Haile Gebrselassie podczas swojego maratońskiego debiutu w Londynie w 2002 roku rekordu świata nie poprawił, natomiast pokazał coś, moim zdaniem, znacznie ciekawszego, przynajmniej jeśli chodzi o granice ludzkich możliwości. Przebiegł ten dystans na samej wodzie w dwie godziny, sześć minut i trzydzieści pięć sekund.
W 2007 roku USATF, amerykański związek lekkiej atletyki wydał całkowity zakaz używania słuchawek podczas imprez biegowych. Już w 2008 roku kontrowersyjny zapis został złagodzony i obecnie dotyczy tylko zawodników startujących w imprezach rangi mistrzowskiej i walczących o nagrody.
Jak powszechnie wiadomo, bieganie – jako forma spędzania czasu i sposób na utratę kalorii, eksplozję popularności zawdzięcza tylko i wyłącznie rozwojowi internetu. Tak, wiem, że pan Tomasz Hopfer radził sobie bez niego, ale mimo wszystko bieganie dzisiaj jest znacznie popularniejsze – i to pomimo braku jego charyzmatycznej osobowości.
Jeżeli czytasz ten tekst, to pewnie ją masz. Młodszą albo starszą, ładniejszą albo brzydszą, mniej lub bardziej wymagającą, jedną albo… no dobra, starczy – chodzi mi o życiówkę. Pewnie nawet o nią walczyłeś. Pewnie nawet przygotowywałeś się do tego dnia kilka miesięcy, ubrałeś się odpowiednio, piłeś tyle ile trzeba – ale nie więcej… a tu nagle przychodzi nowy sezon i z czystej męskiej przyzwoitości (nieprzyzwoitości?) wypadałoby zrobić następną.
W trzy dni po Maniackiej Dziesiątce, bodaj drugiej co do wielkości imprezie w kraju, spotkałem na treningu Maćka. Poszło mu całkiem nieźle – trzydzieści minut z sekundami wystarczyło na czwarte miejsce, pierwsze z Polaków. Zawsze to cztery stówki do przodu. Po kilku minutach rozmowy pyta: – Nie masz może jakiejś roboty? Ano, nie mam. Maciek wczoraj wystartował w półmaratonie. Zrezygnował po kilku kilometrach – przed nim co prawda byli tylko Kenijczycy (sześciu) i Etiopczyk, ale za to miejsca nagradzane były tylko pierwsze trzy.
Popularny mit maratoński głosi, że każdy, kto ukończy królewski dystans, już jest zwycięzcą. Od ubiegłego tygodnia nie mogę niestety z nim dłużej żyć.
2012, jak na rok z poważnymi aspiracjami do końca świata przystało, zapisał się na kartach historii znacząco. Szeroko komentowane sukcesy, porażki, huragan Sandy zamiast maratonu w Nowym Jorku. Ale jest coś jeszcze. Oszustwa.
Niestety, w końcu do tego doszło. Jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało, statystycznie powinno było się to wydarzyć już jakiś czas temu. Podczas Maratonu Poznańskiego jeden z zawodników poszedł śladami Filippidesa, o jeden krok za daleko.