Czytelnia > Felietony > Wydarzenia
Ciemne oblicza amatorskiego sportu. Dlaczego biegacze oszukują?
Do napisania tego tekstu “zainspirowała” nas uczestniczka warszawskiego 34. Biegu Niepodległości. Pani mimo braku możliwości zapisu na imprezę (było już za późno pod każdym względem) wystartowała w nim tym samym łamiąc regulamin, o czym zresztą poinformowała i w swoich mediach społecznościowych, i w korespondencji prywatnej z… organizatorem. Zatem rzucamy na stół pytanie: dlaczego biegacze oszukują? I jak z tym walczyć?
Oczywiście, u podstaw wszelkich działań profilaktycznych zawsze stoi edukacja. To dla nas oczywiste, dlatego robimy to od lat, pisząc o biegowym savoir-vivre, przedstawiając zapisy regulaminu różnych imprez czy opowiadając o kulisach organizacji. Wszystko po to, by biegaczki i biegacze wiedzieli, że poszczególne aspekty zawodów i zasady na nich panujące nie zostały stworzone, by komukolwiek utrudnić życie tylko dla wspólnego bezpieczeństwa i z poczuciem odpowiedzialności za uczestników.
Inna sprawa, że udział w imprezach sportowych kojarzy się raczej z rywalizacją, wytrwałością i zasadami fair play, a nie z rywalizacją ponad wszystko czy egoizmem połączonym z chęcią “postawienia na swoim” w imię publikacji w social mediach zdjęcia z medalem. Jak zatem uzasadnić oszustwa, o których co jakiś czas słyszymy lub których jesteśmy świadkami? I co robić, by tego typu zachowań było jak najmniej?
Kto biegnie: Anka czy… Wiktor i Magda?
Do najsłynniejszych oszustw należy bieganie na cudzym numerze startowym.Oczywiście, często w takich przypadkach pojawiają się głosy, że organizator sam jest sobie winny, jeśli nie dopuszcza przepisywania numeru pomiędzy uczestnikami lub robi to za zbyt wygórowaną według niektórych osób stawkę. Albo tak jak w przypadku naszej “inspiratorki” – bo nie pozwolił na zapisanie się na kilka godzin przed startem imprezy.
Choć trzeba przyznać, że wcale nie taka odległa historia największych światowych maratonów na czele z Bostonem ma na swoim koncie sytuacje, gdy kreatywni uczestnicy postanowili w nich uczestniczyć mimo wszystko. Ale nie na cudze dane ani nie bez numeru, lecz na falsyfikacie numeru startowego, który spreparowali na wzór oryginału. Nie tylko Polak potrafi? To niestety nie są słowa uznania. Na szczęście po wykryciu tym podobnych oszustw organizatorzy publicznie je potępiają, starając się ze wszystkich sił zapobiegać tym podobnym zdarzeniom w przyszłości. Co nie zawsze jest możliwe chociażby ze względu na skalę imprezy.
Jednak tu warto podkreślić, że takie zapisy w regulaminie nie biorą się znikąd. Uczestnikom wydaje się, że “to nic takiego, zmienić dane jednej osobie”, ale nie mają wiedzy o tym, jaka jest skala takich zmian i ile osób pisze z podobną sprawą w tym samym czasie – oraz ile czasu takie zmiany zajmują. W proces zmiany danych zaangażowane jest kilka osób po stronie organizatora – nie tylko osoba zarządzająca systemem informatycznym, ale także przedstawiciel firmy pomiaru czasu, który wyniki uczestników automatycznie wiąże z numerem startowym i właśnie danymi osobowymi. Chyba każdy z nas chce mieć pewność ratyfikacji swojego rekordu życiowego, prawda?

Bezpieczeństwo ponad wszystko
Inna kwestia to ubezpieczenie. Kupując pakiet startowy zawieramy z organizatorem umowę, w ramach której on zapewnia nam na czas biegu ubezpieczenie NNW. Czyli podmiotem takiego dokumentu jest osoba, która rejestruje się do biegu, a nie ta, która fizycznie uczestniczy w imprezie. Choć zgodnie z regulaminem powinien to być oczywiście ten sam, jeden człowiek – to właśnie on zgodnie z zapisami ma prawo ubiegać się o dopełnienie formalności na wypadek, gdyby na trasie biegu uległ wypadkowi.
Wiadomo, umowy zawiera się na złe czasy i nikt nie zakłada, że z biegu wróci w więcej niż jednym kawałku, ale kto wie, co nas spotka? Właśnie po to jest ubezpieczenie i zawarte w zgłoszeniu dane dotyczące stanu zdrowia. Naprawdę nie warto ryzykować, bo skutki mogą być dla nas bolesne jeszcze długo po imprezie, a zamiast cieszyć się medalem i pozytywnymi emocjami, będziemy przywoływać w pamięci zdarzenia, które nas unieszczęśliwiły lub odbiły się, kolokwialnie rzecz ujmując, czkawką.

Wyposażenie obowiązkowe jest obowiązkowe. I kropka!
W tym momencie warto wspomnieć również o kwestii zapisów regulaminowych dotyczących wyposażenia obowiązkowego w biegach górskich i trailowych, niezależnie od długości dystansu, a na dystansach ultra to już szczególnie. Wielokrotnie o tym wspominali organizatorzy biegów tłumacząc, że nie jest to ich widzimisię i chęć utrudnienia życia biegaczom czy narażania na dodatkowe koszty, ale właśnie zadbanie o ich bezpieczeństwo.
Owszem, za każdym razem mamy do czynienia z dorosłymi i wydawałoby się odpowiedzialnymi ludźmi, ale w praktyce, jak wiemy, bywa z tym różnie. I choć dalecy jesteśmy od prowadzenia za rękę i przesadnego myślenia za innych, to jednak stoimy na stanowisku, że o pewnych fundamentalnych kwestiach trzeba mówić, pisać i powtarzać do bólu, zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z szeroko rozumianymi debiutantami. To taka nasza misja i wkład w rozwój tego środowiska i mocno wierzymy w to, że ma ona sens niezależnie od czasów, w których przyszło nam żyć, biegać i współorganizować imprezy.
Na ile kilometrów ten maraton?
O tym, że trasa bywa źle wymierzona przez organizatora dobrze wiemy, znamy przykłady z różnych imprez i różnych dystansów, gdy działało to w dwie strony. Jedni na mecie mogli cieszyć się nieuprawnionymi życiówkami i wynikami, których nie można było ratyfikować, a inni przeklinali organizatora za pogrzebanie szansy na życiówkę z powodu za długiej czy źle oznaczonej trasy.
Ale historia nieraz nam pokazała, że i biegacze mają tu co nieco na sumieniu, zazwyczaj w sposób mniej lub bardziej widoczny skracają trasę. Jedni biegną po chodnikach i mocno ścinają zakręty, inni szukają w mieście skrótów i podjeżdżają różnymi środkami masowej komunikacji (jak 30% maratończyków w Meksyku w 2023 roku) lub… siły do kolejnych biegów na pętli zbierając w toi-toi-u.
Doping nie tylko od kibiców
Na koniec zostawiamy temat, który rozgrzewa wyobraźnię i niejedną debatę zarówno w sporcie amatorskim, jak i wyczynowym. Doping, czyli spożywanie substancji zakazanych. Jeśli wydaje się wam, że to zagadnienie dotyczy tylko sportowców wyczynowych to… tak, rzeczywiście się wam wydaje.
Nie od dziś wiadomo, że w sporcie amatorskim, w tym również w bieganiu, ogromny jest rynek substancji i metod zakazanych, na czele z chociażby nielegalnymi steroidami anaboliczno-androgennymi, hormonami, SARM-ami. A przecież wielkość rynku determinuje popyt, co daje nam obraz sytuacji w niekoniecznie jasnych barwach. I choć tu przodują raczej użytkownicy siłowni i amatorzy kulturystyki, to znane są przypadki, gdy testy na obecność substancji zakazanych wychodziły dodatnie u zwycięzców i zwyciężczyń największych imprez biegowych w Polsce (jak ostatnio w Poznaniu).
Czy to zdarzenia jednostkowe? I tak, i nie. Jednak edukacja społeczna, którą prowadzą powołane do tego instytucje: w Polsce jest to Polska Agencja Antydopingowa POLADA kierowana przez dr Michała Rynkowskiego, zaś na świecie WADA pod prezydenturą Polaka, Witolda Bańki, są jak kropla drążąca skałę. Bardzo w to wierzymy! Bo doping to nie jest tylko kwestia uczciwości i grania fair play, ale i naszego zdrowia.

Podsumowując, podkreślmy wyraźnie: w bieganiu chodzi o pasję, zdrowie, poczucie wspólnoty i dobre emocje. Wyzwania też są ważne, ale podchodźmy do nich zgodnie z zasadami fair play. Każdego roku na świecie setki tysięcy biegaczy i biegaczek docierają do mety pokonując swoje granice i codzienne trudności. To ich nagroda za ciężką pracę na treningach i za uczciwą rywalizację na trasie. Zróbmy wszystko co w naszej mocy, by rzeczywiście była ona uczciwa. Wszystkiego biegowego! I do zobaczenia na niejednych zawodach.