fbpx
Maciek Więcek

Ludzie > Elita biegaczy > Ludzie

Maciek Więcek. 100 km na miodzie i wodzie

Maciek Więcek. Fot. Krzysztof Dołęgowski

Maciek Więcek. Fot. Krzysztof Dołęgowski

Maciek Więcek do czerwca 2013 roku wygrał 6 z 7 biegów na 100 km, w których wziął udział. 31 maja, w tydzień po Kieracie, w którym wygrał z czasem 12:59, ustanowił z koleżanką, Agatą Matejczuk nowy rekord trasy w kategorii MIX w Biegu Rzeźnika. Byli trzecim zespołem w klasyfikacji generalnej, na 403, które wystartowały. 20 czerwca podejmie próbę ustanowienia nowego rekordu pokonania Głównego Szlaku Beskidzkiego.

Kim jest Maciek, jak trenuje, jak wygląda jego życie na co dzień? Przedstawiamy wywiad z 2011 roku, który pojawił się na łamach Biegania w numerze lipiec-sierpień. Maciek został wówczas Mistrzem Polski w Maratonach Pieszych na Orientację. Rok wcześniej ukończył wszystkie odbywające się w kraju biegi na 100 km, wiele z nich wygrał.

Ile zaliczyłeś startów w zeszłym roku (2010)?

Wszystkie setki, z pięć rajdów może. Z 17-18 startów, może więcej… Ciężko zliczyć.

Mówimy o startach 12 godzin i więcej? 12 setek, rogaining, Adventure Trophy, Jura Skałka, Zimowy Rajd 360… Nie masz problemów z motywacją?

Nie mam. Nigdy tych startów nie uważam za jakieś szczególnie udane. To jest jak hazard, zawsze się chce człowiek trochę odegrać.

Czy Kierat był nieudany?

Nie, Kierat był udany, ale w rajdach nie zrobiłem jeszcze w tym roku wyniku, z którego byłbym zadowolony. Dlatego ciągnie mnie teraz bardziej do rajdów, żeby się trochę poprawić.

Jak to się stało, że zacząłeś biegać? Miałeś kłopoty z wagą?

Tak, nieustannie mam kłopoty z wagą, mam tendencję do tycia. Mam teraz wagę poniżej swoich genów. Jak się już zejdzie na taki poziom to zawsze są problemy z utrzymaniem wagi.

Co to znaczy, że masz wagę poniżej swoich genów i ile ważyłeś jak miałeś problemy?

Około 80 kilogramów. Przy wzroście 178 cm. Teraz ważę 72. Nie wyglądałem na otyłego faceta, ale to nie była taka waga, która sprzyjała poczuciu swobody przy ruchu.

Uprawiałeś wcześniej jakieś sporty?

Jeździłem wcześniej na rowerze po górach, od czasu do czasu. Co drugi weekend. Turystycznie, ale tak na cały dzień sobie jechałem. Więc trochę aktywności miałem zanim zacząłem w setkach startować. Poza tym tyle co na wuefie. Nie miałem jakichś osiągnięć sportowych ani specjalnych uzdolnień.

Mówisz o genach… Jak wyglądają Twoi rodzice?

Nie mają nadwagi, ale to są ludzie, którzy nie mają sylwetki sportowej i nigdy się sportem nie zajmowali.

Jak oni patrzą na Twoje hobby?

Bardzo pozytywnie, to są chyba moi najwierniejsi kibice. Śledzą wyniki, starty, mniej więcej orientują się w kalendarzu.

Kto jest pierwszą osobą, do której dzwonisz po udanym starcie?

No chyba do rodziców, bo od nich mam takie zamówienie – natychmiast zadzwoń jak ci poszło.

Jesteś sam. Facetom zmienia się życie, gdy znajdują sobie stałą partnerkę. Myślisz o tym, że znajdzie sobie dziewczynę, ustatkujesz się?

Musiałbym zrezygnować z pewnej ilości startów, bo jednak weekend jest wyłączony przez taki start – podróż, powrót. Michał Jędroszkowiak – mój partner z zespołu inov-8 ma rodzinę, a mimo to też sporo czasu przeznacza na starty. Nie tak dużo jak ja, bo weekendy często spędza z rodziną. Mam  w nim punkt odniesienia. Że jednak ktoś, kto prowadzi życie rodzinne też może znaleźć sporo czasu na swoje hobby.

Nie brakuje Ci czegoś takiego?

Brakuje, oczywiście, że brakuje.

Mieszkasz sam, pracujesz dosyć dużo?

Nie przesiaduję nadgodzin w pracy, nie żyję wyłącznie nią. To nie jest moje hobby.

Jak wygląda Twój dzień?

Wstaję o szóstej rano. Robię krótką gimnastykę żeby rozluźnić stawy. Biegnę do pracy, to mi zajmuje do godzinki. 12 km. Rano jestem jeszcze w letargu, czasem pamiętam tylko jak zamykam drzwi i po godzinie już wchodzę do biura. Czas mija szybko, koncentruję się na tym, co będę robił w pracy albo rzeczach zupełnie niezwiązanych z biegiem. Wysiłek jest automatyzmem, nie zwracam już na ten bieg szczególnej uwagi.

Nie słuchasz muzyki?

Nie, nigdy w czasie rajdów ani biegania nie słucham muzyki.

Na którą godzinę chodzisz do pracy?

Staram się na ósmą. Chyba, że jestem po zawodach, to wtedy w poniedziałek trochę dłużej mi idzie zebranie się. Zazwyczaj wracam w niedzielę, w popołudnie niedzielne i poniedziałek rano zajmuję się likwidowaniem skutków zawodów – praniem, czyszczeniem sprzętu itd. Pralka chodzi w kółko. Wtedy jestem w pracy na 9-10. Moi koledzy wiedzą, że przyjdę później.

Czy są jakieś rzeczy, które powodują, że nie biegniesz do pracy tylko docierasz tam inaczej?

Czasem idę do pracy. Tą trasą, którą normalnie biegnę.

A jak jest deszcz ze śniegiem?

Pogoda nie ma znaczenia. Jak jest ślisko to ma jakiś wpływ na tempo. W pracy mam ubranie na zmianę. Biorę prysznic.

Masz jeszcze jakiś inny trening poza tym, że biegasz do pracy? Jeździsz na rowerze, albo robisz akcenty?

Jeśli już to w weekendy, w tygodniu nie mam na to czasu. Wychodzę około 17, przybiegam do domu jest 18. Zazwyczaj bieg powrotny jest dla mnie trudniejszy. Po całym dniu, zwłaszcza teraz, kiedy jest gorąco. Ranek jest rześki i przyjemny. Poza tym – do domu mam pod górkę. Jakieś 300- 350 metrów.

Mieszkasz w Krakowie. Twoja trasa prowadzi przez centrum?

Szukam jak najmniej ruchliwej drogi, dlatego moja trasa ma 12 km. Po najkrótszym wariancie mogłaby mieć 8.

Czy spotykasz jakichś ludzi regularnie na trasie?

Widuję kilku biegaczy. Nie znam ich z imienia, po prostu się pozdrawiamy. Jest sympatycznie, znajome twarze. Biegnę zielonymi skwerkami, koło Wawelu, wzdłuż Wisły, tam są aleje piesze. Biegnę koło Kopca Kraka, tam jest trochę pod góreczkę. Później wybieram przejście podziemne pod najbardziej ruchliwymi ulicami, staram się żeby mieć jak najbardziej płynny przelot jak na miejskie warunki.

Maciek Więcek z prawej, Krzysiek Dołęgowski z lewej, Kierat 2013

Maciek Więcek z prawej, Krzysiek Dołęgowski z lewej, Kierat 2013. Fot. Magda Ostrowska-Dołęgowska

Obserwujesz jak się zmienia krajobraz?

Nie, jestem skupiony na zupełnie czym innym. Jeśli robię akcenty to jestem skupiony na pracy organizmu, na tętnie, na utrzymaniu rytmu kroków, na tym się koncentruję. Treningi są dla mnie ciężkie. Czasem po zawodach, potrzebuję dnia spokojniejszego i pozwalam sobie na wędrówki myślami na tematy niezwiązane z bieganiem. Zresztą bardzo fajnie mi się myśli, wpadam w swoisty rodzaj kontemplacji w czasie biegu.

Jest około 18, wracasz do domu. Jak wygląda reszta Twojego dnia?

Dobrze jest zrobić wiele rzeczy naraz – coś zjeść, porządnie się porozciągać. Rano, gdy jestem w pracy robię skrócone rozciąganko, chłopaki z pracy są już przyzwyczajeni, że im trochę giczałami wymachuję przed biurkiem. Po południu robię już pełne w domu, około 40 minut. Wszystkie partie, trochę ćwiczeń siłowych. Jest godzina 19. Robię zakupy, biorę książkę, siadam do internetu, odpowiadam na maile. Zajmuję się rzeczami związanymi z prowadzeniem domu. Rzucę okiem na telewizję, trochę się interesuję polityką, lubię wiedzieć co się dzieje w kraju i na świecie.

Jak gotujesz?

Nie mam się za bardzo czym pochwalić, moje potrawy mają góra cztery składniki. Moja dieta jest właściwie podporządkowana treningowi. Przed bieganiem rano nie jem nic, dopiero w pracy robię sobie pastę z olejem lnianym, twarogiem, ze szczypiorkiem, albo surówkę albo jakąś rybę. Po południu jem jakąś potrawę na jajkach. Coś z dodatkiem mięsa, krwistego, często jem wątróbkę – zawiera dużo żelaza, to się przydaje. Podsmażam ją z cebulką, z surówką z dodatkiem jajek. Jem dwa posiłki dziennie – po bieganiu.

Nie mówisz za dużo o węglowodanach.

Bo nie spożywam za dużo węglowodanów, prowadzę dietę białkowo-tłuszczową. Często jem po południu kaszankę.

Kładziesz się o której?

Około 21 już śpię.

Wychodzisz na piwo?

Czasem, raz na dwa tygodnie. Okazyjnie. Jak mam towarzystwo to piję, ale żeby sobie kupować samemu i mieć w lodówce, to nie.

Z jakiego swojego sportowego osiągnięcia się najbardziej cieszysz?

Chyba z Kieratu. Tego ostatniego (2011). Od Kieratu zaczynałem 6 lat temu. Zainteresowałem się przypadkiem. Licytowaliśmy się z kolegą w pracy, który biegał półmaratony. Ja oczywiście wtedy całkiem nie biegałem, ale zacząłem się z nim droczyć – A tam, półmaratony! On to podłapał – półmaratony cię nie interesują to zobacz – jest taka impreza, stówka po górach. Startujemy? No dobra! I ja wstałem od biurka i wystartowałem w tym Kieracie, i o dziwo go ukończyłem, chociaż miałem straszne problemy. Poszła paczka ibupromu, miałem zniszczone kolana, od trzydziestego kilometra na ciągłym bólu. Robiłem to w 27 godzin – blisko limitu. Tam złapałem bakcyla, wciągnęło mnie, wiedziałem, że za rok muszę wystartować i to poprawić.

Jak się czułeś po swoim pierwszym Kieracie?

Satysfakcja była wielka. Czułem, że dokonałem czegoś wyjątkowego. Człowiek niebiegający ukończył setkę. O bieganiu wtedy nie było mowy. Paweł Dybek ustanowił wtedy rekord 13 godzin i 51 minut. Byłem zszokowany, to był dla mnie kosmita, gość z innej planety. Dla mnie magiczna postać. Zwłaszcza, że w moim wieku. To jego osiągnięcie motywowało mnie przez kolejne lata.

Żałujesz, że w tym roku Paweł nie startował? Czy zwycięstwo miałoby inny smak? Nie zdarzyło Ci się z nim wygrać.

Nie. Ciężko powiedzieć. Gdyby udało mi się wygrać z Pawłem, zwycięstwo nie byłoby bardziej cenne niż jest teraz. Nie wiem czy chciałoby się wygrać z legendą. Naprawdę, niech ten Paweł będzie niepokonany i już.

Maciek Więcek w Beskidzie Żywieckim. Fot. Krzysztof Dołęgowski

Maciek Więcek w Beskidzie Żywieckim. Fot. Krzysztof Dołęgowski

Wróciłeś na Kierat. Jako biegacz czy jako człowiek wyrwany zza biurka?

Miesiące po pierwszym Kieracie to była walka o zdrowie. Zająłem się leczeniem kolan, chodziłem na rehabilitację. Zacząłem troszkę truchtać. Po 3 km dziennie, żeby rozruszać kolana. Za rok wystartowałem znowu jako piechur i udało mi się przejść bez problemów. Uważałem to za wielki sukces. To był dalszy krok w mojej motywacji. Uwierzyłem, że mam zdrowie. Po pierwszym Kieracie uważałem, że zabawa w takie rzeczy skończy się ciężkim inwalidztwem. Przez dwa czy trzy lata to była dla mnie impreza roku, startowałem tylko w Kieracie. Później zdecydowałem się pojechać na Harpagana jesiennego, tam już część trasy przebiegłem, to był kolejny postęp, skończyłem w limicie jako jedna z dwudziestu kilku osób. Zacząłem myśleć o bieganiu, coraz częściej, coraz więcej. Przełomem był II Rajd Dolnego Sanu, dwa lata temu. Większą część przebiegłem. To była moja pierwsza wygrana setka. Z czasem ok. 16 godzin, całkiem przyzwoitym. Zwłaszcza, że sporo było błądzenia po jakichś bagnach.

Opowiadasz o swoim zdrowiu, o problemach z kolanami. Teraz robisz ogromny kilometraż w tygodniu. Jak to się dzieje, że się nie psujesz?

Nie wiem. Mogę się powołać na Danielsa, że czasem osoby, które rozpoczną intensywniej uprawiać sport w późniejszym wieku mają większą odporność na kontuzje. Chociaż początki kieratowe nie wskazują na to, że byłem jakoś dobrze ukształtowany. Walczyłem o swoje zdrowie. Gdy przytrafiła mi się kontuzja pachwiny zacząłem robić i doceniać gimnastykę rozciągającą. Rozciąganie w bardzo znaczący sposób wspomaga regenerację. Nie wiem czy tak piszą w książkach, sprawdziłem to na własnej skórze. Do większości rzeczy, które stosuję w swoim treningu, sam doszedłem.

Zdarzyło Ci się wycofać z zawodów?

Zdarzyło. Pierwszy raz dwa lata temu w jesiennym Harpaganie. Wracaliśmy z Tomkiem Korzańskim, którego poznałem na pierwszym Kieracie (to przyjaźń, która trwa do dziś) z Maroka. Skróciliśmy pobyt, żeby wystartować w Harpaganie. Kończyliśmy Maroko dwudniowym trekkiem przez Atlas Wysoki, przez Pustynię i strasznie się odwodniliśmy. Ja się tam nabawiłem bólu gardła, wyschło i wdarło się jakieś zakażenie. W Polsce – pierwszy atak zimy, z plus 30 stopni przylecieliśmy w piątek rano i od razu do Gdańska, spóźniliśmy się godzinę. Ja byłem chory a Tomek się czuł fatalnie przez tę nagłą zmianę. Ludziom zamarzały bidony, ja miałem 38 stopni i po pierwszej pętli nie wyszedłem już z bazy. Zaszyłem się w śpiworze. Miałem ambicję żeby skończyć wszystkie setki i mi się wówczas nie udało. To zrobiłem w rok później, przy jeszcze większej ilości setek. Drugi wycof też był bardzo bolesny, bo wystartowałem z Piotrkiem Hercogiem na rajdzie zimowym 360. To była duża szansa dla mnie. Ale byłem kompletnie nieprzygotowany. Dwa dni przed zawodami zadzwonił Piotrek z propozycją startu. Nigdy wcześniej nie miałem na nogach biegówek, więc to był rajd pierwszych razów. Kolano mi siadło na rowerze. Trochę pobłądziliśmy, wjechaliśmy w nieodśnieżone drogi, w kopnym śniegu było siłowo. Musiałem się wycofać przed metą, zostały może 1-2 punkty do mety, ale nie dało się więcej jechać. Noga nie chciała się zginać w kolanie, nie wchodziło w grę nawet prowadzenie roweru. Ból był bardzo potężny.

Unikasz brania środków przeciwbólowych?

Tak, ból jest po to, żeby przekazać ci jakąś informację, jeśli ją bagatelizujesz, zaniedbujesz to możesz się narazić na kłopoty.

Czy starty w setkach bolą? Nawet jeśli nic się nie dzieje?

Bolą. Bolą mięśnie, czasem trzeba włożyć bardzo dużo siły woli żeby zmusić się do utrzymania tempa.

Jak sobie z tym radzisz – masz jakieś swoje metody? Co robisz jeśli np. biegniesz z górki, bardzo chciałbyś, żeby już się skończyła a przed Tobą ciągle daleka droga.

Liczę kroki, to mnie czasem uspokaja. Wprowadza w trans, rytm, mobilizuję się żeby utrzymać tempo kroków, a wraz z tym szybkość. To taka zależność. Nawet jeśli krok jest krótszy to prędkość spada, ale cały czas biegnę, poruszam się. Jak jest co najmniej 90 kroków na minutę to jest dobrze.

Niezależnie czy góra, czy dół?

Niezależnie. Kiedyś biegałem z mniejszą kadencją. Ostatnio, gdy miałem kontuzję pachwiny nie mogłem robić treningów siłowych czy szybkościowych, ból to ograniczał, wtedy bardziej skoncentrowałem się na technice.

Jak się czujesz jak wiesz, że tracisz z powodu nawigacji?

To są najgorsze doły na zawodach. Ciśniesz, trzymasz tempo a tu zdarza się wtopa na pół godziny, na godzinę. Zdajesz sobie sprawę, że cały wysiłek, który włożyłeś w bieganie to jest para w gwizdek, bo pobłądziłeś i tracisz to, nad czym z takim mozołem pracowałeś.

Nie myślisz o tym, żeby część swoich weekendowych treningów poświęcić na naukę nawigacji?

Nie mam pomysłu na treningi nawigacyjne. To też jest moja motywacja do startów. Najlepszy trening nawigacji to jest dla mnie start. Zawsze można w jakiś pozytywny sposób wykorzystać zawody, nawet jeśli nie da się ich zrobić na maksa, nie będąc do nich dobrze przygotowanym.

Czy do Kieratu byłeś optymalnie przygotowany?

Nie, brakowało mi przygotowania wydolnościowego, bo miałem kontuzję.

Czy jak miałeś kontuzję to też biegałeś do pracy?

Biegałem co któryś dzień. Dużo miałem spacerów do pracy w tym czasie. Jeśli biegałem to były to lekkie treningi.

Czyli – dla Ciebie jest tylko albo bieg albo marsz. Masz samochód, ale nie korzystasz z niego, wolisz iść.

Samochód jest w mieście całkowicie niepraktyczny. Pracuję w samym centrum miasta, gdzie są strefy płatnego parkowania, więc nie opłaca mi się.

Komunikacja miejska?

Jest w porządku, ale jak biegam do pracy – wychodzi na to samo. Jak chodzę – to szybciej byłoby autobusem, ale zauważyłem, że mój organizm jest przyzwyczajony to pewnego rodzaju wysiłku. Apetyt mam taki sam. Jeśli bym całkiem zmienił nawyki – to bym przytył. Chciałem mieć w okresie kontuzji jak najmniej negatywnych skutków.

Osiągnąłeś najwięcej ile się dało w Polsce. Co planujesz dalej?

Chciałbym więcej postartować w rajdach przygodowych, dwuosobowych, najchętniej czteroosobowych. Myślę, że mamy zespół, z którym możemy ścigać się w rajdach przygodowych.

Jak się czujesz startując z dziewczyną, która jest jednak wolniejsza od Ciebie?

Start w zespole polega na tym, że trzeba tak umiejętnie rozłożyć siły całego zespołu, żeby poruszać się jak najsprawniej do przodu. Cały czas kombinuję jak podzielić te siły. Jak startuję z Sabiną na trekku od razu łączymy się holem i całość biegniemy razem. Jej to pomaga, i super. Dobrze wiem kiedy ma słabsze momenty, po naciągnięciu holu to się wszystko dobrze wyczuwa.

Czy zdarzało się, że to Ty miałeś kryzys?

Tak, na rajdzie zimowym 360. Przyjechałem trochę przemęczony, miałem trudny okres w pracy, zasypiałem na trasie i tam mnie Hubert Puka pociągnął. Dużo mu zawdzięczaliśmy na tym rajdzie. Przydało się bardzo jego doświadczenie.

Jesteś przyzwyczajony do tego, że jesteś samowystarczalny, że wygrywasz, że dajesz radę, a tutaj Maćka Więcka ciągnie zawodnik notowany dużo niżej, czy to nie szarga Twojej godności?

Nie, wręcz przeciwnie, czuję dużą satysfakcję z takich rajdów. To bardzo cementuje, masz duże zaufanie do zespołu. To był dziwny rajd, były momenty gdy ja byłem mocny, ale nocny trekking zwalił mnie z nóg. Zrozumiałem o co chodzi w zabawie zespołowej, jak bardzo sytuacja może się odwrócić. Ty ciągniesz zespół, sześć godzin później oni ciągną Ciebie, ale cały czas idziecie do przodu. To jest niesamowite. W zeszłym roku miałem duże trudności na Rzeźniku, ja zawaliłem nasz start z Michałem Jędroszkowiakiem, przez własną głupotę. Myślałem, że mogę przenosić góry. Nic nie jadłem, bo mi było szkoda czasu. Ale po 50. kilometrze zaczęło mi się kręcić w głowie, horyzont zaczął falować i przewróciłem się. Leżałem na trawie, bo jak się próbowałem podnieść to mnie zwalało z nóg. Chyba mi spadł poziom cukru. Jak ja leżałem na połonince to Michał zaczepiał turystów i żebrał od nich batony. Jeden „Grzesiek” postawił mnie od razu na nogi.

To był Rzeźnik, w którym Magda Łączak z Pawłem Dybkiem zajęli drugie miejsce wśród wszystkich zespołów? Którzy wtedy byliście?

Tak, my byliśmy trzeci.

Jak się z tym czułeś?

Fatalnie, bo prowadziliśmy. Leżałem chyba z 15 minut na trawie zanim Michał wyżebrał tego „Grześka”. Zjadłem, zaczęliśmy biec, nadal byliśmy pierwsi, ale po trzech kilometrach „Grzesiek” się skończył. Zaczął się zbieg, w moich oczach był jak przepaść, jak jakiś tunel. Złapałem się barierki i przewiesiłem przez nią. Wtedy minęli nas Magda z Pawłem, ja wisiałem na barierce a Michał znowu żebrał jakieś batony.

Czyli ciągle się uczysz. A jakie jest Twoje podejście do nagród w ultramaratonach? Trzeba dużo trenować, męczyć się, a zwykle to walka o pietruszkę.

Startuję w zawodach, w których główną nagrodą jest satysfakcja, ale też te zawody są przystępne, wpisowe kosztuje niedużo, a wysiłek organizatorów jest spory. Dzięki tej przystępności ja się w to wkręciłem, bo gdybym miał dla próby czy mi to pasuje wyrzucić kilka stówek wpisowego, to pewnie bym nie wystartował. Nie startuję dla nagród. Symboliczny pucharek jest miłą rzeczą. To fajna pamiątka.

Jeden z biegów w sezonie ma główną nagrodę 10 000 zł, czy to coś zmienia?

Nie zmienia mojej motywacji, natomiast ta nagroda przyciąga najlepszych biegaczy w Polsce. Gwarantuje bardzo wysoki poziom stawki, to mnie motywuje żeby się zmierzyć z takimi lekkoatletami i zobaczyć jak się przy nich wygląda.

Czy jeśli zajmiesz 30. miejsce będzie źle?

Jeżeli uda mi się zrobić lepszy czas to będę zadowolony. Jestem wiekowym zawodnikiem i jak robię progres to jest budujące. Nie wiem ile jeszcze będę miał takich lat, ale póki się dzieje to czuję się z tym dobrze.

W pracy patrzą na Ciebie jak na bohatera?

Interesują się moimi startami. Orientują się gdzie startuję, jak przychodzę w poniedziałek to już wiedzą, nawet już wyniki znają.

Jesteś programistą?

Zajmuję się programowaniem baz danych, systemów opartych na bazach danych dla klientów telekomunikacyjnych.

Ludzie z którymi pracujesz nie interesują się za bardzo sportem?

To są ludzie o dosyć szerokich zainteresowaniach, przeróżnych, ale raczej niezwiązanych z aktywnością ruchową.

Zdarzyło ci się ich wciągać?

Udało mi się ich wyciągnąć na zawody i bardzo im się podobało. Szczególnie formuła dwudniowa – GEZnO, rakiety, gdzie są dwa etapy, wieczorem w sobotę jest czas na rozmowy.  Informatycy lubią łamigłówki – podoba im się zabawa z mapą.

Czemu mówią na Ciebie Dziadek?

Trochę dla przekory. Poza tym jestem jednym z najstarszych pracowników mojego szczebla, w mojej grupie. Tak… Jest w tym trochę przekory.

Z Maćkiem Więckiem rozmawiali Krzysiek i Magda Dołęgowscy, „100 km o miodzie i wodzie”, Bieganie, lipiec-sierpień 2011

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Krzysztof Dołęgowski

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

Medal: najważniejsza nagroda dla wszystkich przekraczających linię mety, trofeum, którym chwalimy się wśród znajomych i nieznajomych. Jak będzie wyglądał medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja? Właśnie zaprezentowane wizualizację. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się też, że […]

Oto on: medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja! PKO Bank Polski Sponsorem Głównym imprezy

W sobotę 25 maja odbędzie się 21. edycja Biegu Ulicą Piotrkowską Rossmann Run. Uczestnicy tradycyjnie pobiegną na szybkiej trasie o długości 10 kilometrów, której większa część prowadzi główną ulicą miasta. Jakie atrakcje czekają na biegaczy […]

21. Bieg Ulicą Piotrkowską Rossmann Run – trwają zapisy!

Wszystkie tkanki mięśniowe naszego ciała pracują podczas biegu. Od ich dyspozycji i formy zależy końcowy wynik osiągnięty podczas zawodów. Wiadomo więc, że należy je wzmacniać stosując ćwiczenia poza treningiem biegowym. Jednak bywa tak, że po […]

Trening biegowy i trening siłowy w jednym

Z Katarzyną Selwant rozmawiała Eliza Czyżewska Czym jest trening mentalny?istock.com To wiedza, jak ćwiczyć głowę, taka siłownia dla umysłu. W skład treningu mentalnego wchodzą różne zagadnienia, np. wzmacnianie pewności siebie, wyznaczanie prawidłowej motywacji, cele sportowe, […]

Trening mentalny biegacza [WYWIAD]

Karmienie piersią a bieganie – czy to dobre połączenie? Jakie zagrożenie niesie ze sobą połączenie mleczanu z… mlekiem matki? Odpowiadamy! Zanim zajmiemy się tematem karmienie piersią a bieganie, przyjrzyjcie się bliżej tematowi pokarmu matki: mleko […]

Karmienie piersią a bieganie

Kultowe sportowe wydarzenie otwierające Warszawską Triadę Biegową „Zabiegaj o Pamięć” już 3 maja. Poznaliśmy wzór oficjalnych koszulek biegu – są w kolorze błękitnym i prezentują hasło „Vivat Maj, 3 Maj”. Ich producentem jest marka 4F, […]

Koszulka 32. Biegu Konstytucji 3 Maja wygląda właśnie tak! Marka 4f partnerem technicznym Warszawskiej Triady Biegowej

Choć największy podziw budzą Ci, którzy linię mety przekraczają jako pierwsi, to bohaterami są wszyscy biegacze. Odważni, wytrwali i zdeterminowani, by osiągnąć cel – wyznaczony dystansem 42 km i 195 m – w liczbie 5676 […]

21. Cracovia Maraton: 5676 śmiałków pobiegło z historią w tle

Już od 3 sezonów ASICS METASPEED jest jednym z 2 flagowych modeli startowych japońskiego producenta. Do naszej redakcji trafiła właśnie najnowsza jego odsłona, 3. generacja, czyli ASICS METASPEED SKY PARIS. Jak wypada na tle swoich […]

ASICS METASPEED SKY PARIS – flagowa startówka w trzeciej odsłonie [TEST]