Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Wydarzenia
Maraton w Berlinie. Jak zakończył się pojedynek tytanów?
Tegoroczny maraton w Berlinie miał prawie wszystko: fantastyczny pojedynek, wielkich biegaczy, świetne czasy na mecie. Zabrakło tylko rekordu świata – o bardzo niewiele.
Maraton w Berlinie okazał się przede wszystkim wielkim powrotem Etiopczyka Kenenisy Bekele. Rekordzista świata na 5000 i 10 000 metrów ostatnie kilka lat miał wyraźnie słabsze. Zmagał się z kontuzjami łydek oraz ścięgien achillesa, narzekał też na problemy z mięśniami dwugłowymi. To pochodna szybkiego ścigania na bieżni, dość typowe kłopoty, które spotykają biegaczy po kilka latach biegania w kolcach na tartanie z dużymi prędkościami. Nawet przed samym biegiem Bekele twierdził, że nie jest dobrze. Owszem, przetrenował jakiś czas bez problemów, ale sam oceniał swoją dyspozycje tylko na 80%. Cóż to jednak za 80%!
Jego wielki rywal, Kenijczyk Wilson Kipsang, także miał tu coś do udowodnienia. W tegorocznym maratonie w Londynie był dopiero piąty, po upadku i rozbiciu kolana. Rok temu nie ukończył biegu podczas mistrzostw świata. Podobnie jak Bekele, nie pojechał na Igrzyska Olimpijskie do Rio, bo selekcjonerzy uznali, że jest za słaby. W rezultacie stracił miano najlepszego maratończyka świata, na rzecz rodaka Eliuda Kipchoge. Tymczasem Kipsang to nie byle kto – poprzedni rekordzista świata, z rekordem życiowym 2:03:23 i jedyny w historii zawodnik, który siódmy rok z rzędu pobiegł poniżej 2:05. Na koncie ma dwa zwycięstwa w maratonie w Londynie, dwa w Nowym Jorku i dwa we Frankfurcie.
Obaj biegacze pokazali to, z czego są znani: piekielną moc psychiczną. Bekele już przed laty na bieżni pokazywał, że nigdy się nie poddaje i nie boi niczego. Czy trzeba było prowadzić cały bieg z gromadą konkurentów czekających za plecami czy finiszować w szaleńczym tempie, nigdy nie narzekał, tylko robił, co należało. Pierwszy kilometr maratonu wyszedł w 2:40 – to tempo na maraton w 1:52 i po drodze rekord świata w półmaratonie pobity o ponad dwie minuty! Kenijczyk Kipsang i Etiopczyk Bekele pokazali, że nie wystraszy ich żadna prędkość. I co ciekawe, za ich plecami biegła gromada konkurentów, nikt nie odpuszczał.
Pierwsze 5 km pokonane w 14:20 – to nadal tempo na fantastyczny rekord świata, poniżej 2:01. 10 km w 29:00. Było na tyle mocno, że rady nie dawali wynajęci „zające”, którzy po 15 kilometrach zeszli z trasy. Porównajmy zresztą te czasy z wynikami najlepszych Polaków. Czas pierwszej piątki w Berlinie dałby trzecie miejsce w polskich tabelach na samo 5000 metrów – i był szybszy niż wynik, jaki wystarczył w tym roku do zdobycia tytułu mistrza Polski na 5000 metrów. 10 km pokonane w 29:00 – najszybszy Polak pobiegł w tym roku ten dystans w 29:19. A przecież cały czas mówimy tylko o międzyczasach po drodze maratonu. Połówka w Berlinie pokonana w 1:01:11, co jest najszybszym międzyczasem maratońskim na połówce, jaki kiedykolwiek zanotowano. Rekord Polski w samym półmaratonie wynosi 1:01:35, a najlepszy czas Polaka w tym roku – 1:02:54… Dalej po drodze padły nieoficjalne rekordy świata na 25 i 30 kilometrów. W stawce, poza Bekele i Kipsangiem, było jeszcze wciąż czterech innych zawodników, którzy wykruszyli się dopiero na kolejnych kilometrach: Kenijczycy Geoffrey Ronoh, Alfers Lagat i Evans Chebet oraz Etiopczyk Sissay Lemma.
Wilson Kipsang kilkukrotnie szarpał mocno, schodząc w okolice 2:50/km, próbując pozbyć się Bekele. Ten jednak nie poddawał się i biegł własnym tempem. Kilkukrotnie był 5-7 sekund z tyłu, ale zawsze wracał. Po 37 kilometrach tempo nieco spadło, bo zawodnicy zaczęli czaić się na siebie, przygotowując do finiszu. Najwolniejszy kilometr wyszedł w 3:04. To wtedy przepadł rekord świata. I nie pomogła szaleńcza końcówka. Czterdziesty pierwszy kilometr Bekele szarpnął w 2:49, a kolejny w 2:47. Do tego ostatnie 195 metrów w tempie na 2:40/km. I na mecie znakomity wynik, drugi w historii na regulaminowej trasie – 2:03:03. Wilson Kipsang na ostatnich dwóch kilometrach został kilka, kilkanaście metrów z tyłu, na mecie mimo wszystko zanotował życiówkę – 2:03:13. Trzeci biegacz był juz daleko z tyłu – Evans Chebet wykręcił 2:05:13. Bekele, mimo wszystko, nie był zadowolony, bo liczył na rekord świata – zabrakło sześciu sekund.
Wśród kobiet nie było aż takich emocji, chociaż dokonano ważnego wyczynu – Etiopka Aberu Kebede jako trzecia kobieta w historii (m.in. oprócz naszej Renaty Kokowskiej przed laty) zwyciężyła w Berlinie po raz trzeci. Nie pobiła jednak życiówki, osiągając 2:20:45. Druga biegaczka była ponad 3 minuty z tyłu.