Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Chciałbym… [FELIETON]
Zastanawialiście się kiedyś, co chcielibyście osiągnąć dzięki triathlonowi lub w nim samym? Otóż mi się to właśnie dziś przydarzyło podczas jednej z tych ciągnących się „nocnej Polaków rozmowy”.
Rozmowa odpłynęła w dość abstrakcyjne dla mnie rejony, pozostawiając z postawionym samemu sobie pytaniem o oczekiwania wobec własnego hobby. Co chciałbym zmienić, ulepszyć, zachować? Postanowiłem spisać kilka pierwszych myśli „na gorąco”…
Fot. www.triathlontrainingisfun.com
Chciałbym cieszyć się treningiem, nie wpadając w pułapkę „zadań do wykonania”. Dzieci potrafią biec, ile sił w małych nóżkach, od punktu do punktu. Kiedy się zmęczą, stają na chwilę i po paru sekundach odpoczynku gnają dalej. A wszystko to z uśmiechem na ustach. Nie planują tempa odcinków, ani liczby lizaków, które muszą zjeść, żeby uzupełnić węglowodany. Chciałbym zachować tę spontaniczność, nie dopuszczając do siebie rutyny.
Chciałbym umieć zawrócić z treningu, który mi nie idzie. Tak jak nauczyłem się przerywać lekturę nieciekawych książek, czy oglądanie kiepskich filmów.
Chciałbym nie epatować swoim bohaterstwem na facebooku, kiedy pokonam morderczą trasę treningu pod wiatr. Wiem, że to niezwykle ważne w kontekście mojej kariery i kosmosu, a moja rodzina wykonuje w tym czasie tylko nudne i nieistotne zadania jak zakupy czy sprzątanie. Po prostu nie chciałbym stracić kontaktu z rzeczywistością, przekraczając granicę absurdu, oczekując, że należy mi się medal i podziw, bo pojeździłem sobie na rowerku.
Chciałbym nie mieć w szafie piętnastu par butów kupionych za bezcen przez internet u Helmuta pod Dortmundem lub Johna z Londynu. Być może wystarczą mi trzy (no może pięć) par, które kupię w swoim mieście w stacjonarnym sklepie u ludzi, z którymi można pogadać, spotkać się na zawodach. Chciałbym powstrzymać się od targowania o kilka procent doceniając ich pracę i włożony wysiłek w stworzenie przyjaznego mi miejsca, tak jak nikt nie targuje się o obniżenie mi wierszówki za ten tekst.
Chciałbym nie opowiadać wszystkim napotkanym ludziom, co mnie boli, jakie kontuzje ciągną mi się od lat, ile mam nadwagi. W miarę możliwości chciałbym również nie być raczony takimi pasjonującymi opowieściami.
Chciałbym podawać swoje wyniki bez tych wszystkich historii, które na niego wpłynęły. Nieprzespana noc, paluszek, główka. Sport powinien uczyć charakteru, niech nauczy mnie przyjmowania faktów (wyników) takimi, jakie są. Bez przypisów i komentarzy. Jeżeli mogło być lepiej, niech udowodnię to następnym razem.
Chciałbym wypić z kolegami czasem o dwa piwa za dużo, spóźnić się na poranny trening, a w końcu stwierdzić, że mam wszystko gdzieś. Nakryć się kołdrą i pójść dalej spać.
Chciałbym wyjechać na urlop, gdzie nie ma kompletnie szans na trening. Nie da się tam biegać, jeździć na rowerze, ani pływać. Rozejrzeć się i zobaczyć sporo rzeczy, o których zapomniałem, choć wciąż są wokół mnie.
Chciałbym móc uprawiać ten sport tak długo, jak tylko się da. Walczyć z przytłaczającą pod dachem zimą, cieszyć się wiosną i latem, doceniać każdy dzień jesieni wyrwany paskudnej pogodzie. A kiedy nie będę mógł lub nie będę chciał się już dalej w to bawić, chciałbym zachować wszystko to, czego dzięki triathlonowi się dorobiłem. Organizacji dnia, zdrowszego jedzenia, wielu dobrych znajomych, lepszej formy.
Chciałbym osiągnąć wynik, z którego będę dumny. Trening czy zawody? Czas czy miejsce? To nie ma znaczenia. To ma być wspomnienie, które powracając zawsze wywoła uśmiech na twarzy. Coś, co mierzone będzie tylko poziomem własnej satysfakcji, nie liczbą smsów z gratulacjami.
Chciałbym pamiętać te wszystkie postanowienia do jutra i wprowadzić w życie chociaż kilka z nich…
Tekst pochodzi z Magazynu Triathlon, będącego częścią miesięcznika Bieganie.