Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia
Halowe Mistrzostwa Europy: polscy czterystumetrowcy przechodzą dalej

fot: Paweł Skraba
Polscy biegacze na 400 metrów poradzili sobie bez większych problemów w pierwszych biegach eliminacyjnych. Awans z półfinałów wywalczyli Rafał Omelko, Justyna Święty i Małgorzata Hołub.
Biegaczki – Święty, Hołub i Iga Baumgart – awansowały w komplecie do półfinałów. Pierwsza z nich kończyła eliminacje, wygrywając swój bieg (53.76). – Poza wcześniejszym biegiem, nie obserwowałam wszystkich eliminacji. Nie miałam rozeznania w czasach, więc nie mogło być mowy o żadnej przewadze psychologicznej nad rywalkami – zaznaczała Święty.
Najwięcej nerwów kosztował awans Baumgart (53.52), która dała się wyprzedzić na ostatnich metrach, tracąc tym samy bezpośrednią przepustkę do półfinałów. Znalazła się na pierwszej lokacie w gronie lucky loserów, a co więcej, w polu zostawiła także koleżanki z reprezentacji.
Nasze reprezentantki nie miały najlepszych wrażeń ze startu na belgradzkim tartanie, ułożonym sztucznie na potrzeby mistrzostw Europy. Kombank Arena jest na co dzień miejscem zmagań koszykarzy.
– Widziałam wcześniejsze biegi, znam potencjał dziewczyn i nie chcę mi się wierzyć, żeby nagle część z nich drastycznie obniżyła formę. Pokonując metry na bieżni, odniosłam wrażenie, że nie wszystko jest z nią w porządku. W takich warunkach nie liczyłabym szczególnie na bicie „życiówek” czy rekordu Polski – powiedziała Hołub, druga w swym biegu eliminacyjnym (53.56).
– Wydaje mi się, że jest bardzo miękkie podłoże, które w pewien sposób przeszkadza w optymalnym biegu.– dodała Święty.
Radość przyniosły kibicom półfinałowe występy Hołub i Święty. Nieco zawiodła Baumgart, której czas w eliminacjach dawał nadzieję na polski finał w Belgradzie.
– Ruszyłam z opóźnieniem, ale nie wybaczyłabym sobie, odpuszczając rywalizację. Zauważyłam, że rywalki ruszyły w bardzo mocnym tempie, które zupełnie mi nie odpowiada, więc wolałabym poczekać na odpowiedni moment do ataku.
Ostatnimi centymetrami udało się dotrzeć do finału – raduje się Hołub (52.76). – Wiedziałam, że Szwajcarka Lea Sprunger jest poza zasięgiem (52.17 – dop. red.) i ucieknie bardzo szybko. Miałam od początku kontakt z dziewczynami, byłam przekonana, że na finiszu zdołam je pokonać. Stawka finałowa jest bardzo mocna, aczkolwiek wiem, że będąc dobrze dysponowaną, jestem w stanie podjąć równorzędną rywalizację – zapewnia Święty (52.60).
Dwie Biało-Czerwone w finale 400 metrów to sygnał, że możemy zacierać ręce na myśl o starcie polskiej sztafety. Nasze reprezentantki są wymieniane jako jedne z kandydatek do medalu.
– Z takim założeniem przyleciałyśmy do Belgradu – przypomina Iga Baumgart. – Chciałybyśmy zdobyć złoto, ale pamiętajmy, że to tylko sport i wszystko się może zdarzyć – dodaje Święty.
Zastrzeżeń do jakości nawierzchni i jej wpływu na osiągnięty rezultat nie składał z kolei Rafał Omelko. Brązowy medalista europejskiego czempionatu z Pragi sprzed dwóch lat zakwalifikował się dość pewnie do półfinałów, z czasem 46.97.
– Bieżnia jest sprężysta i w swoim biegu eliminacyjnym nie odczuwałem różny. Awans okupiłem niezbyt dużym kosztem, chcąc zaoszczędzić siły na walkę o finał – zapewniał Omelko. Taktyka obrana przez niego była skuteczna, aczkolwiek wrocławianin nie musiał narzucać mocniejszego tempa (47.15) niż przed południem.
Od medalisty z Pragi bije duża pewność siebie, nie tylko w wypowiedziach.
– Udało się trafić z formą. Jestem przygotowany do walki o medal i pobicia rekordu życiowego (46.26 – dop. red.) – zapowiada Omelko.