Wydarzenia > Aktualności > Trening > Biegi górskie i ultra > Wydarzenia
Edyta Lewandowska przed Badwater: jeszcze nigdy nie czułam się tak silna
Już za chwilę, w poniedziałek, 22 lipca, wystartuje uchodzący za jeden z najtrudniejszych biegów świata – Badwater w Dolinie Śmierci w Stanach Zjednoczonych. Wśród zaledwie garstki wybrańców na starcie stanie Polka, Edyta Lewandowska. Co czuje tuż przed „godziną zero” i jak wyglądały jej ostatnie tygodnie? Przeczytajcie!
Ewa Paciorek: „Dobrze jest oddać się takiemu działaniu, w które możesz zaangażować się całym sobą; działaniu, które samo w sobie przynosi ci tyle radości, że sukces, uznanie czy aprobata po prostu nie mają znaczenia” – Anthony de Mello.
Tak napisałaś na swoim fanpejdżu w ostatnich dniach przed startem w najtrudniejszym wyścigu świata.
Twoją radość z przygotowań czuć było na każdym etapie. Co dziś czujesz, gdy wiesz, że to wydarzy się już za chwilę?
Edyta Lewandowska: Prawdę mówiąc, miałam ostatnimi tygodniami spore déjà vu poprzedniego roku przed UTMB, z którego wykluczyła mnie kontuzja mięśnia płaszczkowatego. Pięć ostatnich tygodni to była z mojej strony ogromna determinacja, by utrzymać głowę wysoko i lecząc Achillesa, wykonywać właściwie jedynie trening zastępczy w formie aqua joggingu i przy pomocy crosstrainera, jeżdżąc jednocześnie co tydzień na zabiegi do kliniki. Plus oczywiście długie sesje i treningi w saunie.
Od tygodnia jestem w Kaliforni i zaczęłam zaprzyjaźniać się już z lekkim towarzyszącym mi bólem… który z każdym dniem puszcza. Może więc gorące kalifornijskie słońce zaświeci mocno dla mnie w dniu startu, a nogi poniosą spod Badwater Basin do Mount Whitney.
Co czuję? Ogromną ekscytację oczywiście i radość. Nieprawdopodobnie cieszę się, że tu jestem. Badwater zawsze było jednym z moich marzeń. Nie wiedziałam nawet, że w tym roku jest 40. edycja i bieg uznany został za mistrzostwa świata na dystansie135 mil.
EP: To były długie miesiące. Pracy, walki, doświadczania siebie i swojego ciała. Jak na to patrzysz od strony sportowej, a jak – od tej ludzkiej, kobiecej? Co sprawiało Ci największą trudność, a co radość i satysfakcję? Jak wyglądały ostatnie tygodnie przygotowań, także od strony dietetycznej czy aklimatyzacyjnej, jak wyglądał trening uzupełniający?
Edyta Lewandowska: Od strony sportowej zrobiłam wszystko, co mogłam. Blisko 3 miesiące treningów na Teneryfie przyniosło efekty. Chyba nigdy nie czułam się tak silna fizycznie. Dużo czasu poświęcam przygotowaniu siłowemu, by zapobiegać kontuzjom. O mojej miłości do słońca i wysokich temperatur wiesz, ale trening w saunie był dla mnie nowością. Adaptacja cieplna przebiegła doskonale. W kluczowym momencie miałam 3 sesje po 45 minut z jednoczesnym treningiem. Czas leciał bardzo szybko, a jeszcze szybciej zaczęłam go odliczać, bojąc się, czy zdążę wyleczyć Achillesa.
Poza bólem i elektrolizą właściwie cieszył mnie każdy trening, oprócz oczywiście aquajoggingu, którego serdecznie nie cierpię, ale patrząc daleko wstecz, towarzyszył mi z powodzeniem przed jednym z moich najlepszych maratonów w Berlinie.
Jak widzisz, nawet to czego nie lubię, traktuję jako dobry prognostyk. Długie treningi biegowe też wyglądały inaczej, bo nauczona startem w Brazylii, skupiłam się również mocno na adaptacji żołądka do jedzenia stałych pokarmów, które zabierałam zarówno do sauny, jak i do plecaka na wycieczki biegowe.
EP: Trenujesz pod okiem doświadczonego trenera Sebastiana Białobrzeskiego. Jak układa się Wasza współpraca na co dzień? Co w niej lubisz najbardziej?
Edyta Lewandowska: Sebastian jest bardzo otwartym człowiekiem i to w nim lubię, że często rozmawiamy o treningu i jego wpływie na aktualny proces przygotowań. To jest dla mnie bardzo ważne, bo sama prowadząc zawodników kładę duży nacisk na kontakt z tym, kogo trenuję. Uważam, że każdy powinien rozumieć cel danej jednostki treningowej, wiedzieć, jakie on przynosić powinien korzyści. Poza tym, mam spokojną głowę, nie muszę sama układać sobie treningu jak to robiłam wcześniej i chyba mam odczucie, że sama trenowałabym ciężej.
EP: Wielokrotnie pisałaś i mówiłaś, że lubisz mieć cel i plan. Czy macie już plan na ten start?
Edyta Lewandowska: Tak, ja zawsze muszę mieć wszystko zaplanowane. O to też czasem toczę boje z moim teamem, który chyba w niektórych sytuacjach pozwala sobie na odrobinę luzu. To nie zarzut, bo mam choleryczny charakter i taki dystans też – sama się na tym łapię – często się przydaje. Muszę przyznać, że uczę się tego powoli i to też pozwala mi odpoczywać.
Badwater to bieg na przetrwanie. Wiem, że będę biegła swoje. Podobnie jak w Brazylii, pierwsze 80-100 km traktuję luźno, muszę się dogrzać. (Śmiech). A tak na poważnie, to oczywiście ważne, by mieć kontrolę, a jednocześnie nie poddać się emocjom jak większość mężczyzn, którzy kończą zawody zbyt wcześnie z powodu zbyt dużego tempa od startu. Według mnie, ten bieg zaczyna się od Panamint Springs.
EP: Badwater to wyścig w Dolinie Śmierci, wyzwanie dostępne dla nielicznych. Długą drogę przeszłaś, by tam się znaleźć. Czy myślisz już o życiu „po Badwater”?
Edyta Lewandowska: Dziś i aż do 22.07 myślę o Badwater.
Potem zobaczymy, jakie będą konsekwencje zdrowotne po tym biegu i od tego uzależniam rozpoczęcie przygotowań do Spartathlonu. Wymyśliłam sobie, że w jednym roku kalendarzowym pobiegnę 3 największe ultra na świecie. I nie zawaham się przed zrobieniem tego. Brazylię mam na tarczy, Badwater już za chwilę, a na liście startowej Spartathlonu jest już nazwisko Lewandowska.
EP: Na koniec dość delikatny temat. Jakiś czas temu, gdy Patrycja Bereznowska przyznała, że ma nowotwór, zadeklarowałaś, że ją wesprzesz. Czy chcesz coś o tym powiedzieć więcej?
Edyta Lewandowska: Moja Fundacja wsparła leczenie Patrycji. Potrzebna kwota została zebrana i wszyscy trzymamy kciuki, by Pati wróciła do zdrowia i na biegowe trasy. Jesteśmy umówieni na rozmowę z Chrisem Kostmanem, dyrektorem Badwater. Tu wszyscy pamiętają Patrycję doskonale i życzą Jej zdrowia. Będziemy rozmawiać o nagłośnieniu zbiórki.
Ja sama również walczę o wsparcie dla osób dotkniętych chorobami nowotworowymi. Pracujemy nad Projektem Route 66, który w zamyśle ma propagować profilaktykę nowotworową. Ten temat jest mi bardzo bliski i zawsze mówię o tym głośno.
Poza projektem marzy mi się pewien szalony pomysł, o którym rozmawiamy w fundacji. Na dziś za wcześnie by o nim mówić ale czuję, że mnie to bardzo napędza do działania i jednocześnie motywuje do pracy i treningów.
EP: Dziękuję Ci za rozmowę, Edyto. W imieniu redakcji i naszych czytelników życzę sił i wytrwałości na trasie Badwater. Oby w zdrowiu do mety, niech Cię niesie Twoja pasja. Mocno trzymamy kciuki także za inne, nie tylko biegowe plany.
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.