. Na rękodzieła, marchewkowe ciasto i dojazdy komunikacją zbiorową. Chociaż prawdę mówiąc, to modę na powrót do natury już mamy. Zarówno w świecie produktów, imprez czy idei treningu.
Podział butów treningowych w zależności od charakterystyki biomechanicznej ma za zadanie zmniejszyć ryzyko kontuzji biegacza. Słyszymy o tym za każdym razem w sklepie specjalistycznym. Czytamy w broszurach. Wszystko by było fajnie, gdyby te deklaracje rzeczywiście miały znaczące odbicie w praktyce.
Zapytaliśmy ortopedę jak to jest z butami biegowymi. Trend minimalizmu przekonuje, że but ma być podporządkowany stopie, a nie zmieniać jej ustawienie i przywracać jej utraconą sprawność. Jednocześnie pojawiają się modele butów doprowadzonych pod względem amortyzacji i stabilizacji do ekstremy.
Fot. Materiały prasowe inov-8 Steve jest łysy, żylasty i wytatuowany. Obok stoi Hailey – krępa, zaokrąglona i niesportowa. Jest też niziołek w wyciągniętym dresie, trampkach, koszmarnym kucyku. Obdartus. Twierdzi, że jest prawnikiem, ale spodnie chyba […]