Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Magia wielkich liczb. Największe maratony na świecie
35 000. 40 000. Wielkie liczby pobudzają wyobraźnię. Dlatego im wyższa wygrana, tym dłuższe kolejki do kolektur. W bieganiu też wielkie liczby się liczą. Im więcej osób chce pobiec w tym czy innym maratonie, tym więcej próbuje się dostać na listę startową, która tym samym musi podlegać ograniczeniom, co powoduje, że kolejka oczekujących się wydłuża… A największe maratony rosną w siłę i co roku mają superkumulację.
Do ubiegłego roku zwyczajową piątkę największych maratonów świata stanowiły Boston, Londyn, Berlin, Chicago i Nowy Jork i to one były zrzeszone w World Marathon Majors, cyklu, który można nazwać „pucharem świata w maratonie”. W tym roku do tzw. „majorów” dołączyło Tokio, które w 2012 r. ukończyło 34 622 osób, co plasowało ten maraton na trzecim stopniu podium gigantów. Przez 9 lat, do 2011 r., największym maratonem na świecie był maraton nowojorski. W 2011 r. uczestniczyło w nim prawie 47 000 tysięcy biegaczy. W 2012 r. NYC Marathon został odwołany z powodu huraganu Sandy, co spowodowało pewne zamieszanie w statystyce. W tym roku, już za dwa tygodnie, organizatorzy ponownie spodziewają się, że na starcie w Nowym Jorku stanie rekordowa liczba ponad 47 000 i maraton wróci na należne pierwsze miejsce „majorów”.
Przetasowania wśród największych
Tymczasem palma pierwszeństwa należy do Chicago, które przed tygodniem ukończyło 39 115 biegaczy, o prawie 2000 więcej niż rok temu. Drugie miejsce stracił Londyn, gdzie – tydzień po tragedii w Bostonie – pobiegło 34 280 osób, o ponad 2000 mniej niż rok wcześniej. To plasuje Londyn na piątej pozycji. Niekwestionowanym liderem europejskich maratonów Anno Domini 2013 jest Paryż, gdzie 7 kwietnia pobiegło 36 562 biegaczy – o prawie 4000 więcej niż w 2012 r. Z tą liczbą uczestników Paryż przebił nawet rekordowy i jubileuszowy Berlin, w którym linię mety przekroczyło 36 562 zawodników. 35 129 ukończyło w lutym maraton w Tokio. To niewiele więcej niż rok wcześniej i trudno oszacować, na ile frekwencję podniosło włączenie japońskiej stolicy do cyklu World Marathon Majors, a na ile jest to wzrost organiczny wynikający ze wzrostu popularności biegania w ogóle.
W tym roku czekają nas jeszcze cztery maratony z ubiegłorocznej pierwszej dziesiątki. Z TOP TEN pożegna się zapewne filar „majorsów”, najstarszy maraton na świecie – Boston. Niezależnie od tragedii, która wydarzyła się na mecie i która spowodowała, że blisko 25 proc. uczestników nie ukończyło biegu, wystartowało w nim ‘zaledwie’ 23 342 osoby.
Za tydzień Osaka, za dwa tygodnie – Nowy Jork. A potem jeszcze w grudniu Naha (Japonia), Honolulu (USA) – i będzie jasne, które maratony przyciągają najwięcej biegaczy.
Największe maratony świata 2013 (stan na 20.10.2013)
- Chicago (13 października) – 39 115
- Paryż (7 kwietnia) – 38 690
- Berlin (29 września) – 36 562
- Tokio (24 lutego) – 35 129
- Londyn (21 kwietnia) – 34 280
- Boston (15 kwietnia) – 23 342
USA i Japonia na czele
Jeżeli chodzi o wielkie liczby – przodują zdecydowanie maratony rozgrywane w Stanach Zjednoczonych, co nie dziwi z uwagi na liczbę mieszkańców i popularność biegania, oraz… w Japonii, co już może trochę dziwić. W pierwszej dziesiątce przed rokiem były cztery maratony amerykańskie i trzy – japońskie. W Europie, poza „majorsami”, największe maratony odbywają się w… Barcelonie (ok. 16 000 uczestników, 14 miejsce) oraz w Sztokholmie (ok. 15 000 uczestników i 18. miejsce). Dopiero w trzeciej dziesiątce zestawienia zaczynają dominować maratony europejskie (Rzym, Dublin, Hamburg, Frankfurt, Amsterdam, Madryt).
Polacy – coraz wyżej
Na umiejscowienie polskich maratonów w rankingu największych światowych biegów przyjdzie nam pewnie chwilę poczekać, bo sezon maratoński trwa do końca roku. Jednak możemy już trochę pospekulować. Co prawda, o wielkich liczbach jeszcze w Polsce niespecjalnie możemy mówić, ale frekwencja na naszych maratonach też rośnie. W ubiegłym roku Maraton Warszawski znalazł się na 52. miejscu na światowej liście. W tym roku, z 8506 biegaczami na mecie 35. PZU Maraton Warszawski może się znaleźć w okolicach 38-40 miejsca. Poznań z 5678 „finisherami” też ma szansę na poprawienie ubiegłorocznej pozycji, choć o zapewne nie więcej niż o 1-2 miejsca. W pierwszej setce powinny się znaleźć jeszcze Cracovia Maraton (4419), debiutujący Orlen Warsaw Marathon (3947) oraz maraton wrocławski (3501). Ale już powodzenie krótszych biegów – prawie 12 000 ludzi na mecie Biegnij Warszawo, ponad 10 000 kończących Półmaraton Warszawski czy wreszcie wyczerpanie limitu 12000 miejsc na Bieg Niepodległości w Warszawie w 32 godziny pokazują, że już za chwilę i w Polsce na najciekawsze biegi może być coraz więcej chętnych.
Kolejki do kolektur
I tu wracamy do kolejek do kolektury. Bo co prawda polskich maratonów ten problem nie dotyczy, ale największe imprezy jednak muszą ograniczać liczbę uczestników – choćby z uwagi na przepustowość trasy. Nawet szerokie berlińskie aleje, stworzone do paradowania, mają swoja graniczną pojemność i przy pewnej liczbie biegaczy bieg przestałby być biegiem, a stałby się masowym przemieszczaniem się dużej grupy ludzi w tempie umiarkowanym. Dlatego kolejki tworzą się na wejściu do kolektury. Wchodzą – tylko wybrani. Albo na zasadzie – kto pierwszy – ten lepszy (Paryż), albo, coraz częściej, trzeba pokazać kwitek z poprzedniego losowania. Co najmniej z trójką. Albo liczyć na łut szczęścia. Innymi słowy, trzeba się legitymować dość dobrym wynikiem z poprzedniego sezonu (Londyn, Nowy Jork, Boston), albo liczyć na szczęście w losowaniu (Nowy Jork, Londyn).
Po tym, jak w ubiegłym roku 40 000 miejsc rozeszło się w zaledwie 3 godziny, losowanie po raz pierwszy organizuje też Berlin. W ciągu dwóch tygodni do loterii zgłosiło się prawie 75 tysięcy osób. 40 000 szczęśliwców powinno otrzymać powiadomienie o wyniku losowania i kod do rejestracji po 30 października. A pozostałe 35 000?
Hm, w tym samym terminie jest Maraton Warszawski… Dołączy do wielkich liczb?