fbpx

Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia

Łemkowyna Ultra Trail 2014 [RELACJA]

lemkowyna1

Fot. Jarosław Gil

„Łemkowyna Ultra Trail była całkiem udaną imprezą, mimo że zaskakująco trudną” – tak podsumowuje wydarzenie Jarek Sekuła, który ukończył trasę 150-kilometrową. Mróz, błoto, góry, brak snu – z tym musieli się zmierzyć zawodnicy. Jak organizatorzy poradzili sobie z tak poważnym przedsięwzięciem?

 Relacja Jarka Sekuły: 

Łemkowszczyzna, jak sama nazwa wskazuje, była zamieszkiwana przez Łemków. Ta nieco zapomniana kraina rozciąga się od Bieszczadów aż po Poprad. Bieg Łemkowyna Ultra Trail był doskonałą możliwością pokazania tych przepięknych, ale mało popularnych rejonów Polski. Beskid Niski to tereny w zasadzie całkowicie obce dla dużej części biegaczy. Jak dotąd nie odbywały się tam znaczące imprezy biegowe, dlatego Łemkowyna od początku cieszyła się sporym zainteresowaniem, chociaż nie udało się osiągnąć limitu osób, czyli 200 zawodników na trasie 150 km – start opłaciło 176 osób (początkowy limit wynosił 150 i został podniesiony do 200).

lemkowyna2

Fot. Jarosław Gil

Biuro zawodów w Krynicy pracowało bardzo sprawnie i szybko. Nie było kłopotów z odebraniem pakietów startowych czy weryfikacją wyposażenia obowiązkowego, a było ono mocno rozbudowane.

Na trasę trzeba było zabrać:

  • litr picia,
  • długie spodnie/leginsy,
  • bluzę,
  • rękawiczki,
  • czapkę,
  • kurtkę od deszczu (z kapturem),
  • opatrunek,
  • bandaż,
  • telefon,
  • dokumenty,
  • 50 zł,
  • dwie czołówki,
  • tylne czerwone oświetlenie,
  • folię NRC,
  • gwizdek.

Jak się potem okazało, poddawane w wątpliwość wyposażenie w pełni się przydało, a nawet mogło go być za mało.

Bieg startował o północy z deptaka w Krynicy. Niestety mimo tej samej lokalizacji w niczym nie przypominał startu Festiwalu Biegowego. Strefa startu wyznaczona taśmą, organizator z megafonem oraz kilku fotografów – to wszystko, co było na starcie. No, żeby być dokładnym, to był jeszcze kilkustopniowy mróz. Start z całą pewnością nie należał do efektownych i w telewizji by się nie sprzedał, ale czuć było wolę walki wśród zawodników.

Krótko po starcie trasa wchodziła w teren, na początku całkiem prosty, i nic nie zapowiadało armagedonu, który czekał na nas na dalszych kilometrach. Niestety w okolicach Mochnaczki zaczęło przybywać błota oraz pojawiły się pierwsze kłopoty z oznakowaniem trasy. Na horyzoncie było widać porozrzucane w różnych kierunkach grupki starające się odszukać trasę. Za Mochnaczką trasa stała się już w całości pokryta błotem, którego ilości był wręcz nieprzebrane i starczyłoby go dla wszystkich SPA w kraju. Niestety odcinek do pierwszego bufetu był także jednym z najgorzej oznaczonych i większe lub mniejsze kłopoty z odnalezieniem trasy były niemal na każdym kroku. Można odnieść wrażenie, że organizatorom zabrakło nieco doświadczenia, jeśli chodzi o trasy w górach. Taśmy były rozmieszczane w zbyt dużych odległościach, co za dnia nie stanowi większego problemu, ale nocą nie jest możliwe ich dostrzeżenie. Odblaskowe znaczki na taśmach były tylko z jednej jej strony, więc gdy taśma się przekręciła np. od wiatru, odblask znikał. Najgorzej jednak było na rozwidleniach czy skrzyżowaniach. Szarfy były przyczepiane na rogu skrzyżowania czy rozstaju i nie były od razu powtarzane, co by jasno wskazywało, gdzie trzeba biec. Co gorsza, mapa, która była w pakiecie startowym, nie była w stanie pomóc. Skala 1:100000, brak poziomnic i większości szczegółów sprawiały, że była ona bezużyteczna. Pomyłki może nie kosztowały wiele czasu, ale przy bardzo zimnej nocy i błocie niszcząco wpływały na psychikę.

lemkowyna3

Fot. Jarosław Gil

Całe szczęście, że oznaczenia nieco się poprawiły za pierwszym bufetem, czego nie można powiedzieć o trasie. Od pierwszego punktu odżywczego błota przybyło, dodatkowo trzeba było przekraczać bardzo liczne strumienie, gdzie woda czasem sięgała ponad kolana. W upalny letni dzień jest to bardzo przyjemne uczucie, jednak w czasie mroźnej nocy jest jednak raczej traumatyczne i ciężko doszukać się pozytywów. Zimno przeszywało całe ciało, a w palcach traciło się czucie. Mimo że była to dopiero pierwsza noc i początkowe etapy, to całe ubranie z wyposażenia obowiązkowego miałem już na sobie, a i tak nie było ono wystarczające i trząsłem się z zimna. Dobrze, że na każdym bufecie czekały gorące napoje (czasem zbyt gorące i można się było poparzyć). Wraz z nastaniem świtu, w moim przypadku w okolicach Bartnego, poprawiły się także nastroje wśród biegaczy (w tym także mój) – tych kilka promyków potrafiło zdziałać cuda. W końcu po kilku godzinach można zobaczyć coś innego niż tylko rozświetlony kawałek ziemi przed sobą. Oszronione górskie szczyty, szczególnie w Magurskim Parku Narodowym, wyglądały wręcz bajkowo i poprawiały humor po ciężkiej nocy.

Za dnia mogłoby się wydawać, że kilometry będą szybko mijały, ale wolne tempo zaskakiwało niemal wszystkich. Wszechobecne błoto w bardzo skuteczny sposób wyciągało siły i spowalniało bieg i w wielu przypadkach wymuszało marsz.

Całe szczęście mniej więcej w połowie dystansu (80 km) w Chyrowej czekał „wypasiony” bufet. Oprócz standardowego wyposażenia punktów odżywczych, czyli gorące i zimne napoje, słodycze czy owoce (na niektórych także kanapki), czekał gorący posiłek, a w dodatku – jeśli ktoś sobie życzył – dwudaniowy! W menu była zupa gulaszowa, makaron z warzywami, a to wszystko z możliwością dokładek. Najważniejsze jednak, że można było się rozgrzać w ciepłym pomieszczeniu i nabrać nowych sił do walki z trasą, w czym znacznie zaczęła pomagać pogoda. Co prawda na krótko, ale zrobiło się bardzo ciepło, można było w końcu pozbyć się kurtki oraz czapki i z pozytywną energią stanąć do dalszej, bardzo ciężkiej walki.

lemkowyna4

Fot. Jarosław Gil

Już 10 km za Chyrową znajdowało się jedno z najtrudniejszych podejść na całej trasie, czyli Cergowa. Około 400 m przewyższenia może nie robi wrażenia, ale na 90. km sprawiło, razem ze znacznym nachyleniem, że tempo poruszania się budziło skojarzenia raczej z himalaizmem niż biegiem. Po pokonaniu Cergowej czekał natomiast najłatwiejszy odcinek na trasie, czyli kilka kilometrów prowadzących asfaltem aż do Iwonicza Zdroju, gdzie czekał ostatni – w moim przypadku – punkt odżywczy przed druga nocką. Dla kuracjuszy widok biegaczy wydawał się nieco dziwaczny, a gdy w odpowiedzi na pytanie o dystans usłyszeli 150 km, zazwyczaj odbierało im mowę i nie ciągnęli dalej tematu, była to chyba jednak zbyt duża abstrakcja.

Pomiędzy Iwoniczem a Rymanowem zastała mnie druga noc i wróciły demony pierwszej. Temperatura gwałtownie zaczęła się obniżać i spadła poniżej zera. Po ponad 100 km wydawać się może, że każdy woli zbiegać, jednak przy tak potężnym wychłodzeniu to podejścia dawały ukojenie, bowiem była to jedyna okazja na rozgrzanie się, na zbiegach pojawiały się drgawki z zimna, sytuację uratował punkt żywieniowy w Puławach. Było to kolejne miejsce, gdzie można było się ogrzać w gorącym pomieszczeniu, zjeść przy stole ciepły posiłek (żurek, zupa dyniowa, pieczone ziemniaki z dressingiem). Wyjście z ciepłego budynku nie należało do przyjemnych i od razu przywitała mnie fala przejmującego zimna. Zmęczenie i spowodowany tym brak koncentracji były już tak duże, że zaraz opuszczeniu punktu ponownie się zgubiłem. Na szczęście wiele nie dołożyłem, ale pewności siebie także nie przybyło.

Dalej było już tylko gorzej. Błota nie ubywało, a temperatura dalej spadała. Na polankach było tak zimno, że ziemia była skuta na kamień. Po ponad 100 km, zmęczenie, odwodnienie i brak snu od jakichś 40 godzin sprawiały, że trudno było się skoncentrować i niemal zasypiałem w czasie biegu. Jakimś cudem udało się w koncu dostać na mety, choć ostatnie kilometry po mieście nie były wcale łatwe orientacyjnie. Komańcza nie jest wielkim miastem, ale organizatorom udało się nawet tam utrudnić życie zawodnikom.

Sama meta pozostawiała nieco do życzenia: zabrakło ciepłego pomieszczenia, w którym finiszerzy mogliby się rozgrzać, ognisko – mimo że bardzo przyjemne – nie wyeliminowało dygotania z zimna. Teren na mecie nie był w ogóle oświetlony, więc nawet jedząc posiłek dalej trzeba było dalej korzystać z czołówek, a w tym stanie nawet proste czynności sprawiają kłopoty.

lemkowyna5

Fot. Jarosław Gil

Łemkowyna Ultra Trail była całkiem udaną imprezą, mimo że zaskakująco trudną. Podejście organizatorów i wolontariuszy było godne pochwały i widać było, że naprawdę im zależy, starają się i chcą pomóc. Zaopatrzenie bufetów jak na krajowe warunki wręcz rewelacyjne. Można było napić się nie tylko izotonika, ale także gorącej herbaty czy coli, a kanapki i gorące posiłki były ukoronowaniem dzieła, co więcej gorące posiłki były podawane przez obsługę do stołu. Bardzo miłym dodatkiem były bluzy dla zawodników, którzy ukończyli bieg. Nie były to tandetne bawełniane t-shirty, które nadają się do prac domowych, ale wysokiej klasy bluzy z bardzo ciekawym haftem Łemkowyny.

Widać jednak także niedociągnięcia, obok których trudno przejść obojętnie. Niewystarczające oznakowanie trasy, brak ciepłego pomieszczenia i oświetlenia mety niepotrzebnie obniżają walory imprezy. Wątpliwości może budzić także termin rozgrywania imprezy – jesień niekoniecznie jest najlepszym terminem na tego typu biegi, tym bardziej w Beskidzie Niskim, który słynie z błota. Warto też się zastanowić nad odwróceniem kierunku biegu. Bazę i biuro zawodów można zorganizować w Krynicy, a następnie wywieźć zawodników autobusami na na start do Komańczy.

 Kilka cennych uwag od Kuby Wolskiego, redaktora miesięcznika „Bieganie”, który zajął 2. miejsce na trasie ŁUT 70: 

Ultrachłód

Startując na dystansie 150 km w warunkach, które panowały podczas Łemkowyny, trzeba wziąć pod uwagę zdecydowanie więcej aspektów niż na przykład w środku lata. Dużo większe znaczenie zaczyna odgrywać logistyka, przemyślenie i poukładanie sobie tych 20-30 godzin, które spędzamy na trasie. Gdy jest zimno, organizm inaczej musi dystrybuować przepływ krwi i zasoby energetyczne, nie wszystko pójdzie w „gaz” i część naszych zasobów cały czas będzie wykorzystywana na utrzymanie jako takiego komfortu termicznego.

Dlatego kluczowe staje się odpowiednie ubranie i jedzenie. Jeść trzeba więcej, żeby organizm miał co wrzucać do kominka i żeby jeszcze zostało na poruszanie się w sprawnym tempie. Druga sprawa to ubranie – trzeba sobie przełożyć w głowie jedną rzecz: gdy mamy spędzić na mrozie kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin, najważniejszą rzeczą nie jest odchudzanie sprzętu, które będzie dawało zysk w postaci sekund, tylko przetrwanie – zabezpieczenie się w taki sposób, żeby na pewno w ogóle dotrzeć do mety.

Startowałem na trasie 70-kilometrowej, ale słuchając opowieści o tym, jak wiele osób weszło do budynku na przepaku w Chyrowej i już z niego nie wyszło, pomyślałem sobie: „Jak ja dobrze to znam”. Też kiedyś z takiego „przepaku” nie wyszedłem. Wprawdzie na dworze było -20 stopni, ale schemat jest ten sam: jeśli chcesz ukończyć takie zawody, nie stawiaj się w sytuacji, w której łatwo się wycofać. Fajnie jest wejść na chwilę do ciepłego pomieszczenia, ale to musi być „szybka akcja”, przemyślana, skalkulowana – jak się rozsiądziesz nad gorącą zupą, dużo trudniej się zebrać do wyjścia.

Taki przepak to też dobre miejsce, żeby się przebrać, nie zawsze trzeba, ale czasem warto, np. gdy ciuchy mamy wilgotne, a za chwilę zajdzie słońce i temperatura spadnie o 10 stopni. Lepiej mieć wtedy na sobie coś suchego i dodatkową warstwę w zapasie, bo z każdą kolejną godziną deficyt energetyczny naszego organizmu się powiększa, „kominkowe” paliwo jest coraz mniej energetyczne, a dodatkowo często intensywność wysiłku spada ze względu na zmęczenie. Na takim dystansie w mroźnych warunkach trzeba po prostu zadbać o to, żeby w tym całym dyskomforcie zachować jak najwięcej komfortu. Najpierw przetrwać, a dopiero potem myśleć o ściganiu się.

lemkowyna6

Fot. Jarosław Gil

Łemkowyna – obiektywnie i konstruktywnie

Całą imprezę oceniam bardzo pozytywnie, bardzo fajna trasa, miejscami trochę dużo asfaltu, prawie wszystko „runnable”, klimatyczne ścieżki, piękny dzień, super widoki. Nic, tylko biegać. Wspomnienia mam na pewno na plus, ale… jako organizator, tym bardziej jako taki, który swoje błędy popełnił i nadal czasem popełnia, próbuje i wyciąga wnioski, zawsze czy tego chcę, czy nie chcę, obserwuję, a co gorsza – widzę. Było kilka rzeczy, nad którymi na pewno warto się zastanowić/poprawić. Przed zawodami nie miałem czasu na śledzenie aktualności, właściwie dopiero kilka dni przed startem dokładnie obejrzałem trasę, dowiedziałem się, gdzie jest start/meta, dowiedziałem się wtedy też, że już nie można dopisać się na autobus powrotny z mety do bazy. Moim zdaniem różne biura zawodów i zwożenie ludzi z mety z powrotem do tychże to był trochę strzał w stopę – z perspektywy zawodnika wygodniej jest dotrzeć w miejsce, gdzie jest meta, przejechać autobusem nawet 2 godz. na start, dosypiając jeszcze, a po biegu mieć pełen dostęp do swoich rzeczy, nie jeździć, nie chodzić w drgawkach, szukając autobusu, etc. Ostatecznie musieliśmy zorganizować sobie transport naszego auta, żeby mieć je na mecie.

Oznaczenie trasy – słyszałem wiele osób mówiących, że było super, choć uważam inaczej – było dobrze, ale kilka razy musiałem się zatrzymać i rozejrzeć, był nawet taki moment, że zatrzymaliśmy się w trójkę na prowadzeniu, żeby spojrzeć na mapę, i śmialiśmy się, że teraz jest etap „orienteering” (choć ze skali 1:100 000 nie zawsze wszystko da się wyczytać) – ktoś mi nawet powiedział: „Może za szybko biegłeś”. No, może. Trzeba dodać, że całą trasę pokonałem za dnia – zakładam, że w nocy trzeba było zachować jeszcze większą czujność. Trochę po prostu zabrakło strzałek i mocniejszego oznakowania skrzyżowań.

Punkty odżywcze – full wypas, naprawdę top class – miałem tylko pecha, że jak wbiegałem trzeci albo drugi, to obsługa uczyła się na bieżąco, że herbatę trzeba zaparzyć wcześniej – na pierwszym punkcie pani wrzuciła mi torebkę do kubeczka i oczekiwała, że poczekam, aż się zaparzy – rozbawiło mnie to bardzo, wypiłem izotonik i pobiegłem dalej. Na drugim z kolei wszystko było już gotowe, ale wrzało, więc zupę dyniową czułem w całym przełyku jeszcze daleko, daleko na podejściu. To były takie detale, które generalnie mnie bawiły, mimo, że na pierwszym punkcie naprawdę miałem ochotę na coś ciepłego do picia.

Te wszystkie rzeczy, to taka organizacyjna drobnica – ktoś zwróci uwagę, ktoś inny nie, ale była jedna rzecz, którą zapamiętałem jako słabą – a była to meta. Włóczę się czasem wraz z zaprzyjaźnioną agencją eventową po różnych imprezach i tutaj miałem wrażenie, że o ile organizatorzy ogarnęli tematy biegowe, to trochę dali ciała na polu pod tytułem „event”. Wiem, że czasem budżet na różne rzeczy nie pozwala, ale nawet jeśli, to zrezygnowałbym z chińskich „buffów” w pakiecie i zrobił porządną imprezę na mecie. Zabrakło nagłośnienia i człowieka, który byłby choćby minikonferansjerem, który witałby zawodników na mecie. Najsłabiej to wyglądało, gdy do mety dotarł drugi zawodnik z trasy 150 km, a w tym czasie trwało losowanie nagród dla trasy 70 km (50 metrów od linii mety) i nikt nie wiedział, że on dobiegł, nawet wolontariuszka potraktowała go jako gościa, który nie zmieścił się w limicie na 70 km. Poza tym – jak zachodzi słońce, to robi się ciemno, więc metę trzeba jakoś doświetlić, można autem, ale można też inaczej. A jak już zmuszamy wszystkich do noszenia w plecaku kurtek, bo warunki są jakie są, to warto wrzucić do namiotu, gdzie ludzie jedzą i szczękają zębami, jakąś dmuchawę… bo warunki są jakie są.

Podsumowując – fajna impreza, świetna trasa, eventowo do dopracowania.

 WYNIKI 

 Łemko Trail – 29 km 

Trasę ukończyły 72 osoby.

Mężczyźni
1. Robert Gleń (MUKS Podkarpacie Jedlicze) – 2:20:18
2. Tomasz Klisz (The North Face) – 2:21:28
3. Jacek Staroń (Orlew Krosno) – 2:41:21

Kobiety
1. Ewa Siwoń – 3:25:46
2. Lindsey Arrick – 3:29:31
3. Marta Popiel 3:33:58

Zobacz pełne wyniki Łemko Trail.

 ŁUT 70 km 

Trasę ukończyło 165 osób.

Mężczyźni:
1. Jonas Zakaitis (LTU) – 6:49:24
2. Jakub Wolski (Magazyn Bieganie / Hill Sprint) – 7:01:45
3. Krzysztof Wiernusz (Finisz Rymanów) – 7:07:20

Kobiety:
1. Małgorzata Szydłowska – 8:38:11
2. Justyna Supińska – 8:58:43
3. Viktorija Tomaševičienė – 9:16:24

Zobacz pełne wyniki ŁUT 70.

 ŁUT 150 km 

Trasę ukończyło 78 osób. Wycofały się 72 osoby.

Mężczyźni:
1. Oskar Zimny (Weekendowy Reset) – 20:02:23
2. Marcin Rembiasz (Visegrad Maraton) – 20:12:26
3. Robert Korab oraz Tomasz Komisarz (Rzeszowskie Gazele i Gepardy) – 21:37:08

Kobiety:
1. Sabrina Verjee (Team Endurancelife) – 26:06:54
2. Marzka Janerka Moroń (Dziabnięci) – 26:33:11
3. Aśka Garlewicz (Thulium Team) – 26:59:28

Zobacz pełne wyniki ŁUT 150.

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

W sobotę 25 maja odbędzie się 21. edycja Biegu Ulicą Piotrkowską Rossmann Run. Uczestnicy tradycyjnie pobiegną na szybkiej trasie o długości 10 kilometrów, której większa część prowadzi główną ulicą miasta. Jakie atrakcje czekają na biegaczy […]

21. Bieg Ulicą Piotrkowską Rossmann Run – trwają zapisy!

To już dziś! W piątek, 19 kwietnia rozpoczyna się 11. edycja Pieniny Ultra-Trail® w Szczawnicy. Podczas trzech dni imprezy uczestnicy będą rywalizować na 7 trasach od 6,5 do 96 kilometrów. W trakcie wydarzenia rozegrane zostaną […]

Szczawnica stolicą górskiego biegania, czyli startuje 11. edycja Pieniny Ultra-Trail®

Gościem czwartego odcinka cyklu RRAZEM W FORMIE. Sportowy Podcast, który powstaje we współpracy z marką Rough Radical jest Andrzej Rogiewicz. Znakomity biegacz, świeżo upieczony wicemistrz Polski w półmaratonie, “etatowy”, bo czterokrotny zwycięzca w Silesia Maratonie. […]

Zaufaj procesowi. Dobre wyniki rodzą się w ciszy. RRAZEM W FORMIE. Sportowy podcast – odcinek 4. z Andrzejem Rogiewiczem

Medal: najważniejsza nagroda dla wszystkich przekraczających linię mety, trofeum, którym chwalimy się wśród znajomych i nieznajomych. Jak będzie wyglądał medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja? Właśnie zaprezentowane wizualizację. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się też, że […]

Oto on: medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja! PKO Bank Polski Sponsorem Głównym imprezy

Wszystkie tkanki mięśniowe naszego ciała pracują podczas biegu. Od ich dyspozycji i formy zależy końcowy wynik osiągnięty podczas zawodów. Wiadomo więc, że należy je wzmacniać stosując ćwiczenia poza treningiem biegowym. Jednak bywa tak, że po […]

Trening biegowy i trening siłowy w jednym

Z Katarzyną Selwant rozmawiała Eliza Czyżewska Czym jest trening mentalny?istock.com To wiedza, jak ćwiczyć głowę, taka siłownia dla umysłu. W skład treningu mentalnego wchodzą różne zagadnienia, np. wzmacnianie pewności siebie, wyznaczanie prawidłowej motywacji, cele sportowe, […]

Trening mentalny biegacza [WYWIAD]

Karmienie piersią a bieganie – czy to dobre połączenie? Jakie zagrożenie niesie ze sobą połączenie mleczanu z… mlekiem matki? Odpowiadamy! Zanim zajmiemy się tematem karmienie piersią a bieganie, przyjrzyjcie się bliżej tematowi pokarmu matki: mleko […]

Karmienie piersią a bieganie

Kultowe sportowe wydarzenie otwierające Warszawską Triadę Biegową „Zabiegaj o Pamięć” już 3 maja. Poznaliśmy wzór oficjalnych koszulek biegu – są w kolorze błękitnym i prezentują hasło „Vivat Maj, 3 Maj”. Ich producentem jest marka 4F, […]

Koszulka 32. Biegu Konstytucji 3 Maja wygląda właśnie tak! Marka 4f partnerem technicznym Warszawskiej Triady Biegowej