Czytelnia > Dieta > Czytelnia > Felietony > Zdrowie i motywacja
Bieganie naturalne a podejście do jedzenia
Z żywieniem jest podobnie jak z butami – jedni za „ekologiczne” uznają tylko naturalne włókna albo skórę, inni będą się przed skórzanymi butami chronić krucyfiksem i czosnkiem, wybierając tylko te wykonane z całkiem sztucznych materiałów, najlepiej pochodzących z recyklingu.
Na łamach biegania (październik 2008) przedstawialiśmy kiedyś koncepcję Joe Friela (trenera sportowców uprawiających dyscypliny wytrzymałościowe) i Lorena Cordain (wykładowcy na wydziale zdrowia i technik treningowych na Colorado State University, zajmującego się medycyną ewolucyjną), którzy głoszą powrót do korzeni mówiąc – jedz jak jaskiniowiec. Paleodieta zakłada wyeliminowanie z diety produktów zbożowych, do których to nasz organizm nie miał się jeszcze okazji przystosować od czasu, kiedy człowiek nauczył się przetwarzać zboże, prowadził łowiecko-zbieracki tryb życia. Podstawą paleodiety jest duża ilość chudego mięsa – najlepiej jak najmniej przetworzonego, jeszcze lepiej dziczyzny. Oprócz mięsa oczywiście należy jeść dużo owoców i warzyw. Skrajnie po drugiej stronie naturalnego żywienia znajduje się dieta wegetariańska, w której nie ma mowy o jedzeniu mięsa, a w jej bardziej restrykcyjnej formie – weganizmie nie spożywa się niczego, co pochodziłoby od zwierząt, również mleka i jaj.
Jeśli ktoś zacznie sypać z rękawa argumentami, że człowiek jest urodzonym mięsożercą, drapieżnikiem, że wegetarianizm jest sprzeczny z jego naturą, że nie jest w stanie uzupełniać białka i na dłuższą metę kompletnie wyniszczy sobie organizm – cóż, wystarczy podać mu kilka nazwisk czołowych światowych biegaczy. Carl Lewis? Edwin Moses? Albo ultramaratończycy – Scott Jurek i Marco Olmo? Nazwiskami możemy sypać dalej. Z ich wynikami trudno polemizować. A te wyniki chłopaki zrobili będąc wegetarianami czy weganami odmawiającymi sobie także nabiału. I nadal mają się całkiem nieźle, stanowiąc niewygodny kontrargument w dyskusji o wegetarianizmie sportowców.
Wątróbka z cebulą. Fot. istockphoto.com
Joe Friel i Loren Cordain uważają jednak, że 60% kalorii spożywanych w ciągu dnia powinno pochodzić w naszej diecie z chudego mięsa, owoców morza i ryb a reszta ze świeżych owoców i warzyw. Dlaczego powinniśmy jeść tak dużo mięsa? Między innymi dlatego, że tylko ono jest w stanie uzupełnić dobrze białko, którego potrzebuje organizm biegacza do regeneracji po intensywnym treningu. Owszem, możemy taką ilość białka pozyskać także z roślin, ale liczba kalorii, którą przy tym pochłoniemy, będzie znacznie większa, a sportowcom zależy też na odpowiedniej – niezbyt dużej masie. Pokazują tym samym, że mięso jest bardziej efektywne. Na paleodiecie bazuje na przykład Dean Karnazes – człowiek, który przebiegł 50 maratonów w 50 stanach w 50 kolejnych dni, był także zwycięzcą 4 Desert Race Series i Badwater Ultramarathon. Zapytany o to co jada, Karnazes odpowiada: „Stosuję coś, co nazwałbym dietą neandertalczyka. Odrzucając przetworzone jedzenie i produkty zbożowe, bo czy mogliśmy jeść zboża, kiedy byliśmy jaskiniowcami? Jem warzywa, owoce i chude mięso.” Friel w swojej książce „Paleodieta dla sportowców” pisze, że skoro nie karmimy lwa ani tygrysa płatkami owsianymi ani sałatkami jarzynowymi, tylko tym, co najbardziej zbliżone do ich jedzenia w naturze – dlaczego z człowiekiem miałoby być inaczej?
Zwolennicy wegetarianizmu mówią natomiast, że odpowiednio skomponowana dieta roślinna przyczynia się do wzrostu formy sportowców. Scotta Jurka znamy z wygranych w najbardziej prestiżowych ultramaratonach na świecie, np. Spartathlonu. Scott jest weganinem. Na dietę wegańską przeszedł z troski o środowisko i o swoje zdrowie. W Ultramaratonie Western States (100 mil) Jurek zwyciężył już jako weganin. „Miałem pewne wątpliwości przed biegiem.” – mówi. „Obawiałem się czy dostarczę sobie odpowiednią ilość białka podczas biegu, lecz po tym jak wygrałem zdałem sobie sprawę, że dieta wegańska naprawdę działa”. Scott część zjadanych warzyw hoduje we własnym ogrodzie. Dziennie Jurek spędza około 2 godzin na przygotowywaniu posiłków, mieląc własną mąkę razową i wyciskając sok z warzyw. W 2005 roku Scott Jurek zaszokował cały świat biegaczy, wygrywając najpierw 100 milowy (około 161 km) kalifornijski ultramaraton Western States 100 po raz siódmy z rzędu, a dwa tygodnie później 135 milowy (około 217 km) Badwater Ultramarathon, prowadzący z Amerykańskiej Doliny Śmierci do Mount Whitney. W wywiadzie dla Organic Athlete Scott mówi: „Zauważyłem, że czas regeneracji mojego organizmu zdecydowanie się skrócił, poziom energii jest wyższy, a także o wiele mniej choruję. Czuję się świetnie, i chciałbym zaznaczyć, że spożywam dużą ilość kalorii i nie uważam, aby moja dieta miała jakiekolwiek ograniczenia i restrykcje”.
Carl Lewis we wprowadzeniu do książki Jannequin Bennett pt. „Very Vegetarian” pisze:
Ja zdołałem się przekonać, że białko zawarte w mięsie nie jest potrzebne do tego, aby być jednym z najlepszych sportowców na świecie. Prawdę mówiąc, mój najlepszy rok na bieżni to ten, gdy przeszedłem na dietę wegańską. Co więcej, dzięki kontynuacji diety wegańskiej moja waga ciała jest stale pod kontrolą, a ja mogę cieszyć się bardzo dobrym wyglądem (wiem, że brzmi to próżnie, ale przecież każdy z nas chciałby wyglądać tak, aby podobać się samemu sobie). Mogę obecnie dużo więcej jeść i czuję się z tym rewelacyjnie…
To, co łączy te dwa różne podejścia do żywienia to jedzenie jak najmniej przetworzonych produktów. W Stanach Zjednoczonych już od dosyć dawna jest boom na tzw. „organic food” – pochodzące z farm stosujących „ekologiczne” metody produkcji. Takie jedzenie jest oczywiście droższe, ale jeśli w USA chcesz być trendy – kupujesz „zielone”.
Magdalena Ostrowska-Dołęgowska, „Jeleni udziec kontra soczewica”, część tematu numeru, Bieganie, lipiec-sierpień 2010