Ludzie > Historie biegaczy > Ludzie
Sebastian Chojnacki. Buty
Fot. Archiwum bohatera
Dziesięć lat temu rzuciła mnie dziewczyna. Miałem dużo czasu i dużo złości i wyszedłem do lasu, żeby to wybiegać. Przebiegłem parę razy kilka kilometrów. Spodobało mi się. Wystartowałem w zawodach w Toruniu i złość przeszła w radość z pokonywania słabości. Poprawiania się o minutę albo o sześć miejsc – nie byłem już 5 od końca tylko 11.
A na wiosnę przygotowałem się do maratonu. Tydzień przed zrobiłem na stadionie 25 km, przechodził ojciec kolegi, spytał co ja tak nogami powłóczę. Na maratonie nie było lepiej, byłem w ostatniej dziesiątce, czas 4:37. Wróciłem do domu i spałem 14 godzin. I się zraziłem na kilka lat.
Drugi impuls przyszedł, kiedy w internecie pojawiły się fora biegowe – bieganie.pl, potem biegajznami.pl. Wróciłem do treningów, chciałem pojechać na bieg, spotkać ludzi, których znałem z forum. Ja w sieci jestem Sebstis.
W 2004 roku wystartowałem w półmaratonie w Łowiczu. Pierwszy raz z chipem. Schowałem go do kieszonki, sędziowie na mecie wychwycili, że nic nie piknęło, więc cofnęli mnie przed matę i zaliczyłem bieg.
Po Łowiczu postanowiłem kupić sobie nowe buty biegowe. Ale te pierwsze z 1998 r. mam ciągle w piwnicy.
Praca
Skończyłem historię, a pracuję w kulturze. Teraz w toruńskim Dworze Artusa, organizuję koncerty. Czasem pracuję do nocy, ale potrafię o 22. wyjść na trening. Udowadniam sobie wtedy, że potrafię walczyć z przeciwnościami. Przez bieganie stałem się twardszy. Przekonany o swojej racji, to wychodzi też w pracy.
Idę do lasu się wyciszyć, słuchać rytmu serca. Nawet nie ptaków, tylko siebie. Wolę biegać w zimie, wiosna wycisza las.
Bieg życia
Tamten pierwszy maraton. Esencją biegania są te stany emocjonalne, które wtedy przeżyłem. Euforia, potem kryzys, walka ze sobą, żeby się przeczołgać, zmieścić w limicie. Ostatni kilometr który biegłem z uśmiechem. I ta wrzawa na mecie, rodzina, znajomi.
Rodzina
Monika była w tamtym tłumie, zeszliśmy się tydzień wcześniej na Juwenaliach. Teraz czasem ze mną truchta.
Mamy pięcioletnią Maję, zabieram ją na biegi dla przedszkolaków. Żeby nauczyła się walczyć, pokonywać słabości. I żeby nie płakała, jak przybiega ostatnia.
Czasem się z żoną droczymy. Ja jej mówię, że za dużo pieniędzy wydaje na buty. A ona, że ja na bieganie. Czyli właściwie też na buty.
Życiówka
To co mi się najbardziej udało, to właśnie rodzina. Bieganie może się kiedyś skończyć, nie przesłania mi życia. Póki mam wsparcie w rodzinie, to wszystko jest dobrze.
Sebastian Chojnacki, życiówki:
5 km – nie biegł;
10 km – 39:38;
półmaraton – 1:29:08;
maraton – 3:26:22