fbpx

Czytelnia > Ludzie > Historie biegaczy > Ludzie

John Landy – sportowiec z krwi, kości i ducha [SYLWETKA]

John Landy

Dwaj rekordziści Australii w biegu na milę: były – John Landy i aktualny – Craig Mottram. Fot. MICHAEL RAYNER (Photo by Fairfax Media/Fairfax Media via Getty Images)

W czerwcu 1954 r. John Landy dokonał czegoś, co jeszcze 2 miesiące wcześniej przez wielu było uważane za wyczyn poza możliwościami człowieka – pokonał barierę 4 minut w biegu na milę. Pomimo tego wspaniałego osiągnięcia jego nazwisko rzadko pojawia się w rzędzie najwybitniejszych biegaczy w historii. Landy na zawsze pozostał w cieniu swojego wielkiego rywala – Rogera Bannistera.

Chociaż John Landy przez wielu jest kojarzony jako ten, który mógł być pierwszym człowiekiem pokonującym barierę 4 minut w biegu na milę, ale dokonał tego „dopiero” jako drugi, jego historia zawiera wiele innych fascynujących zdarzeń, które warto znać. Landy to przykład prawdziwego sportowca z krwi, kości i z ducha. I właśnie z tego ostatniego powodu powinien zostać zapamiętany.

Pierwszy trener

John Landy urodził się 12 kwietnia 1930 r. w Melbourne. Już w czasach szkolnych był aktywny – grał w futbol australijski, a by utrzymać odpowiednią kondycję, regularnie biegał. Był również zapalonym kibicem biegowym, interesując się przede wszystkim biegami średniodystansowymi. Z czasem przystąpił do klubu biegowego w Geelong, gdzie uczył się w Geelong Grammar School, a w 1951 r. dostał się do lekkoatletycznej reprezentacji stanowej.

W tym samym roku spotkał również swojego pierwszego trenera. Był nim nie kto inny, jak legendarny (choć jeszcze nie w tamtym czasie) Percy Cerutty. Pod opieką Cerutty’ego Landy poczynił błyskawiczny postęp. W momencie, kiedy obaj panowie rozpoczynali współpracę, biegał milę w 4:43. Jednak już 3 tygodnie później jego rekord życiowy wynosił 4:31, a po kolejnych 4 miesiącach osiągnął czas 4:16.

Dynamiczny rozwój młodego biegacza spowodował, że Landy stał się nagle jednym z kandydatów do reprezentacji olimpijskiej na Igrzyska w Helsinkach w 1952 r. I chociaż nie spełnił australijskich wymogów kwalifikacyjnych, to na Igrzyska pojechał. Jednak jego start nie był udany. Australijczyk zajął 5. miejsce w swoim biegu eliminacyjnym na 1500 m z czasem 3:57 i nie przebrnął kwalifikacji. Nie powiodło mu się również na 5000 m. Wynik 14:56 i 10. lokata w biegu eliminacyjnym nie wystarczyły do awansu do finału. Nie oznacza to, jednak, że wyjazd do Helsinek okazał się bezowocny. Wręcz przeciwnie, doświadczenie zdobyte podczas Igrzysk już wkrótce miało wynieść Landy’ego na zupełnie inny poziom sportowy.

Sam sobie sterem

Za sprawą wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie drogi Cerutty’ego i Landy’ego miały się niebawem rozejść. Czas spędzony w Helsinkach Australijczyk wykorzystał po to, by jak najlepiej zapoznać się z metodami treningowymi Europejczyków. Najcenniejsze okazały się spotkania z Emilem Zatopkiem, który w Helsinkach został mistrzem olimpijskim na 5000 m, 10 000 m oraz w maratonie. Pomysły Zatopka przemówiły do Landy’ego do tego stopnia, że po powrocie do Australii natychmiast zaczął wcielać je w życie. Od tego czasu do końca kariery sam rozpisywał swoje treningi.

Już wkrótce Landy był w stanie biegać milę na treningu nawet w granicach 4:08. W grudniu 1952 r. w Melbourne Olympic Park 22-letni Australijczyk zaskoczył nie tylko cały biegowy świat, ale także siebie samego. W niemal samotnym biegu (prowadził przez 3 ostatnie okrążenia) osiągnął czas 4:02,1, co oznaczało nie tylko rekord Australii ale także 3. najszybszy czas na tym dystansie w historii! Po latach w rozmowie z redaktorem Sydney Daily Telegraph Mike’m Hurst’em wspominał ten bieg.

12 grudnia 1952 r. pobiegłem 4:02,1 na milę zupełnie się tego nie spodziewając, szokując siebie i wszystkich innych. Celowałem w rekord Australii Dona Macmillan’a wynoszący 4:09 i pobiegłem 4:02,1. I to z łatwością. To zdecydowanie najlepszy wyścig, jaki kiedykolwiek pobiegłem. Nie miałem pojęcia na jaki wynik biegnę i biegłem na pełnym luzie. Byłem kompletnie zaskoczony widząc czas 4:02,1.

Pogoń za magiczną barierą

Rezultat osiągnięty przez Landy’ego był szokiem dla całego biegowego świata, który nie chciał uwierzyć, że anonimowy zawodnik osiągnął tak niesamowity wynik na lokalnych zawodach. Jednak Australijczyk potwierdził fenomenalną formę w kolejnych startach, pokonując aż sześciokrotnie barierę 4:03 w ciągu 15 miesięcy. Po swoim wyczynie z grudnia 1952 r. Landy już nie był anonimowym biegaczem, a każdy kolejny jego start wiązał się z wielkimi oczekiwaniami, że będzie pierwszym człowiekiem, który pokona milę w mniej niż 4 minuty.

W ten sposób, chcąc nie chcąc, Landy został wciągnięty do rozbudzającego wyobraźnię wyścigu o złamanie magicznej bariery 4 minut na milę – wyczynu, którego nie udało się dokonać tak wielkim biegaczom jak Glenn Cunningham, Jack Lovelock, Gunder Hagg czy Arne Andersson. Od kilkudziesięciu lat w świecie biegowym mila poniżej 4 minut rozbudzała wyobraźnię trenerów, zawodników i kibiców, a wielu przekonywało, że jest to bariera nie do pokonania dla człowieka. Inni twierdzili, że jest to głównie bariera psychologiczna. Zdaniem Landy’ego sprawa była jednak znacznie prostsza.

4 minuty to po prostu okrągła liczba dla dystansu, który wszyscy rozumieli. Dlaczego ten wyścig cieszył się tak wielkim zainteresowaniem? Z dwóch powodów. Każdy wiedział, co to jest mila, każdy mógł również pojąć ideę 4 minut. Dodatkowo na stadionie były to pełne 4 okrążenia, co oznaczało, że średnie tempo na okrążenie musiało wynosić poniżej 60 sekund. To była unikalna idea. Ludzie znali dystans, jaki chcesz pokonać, a czas jaki trzeba było osiągnąć również był prosty. Chodziło o równe 4 minuty. Do tego dochodziła ta idealna symetria 4 okrążeń poniżej 60 sekund. Właśnie dlatego mila w 4 minuty była tak atrakcyjnym celem dla wielu ludzi. Sam jednak uważałem za nieprawdopodobne bym ja lub ktokolwiek inny pokonał kiedyś tę barierę.

„Magiczna bariera” – w cieniu Rogera Bannistera – cz. 1

Spośród wszystkich biegaczy tamtej ery wydawało się, że to właśnie Landy jest najbliżej pokonania magicznej bariery 4 minut. Problemem było jednak to, że w Australii, gdzie startował nie miał nigdy konkurentów, którzy zmusiliby go do nadludzkiego wysiłku. Jakość nawierzchni biegowej na australijskich stadionach również była gorsza niż w Europie. I chociaż regularnie notował czasy w granicach 4:02-4:05, to wciąż brakowało przysłowiowej kropki nad i, by zapisać się na kartach historii jako pierwszy „czwórkołamacz”.

Wraz z zakończeniem sezonu w Australii, wiosną 1954 r. John Landy wyruszył do Europy, by wystartować w biegach, w których mógł liczyć na bardziej wymagających rywali, a także przygotować się do Igrzysk Imperium Brytyjskiego i Wspólnoty Brytyjskiej. Będąc już w Finlandii, gdzie miał szykować się do swoich startów, dowiedział się, że Roger Bannister pobił rekord świata w biegu na milę i z czasem 3:59,4 stał się pierwszym człowiekiem, który przebiegł ten dystans poniżej 4 minut. Landy, niezwykle zaskoczony wyczynem Brytyjczyka, przyjął te wieści ze spokojem.

Po kilku biegach w Finlandii (i poprawieniu rekordu życiowego na 4:01,6), nadszedł również wielki dzień dla Australijczyka. Do Turku, gdzie 22 czerwca 1956 r. odbywały się zawody lekkoatletyczne, przyjechał m.in. Chris Chataway – zawodnik, który był jednym z zająców Bannistera w historycznym biegu. Chataway okazał się tym, czego Landy’emu brakowało w poprzednich próbach złamania bariery 4 minut – wymagającym rywalem, który mógł pokonać go w bezpośrednim pojedynku. Widmo ewentualnej porażki podziałało na Landy’ego niezwykle motywująco.

Na początku biegu prowadzenie objął jeden z zawodników gospodarzy, otwierając pierwsze okrążenie poniżej 60 sekund. Później na czoło wysunął się Landy, za którym podążył Chataway. Australijczyk pracował ciężko, by utrzymać równe tempo, ale Brytyjczyk nie zamierzał odpuszczać. Obaj zawodnicy minęli 1200 m w czasie 2:56. Na ostatnim okrążeniu Landy wykrzesał z siebie jeszcze dodatkowe pokłady energii. Znacznik 1500 m minął w czasie 3:41,8, bijąc przy okazji rekord świata na tym dystansie. Landy utrzymał tempo przez kolejne 100 m i z czasem 3:57,9 (zaokrąglonym później do 3:58,0 zgodnie z ówczesnymi przepisami) pobił rekord świata na milę i został 2. w historii człowiekiem, który pokonał barierę 4 minut na tym dystansie.

Różnica pomiędzy dokonaniem Landy’ego a Bannistera polegała na tym, że Brytyjczyk podczas swojej próby miał do dyspozycji 2 pacemakerów – Chrisa Brasher’a i Chrisa Chataway’a. Bannister pokonał jako lider jedynie ostatnie 300 metrów biegu. Podczas biegu w Turku Landy był na prowadzeniu już po ok. 600 metrach. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że to on był pierwszym człowiekiem, który pokonał milę poniżej 4 minut w warunkach normalnego wyścigu.

„Mila stulecia” – w cieniu Rogera Bannistera – cz. 2

Rok 1954 r. przyniósł nie tylko pierwsze 2 w historii biegi na milę w czasie poniżej 4 minut, ale także bezpośredni pojedynek pomiędzy zawodnikami, którzy dokonali tej sztuki. John Landy i Roger Bannister mieli stanąć w szranki podczas Igrzysk Imperium Brytyjskiego i Wspólnoty Brytyjskiej w Vancouver.

Oczekiwania wobec tego biegu były ogromne. Lekkoatletyka była wtedy sportem, którym żył niemal cały świat, a pokonanie magicznej bariery 4 minut na milę zagwarantowało obu biegaczom ogromną popularność. Nic dziwnego, że bezpośredni pojedynek pomiędzy Bannisterem a Landym elektryzował media i kibiców na całym świecie i był określany jako „Cudowna mila” czy „Mila stulecia”.

Chociaż na starcie biegu finałowego na milę stanęło 8 biegaczy, to oczy wszystkich były skupione tylko na tej dwójce. Po wystrzale startera natychmiast prowadzenie objął Bill Baille a za nim ustawił się Murray Halberg. Obaj Nowozelandczycy byli skorzy do pomocy Australijczykowi w pojedynku z Brytyjczykiem. Jednak już w połowie pierwszego okrążenia sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Landy. Jako urodzony frontrunner, nie obdarzony piorunującym finiszem, wiedział, że jedyną szansą na zneutralizowanie dysponującego większym zapasem prędkości Bannistera było podyktowanie tak mocnego tempa, by Brytyjczyk nie był w stanie zniwelować starty na ostatnich metrach. Dlatego Landy objął prowadzenie i błyskawicznie odskoczył pozostałym rywalom na kilka metrów.

Aby kontrolować rozwój wypadków Bannister wysunął się na czoło drugiej grupy, ale nie ruszył w szaleńczy pościg za Australijczykiem. W połowie drugiego okrążenia przewaga Landy’ego wynosiła już ponad 10 metrów. Jednak wtedy Bannister zaczął stopniowo niwelować stratę i na początku 3. kółka różnica między dwoma biegaczami zmalała do niespełna 10 metrów. Chociaż Australijczyk nie zwalniał, Brytyjczyk coraz bardziej się do niego zbliżał. W momencie, gdy Landy rozpoczynał ostatnie okrążenie Bannister był tuż za nim.

A cóż to było za okrążenie! Naciskany Landy znalazł w sobie jeszcze siły, by przyspieszyć i kolejne 200 m pokonał poniżej 30 sekund. Jednak Bannister podążał za nim jak cień. Australijczyk kilkukrotnie oglądał się przez lewe ramię, by kontrolować, co dzieje się za jego plecami, ale tam ciągle czaił się rywal. Pod koniec ostatniego łuku, Landy jeszcze raz zerknął przez lewe ramię. Dokładnie w tym samym momencie zaatakował Bannister, mijając Australijczyka z drugiej strony. Gdy Roger wyszedł na ostatnią prostą jako lider, Landy nie miał już sił na kontratak. Ostatecznie w starciu 2 najszybszych milerów w historii lepszy okazał się Roger Bannister (3:58,8 vs. 3:59,6). Zapis tego biegu można obejrzeć na poniższym wideo:

Moment, w którym Brytyjczyk mija oglądającego się rywala został upamiętniony na pomniku z brązu, który do dziś znajduje się w Vancouver. W jednej ze swoich wypowiedzi Landy zażartował z tego wydarzenia.

Tak jak żona Lota zamieniła się w słup soli za oglądanie się ze siebie, tak ja prawdopodobnie jestem jedynym człowiekiem, który z tego samego powodu zamienił się w brązowy posąg.

Nowy cel: Igrzyska

Po przegranej w Vancoucer kariera sportowa Landy’ego nieco wyhamowała. Jak sam przyznał, gdyby to on wygrał z Bannisterem, najprawdodobniej zawiesiłby buty biegowe na kołku. Jednak na horyzoncie pojawił się nowy cel. Igrzyska Olimpijskie w 1956 r. miały być rozgrywane w australijskim Melbourne, gdzie Landy studiował i mieszkał.

Przygotowując się do Igrzysk, Landy ponownie był w życiowej formie. Najlepszym tego dowodem jest niezapomniany bieg na milę w ramach australijskich kwalifikacji olimpijskich.

Bieg był prowadzony w szybkim tempie, co pozwalało myśleć o naprawdę światowym rezultacie. Jednak na 3. okrążeniu doszło do kontaktu pomiędzy kilkoma biegaczami, w wyniku którego na bieżnię przewrócił się ówczesny mistrz świata juniorów Ron Clarke. Próbując przeskoczyć młodszego kolegę, Landy przypadkowo nadepnął kolcami na przedramię Clarka. Starszy z Australijczyków natychmiast zatrzymał się, podbiegł do rywala, żeby przeprosić i sprawdzić czy nic mu się nie stało. Po chwili Clarke podniósł się i razem ze Landy’m wrócili do rywalizacji. Chociaż w tym czasie czołówka odskoczyła tej dwójce na ok. 30 m, Landy ruszył w pościg za rywalami, a na niecałe 200 m przed metą wyszedł na prowadzenie! Do mety dotarł jako pierwszy, z przewagą kilkunastu metrów nad kolejnym zawodnikiem.

Wynik Landy’ego z tamtego biegu to 4:04,2. Według szacunków, Australijczyk stracił na zatrzymaniu się i pomocy Clark’owi ok. 7 sekund. To oznacza, że dla Landy’ego mógł to być bieg po kolejny w karierze rekord świata. Pomimo tego, że rekord nie padł, jego spontaniczne zachowanie przyniosło mu nieustającą owację 22-tysięcznej widowni, a w 1999 r. zostało w Australii uznane najwspanialszym momentem w sporcie w Australii w XX w. Sam Landy przez całe życie starał się odcinać od tego wydarzenia. Jak twierdził, cała sytuacja została zdecydowanie zbyt mocno rozdmuchana przez opinię publiczną i niepotrzebnie nagłośniona, a jego zachowanie było instynktowne. Podkreślał również, że przecież nadepnął i zranił rywala, a po biegu Clarke musiał przyjąć zastrzyk przeciw tężcowi. Jego zdaniem w sporcie chodzi o rywalizację i rekordy, a zdarzenie z marca 1956 r. pozostało dla niego po prostu niefortunnym wypadkiem.

Fragmenty tamtego biegu można dziś obejrzeć w sieci. Oglądając poniższy film, warto zwrócić uwagę, że w momencie, kiedy Ron Clarke pojawił się na mecie, pierwszą osobą, która znalazła się przy nim był nie kto inny, jak John Landy.

Melbourne 1956

Chociaż w marcu 1956 r. Landy był w wybornej formie, jego przygotowania do Igrzysk w Melbourne nie wyglądały idealnie. Jako ambasador tych zawodów, został wysłany do Stanów Zjednoczonych, by promować zbliżające się Igrzyska. Twarde amerykańskie bieżnie okazały się zgubne dla jego ścięgna Achillesa. Przez cały okres przygotowań Landy zmagał się z bólem i nie mógł trenować w kolcach. Nieregularne treningi odbiły się nie tylko na jego przygotowaniu fizycznym, ale przede wszystkim mentalnym.

Pomimo problemów zdrowotnych, Landy przystępował do finału biegu na 1500 m jako jeden z faworytów. O tym, jak bardzo kontuzja wpłynęła na pewność siebie Australijczyka świadczy fakt, że od początku biegł raczej z tyłu stawki i to pomimo tego, że bieg był rozgrywany w stosunkowo wolnym tempie (czas lidera na 800 m wynosił 2:00). Landy „wszedł w wyścig” dopiero na początku ostatniego okrążenia, kiedy z ostatniej pozycji przesunął się na 5. miejsce. Australijczyk podjął decyzję o przyspieszeniu w dobrym momencie, bowiem już chwilę później rywale szarpnęli tempo, a stawka błyskawicznie się rozciągnęła. Na ostatnim łuku wyprzedził go Ronnie Delany, który pewnie podążył do mety po złoto. Jednak za plecami Irlandczyka walka toczyła się do samego końca. Ostatnia prosta należała do Landy’ego, który z 5. pozycji przesunął się na 3. miejsce, osiągając identyczny czas jak 2. na mecie Klaus Richtzenhein.

Wkrótce po Igrzyskach Landy podjął decyzję o zakończeniu sportowej kariery. W późniejszych latach pełnił m.in. stanowisko gubernatora Wiktorii w Australii. Jednak pytany o największe życiowe sukcesy, nie mówi o swoich biegowych osiągnięciach ani późniejszej karierze. Wskazuje na szczęśliwe małżeństwo i rodzinę (ma dwójkę dzieci).

(AUSTRALIA & NEW ZEALAND OUT) The Governor of Victoria John Landy reminices of past triumph during his illustrious career as a middle distance runner at the newly revamped MCG with current champion Craig Mottram, on 13 February 2006. THE AGE SPORT Picture by MICHAEL RAYNER (Photo by Fairfax Media/Fairfax Media via Getty Images)

Gubernator Wiktorii John Landy i aktualny rekordzista Australii w biegu na milę Craig Mottram. Fot. MICHAEL RAYNER (Photo by Fairfax Media/Fairfax Media via Getty Images)

W historii światowego biegania John Landy zostanie zapamiętany przede wszystkim jako drugi biegacz, który złamał barierę 4 minut na milę. W Australii jednak jego osoba zawsze będzie kojarzona ze sportową postawą i duchem fair play. Bieg z marca 1956 r., kiedy Landy zatrzymał się, by sprawdzić, czy nic nie stało się Ronowi Clarke’owi, do dzisiaj jest przywoływany jako przykład nie tylko sportowej postawy, ale także wzoru zwyczajnego ludzkiego zachowania. Poświęcenie szansy na wielki personalny sukces, aby pomóc innemu człowiekowi w potrzebie zostanie mu zapamiętane na kolejne dekady nie tylko w Australii.

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Jakub Karasek

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

Były wieloboista, halowy mistrz świata z 1999 r. i aktualny rekordzista Polski w wieloboju – Sebastian Chmara – został nowym prezesem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Podczas odbywającego się w Warszawie Krajowego Zjazdu Delegatów wybrano także […]

Sebastian Chmara Prezesem PZLA. Trzech byłych biegaczy w nowym Zarządzie

Sebastian Sawe, debiutant na dystansie maratońskim, odniósł dziś spektakularne zwycięstwo w 44. Maratonie Valencia Trinidad Alfonso Zurich, organizowanym przez SD Correcaminos oraz Ajuntament de Valencia. Kenijczyk ukończył bieg z czasem 2:02:05, ustanawiając tym samym najlepszy […]

Maraton w Walencji i debiuty marzeń: triumf Kenijczyka Sebastiana Sawe i świetny wynik Elżbiety Glinki [relacja]

Tym razem gościem Czy tu się biega? jest Jurek Pachut – bardzo ambitny na wielu polach biegacz górski wywodzący się z Beskidu Wyspowego, którego obecnie na “gościnnych występach” można spotkać również w stolicy. Członek drużyny […]

Człowiek gór i dziecko XXI wieku, czyli Jurek Pachut w Czy tu się biega?

Maraton w Walencji, czyli Valencia Marathon Trinidad Alfonso EDP, to jeden z najszybszych i największych maratonów na świecie. Impreza co roku przyciąga nie tylko światową śmietankę biegów długich, ale także tysiące amatorów. Już w niedzielę […]

Na czym polega fenomen Walencji? Maraton, który przyciąga mistrzów i amatorów już w niedzielę!

Informacje o konieczności indywidualizowania treningu atakują z niemal każdej strony. Najczęściej mówi się o dopasowaniu obciążeń do możliwości biegacza, jego słabych i mocnych stron, podatności na określone bodźce treningowe oraz o uwzględnianiu celów sportowych. Czynnikiem często pomijanym, ale szalenie istotnym jest wiek zawodnika.

Bieganie a wiek – co się zmienia z upływem lat?

Naturalne probiotyki to żywe mikroorganizmy, które wspierają zdrowie jelit i układu odpornościowego. Dla biegaczy ich rola staje się kluczowa, zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym, gdy intensywne treningi na świeżym powietrzu w trudnych warunkach pogodowych mogą osłabić […]

Naturalne probiotyki dla biegaczy – odporność w sezonie jesienno-zimowym

19. Półmaraton Warszawski odbędzie się 30 marca, z kolei 47. Maraton Warszawski 28 września – już teraz zapamiętajcie te daty, ponieważ to właśnie wtedy stolica po raz kolejny wypełni się dziesiątkami tysięcy biegaczy i kibiców! […]

Znamy daty dwóch najważniejszych biegów w stolicy w 2025 roku! Już niebawem ruszają zapisy na Półmaraton i Maraton Warszawski!

W miniony weekend w Bytomiu w Parku im. Franciszka Kachla rozegrano 96. PZLA Mistrzostwa Polski w Biegach Przełajowych. W wymagających warunkach o medale i kwalifikacje do mistrzostw Europy walczyli biegaczki i biegacze z całej Polski […]

Trudne warunki, wielkie emocje podczas Mistrzostw Polski: kto podbił Bytom w biegach przełajowych i pojedzie na Mistrzostwa Europy?