Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia
Jedna z najlepszych zawodniczek w historii kończy biegową karierę
![By Tom Page (Flickr: IMG_2939) [CC BY-SA 2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons](https://www.magazynbieganie.pl/wp-content/uploads/2017/02/Helalia_Johannes_and_Kimberley_Smith-1024x683.jpg)
By Tom Page (Flickr: IMG_2939) [CC BY-SA 2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons
35-letnia Kimberley Smith, najlepsza długodystansowa biegaczka w historii Nowej Zelandii i jedna z najmocniejszych na świecie, ogłosiła zakończenie kariery.
Ostatnie lata były dla Kim Smith frustrujące. Zmagała się z kolejnymi kontuzjami, przeszła operację stopy i biegała na poziomie wyraźnie niższym niż w początkowej fazie swojej kariery. Mniej znana w Europie, była gwiazdą w USA, gdzie studiowała i gdzie zamieszkała na stałe, poślubiając byłego wyczynowego biegacza z USA, Patricka Tarpy’ego. Kim Smith wydaje się przy tym książkowym przykładem biegaczki, która nie była stworzona do maratonu, a kolejne średnio udane maratońskie próby coraz bardziej ją pogrążały. Można się zastanawiać, jaki poziom wynikowy byłaby w stanie osiągnąć, gdyby nie roztrwoniła swojego potencjału w kolejnych nieudanych maratonach i kolejnych przygotowaniach.
Pisanie o „średnich” maratonach w kontekście biegaczki z życiówką 2:25:21 może wydawać się dziwne, ale jest takie tylko do momentu zapoznania się z jej osiągnięciami na dystansach krótszych. Nowozelandka była zawsze frontrunnerem – nie potrzebowała do osiągnięcia wyniku „zająca”. Sama wychodziła na czoło i nadawała tempo. W ten sposób osiągnęła swój najbardziej wartościowy wynik kariery – 1:07:11 w półmaratonie. Niewiele wolniejsza była na 10 000 i 5000 metrów, gdzie jej życiówki to 30:35 i 14:39 (z hali).
Te fenomenalne czasy teoretycznie pozwalają myśleć o złamaniu w maratonie bariery 2:20. Kim Smith często biegała mocno sama, bez presji rywalek. Zajmowała przy tym wysokie miejsca w rywalizacji międzynarodowej, mimo że była biegaczką pozbawioną mocnego finiszu, do tego biegającą bardzo słabo technicznie. W 2009 była na „dyszkę” 5. w mistrzostwach świata w Osace, a w 2008 8. w Igrzyskach w Pekinie, gdzie w upale osiągnęła fantastyczny czas 30:51. Jest rekordzistką Nowej Zelandii na wszystkich dystansach od 3000 metrów wzwyż – i są to rekordy wyraźnie mocniejsze niż rekordy Polski. Jedynym wyjątkiem jest maraton, gdzie przewaga nad rekordem Polski jest niewielka, mniejsza niż na dychę.
Proszę spojrzeć na relację życiówek Kim Smith do rekordów Polski:
5000 metrów – 14:39 do 15:04 (26 sekund przewagi)
10 000 metrów – 30:35 do 31:43 (68 sekund przewagi)
półmaraton – 1:07:11 do 1:10:06 (175 sekund przewagi)
maraton – 2:25:21 do 2:26:08 (47 sekund przewagi)
Swoją życiówkę maratońską Smith uzyskała w debiucie, w Londynie w 2010 roku. Obyło się bez wysokiego miejsca – była tam ósma, a po dyskwalifikacjach Rosjanek przesunęła się na miejsce szóste. W kolejnych startach było już tylko gorzej, chociaż zdarzały się wyższe miejsca – w tym 5. w Nowym Jorku w 2011. Im bardziej chciała być maratonką, tym bardziej słabły jej wyniki na krótszych dystansach i tym częściej zdarzały się kontuzje. W minionym roku Nowozelandka poszła po rozum do głowy i chciała wrócić na bieżnię, ale najlepszym wynik, jaki osiągnęła na 5000 metrów to tylko 15:32 – najsłabiej od od trzynastu lat!
Wydaje się, że Kim Smith była stworzona do dystansów od 5 kilometrów do półmaratonu i wielka szkoda, że nie skupiła się na takich startach. Mimo wszystko karierę kończy jako jedna z najszybszych na świecie, a z pewnością jedna z najwybitniejszych w historii zawodniczek spoza Afryki. Gdybyśmy w Polsce dochowali się takiej Nowozelandki, okrzyknęlibyśmy ją fenomenem. Ponieważ startowała daleko od nas, pozostawała relatywnie nieznana, a niniejszym tekstem staram się ocalić ją od zupełnej anonimowości.