fbpx

Czytelnia > Felietony

Czy kobiety wygrywają dzięki pomocy mężczyzn? „Większość z nich nie startuje solo. Za to na podium wchodzą same.”

istock.com

istock.com

Boli mnie to, że dziewczyny korzystają z pomocy facetów na zawodach, w których nie ma klasyfikacji drużynowych. A jeszcze bardziej boli mnie rozdwojenie jaźni: coś, co jest w regulaminach wyraźnie zabronione, jest jednocześnie powszechnie akceptowane. Dziewczyny biegają, korzystając z nieregulaminowej pomocy, na podium wchodzą same. To nie jest ok.

Nie mówimy tu o zawodach, w których jakieś formy „współpracy” są dopuszczalne i / lub konieczne, czyli o żadnych startach zespołowych, wyścigach kolarskich czy wrotkarskich. Odnoszę tu się do górskich biegów ultra oraz długodystansowych biegów na orientację, w które ostatnimi czasy bardziej wsiąkłam. Wsiąkłam i oczy mi się otwierały coraz szerzej i szerzej ze zdziwienia.

Jak się pomaga dziewczynom?

Start na 100+ km, kilkuset zawodników. Przed 50.kilometrem dobijam do dwóch zawodniczek. Zanim ostatecznie zostawię je za plecami, obserwuję ich towarzystwo, ewidentnie nieprzypadkowe. Widać było wyraźni, kto tu dla kogo jest, czyj to wyścig. Jeszcze większe zdziwienie, żeby nie powiedzieć szok i niedowierzanie, kiedy podczas startu w pucharowej „pięćdziesiątce” na orientację zobaczyłam zawodniczkę z męską obstawą… Nawet nie miała mapy w ręce. Żadna z wyżej wymienionych dziewczyn nie miała skrupułów, żeby odebrać później nagrodę na podium. W kategorii kobiety solo.

Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko temu, aby umawiać się na wspólny start podczas zawodów nie-drużynowych. Zwłaszcza wtedy gdy zaczynamy, gdy mamy przed sobą pierwszą nockę w trasie, gdy dopiero uczymy się nawigować. Zawodów, gdzie startuje się w 2 lub 4 osoby jest tak niewiele, że nie da się odkładać szlifowania umiejętności pod okiem bardziej doświadczonych wyłącznie w takich warunkach. Wspólny start może być świetnym sprawdzianem czy treningiem przed docelowym startem jako zespół, wreszcie – może być po prostu miłą przygodą. Niedopuszczalne dla mnie jest, żeby startując niesamodzielnie – wychodzić sama na podium.

Z czasem dotarło do mnie, że taka „formuła” uczestnictwa kobiet w ultra, a także na długodystansowych zawodach na orientację, jest standardem. Z góry, od pierwszych nazwisk, na sam dół listy wyników. Łatwiej byłoby wymienić te kobiety, które przestrzegają zasad ścigania się solo, niż regularnie startujące z supportem. Jak dziewczyna, która – co widziałam nie raz – nawet nie niosła na swoich plecach wyposażenia obowiązkowego. Miała od tego tragarza. Jest osobą znaną i lubianą, czy nie powinna świecić przykładem dla innych?

W tym momencie sama się pocieszam, że nie widziałam na własne oczy takich „grubych” akcji jak użycie holu, podwożenie, obsługa poza punktami… a nie, ups, widziałam. Samochód z otwartym bagażnikiem, mobilne 2 w 1: punkt odżywczy z przepakiem. Byłoby ok, gdyby nie fakt, że samochód daleko od oficjalnego punktu.

Kolega opowiadał mi, jak gdyby nigdy nic – to nie było zwierzanie się z wstydliwej tajemnicy – o tym jak towarzyszył koleżance na trasie Ultramaratonu przez ponad… 40 kilometrów do mety. Była na podium, a różnice między pierwszymi dziewczynami na mecie tego dnia – niewielkie. Naprawdę, nie widzisz w tym nic dziwnego?

Sięgnijmy do najlepszych, top of the top górskich biegów. Przypomnę tu słynny „wyczyn” Izabeli Zatorskiej w biegu na Elbrus w 2016 roku. Można mówić o absolutnie fenomenalnym wyniku, ale co zapamiętamy to – delikatnie ujmując – niesmak po informacji o użyciu hola biegowego. Rzekomo do asekuracji – kto dał się nabrać na te tłumaczenia? Jeżeli było zbyt niebezpiecznie, trzeba było zostać w bazie. Wstyd tym większy, że Zatorska wyjechała na te zawody za publiczne pieniądze, nasze pieniądze (ze zrzutki na portalu zbiórkowym).

Wybierz dowolne zawody ultra, na których jest kilkukrotny pomiar międzyczasów. Wyszukaj na liście wyników kobiety i porównaj sąsiadujące międzyczasy mężczyzn. Albo start na orientację z zastosowaniem elektronicznego / smsowego potwierdzania PK. Jak to jest, że różnice są mikroskopijne, sekundowe, od pierwszego punktu aż do mety, i wszyscy mają to gdzieś?

Zaryzykuję stwierdzenie, że większość dziewczyn nie startuje solo. Najczęściej pod opieką innych zawodników, bo na ultra czy bno „klasyczne” zającowanie znane z maratonów ulicznych, czyli za pomocą osoby bez numeru, byłoby zbyt skomplikowane do wykonania. A może zbyt łatwe do wykrycia? A tak, to kto mi udowodni, że my nie biegniemy w tym samym tempie przez sto kilometrów zupełnie przypadkiem?

A co na to regulamin?

Regulaminy zamykają te zasady dopuszczalnej pomocy w jednym – dwóch prostych zdaniach, nie odnosząc się do płci. Standardem jest zakaz zającowania, udzielania pomocy między punktami przez osoby trzecie (na niektórych zawodach – również na punktach nie ma możliwości skorzystania z prywatnego przepaku czy odżywek), użycia innych sił do przemieszczania się niż własne nogi. Wygrywa ten i ta, którzy pierwsi dotrą do mety. Nie drużyna.

Mi też się zdarza mieć z tym problem. Podczas ostatniego sezonu szybkich zawodów na orientację biegałam razem z bratem. Okazało się na koniec, że jestem najwyżej w klasyfikacji. Na nic tłumaczenia, że to ze względu na obecność na wszystkich etapach, a wspólne starty nie mogły mi pomóc w wyniku, ponieważ brat miał zawsze późniejsze minuty startowe, a jeszcze traciliśmy czas na kłótnie o wybór wariantu. Uciekłam z bazy przed wręczeniem dyplomów.

Start w ultra kilka tygodni temu, początkowe kilometry, kilkakrotnie mijam się z jednym zawodnikiem… może 8, 10 razy. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, widząc nas na kolejnych kilometrach blisko siebie, że biegniemy razem. No i jeszcze poprosiłam go o odrobinę wody, kiedy okazało się że mój bukłak już wysuszyło, a do punktu daleko. Nie wiem, czy nie przekroczyłam granicy dozwolonej pomocy. Jednoznaczności brak. Nie chodzi o intencje, czy to zaplanowałam, czy wcześniej się umawialiśmy. Chodzi o fakty.

Najlepszym przykładem tego, że każda sytuacja może być różnie interpretowana z różnych punktów widzenia, jest jedyne DNQ na ostatnim ŁUT (Łemkowyna Ultra-Trail). Kinga przed PK w Iwoniczu zeszła z trasy, została zwieziona do punktu. Tam zaopiekowała się nią ekipa wolontariuszy. Pomimo informacji, że przyjechała a nie dotarła na własnych nogach, po odpoczynku i uzdrawiającym masażu została wypuszczona aby wrócić na trasę, wręcz była zachęcana do kontynuowania wyścigu. I to przez kogo – ludzi stojących tam w imieniu organizatorów. Tak, cudownie że zagrzewali do walki, ale czy nie powinni być strażnikami zasad? Czy nie było ich obowiązkiem przynajmniej poinformować Kingę, jakimi konsekwencjami grozi powrót na trasę z numerem startowym? Wróciła do miejsca, w którym zeszła. Wysiadając z auta natknęła się na zawodników, którzy nie przemilczeli sytuacji. Nawiasem mówiąc, o formie reagowania na przypadki łamania regulaminu też można by podyskutować i napisać kolejne kilka stron. Ostatecznie skończyło się DNQ… w Iwoniczu. Moim zdaniem najbardziej nie fair zachowali się ludzie na punkcie oraz kierowca. To nie było w porządku ani wobec Kingi, ani wobec innych zawodniczek.

Dlaczego tak się dzieje?

Skoro to takie zwyczajne, że dziewczyny na trasie są niesamodzielne, to może zastanówmy się dlaczego?

Obiektywnie rzecz biorąc nie ma przecież powodów, aby dziewczyny traktować jak niepełnosprawne, które same sobie nie poradzą. Zwłaszcza w biegach ultra, gdzie psychiczna odporność i wytrzymałość, cechy typowe dla statystycznej kobiety (tak, pojadę tu schematami) są istotną składową wyniku. Dziewczyny nie potrafią nawigować? Argumenty sprzed dwustu lat nie mają dzisiaj racji bytu. Kobiety potrafią być dyrektorami, korzystać z prawa głosu w wyborach, prowadzić samochód, to i nawigację ogarną. Różnice w wynikach które widzimy w tabelach nie są dowodem na to, że dziewczyna na zawodach nie poradzi sobie bez faceta (tu mogłabym się zacząć rozpisywać, skąd realnie te różnice się biorą, ale to nie ten czas i miejsce).

Jednocześnie mogę wymienić wiele powodów, dla których dziewczyny mogą preferować długie biegi w towarzystwie faceta. Bo dzikie zwierzęta, bo boję się sama po nocy, bo przecież trzeba mieć z kim pogadać;))) Facet uratuje jak będzie awaria albo jak się zgubię… Nie dyskredytuję tych argumentów. Ale jeżeli nie jesteś gotowa na samodzielny start, to jakim prawem pchasz się na jednoosobowe miejsce na podium?

Powodów tego, że tak wyglądają ultradystanse w wykonaniu kobiet, doszukuję się w nauce. Socjobiologia wiele tu wyjaśnia. Przypomnij sobie – jeszcze kilkadziesiąt lat temu kobietom nie wolno było brać udziału w maratonie, ba! uważano to za szkodliwe dla ich zdrowia. Sport = świat prawdziwych mężczyzn. I choć byśmy byli nie wiem jak przekonani do feministycznych argumentów, parytetów i równości płci czy nawet bezpłciowości, to za długo świat wyglądał tak jak wyglądał, żebyśmy się takich rzeczy pozbyli w ciągu jednego, dwóch pokoleń. Nie wygramy logiką z naszymi hormonami i tym, jak ukształtowała nas ewolucja. Pamiętaj – to dzięki temu, że facet latał z maczugą za mamutem, a kobieta czekała na niego w jaskini z młodymi szyjąc czy dziubiąc ziarno – my jesteśmy tutaj teraz. Nie tylko w skali makro, ale również jako jednostki, Ty i ja. Takie podziały i takie cechy jak to, kto się kim opiekuje, zapewniły nam przetrwanie gatunku – my po prostu mamy to w genach.

istock.com

istock.com

Dobierając się do tematu z drugiej strony, może warto również spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie – po co dziewczyny to robią?

Pierwsza, pozornie oczywista odpowiedź – dla nagród. Zaglądając w informacje o biegach i zdjęcia z dekoracji szybko się zorientujesz, jak słaby to argument. Na palcach jednej ręki można policzyć zawody ultra, w których są nagrody pieniężne. Nagrody rzeczowe zdarzają się częściej, ale jakoś trudno mi uwierzyć… chyba jednak łowcy, czy w tym przypadku łowczynie nagród zapisują się na krótsze dystanse, gdzie dużo łatwiej coś zdobyć. Dla mających wątpliwości polecam szybkie zadanie matematyczne: przeliczcie wartość nagrody za wygraną (powiedzmy bon na zakupu do sklepu biegowego, jakiś gadżet…) przez liczbę kilometrów lub godzin na trasie, czyli zużycie sprzętu. No nie ma opcji, żeby to się komuś opłacało.

O biegach na orientację nawet nie wspominam – nagrody w tej branży są zwykle bardzo symboliczne, nierzadko ograniczone do przysłowiowego uścisku dłoni prezesa. Albo dyrektora szkoły, w której jest baza zawodów.

No to może dla fejmu. Nie ma to jak pochwalić się foteczką z podium na fejsie, wrzucić takie tam z pucharem na insta. Gratulacje sypią się jak śnieg w marcu. Miłe, ulotne, nikomu niepotrzebne. Zawsze będzie ktoś szybszy, ładniejszy, lepszy. Czy sama sobie możesz powiedzieć że jesteś dumna, że zrobiłaś te zawody? Ten wynik? Tylko nie zapomnij dodać, że to nie jest Twój wynik. To tak jak z tymi co nie zmieścili się w limicie czasu, a nazywają się finiszerami. Są zawody, gdzie można nawet po zdobyciu mety w takich okolicznościach trafić na podium.

A może faceci chętnie pomagają dziewczynom, bo dzięki temu mogą się dowartościować? Zostań bohaterem jej wyścigu. Nie znajduję odpowiedzi, po co.

Realne korzyści

I tu zaczynamy powoli dochodzić do wniosku, że to całe supportowanie na trasie to jakaś lipa, bez celu i przyczyny, a ja próbuję zrobić wielkie halo z niczego. Otóż nie, drodzy państwo. Obecność towarzysza na trasie zmienia bardzo wiele. Podkreślę jeszcze raz – nie mówię o zawodach, które zrobimy między śniadaniem a obiadem. Gdy czas w drodze wynosi co najmniej kilkanaście godzin – z naszymi mózgami zaczynają dziać się przedziwne rzeczy. Jeszcze ciekawiej jest, gdy zaliczamy nockę (przy czym start na godzinę przed świtem nie da nam jeszcze takiego efektu). Nie wdając się w szczegóły, zmiany metaboliczne i hormonalne są ogromne. Wariuje odporność, reaktywność na warunki otoczenia, trawienie (o tym można pisać legendy…), no i last but not least – myślenie.

Nie ma fizjologicznie możliwości, aby utrzymać koncentrację przez 20 czy więcej godzin. W skrajnym przypadku organizm człowieka który jest sam w lesie, w środku nocy, zaczyna funkcjonować jak w sytuacji zagrożenia życia. Naprawdę trudno jest kontrolować tempo, pamiętać o regularnym nawadnianiu i odżywianiu, o prawidłowym odczycie odległości z mapy i wyznaczaniu azymutu nie wspominając, gdy przy ścieżce widzisz błękitnego tyranozaura który ma wzdęcia po tym, jak zeżarł taśmy wyznaczające trasę. Co gorsza, ten widok wydaje ci się zupełnie naturalny!

To wszystko wygląda zdecydowanie inaczej, gdy w tym ciemnym lesie nie będziesz sam(a). Co dwie głowy to nie jedna, banalne. Człowiek jest gatunkiem społecznym, w okolicznościach nieznanej, niesprzyjającej przyrody wspólnota obniża napięcie. Nie znalazłam na ten temat badań, mogę napisać to co wywnioskowałam z rozmów z zawodnikami, własnego doświadczenia i wiedzy o tym, jak działa ludzkie ciało: w towarzystwie ryzyko wszelkich plag ultra jest istotnie ograniczone. Dwóm osobom łatwiej ogarnąć kryzysy, będące chlebem (chyba żelem…) powszednim ultra. A umiejętność radzenia sobie z kryzysami, zjazdami, odpływaniem i sennością to nie tylko kwestia wyniku, ale przede wszystkim – być albo nie być na mecie.

Co na to organizatorzy?

Rozmawiałam z kilkoma organizatorami. Sami mężczyźni, nawiasem mówiąc. Żaden z nich nie zaprzeczył: opisane przeze mnie sytuacje nie są fair play, nawet jeżeli odrobinę wymykają się poza literalne zakazy regulaminowe (w niektórych przypadkach regulaminy nie były w tym zakresie dopracowane). Świetnie, czyli co do zasad i idei – zgadzamy się.

Idąc krok dalej – próbowałam zagadać również o konsekwencjach. Czy takie działania powinny być karane? Jak udowodnić faktyczny przebieg zdarzeń? Jeżeli kary czasowe, to jakie? A może dyskwalifikacja? Nietrudno zauważyć, że w regulaminach niezmiernie rzadko znajdują się konkretne zapisy dotyczące nakładania kar. Organizatorzy bardzo niechętnie stosują kary czy wyciągają konsekwencje wobec zawodników i zawodniczek, a jeżeli już – to za braki w wyposażeniu obowiązkowym. Nie mówi się o takich sprawach za dużo, zbyt głośno. Zatorska dostała pół godziny kary, co jedynie zmieniło jej miejsce w klasyfikacji open o 2 pozycje. Po wpisaniu w Google „Zatorska Elbus” wśród wyników wyświetlanych na pierwszej stronie jest tylko jeden artykuł, w którym jest mowa o holu. W nieoficjalnych rozmowach: „powinna być dyskwalifikacja”. No cóż, najwyraźniej się na sprawach wizerunkowych nie znam.

Zresztą, ze składaniem oficjalnych protestów też różnie bywa. Po pierwsze, komu by się chciało – naprawdę, każdy ma sryliard ważniejszych spraw na głowie pomiędzy sto dwudziestym kilometrem a metą, żeby jeszcze wyciągnąć telefon i nagrać, jak dziewczyna biegnie z innym zawodnikiem. Po drugie, nikt nie chce być kapusiem. Po trzecie, co mnie to obchodzi, która z nich jest na podium. Dopóki nie dotyczy to Twojej dziewczyny.

Co możemy z tym zrobić?

Dobra, była kupa narzekania, to teraz kilka pomysłów, jak można by to zmienić. Od razu zastrzegam, że nie proponuję bardziej restrykcyjnych zapisów w regulaminach i ostrzejszego stosowania kar – nie od dzisiaj wiadomo, że nie są to skuteczne środki zapobiegające przestępstwom.

Propozycja pierwsza, nie mojego autorstwa. Znieść odrębne klasyfikacje kobiet i mężczyzn, nagradzać tylko najszybszych w open bez względu na płeć. Pomysł warty rozważenia tym bardziej, że w ultra i bno nie stosuje się m.in. kategorii wiekowych, a wśród najlepszych wyników są obecne panie, co pewnie będzie się zdarzało coraz częściej.

Propozycja druga, raczej do zastosowania w orientacji niż na ultra, gdzie mogłaby być uznana za dyskryminację. Chodzi o (nieco) inną trasę dla kobiet. Znam tylko jedne zawody, na których to działa: Gezno. Hmm, trudne to do realizacji gdy wiemy, że jednak niejednej dziewczynie bardziej zależy na starcie w towarzystwie niż na podium, a bez możliwości startu „pod opieką” – być może zrezygnowałaby w ogóle z udziału.

Propozycja trzecia, dobra w teorii, ale absurdalna w praktyce. Rozstawienie sędziów na trasie i / lub sędziowskie oko na pierwszych zawodników. Podobnie jak się to dzieje na oficjalnych zawodach chodziarskich, maratonach czy mistrzostwach NW. Nie dość że awykonalne, to nie wykluczy to i tak nadal wątpliwości, czy ktoś biegnie razem przypadkiem czy w celu pomocy zawodniczce.

Propozycja czwarta, co do której jestem najbardziej przekonana. Kiedy startowałam na Mistrzostwach Europy we wrotkarstwie długodystansowym mastersów, nie tylko każda płeć, ale i każda kategoria wiekowa (!) miała osobną godzinę startu, ponadto każdy zawodnik miał naklejony numer w kolorze kategorii w trzech miejscach i obowiązywał zakaz podłączania się w tzw. pociąg zawodników z innym kolorem. Zresztą zobaczcie, że (chyba prawie) wszystkie starty na olimpiadzie czy mistrzostwach świata są osobne dla facetów i osobne dla kobiet. Na ultra czy długodystansowej orientacji mogłoby to oznaczać po prostu inną godzinę startu. Nie wydaje mi się to trudne do wdrożenia, duże zawody i tak trwają cały weekend, albo nawet i dłużej. A co z tymi dziewczynami, które chcą pierwszy raz spróbować ultra lub biegu z mapą pod męską opieką? Żaden problem, startują później razem z chłopakami, automatycznie pozbawiając się nagradzanego miejsca.

Propozycja piąta, nieco przewrotna. Skoro organizatorzy nie potrafią wyegzekwować przestrzegania regulaminowych zapisów o zakazie supportowania na trasie, to może po prostu trzeba z tych zakazów zrezygnować i wykreślić z regulaminów? Zającowanie, wsparcie na całej trasie – legalne. Nie podoba mi się to, ale jaki jest sens wpisywania do regulaminu zakazów pozwalając, aby pozostały martwymi zapisami?
Inne propozycje?

A co ja z tym zrobię?

Komu ja już nie opowiadałam, jak mnie to wkurza, takie nieprzestrzeganie sportowych zasad fair play. Tak samo jak wkurza mnie wyrzucanie śmieci na trasę. Nie ma we mnie zgody na to, że takie zachowania są w naszej ultra społeczności akceptowane. Tak po prostu jest, wszystkie dziewczyny tak robią, o co ci chodzi? „zawsze” i „wszyscy” – to mnie nie przekonuje ani trochę. Sami, same robimy sobie sporą szkodę, dewaluujemy sportową wartość tak osiągnięcia mety, jak i wyniku.

No i dziewczyny, przy tym co robicie proszę nie miauczeć, że nie traktują nas sprawiedliwie w kwestii nagród, które zazwyczaj są niższe niż dla facetów, albo nie ma ich wcale (to oczywiście wynika też z masy innych okoliczności, wiem wiem).

Nie mam jednak ochoty być donosicielką, na której widok mówią „o nie to znowu ona lezie składać protesty”. Nikogo za rękę nie złapałam. Nie będę robić scen, nie podając ręki koleżance z podium. Nie wymieniam z nazwiska i nie oznaczam koleżanek, których postępowanie mi się nie podoba. Lepiej jest promować szanowanie tych zasad, doceniać i mówić jak najwięcej o takich zawodniczkach jak Ula Zimny, która jest dla mnie wzorem. Nagłaśniać i nagradzać fair play, jak to miało miejsce w przypadku Agi Bratek na ostatnim DFBG.

Na koniec apel do dziewczyn, które wcześniej nie startowały same – gorąco namawiam i zachęcam do próby samotnego pokonania trasy. Gwarantuję, że odkryjecie, jakich niesamowitych aspektów, doznań się pozbawiałyście! Obiecuję, że dużo dowiecie się same o sobie. A satysfakcja na mecie będzie smakowała słodko jak nigdy dotąd.

Wpis pierwotnie został opublikowany na profilu facebookowym autorki. 

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Anna Witkowska

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

To już dziś! W piątek, 19 kwietnia rozpoczyna się 11. edycja Pieniny Ultra-Trail® w Szczawnicy. Podczas trzech dni imprezy uczestnicy będą rywalizować na 7 trasach od 6,5 do 96 kilometrów. W trakcie wydarzenia rozegrane zostaną […]

Szczawnica stolicą górskiego biegania, czyli startuje 11. edycja Pieniny Ultra-Trail®

Gościem czwartego odcinka cyklu RRAZEM W FORMIE. Sportowy Podcast, który powstaje we współpracy z marką Rough Radical jest Andrzej Rogiewicz. Znakomity biegacz, świeżo upieczony wicemistrz Polski w półmaratonie, “etatowy”, bo czterokrotny zwycięzca w Silesia Maratonie. […]

Zaufaj procesowi. Dobre wyniki rodzą się w ciszy. RRAZEM W FORMIE. Sportowy podcast – odcinek 4. z Andrzejem Rogiewiczem

Medal: najważniejsza nagroda dla wszystkich przekraczających linię mety, trofeum, którym chwalimy się wśród znajomych i nieznajomych. Jak będzie wyglądał medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja? Właśnie zaprezentowane wizualizację. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się też, że […]

Oto on: medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja! PKO Bank Polski Sponsorem Głównym imprezy

Wszystkie tkanki mięśniowe naszego ciała pracują podczas biegu. Od ich dyspozycji i formy zależy końcowy wynik osiągnięty podczas zawodów. Wiadomo więc, że należy je wzmacniać stosując ćwiczenia poza treningiem biegowym. Jednak bywa tak, że po […]

Trening biegowy i trening siłowy w jednym

Z Katarzyną Selwant rozmawiała Eliza Czyżewska Czym jest trening mentalny?istock.com To wiedza, jak ćwiczyć głowę, taka siłownia dla umysłu. W skład treningu mentalnego wchodzą różne zagadnienia, np. wzmacnianie pewności siebie, wyznaczanie prawidłowej motywacji, cele sportowe, […]

Trening mentalny biegacza [WYWIAD]

Karmienie piersią a bieganie – czy to dobre połączenie? Jakie zagrożenie niesie ze sobą połączenie mleczanu z… mlekiem matki? Odpowiadamy! Zanim zajmiemy się tematem karmienie piersią a bieganie, przyjrzyjcie się bliżej tematowi pokarmu matki: mleko […]

Karmienie piersią a bieganie

Kultowe sportowe wydarzenie otwierające Warszawską Triadę Biegową „Zabiegaj o Pamięć” już 3 maja. Poznaliśmy wzór oficjalnych koszulek biegu – są w kolorze błękitnym i prezentują hasło „Vivat Maj, 3 Maj”. Ich producentem jest marka 4F, […]

Koszulka 32. Biegu Konstytucji 3 Maja wygląda właśnie tak! Marka 4f partnerem technicznym Warszawskiej Triady Biegowej

Choć największy podziw budzą Ci, którzy linię mety przekraczają jako pierwsi, to bohaterami są wszyscy biegacze. Odważni, wytrwali i zdeterminowani, by osiągnąć cel – wyznaczony dystansem 42 km i 195 m – w liczbie 5676 […]

21. Cracovia Maraton: 5676 śmiałków pobiegło z historią w tle