fbpx

Sprzęt > Buty do biegania > Sprzęt

Adidas Energy Boost 3. Surowa elegancja na długie wybiegania [TEST]

adidas-energy-boost3-1

Fot. Tomasz Moskalik

Adidas Energy Boost 3 – nie powinienem był ich mieć. „Ty i adidasy? Z taką amortyzacją, dropem?! Daj spokój, adidasy: trzy paski i słowiański przykuc!” – szydzili koledzy.[/h3]

Ale od początku.

Jestem głównie biegaczem górskim, minimalistą. Najwięcej szczęścia daje mi wielogodzinne bieganie po naturalnych nawierzchniach w butach cienkich, niczym skarpetki (i w samych gatkospodenkach, jak nikt nie widzi). Również trenując i startując na asfalcie, od wielu lat sięgałem po buty z jak najmniejszym dropem, amortyzacją i wagą. Marka Adidas kojarzyła mi się z ortalionowym profanem, który bacznie obserwując co jest modne, a co już nie, tym razem chce wtargnąć w świat sprzętu biegowego, tego „prawdziwego”, robionego przez biegaczy dla biegaczy, by za niemieckie euro kupić jego duszę i cisnąć ją między ławki blokowisk na pożarcie pseudokibicom. Właśnie te obiekcje powodowały, że wcześniejsze edycje Energy Boost omijałem szerokim łukiem. Wiadomo – Adidas. Tak się jednak poskładało, że kończąc ultramaratoński wiosenny sezon i szykując się na szosową jesień, zapragnąłem butów, które wprowadzą odrobinę wygody i przyjemności w treningi. I trafiłem na Energy Boost 3.

adidas-energy-boost3-2

Fot. Tomasz Moskalik

Moje buty nie muszą być ładne, bo zazwyczaj i tak szybko stają się zabłocone i zakurzone. Mogą być brzydkie, grunt, żeby były szczęśliwe. No cóż, nie lubię pstrokacizn, które według mnie maskują realną jakość obuwia, przydając mu optycznie zawodowstwa (wiadomo, sponsorowana czołówka biegowa obklejona jest różnymi kolorowymi naklejkami, więc i my, podkoloryzowując się co nieco z daleka możemy być wzięci za lepszego biegacza, niż faktycznie jesteśmy). Te Adidasy nie powinny były być moje, ponieważ były ładne i pociągające niewymuszoną, ponadczasową urodą butów sportowych! „Surowe i szlachetne” – taka była moja pierwsza myśl, gdy wyciągnąłem je z pudełka. To tak trochę jak z tym pudrem i naklejanymi pieprzykami rokokowych kokot. Moje Adidasy na pewno kokotą nie były. Nie przypominały też rumianej, złotowłosej chłopki, prostej lecz niestety siermiężnej. Bardziej przypominały wiktoriańską metresę – niby surowo odzianą, a jednak elegancką i wyemancypowaną za pomocą subtelnej broszki.

Jak emancypacja z broszki, tak sportowy sznyt subtelnie wydobyty został przez techfitowy nadruk na wierzchnich częściach cholewki, delikatny w porównaniu do EB drugiej edycji, które wyglądały, jakby były plecione z ratanu.

adidas-energy-boost3-3

Fot. Tomasz Moskalik

No cóż, nie tracąc nic ze swojego sportowego designu, adidasy wyglądają tak dobrze, że po niedzielnym biegu, bez obciachu, możesz w nich udać się do kościoła, lub na zasłużoną pizzę z kibicującą rodziną. I dalej będziesz piękny, mój szykowny kawalerze!

Moją uwagę przyciągnął wysoki, miękki zapiętek, który zapobiegać ma otarciom pięty (i faktycznie zapobiega). Natomiast kształt i układ wzmocnień buta, ułożony w charakterystyczny dla marki układ trzech pasków oraz pasek na pięcie, przypominają mi usztywnienie… butów wspinaczkowych. Tyle że przy wspinaczce przydaje się usztywnienie stopy, a ja w trakcie biegu lubię mieć stopy chwytne . Zaskoczyła mnie też koncepcja projektanta, polegająca na zespoleniu języka z cholewką przy jednoczesnym zachowaniu całkowitej autonomii rzeczonych trzech pasków, pod którymi odkryłem otwory w cholewce! Jedno jest pewne – nie mogło w tym szaleństwie chodzić o szczelność cholewki. Ale o co? Nic to. Zacząłem buta wulgarnie macać. W sumie to cały był bardzo sztywny, a podeszwa niepodatna na skręcanie, ugniatanie, tłamszenie – ot, taka wiktoriańska bezduszna podeszwa. Zaniepokojenie moje wywołała potężna, jak na mnie, ilość pianki boost. Już oczyma wyobraźni widziałem, jak w trakcie biegu, po kolana zapadam się w tym styropianie.

adidas-energy-boost3-4

Fot. Tomasz Moskalik

Po tym co zobaczyłem, odłożyłem buty do pudełka i na kilka dni zupełnie o nich zapomniałem – w końcu sezon biegów górskich trwał w najlepsze, a Energy Boost 3 z płaską i szeroką jak stół rzeźniczy podeszwą nijak nie nadawały się do startów na kamienistych, technicznych bezdrożach.

Nadszedł jednak czas, że pożądliwie spojrzałem na pudełko z butami. Po dwóch dniach ścigania się po Tatrach w ramach Biegów Sokolich i Mistrzostw Polski w Skyrunningu, miałem serdecznie dość całego minimalizmu, zerodropizmu i debilizmu, gnającego ludzi po ostrych kamulcach gdzieś pomiędzy Świnicę a Kasprowy, tylko po to, by ocierając krew z kolan po raz kolejny oglądać plecy Marcina Świerca. Moje stopy, po dwóch najdłuższych biegach, cały wieczór w rytmie tętna skandowały: „pia-ny, pia-ny”. A tymczasem czekał mnie jeszcze jeden bieg, ten najszybszy, choć cały czas pod górę – dycha do Morskiego Oka.

Do odważnych świat należy

Zrobiłem wtedy rzecz, za którą pewnie zostanę naznaczony anatemą w biegowym świecie – pierwszy raz założyłem nową, nieużywaną parę butów od razu na zawody. Wierzcie mi jednak – niedługo się zastanawiałem – Energy Boost 3 miały tyle wspaniałej, ponętnej piany pod piętą! Do startu pozostało pół godziny, ruszyłem więc truchcikiem na krótką rozgrzewkę i ze zdumieniem odkryłem, że buty nie są aż tak miękkie. To znaczy mają dużą amortyzację, ale nie taką żeby się jej bać. Wcale też przez duży jak na mnie, dziesięciomilimetrowy drop, nagle nie zacząłem biegać z pięty…

dare2b_Bieg Zamoyskiego_220

Przyzwyczajony do technicznych zbiegów mocno zaciągnąłem sznurówki i tutaj trochę się z adidasami nie zrozumieliśmy, bo legendarne trzy paski, usztywniające śródstopie, zaczęły cisnąć niemiłosiernie. Może to była kwestia mojej wąskiej stopy, może kwestia niebagatelnej siły włożonej w zaciągnięcie sznurówek, może tego, że sznurówki poprzez przelotki przesuwały się zaskakująco łatwo. Dzisiaj już nie pamiętam – nieważne – piło i bolało. Tuż przed startem poluzowałem więc wiązanie i ruszyłem.

Walczyłem o pierwszą dziesiątkę w Grand Prix, a zatem nie było żartów. Ruszyłem ostro i złapałem rytm. Adidasy sprawiały się doskonale. Co prawda na początku wydawało mi się, że moja stopa ma zbyt wiele luzu w bucie, było to jednak odczucie zupełnie fantomowe, ponieważ legendarne trzy paski (oraz pasek na pięcie), o ile wcześniej cisnęły, o tyle teraz trzymały stopę bardzo dobrze. Jak but wspinaczkowy, tylko w pozytywnym znaczeniu. A chwytne palce w nogach? Nie przydają się na asfalcie, aczkolwiek chwytnymi pozostały. Oto wtedy doznałem iluminacji – szczelność języka i niezależne wzmocnienia cholewki nie były wynikiem dizajnerskiego sabotażu. Ustabilizowany język wraz z indywidualnie dopasowującymi się sztywnymi bocznymi paskami, trzymały doskonale górną część śródstopia, zachowując przy tym dużą swobodę dla palców i przodu stopy, który przy każdym susie przyjemnie rozpływał się w bucie, niczym masełko na pieczonych ziemniaczkach. Gdyby jeszcze ktoś wymyślił, jak podobnego zabiegu dokonać w okolicy pięty, która mimo sztywnej dolnej części zapiętka jednak miała pewien luz… ozłociłbym człowieka! Do dzisiaj natomiast, w kategorii zagadnień niewytłumaczalnych naukowo pozostaje dla mnie, po kiego w tych adidasach zamontowano płaskie sznurówki, które niezależnie od ilości benedyktyńskiej pracy wkładanej w ułożenie ich na płasko i tak, po zaciągnięciu się zwijają. Wiadomo – płaskie sznurówki są po to by nie uciskać, jednak przy tak obszernych materiałowych przelotkach ich płaskość nie powoduje tak błogich doznań, na jakie liczylibyście.

Swoje ważą, ale nie jest źle

Buty były jak na mnie trochę ciężkie – po dwóch dniach przebierania nogami czułem owe 330g przy każdym kroku, ale inni czuli wagę swojego obuwia chyba jeszcze bardziej, bo wyprzedzałem ich, jakbym wybierał prawdziwki z runa: a to z lewej (siup!), a to z prawej (chyc!), i tak do samego końca. No i koniec końców, na mecie odhaczyłem czas 0:47:48, który pozwolił mi na zajęcie pewnego, dziewiątego miejsca w GP. Adidasy spisały się doskonale: z jednej strony stabilizowały i amortyzowały moje udręczone stopy, z drugiej zapewniały wymaganą dynamikę godzinnego biegu pod górę. Okazało się więc, że w moich wcześniejszych dywagacjach i wątpliwościach nad pudełkiem, błądziłem i to srodze!

To właśnie był ten dzień, kiedy pokochałem je szczerze (i kocham nadal). Lecz jak w każdej miłości – po euforycznym okresie zauroczenia przychodzi ta bardziej stabilna faza, oparta na przyjaźni i wzajemnym wybaczaniu… Teraz, po ponad dwóch setkach wspólnie przebiegniętych kilometrów, wiem, że Adidas Energy Boost 3, należą do grupy najlepszych butów treningowych na szosę, jakie kiedykolwiek miałem. Wytrzymałe, odporne na ścieranie, nie mające tendencji do udeptywania pianki, choć do mechacenia wyściółki w okolicy pięty to już owszem (co każe przypuszczać, że za kilkaset kilometrów właśnie tam po raz pierwszy ujrzę adidasowe bebechy). Maratonu w nich nie pobiegnę, bo ich waga, specyficzny luz w pięcie i duża amortyzacja, nie pozwolą mi zrealizować startowych założeń, lecz na codzienne treningi, szczególnie te długie, nadają się znakomicie. Wybaczyłem im, że nigdy nie będą startówkami, a one wybaczyły mi, że jesienią nie złamią ze mną trzech godzin w Berlinie (choć zdarzały mi się w nich dwudziestokilometrowe treningi w tempie 4:10).adidas-energy-boost3-5

No cóż, należą do kategorii butów treningowych, które mają zapewnić stabilizację, bezpieczeństwo – ot, taka dobra, wiktoriańska żona. Dlatego będą ze mną zawsze, ilekroć anonimowo, pokonując szarugę codziennego treningu biegowego, snuć będziemy wizje o wielkim zwycięstwie ducha nad ścianą.

I jeszcze jedno – wciąż odkrywamy w sobie pewne miłe niespodzianki. Lubimy zaszaleć, powygłupiać się. Kiedyś, pamiętam, jak tak sobie siedzieliśmy, zwróciłem uwagę na stosunkowo dużą ilość bieżnika (w sensie metrów kwadratowych, a nie sześciennych) i zintegrowany z cholewką język, tak popularny w butach trailowych. To zainspirowało nas do wycieczki w teren. Chciałem pokazać Adidasom, z czym muszą się mierzyć inne buty z mojej stajni. Nie było to do końca przemyślane. Na nierównym terenie buty doskonale stabilizowały nogę, lecz przez wzgląd na płytki bieżnik zupełnie nie radziły sobie na nawierzchni gruntowej i żwirowej, nawet o kilkustopniowym nachyleniu, bądź sporej wilgotności (Marco Olmo czytając ten tekst właśnie w tym miejscu z niedowierzaniem uniósł brwi ). Buty ślizgały się, a na miękkim gruncie traciły swoją dynamikę. Szczelna cholewka, nie była taka szczelna i nie zawsze zapobiegała przedostawaniu się kamyczków o wyjątkowo upierdliwej frakcji do środka obuwia (prawdę mówiąc zdarzało się to irytująco często), no i dość kiepsko odprowadzała wodę oraz wilgoć – a jest to szczególnie uciążliwe przy bieganiu w deszczu lub przy upale.

No cóż, sprawdziłem i czuję wewnętrzny spokój – producent nie kłamie – Adidas Energy Boost 3 nadają się na asfalt, kostkę, ewentualnie na nawierzchnie parkowe (przy założeniu, że tempo biegu nie przekracza 4:30 min/km). I tyle. Chociaż nie – jeszcze taka ciekawostka, przy mojej wadze 65 kg, biegło mi się dobrze, sztywna podeszwa skutecznie niwelowała wszelkie mimowolne ruchy nogi w kostce i z żelazną konsekwencją zapewniała bezpieczeństwo przy każdym kroku. O ile w Adidasach Energy Boost 3 po równym biegło mi się „tylko” komfortowo, o tyle przy zbiegu olśnił mnie, dotychczas ukryty przede mną, ich amortyzacyjny potencjał. Wtedy zrozumiałem, że poziom amortyzacji kształtowany jest bardziej dla biegaczy z wagą oscylującą około 70-75 kg, a nawet więcej.

Wypada też coś napomknąć o erotyce – bieganie bez skarpetki wypada całkiem przyzwoicie (lub raczej nieprzyzwoicie dobrze ) – miękka wyściółka cholewki i długaśny zapiętnik zapobiegają otarciom. Niestety przy dość szczelnym zaciągnięciu sznurówek, duże i długie przelotki lokują całe sznurowanie na miękkim języku, co powoduje odczuwalny ucisk na wierzch stopy. I ta wilgoć – pot ze stopy odparowuje zdecydowanie zbyt wolno, dlatego po kilku eksperymentach wróciłem do skarpetkowego preservation. No, ale wam do butów zaglądał nie będę .

adidas-energy-boost3-6

Fot. Tomasz Moskalik

Dzisiaj tak sobie biegniemy, słońce zachodzi nad Dunajcem, a ja sobie wspominam, jak to ludzie mówili, że nic z tego nie będzie, bo ja, prosty chłopak z gór, one – lanserki z kraju BMW za ponad 500 złotych. Ja góral, one szosówki. Ja „no pain, no gain”, one „comfortable”. Ja leciutki, one pulchne pianką boost. Nawet pierwszy fizyczny kontakt mieliśmy w okolicznościach, nie akceptowanych przez świat biegowy, a mimo to znalazłem dla nich jakąś przestrzeń w moim życiu, która nazywa się długie wybiegania. Chociaż spędziliśmy razem ponad dwieście kilometrów nic nie straciły na wyglądzie i dalej bez wstydu pokazuję się w nich na mieście (bo jak chcą, dalej potrafią być eleganckie).

I powiem wam jeszcze jedno: jak kiedyś nieubłagany czas zabierze mi je bezpowrotnie, pustkę w moim biegowym życiu wypełnię nową parą butów Adidas Energy Boost!

A że z natury jestem minimalistą i osobą wybitnie powściągliwą, jeszcze raz – krótko i na temat:

Zalety:

  1. Trwałość, odporność podeszwy na ścieranie (tysiąca zrobicie spokojnie, choć podobno w jednych butach nie wolno),

  2. Bardzo dobra stabilizacja (bardziej wam grożą złamania zmęczeniowe kości udowej niż skręcenia kostki),

  3. Bardzo dobra amortyzacja (co nie znaczy, że bardzo duża. Najlepszym określeniem byłoby „odpowiednia”, nie brzmi to jednak wystarczająco spektakularnie, jak na te buty),

  4. Elegancja i estetyka wykonania (do biegania, do kościoła, na obronę pracy doktorskiej, do schroniska po porzuconą psinkę, na jarmark po wegejadło, na wywczas w Szczawnicy, ale przede wszystkim do biegania)

  5. Wygoda (no, wygodne są jak cholera!)

Wady:

  1. Stosunkowo duża waga (jak dla mnie, choć faktycznie nie odbiega od wagi dobrych butów treningowych)

  2. Umiarkowana dynamika (jak wyżej)

  3. Kiepskie odprowadzanie wilgoci i wody (co nie znaczy, że zjawisko nie występuje. Zjawisko występuje, tyle że jest procesem zbyt długotrwałym jak na moją gorącą głowę. I nogi też.)

  4. Dobre trzymanie stopy przy takim sobie dopasowaniu w okolicach pięty (może gdyby ta część buta była bardziej miękka, lepiej by siadała na nodze).

  5. Brak uniwersalności nawierzchni, przy założeniu dużej uniwersalności adresata (wg mnie adresatami są biegacze w każdym stadium choroby, o wadze 75kg +- 20kg, a przecież wiadomo – większość z nas ma 1-2 pary butów biegowych, w których biegamy wszędzie aż je dokumentnie zoramy).

  6. Cena (no, dwie pary niekiepskich butów za tyle pieniążków by kupił, jak nie trzy…)

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Tomasz Moskalik

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

W niedzielę, 12 maja odbędzie się jedenasta edycja PKO Białystok Półmaratonu, największego biegu w Polsce wschodniej, imprezy z prestiżowego cyklu Korona Polskich Półmaratonów. Już wiadomo, że uczestnicy będą pokonywać dokładnie taką samą trasę jak przed […]

Trasa 11. PKO Białystok Półmaratonu. Zapamiętacie ją na długo!

Stowarzyszenie Sportowe Polskie Ultra zaprasza w sobotę, 20 kwietnia, na V edycję biegu „6 godzin pełnej MOCY”. Uczestnicy tej wyjątkowej rywalizacji powalczą o tytuł Mistrzyni i Mistrza Polski na dystansie czasowym 6 godzin. Wśród nich […]

V edycja biegu „6 godzin pełnej MOCY” w ten weekend na stadionie OSiR Targówek

W sobotę 25 maja odbędzie się 21. edycja Biegu Ulicą Piotrkowską Rossmann Run. Uczestnicy tradycyjnie pobiegną na szybkiej trasie o długości 10 kilometrów, której większa część prowadzi główną ulicą miasta. Jakie atrakcje czekają na biegaczy […]

21. Bieg Ulicą Piotrkowską Rossmann Run – trwają zapisy!

To już dziś! W piątek, 19 kwietnia rozpoczyna się 11. edycja Pieniny Ultra-Trail® w Szczawnicy. Podczas trzech dni imprezy uczestnicy będą rywalizować na 7 trasach od 6,5 do 96 kilometrów. W trakcie wydarzenia rozegrane zostaną […]

Szczawnica stolicą górskiego biegania, czyli startuje 11. edycja Pieniny Ultra-Trail®

Gościem czwartego odcinka cyklu RRAZEM W FORMIE. Sportowy Podcast, który powstaje we współpracy z marką Rough Radical jest Andrzej Rogiewicz. Znakomity biegacz, świeżo upieczony wicemistrz Polski w półmaratonie, “etatowy”, bo czterokrotny zwycięzca w Silesia Maratonie. […]

Zaufaj procesowi. Dobre wyniki rodzą się w ciszy. RRAZEM W FORMIE. Sportowy podcast – odcinek 4. z Andrzejem Rogiewiczem

Medal: najważniejsza nagroda dla wszystkich przekraczających linię mety, trofeum, którym chwalimy się wśród znajomych i nieznajomych. Jak będzie wyglądał medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja? Właśnie zaprezentowane wizualizację. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się też, że […]

Oto on: medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja! PKO Bank Polski Sponsorem Głównym imprezy

Wszystkie tkanki mięśniowe naszego ciała pracują podczas biegu. Od ich dyspozycji i formy zależy końcowy wynik osiągnięty podczas zawodów. Wiadomo więc, że należy je wzmacniać stosując ćwiczenia poza treningiem biegowym. Jednak bywa tak, że po […]

Trening biegowy i trening siłowy w jednym

Z Katarzyną Selwant rozmawiała Eliza Czyżewska Czym jest trening mentalny?istock.com To wiedza, jak ćwiczyć głowę, taka siłownia dla umysłu. W skład treningu mentalnego wchodzą różne zagadnienia, np. wzmacnianie pewności siebie, wyznaczanie prawidłowej motywacji, cele sportowe, […]

Trening mentalny biegacza [WYWIAD]