Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Kierat 2014 – upalny bieg na 100 km z przeszkodami i frekwencyjny rekord
Kierat 2014 – bieg na 100 km na orientację. Przed deszczem. Fot. Jarosław Frąk
Choć Kierat na dobre wpisał się w majowy krajobraz Limanowej i mieszkańców nie dziwią już tłumy mierzące się z tą najsłynniejszą górską setką w kraju, to tegoroczna edycja – z frekwencją ponad 700 zawodniczek i zawodników – z racji swych rozmiarów po prostu nie mogła ujść uwadze. W gorącej, wymagającej edycji z dystansem 100 kilometrów i sumą ponad 3500 metrów podejść najlepiej poradzili sobie Maciek Więcek oraz Anna i Elżbieta Sułkowskie.
– Niech ta pogoda zwiastuje Kieratowi nowy rekord trasy – pozdrowił uczestników na kilka minut przed startem Starosta Limanowski Jan Puchała. Choć słupek rtęci na kilka godzin przed zawodami niebezpiecznie zbliżał się do pułapu 30 stopni to dla zawodników najważniejszy był fakt, że suche dni poprzedzające imprezę oznaczają, że w górach nie będzie błota. Ergo – będzie szybko. I rzeczywiście było. Do czasu. Gdy zwyczajowa, asfaltowa rozbiegówka skręciła na górskie szlaki, wtedy tempo drastycznie spadało. Wszystko za sprawą… toru przeszkód, jaki ustawiła matka natura na tydzień przed zawodami. Pierwsze kilkanaście przedarć przez powalone pniaki przebiegło gładko. Do czasu.
Czujny początek
Kierat, mimo iż była to już 11. edycja zawodów, wciąż zaskakuje oryginalnymi koncepcjami tras. W ubiegłym roku pierwsze 50 kilometrów – z trzema potężnymi sztajchami na ikonach Beskidu Wyspowego – Łopieniu, Ćwilnie i Luboniu Wielkim – były pokazem brutalnej siły i zdawkowej ilości nawigacji. W tym roku pierwsza połowa stała pod znakiem czujnej, zegarmistrzowskiej precyzji z wielowariantowymi opcjami przelotów między punktami. Co ścieżka – to inna strategia. Kilkusetmetrowe podejścia można było obiegać, nadkładając dystansu – to wariant dla tych wybieganych, ale niepewnych w trudnych wariantach. Cięcie przy kresce wiązało się zazwyczaj z drapaniem się na czworaka po ostrych ściankach, ale wymagało siły i wyczucia mapy. Niezależnie od obranej strategii jedno było pewne – nos w mapie i nieustanna kontrola terenu to podstawa!
Maciek Wiecek – zwycięzca tegorocznej edycji Kieratu (2014). Fot. Jarosław Frąk
Labirynt na Lubaniu
Przelot z piątego na szósty punkt kontrolny zabierał zawodników z poziomu 300 metrów na ponad 1200. Wariant teoretycznie oczywisty – doliną strumienia, a później ostro pod górę jedną z nikłych ścieżek wyprowadzających na grań. W terenie z planu zostało tylko jedno – ustawić kompas prosto na południe i rżnąć pod górę, nieoglądając się na znikające i pojawiające się stokówki. Dystans 10 kilometrów najszybszemu Maćkowi Dubajowi zajął przeszło półtorej godziny, ale standardem było wyrywanie w charakternym terenie kolejnych metrów przez dwie, trzy, nawet cztery godziny. – To ten fragment oddzielił prawdziwych ultrasów od przypadkowych turystów – śmiał się Bartek Karabin, wspominając lawirowanie między hektarami świeżo przewalonego lasu na bardzo ostro nachylonym stoku. Na szczycie Lubania przewaga Maćka Dubaja nad innym Maćkiem – Więckiem wyniosła rekordowe 41 minut, ale z tak dużej przewagi już na kolejnym punkcie ostał się ledwie kwadrans. O ile bowiem Dubajowi udało się ominąć powalone kłody na podejściu, tak na zbiegu z masywu Lubania do Ochotnicy nadział się na poletko świerków przetrąconych jak zapałki. – Zmitrężyłem tam, przeciskając się na czworaka między pniakami, prawie godzinę – opowiadał później o tym fragmencie. Ze zbiegiem do Ochotnicy problemy mieli wszyscy uczestnicy Kieratu – dość powiedzieć, że na 7. punkcie kontrolnym, czyli już po masakrze na grani, z dalszej drogi zrezygnowało ponad 150 osób!
Kierat 2014, okolice Mogielicy. Fot. Jarosław Frąk
Gorc i Mogielica – pokaz mocy Maćka Więcka
Walka terminatorów – tylko tak można nazwać starcie dwóch Maćków, wielokrotnych zwycięzców Kieratu, w drugiej połowie trasy. Po punkcie w Ochotnicy zasadnicze trudności nawigacyjne trasy się skończyły, więc należało po prostu bardzo mocno napierać. Przez jakiś czas Maćkowi Dubajowi – fizycznie lekko przetrąconemu po fragmencie z grani – udawało się utrzymać kwadrans przewagi. Do zbiegu z Mogielicy – tu Więcek, znając swoją kilkuminutową stratę do Dubaja, mówiąc kolarską gwarą, „przyłożył do pieca” i wyprzedził rekordzistę Kieratu. Ten sam fragment – długi, techniczny i wymagający zbieg z królowej Beskidu Wyspowego do Słopnic – zadecydował również o trzecim miejscu. Tomasz Kłodnicki, piekielnie mocny lokales z Limanowej, został wyprzedzony przez piszącego niniejsze słowa. Zadecydował fakt, że na punkcie pod Mogielicą dowiedziałem się, że mam jedynie kilka minut straty. Stwierdziłem, że spróbuję i – jak się okazało – ryzyko się opłaciło. Maciek Więcek wygrał tegoroczną edycją z czasem 13 godzin i 34 min. Czasem, który – jak sam mówił – mógłby być szybszy nawet o godzinę, gdyby nie zasłane kłodami szlaki. Wśród kobiet pierwsze miejsce ex-aeoquo zdobyły Limanowianki – Anna i Elżbieta Sułkowskie, które potrzebowały na uporanie się z trasą lekko ponad 17 godzin. Zmagania ukończyło w komplecie 417 osób, czyli prawie 58% startujących.
Andrzej Brandt na punkcie 10., Kierat 2014. Fot. Jarosław Frąk
Dekada monolitu
Kalendarz Pucharu Polski w Maratonach na Orientację zaskakująco szybko kurczy się o imprezy stawiające z założenia na jeden dystans. Większość zawodów – jak na przykład pomorski Harpagan – otwiera się na rzesze nowych biegaczy poprzez dodawanie tras krótszych, 25- lub 10-kilometrowych, nie mówiąc o biegu na 50 km. Ten sam los spotyka wiele innych „setek”. Kierat tymczasem, od już ponad dekady, stoi równą stukilometrową trasą i nie zamierza zmieniać swej legendarnej formuły. Pokonać Kierat to pokonać sto kilometrów w górach – to proste, ale jednoznaczne założenie zbiera do Limanowej rokrocznie gigantyczne rzesze nie tylko biegaczy i ultramaratończyków, co przede wszystkim środowiska trekkingowe, turystyczne, rekreacyjne, górskie. Liberalny limit czasowy – 30 godzin – pozwala spokojnie i z przerwami przemierzać trasę. Andrzej Sochoń, sędzia główny i „położnik” Kieratu, nie zamierza tej sprawdzonej formuły zmieniać. To znajduje uznanie wśród uczestników – wszak zwycięzca Kieratu jest tylko jeden, bez rozdrabniania się na kategorie i dystanse, tak jak ma to miejsce w wielu innych imprezach.
Wyniki:
Mężczyźni
1. Maciej Więcek (Team inov-8) 13:34
2. Maciej Dubaj (Łachmaniarze) 13:45
3. Andrzej Brandt (Nonstop Adventure) 14:15
Kobiety
1. Anna Sułkowska (Koziołki) 17:04
1. Elżbieta Sułkowska (Koziołki) 17:04
3. Joanna Palka (Boot Camp Polska) 19:42
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.