Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Mistrzowskie imprezy w Polsce – czasem Polak potrafi [FELIETON]
Halowe Mistrzostwa Świata w Lekkoatletyce Sopot 2014. Fot. Kamil Nagórek
Halowe Mistrzostwa Świata w Sopocie udowodniły, że Polska może organizować imprezy lekkoatletyczne na wysokim poziomie. Wkrótce kolejna z nich: Puchar Europy w Wielobojach, który odbędzie się 5 i 6 lipca w Toruniu. Czy będą kolejne?
To, że Polska umie organizować duże, prestiżowe imprezy, wiemy od dawna. Poradziliśmy sobie z piłkarskimi mistrzostwami Europy. Mamy coraz więcej obiektów światowej klasy. Pojawiają się nawet pomysły, aby zorganizować w naszym kraju zimowe Igrzyska Olimpijskie.
W lekkiej atletyce w ostatnich latach odbyło się kilka wydarzeń wysokiej rangi. Dwukrotnie w Bydgoszczy odbyły się Mistrzostwa Świata w Biegach Przełajowych. W lipcu w Toruniu po raz siódmy w historii będziemy gościć najlepszych wieloboistów świata. I o ile były to dość małe, trochę zaniedbywane na świecie wydarzenia, tak niedawne Halowe Mistrzostwa Świata w Lekkoatletyce w Sopocie to już krok wyżej. Kilkuset lekkoatletów, drugie tyle trenerów, działaczy i dziennikarzy. Transmisje telewizyjne na całym świecie i co ważne, wszystko to w roku, kiedy brakuje innej ogólnoświatowej imprezy lekkoatletycznej. Oznaczało to, że najlepsi zawodnicy świata, zwykle nieco lekceważący starty na hali, pojawiają się tłumnie. W tym roku nie będzie drugich takich zawodów lekkoatletycznych w żadnym miejscu na kuli ziemskiej.
Stąd już tylko krok do jeszcze większych zawodów: organizacji mityngów Diamentowej Ligi oraz mistrzostw Europy i świata na stadionie. Jest jednak kilka problemów, które zostały nieco przysłonięte przez udane mistrzostwa w Sopocie.
Po pierwsze, mimo posiadania kilku niezłych obiektów, nadal odstajemy od najwyższego światowego poziomu pod względem infrastruktury. Organizacja wielkich imprez stadionowych wymaga posiadania odpowiednich trybun oraz dodatkowego, małego stadionu rozgrzewkowego, również posiadającego nawierzchnię tartanową. Pod tym względem normy spełnia tylko regularnie demolowany przez kibiców piłkarskich stadion w Bydgoszczy. Co ważne, Bydgoszcz posiada również lotnisko oraz niezłe trasy dojazdowe z większych miast. To nadal pięta achillesowa niektórych ośrodków aspirujących do organizacji dużych imprez sportowych. Trochę gorzej jest z miejscami noclegowymi o wysokim standardzie. Impreza stadionowa to czasami dziesiątki tysięcy gości i można mieć wątpliwości, czy Bydgoszcz miałaby ich gdzie zakwaterować.
Czkawką odbija się fatalna decyzja sprzed kilku lat, czyli postawienie w Warszawie Stadionu Narodowego bez bieżni lekkoatletycznej. Warto zauważyć, że obiekt ten nadal nie jest dochodowy, więc nie danie mu możliwości rozgrywania imprez lekkoatletycznych było kompletnie pozbawione sensu. Piłkarska reprezentacja Polski jest co prawda dobrym kabaretem, ale nie daje nam możliwości oglądania zmagań sportowych na najwyższym poziomie z udziałem naszych zawodników. Skoki narciarskie na Stadionie Narodowym również pozostają na razie w sferze fantazji. Tymczasem, jak pokazały mistrzostwa świata w Sopocie, impreza lekkoatletyczna może być dochodowa, może zapełnić trybuny i co najważniejsze – kreować nowych bohaterów sportowych. Nasi lekkoatleci potrafią rywalizować z najlepszymi na świecie. Co więcej, mistrzostwa świata były impulsem, który spowodował skokowy wzrost poziomu w niektórych konkurencjach. Np. na 3000 metrów mężczyzn padł rekord Polski, a rywalizacja podczas mistrzostw kraju odbyła się na poziomie wcześniej niespotykanym. Podobnie bieg na 800 metrów. Za Lewandowskim i Kszczotem kilku młodych biegaczy wykręciło znakomite czasy.
Największy problem z prestiżowymi imprezami jest jednak zupełnie inny niż tylko związany z infrastrukturą. Otóż Polacy są sprawni w organizacyjnych zrywach, mobilizują się na specjalne okazje, a zaniedbują codzienną, żmudną pracę. Mistrzostwa Polski w lekkiej atletyce są najczęściej imprezą na poziomie żenującym pod względem organizacyjnym. Bydgoszcz, chlubiąca się wielkimi zawodami, gnieździ zawodników mistrzostw Polski w zapleśniałych internatach, w wieloosobowych pokojach bez łazienek i firanek. To wszystko w czasach, gdy nawet dzieci na koloniach nocują najczęściej w eleganckich pensjonatach. Mityngi lekkoatleczne ogląda grupka kilkunastu kibiców, najczęściej trenerzy i rodzina zawodników. Jak widać po Sopocie, można takie imprezy organizować dobrze, dlaczego więc odbywa się to raz na kilka lat?
Bywają wyjątki, np. Mistrzostwa Polski w Bielsku-Białej były transmitowane w telewizji i internecie, a trybuny pełne kibiców. Trybuny, dodajmy, bardzo niewielkie. Niezłe imprezy organizował Toruń oraz Szczecin – który w tym roku ponownie gości mistrzostwa Polski. Nadal są to jednak wyjątki. Najbardziej prestiżowe mityngi w Polsce, np. memoriały Kusocińskiego, Skolimowskiej czy Sidły nadal mają posmak powiatowych dożynek. W Warszawie rozgrzewka zawodników odbywa się na stumetrowym kawałku tartanu położonym na trawniku, w niewyobrażalnej ciasnocie. W Szczecinie mamy 100 metrów tartanu w podziemiach hali. Na etapie projektowania tych stadionów nie przewidziano, że mogą one służyć do czegoś innego niż gminne zawody w rzucie piłeczką palantową.
Trzeba się cieszyć organizacyjnym i finansowym sukcesem Sopotu, ale równocześnie można zapłakać nad codziennym stanem lekkiej atletyki. Biegi uliczne, rozgrywane z dala od zachłannych łap polskich związków sportowych, osiągają coraz wyższy poziom organizacyjny i coraz większe zainteresowanie kibiców. Bieganie stadionowe leży. W ostatnich latach nie wychowano kibiców, nawet dziennikarze nie znają się na tym sporcie. Dobrych, znających się na rzeczy dziennikarzy lekkoatletycznych jest dosłownie kilku. Reszta nie wystaje ponad poziom Marka Jóźwika z TVP, który wie co prawda, że biegi rozgrywa się na tartanie, ale już zawiłości taktyczne, tempo czy nazwiska zawodników są dla niego czarną magią.
Tym bardziej cieszy to, co powiedział po Sopocie prezydent miasta, Jacek Karnowski: że chce, żeby miasto zorganizowało w przyszłym roku mistrzostwa Polski, które będą sukcesem organizacyjnym i przyciągną kibiców. Jest nadzieja, że krajowe imprezy zaczną organizować miasta i ludzie mający doświadczenie i wizję. Miejmy tylko nadzieję, że ceny biletów na te zawody nie będą tak zawrotne jak podczas Halowych Mistrzostw Świata i że zwykły, szary kibic będzie mógł z bliska zobaczyć Marcina Lewandowskiego czy Angelikę Cichocką.