Wydarzenia > Aktualności > Czytelnia > Czytelnia > Felietony > Wydarzenia
Kwalifikacje na imprezy rangi światowej w wydaniu amerykańskim i polskim
Amerykanie właśnie ogłosili, że w lutym 2016 przeprowadzą w Los Angeles Olympic Trials w maratonie – czyli eliminacje do drużyny olimpijskiej. Związany z tym szum marketingowy będzie prawdopodobnie większy niż z samymi Igrzyskami.
O to, aby być miejscem rozgrywania rywalizacji Los Angeles walczyło z Houston, gdzie odbyły się poprzednie Olympic Trials. Miasto Aniołów specjalnie na potrzeby imprezy przesunęło o miesiąc termin rozgrywania maratonu. Co więcej, eliminacje olimpijskie nie odbędą się w czasie samego maratonu, a będą osobną imprezą, rozgrywaną dzień wcześniej.
Sposób przeprowadzenia rywalizacji pokazuje, jak bardzo rynkowe i zdroworozsądkowe jest podejście Amerykanów. Do udziału w Olympic Trails jest potrzebne minimum, ale ustalono je na takim poziomie, aby na miejscu mogło się znaleźć blisko 100 najlepszych biegaczy i ok. 50 biegaczek. Każdy z nich po zrobieniu minimum będzie traktowany jak zawodnik elity, co oznacza np. bezpłatne zakwaterowanie i transport na start. Reguły są jasne i bardzo zachęcające. Zawodnik przyjeżdżający do Los Angeles może liczyć na wyjątkowe traktowanie, ma też świadomość walki o wysokie nagrody finansowe. Pierwsza trójka bez żadnych kombinacji kwalifikuje się do reprezentacji olimpijskiej.
Miejsce i termin rywalizacji wybrano tak, aby pasowało to zawodnikom. Początek lutego daje jeszcze sporo czasu na odpoczynek i przygotowanie do Igrzysk Olimpijskich. Rozegranie biegu w dużym mieście zapewni zainteresowanie kibiców oraz sponsorów.
Porównajmy to do polskich warunków. Na początku marca, czyli za miesiąc z kawałkiem, mamy w kraju najważniejszą lekkoatletyczną imprezę w historii – Halowe Mistrzostwa Świata w Sopocie. Za trzy tygodnie mają miejsce Halowe Mistrzostwa Polski, które dla naszych zawodników będą ostatnią okazją do zakwalifikowania się do reprezentacji. Ogłoszono już minima – przy okazji w kilku przypadkach podwyższając je w stosunku do wymagań IAAF. Gospodarz zawodów usiłuje więc na własną rękę zmniejszyć liczbę tych, którzy mogą się zakwalifikować.
Co więcej, wśród zainteresowanych krążą pogłoski, że w przypadku nieuzyskania przez żadnego zawodników minimum, możliwe, że wystawimy mistrza Polski w danej konkurencji – mamy takie prawo. Nie jest to jednak pewne, a sposób, w jaki rozchodzą się pogłoski, każe przypuszczać, że mistrz być może pojedzie, ale pod warunkiem, że będzie to mistrz właściwy. Dalej – w przypadku, gdy minimum uzyska więcej niż dwóch zawodników, o występie zdecyduje kombinacja kilku niejasnych kryteriów, takich jak: dyspozycja sportowa, dyspozycja zdrowotna, miejsce uzyskane w mistrzostwach Polski, ranking IAAF i starty we wcześniejszych imprezach mistrzowskich.
Sprowadzając rzecz na poziom zdrowego rozsądku, widać wyraźnie, że jest to furtka, która pozwoli nie wysłać na zawody nawet takiego zawodnika, który uzyska minimum z najlepszym wynikiem w kraju, ale ktoś – nie wiadomo kto, ocenia kryteria – uzna, że jego dyspozycja zdrowotna, cokolwiek to znaczy, oraz starty we wcześniejszych imprezach mistrzowskich nie predestynują do udziału w zawodach w Sopocie. W poprzednich latach były już takie przypadki.
Mamy tu wyraźny przykład paragrafu 22: jeśli chcesz wyjechać na swoją pierwszą imprezę międzynarodową, musisz uzyskać minimum. Możesz jednak nie pojechać, bo w poprzedniej imprezie, odbywającej się rok, dwa lub trzy wcześniej, nie potwierdziłeś swojej wysokiej dyspozycji. Dlaczego? Bo w niej nie biegałeś. I zamiast Ciebie pojedzie inny biegacz, który ma może słabszy wynik, ale predyspozycje zdrowotne – nieokreślone, więc może chodzić np. o brak łupieżu – sprawiają, że tajemniczy ktoś uzna, że lepiej będzie reprezentował nasz kraj.
Zwróćmy uwagę na różnicę w kulturze organizacyjnej sportu między Stanami Zjednoczonymi a Polską. Amerykanie dwa lata przed kwalifikacjami znają precyzyjne zasady, regulujące wyłonienie reprezentacji. W Polsce dwa tygodnie przed najważniejszą imprezą w historii będzie to nadal niejasne.