Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia
Galen Rupp pobiegnie maraton w Bostonie
Największym maratońskim newsem ostatnich dni jest informacja, że Amerykanin Galen Rupp, brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w maratonie, wystartuje wiosną w maratonie w Bostonie.
Galen Rupp ma w USA tylu samo fanów, co i wrogów. Przeciwnicy wypominają wycofywanie się z biegów, gdy nie pasuje mu pogoda, używanie medykamentów na astmę oraz przewagę technologiczną nad rywalami. Ponieważ Rupp jest złotym dzieckiem formy Nike, ma dostęp do każdego gadżetu, o jakim inni biegacze mogą marzyć. Bieżnie antygrawitacyjne, poddźwiękowe sauny, buty produkowane tylko dla niego, lekarze, cały sztab trenerski – to wszystko jest w zasięgu Ruppa. Jednocześnie jednak amerykański biegacz zdaje egzamin ze skuteczności. Jako pierwszy od wielu lat zawodnik spoza Afryki nawiązał realną walkę z Kenijczykami i Etiopczykami na długich dystansach. Zdobył srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w Londynie na 10 000 metrów, a w 2016 brązowy medal Igrzysk w Rio w maratonie.
Maratońska przygoda Galena Ruppa jest krótka, ale zaskakująco dobra. Mało kto spodziewał się, że tak szybki biegacz, całkiem dobrze radzący sobie na dystansie 1500 metrów (jest na nim szybszy niż rekord Polski na tym dystansie), również w maratonie okaże się skuteczny. Tym bardziej, że jego do niedawna partner treningowy i podopieczny tego samego trenera, Mo Farah, w maratonie pobiegł słabo i wrócił do startów na bieżni. Tymczasem Rupp w debiucie bez problemów zwyciężył w amerykańskich eliminacjach olimpijskich, a na samych Igrzyskach pokonał wielu doświadczonych maratończyków z Afryki, w tym mistrza świata, Ghirmaya Gebrselassie.
Trener Amerykanina, Alberto Salazar, pierwotnie twierdził, że w kolejnym roku jego podopieczny skupi się głównie na bieżni. Wygląda jednak na to, że Ruppowi zasmakował maraton, a także związane z nim profity. Jako Amerykanin biegnący w jedynym wielkim amerykańskim maratonie na wiosnę, Bostonie, może liczyć na kilkaset dolarów premii za start, plus oczywiście wszystkie nagrody i bonusy, gdyby udało się zwyciężyć. No i gdyby wygrał, marketingowo byłby to dla Nike strzał w dziesiątkę. Amerykanie z niecierpliwością wypatrują kolejnego wielkiego maratończyka w swojej historii. Pokładanych w nim nadziei nie spełnił w ostatnich dziesięciu latach Ryan Hall, a chociaż w 2014 w Bostonie zwyciężył Meb Keflezighi, nie był to triumf do końca satysfakcjonujący. Chociaż mieszka w USA od wielu lat i posiada obywatelstwo, Meb jest w gruncie rzeczy uchodźcą z Erytrei. Galen Rupp to natomiast chłopiec z plakatu – biały, pobożny, wykształcony, bez żadnych plam w biografii, żonaty, mający dwójkę dzieci. Do tego blondyn. Z punktu widzenia marketingowca – ideał.
Decyzja o jego starcie w Bostonie jest o tyle zaskakująca, że jest to trudna trasa, pełna podbiegów. Do tego nieregulaminowa, prowadzi od punktu do punktu i jest spadkowa. Jeśli wiatr zawieje w plecy, padają tam fenomenalne wyniki, ale gdy powieje w twarz, jest to najwolniejszy z wielkich maratonów. Triumfami rządzi trochę przypadek – nie każdy szybki maratończyk sprawdza się na tej trasie. Część kibiców od razu doszukała się teorii spiskowej. Ponieważ odbywający się także wiosną Londyn przyciąga największe gwiazdy, a do tego w przyszłym roku kilku najmocniejszych biegaczy wiosną nie wystartuje ze względu na udział w projekcie mającym na celu połamanie bariery 2 godzin w maratonie, uznano, że bieg jest „ustawiony”. To znaczy, że zaprasza się tylko słabych biegaczy, żeby Amerykanin mógł zwyciężyć bez problemu i będzie można odtrąbić wielki sukces.
Jak będzie? Zobaczymy. Na pewno jednak udział Ruppa powoduje, że rywalizacja robi się niezmiernie ciekawa. W świecie zdominowanym przez biegaczy z Kenii i Etiopii rzadko zdarza się, żeby faworytem w którymś z wielkich maratonów był zawodnik urodzony poza Afryką.