Czytelnia > Czytelnia > Felietony
Parodia mistrzostw Polski w maratonie
Życie w Polsce, a w szczególności bycie biegaczem w Polsce, przyzwyczaiło nas do różnych absurdów. Uczestnicząc od blisko 20 lat w zawodach mistrzowskich Polskiego Związku Lekkiej Atletyki widziałem wiele. Naprawdę wiele, w tym rzeczy, które nie śniły się filozofom, nie wspominając o filologach. Ale przebieg tegorocznych mistrzostw Polski w maratonie i tak mnie zaskoczył.
Nie do końca jestem pewien, czy organizacja tych mistrzostw jest na serio, czy to jakiś happening. W końcu odbyły się tydzień po prima aprilis, być może to tylko spóźniony żart? Otóż, co najważniejsze, w mistrzostwach Polski w maratonie, które odbyły się w Dębnie, sklasyfikowano… 8 zawodniczek. Słownie: osiem! Wynik zwyciężczyni był całkiem godny – 2:34:51 Aleksandry Brzezińskiej. Ale już do szóstego miejsca wystarczyło pobiec 3:04:38. To świetny czas dla amatorki, ale jak na wyczynowe mistrzostwa Polski – trochę słabawy. Czy to znaczy, że w maratonie w Dębnie pobiegło tylko osiem kobiet? Czy panie tak dokumentnie zbojkotowały ten maraton, w którym na mecie sklasyfikowano ponad 2000 uczestników?
Otóż nie. Na starcie maratonu organizator oraz PZLA dzieli zawodniczki na tych lepszego i gorszego sortu. Pani, która osiągnęła wynik 3:02 i zajęła 8. miejsce w klasyfikacji kobiet, nie została sklasyfikowana w mistrzostwach Polski. Najwyraźniej nie uznano jej za Polkę. To samo spotkało kilkaset kolejnych zawodniczek, biegnących w maratonie w Dębnie. Do udziału w mistrzostwach trzeba bowiem opłacić haracz działaczom – wypełnić odpowiednie dokumenty, zgłosić badania lekarskie, zarejestrować się w związku i być zawodnikiem klubu, który także jest zarejestrowany. Kto to widział, żeby tak po prostu przyjeżdżać na maraton i bezczelnie ogrywać zawodników, którzy zapłacili co trzeba, komu trzeba? No, nie da się. Nikogo nie interesuje, że jesteś Polką i biegniesz w biegu, który jest mistrzostwami Polski. To są mistrzostwa Polski na miarę naszych możliwości.
Ponieważ w tych biurokratycznych absurdach mało kto chce brać udział, stąd tylko osiem zawodniczek w oficjalnych zawodach mistrzowskich. Zaszczytne ósme miejsce dał wynik 3:45:00. Prawdziwie światowy to poziom, zarówno wynikowy, jak i pod względem liczby uczestniczek. Biegi maratońskie prawdziwie kwitną w naszym pięknym kraju!
To jednak nie koniec. Już rok temu pisaliśmy o nierównościach dotyczących wypłacanych nagród. W miniony weekend w Warszawie odbyły się męskie mistrzostwa Polski w maratonie, tydzień po kobiecych. Notabene: 21 uczestników, a wynik 3:02 dał 15. miejsce. Też godnie. Mistrz Polski w maratonie otrzymał w Warszawie nagrodę w wysokości 10 tysięcy złotych, wicemistrz – 7 tysięcy, brązowy medalista – 5 tysięcy złotych. Tymczasem w Dębnie mistrzyni Polski została nagrodzona kwotą 5000 złotych, drugie miejsce to 4000 zł, a trzecie – 3000 zł. Mówiąc inaczej: tytuł mistrzyni Polski jest wart połowę tego, co tytuł męskiego mistrza.
To nie koniec ciekawych informacji, bo w Dębnie na mecie męski zwycięzca maratonu kasował 15 tysięcy złotych, a najszybsza kobieta – 10 tysięcy. Wiadomo, Dębno jest daleko, w lesie, więc informacje o równouprawnieniu kobiet i mężczyzn mogły tam jeszcze nie dotrzeć. W końcu to dopiero 100 lat od otrzymania przez kobiety praw wyborczych, ma prawo dyrektor biegu w Dębnie nie ogarniać, że świat się zmienił. Ale dlaczego taką parodię mistrzostw firmuje Polski Związek Lekkiej Atletyki?
Chyba że to naprawdę jakiś happening.
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.