Blogi > Bartosz Mejsner > Blogi
Serce i rozum
Moneyball – film opowiada historię opartą na faktach i skupia się wokół postaci managera klubu baseballowego Oakland Athletics Billy’ego Beane’a. Krótko mówiąc, człowiek ten dysponując bardzo niskim budżetem skonstruował swoją drużynę w oparciu o ligowych średniaków i wyrzutków… i zaczął ogrywać najlepszych, najwyżej opłacanych, dysponujących monstrualnymi pieniędzmi rywali. Dlaczego? Otóż złamał on obowiązujący schemat, zaprosił do współpracy ekonomistę z wykształcenia, zafascynowanego liczbami, statystyką i probabilistyką, kogoś z zewnątrz, spoza świata sportu. Wbrew wszystkiemu i wszystkim, a nawet wbrew logice, okazało się, że liczby grają i zwyciężają.
Co to ma wspólnego z bieganiem? Otóż ma.
Co decyduje?, co tak naprawdę determinuje kolejność na mecie?, co sprawia, że ktoś wygrywa, a ktoś jest przegranym? Nie będę tego drobiazgowo analizował, oglądał pieczołowicie z każdej strony bo temat jest szeroki jak rzeka, ot kilka luźnych przemyśleń i uwag.
Znamy wiele przypadków, które moglibyśmy określić jako zwycięstwo Dawida nad Goliatem. Zwracamy na nie szczególną uwagę bo jednak to Goliat częściej wygrywa. Gdy staje się inaczej, wtedy z reguły mówimy o ogromnym zaangażowaniu, woli walki, determinacji, poświęceniu itd. Można to wszystko wrzucić do worka z napisem serce. Nie bagatelizuję jego znaczenia. To wartości niepoliczalne i nijak niemierzalne, a jednak współdecydujące o końcowym efekcie
Przed zbliżającymi się zawodami ultra coraz bardziej ograniczam ilość przebieganych kilometrów. Magazynuję energię. To co wypracowałem na górskich szlakach, ścieżkach biegowych i bieżni mechanicznej mogę zamknąć liczbami. Ilość przebiegniętych kilometrów, suma pokonanych przewyższeń, tętno, ilość wykroków, przysiadów i pompek, waga i procentowy udział tkanki tłuszczowej to wszystko liczby. Tabele i opracowania pozwalają wyciągnąć z nich kolejne informacje. W sumie to szkiełko i oko, moneyball- wrzucam do worka z napisem rozum.
Nie od dzisiaj wiadomo, że myśl szkoleniowa idzie naprzód. To co dzisiaj oczywiste kilka, kilkanaście lat temu nie było nawet tematem rozważań. Nie mówię tu oczywiście o wspieraniu farmakologicznym, a tylko o głębszym poznaniu fizjologii, mechaniki, biomechaniki itd., o wpływie bodźców na organizm sportowca. Ten rozwój w równym, a może nawet większym stopniu dotyczy psychologii sportu. Jak widać tematy wciąż się przenikają.
Wracając do biegów ultra, mam poczucie, że oprócz tej realnej i mierzalnej pracy, którą wykonuję, to jednak praca nad głową zawiera największe rezerwy możliwości. W momencie kiedy już wiem, że nic nie wypracuję w pocie czoła, już nic nie wykopię z płuc i mięśni, intensyfikuję przygotowanie mentalne. To właśnie teraz myślę o tym, że zatrzymać może mnie tylko kontuzja. Nie skupiam się na nagrodzie, na mecie, na uniesionych w triumfie ramionach, a raczej na bólu który mnie czeka. Znam go, już go posmakowałem, wiem, że mogę i go pokonam. Nie mówcie mi, że to sport amatorski, że to tylko zabawa, że to samo podjęcie wyzwania się liczy. Dzisiaj myślę o tym jak o wojnie. Idę na wojnę z górą i ze sobą samym.
Piszę o tym dzisiaj celowo, na kilka dni przed Chudym Wawrzyńcem i Biegiem Granią Tatr. Jeszcze jest czas by wydobyć rezerwy. Pomyślcie o tym. Pozwolę sobie zacytować Camerona Tramella- Jeżli możesz- zwyciężaj, jeżeli musisz- przegrywaj, ale nigdy nie rezygnuj… Warto mieć w pamięci coś takiego, zwłaszcza w trudnych chwilach.
I na koniec dlaczego przywołałem Moneyball? Ostatecznie przecież doszedłem do wniosku, że to nie liczby wygrywają. Otóż dla mnie takie właśnie jest prawdziwe przesłanie filmu, trzeba tylko zerkać między wierszami. Trzeba dostrzec charyzmę i wyzwoloną przez nią wolę, to one są motorem tam gdzie jest naprawdę ciężko.