fbpx

Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Wydarzenia

Sierra Leone, czyli Szakal na Czarnym Lądzie

Sierra Leone 2012

Autobus zatrzymał się w polu. Wyskoczyliśmy w ciemność i przez nieużytki dotarliśmy do kilku budynków, które stały się logistycznym centrum zawodów. Zostawiłem depozyt i czekałem na start.

Rozgrzewkę musiałem odpuścić – w ciemności łatwo o kontuzję na kamieniach i korzeniach. Start zaplanowano na 6:15, czyli o wschodzie słońca, ruszyliśmy jednak z „afrykańskim kwadransem”. Za to lokalna orkiestra zdążyła zagrać hymn Sierra Leone.

Startowaliśmy z jakiejś łąki, banner z napisem „start” zawisł na wbitych w ziemię palach. Przybyła całkiem spora gromada biegaczy – razem ruszyli maratończycy, półmaratończycy i ścigający się na 5 km. Wśród maratończyków przeważali biali (przynajmniej liczebnie), a w najkrótszym biegu zdecydowanie dominowała lokalna młodzież, w jakich bądź butach (niekoniecznie sportowych) i z ogromnym zapałem. Ta naturalna radość biegania – połączona z kompletnym brakiem doświadczenia – sprawiła, że większość lokalnych zawodników wyruszyła do przodu, a później (nawet na najkrótszej trasie) przechodziła do marszu.

XC

Ruszyłem bardzo spokojnie, co podpowiadało mi doświadczenie z biegania w tropikach. W zasadzie dopiero na 10 km zacząłem kontrolować tempo. Nie ma jak dobry towarzysz przygody – niemal od startu biegłem z Mauricio – Meksykaninem żyjącym w Barcelonie. Współpraca układała się świetnie. A było z czym się zmagać. Bieganie utrudniał nie tylko klimat (temperatura, a przede wszystkim wilgotność). Trasa była – delikatnie rzecz ujmując – urozmaicona. Zdarzały się odcinki asfaltowe – łącznie nie więcej niż 5-6 km. Reszta po drogach gruntowych, gliniastych z atrakcjami – nierównościami, dołami, kamieniami, kałużami, błotem. Trzeba przyznać, że jak na początek pory deszczowej błota nie było wiele, ale nie dało się go nie zauważyć. Często za to trzeba było omijać kałuże, przez co na pewnych odcinkach rzeczywista trasa biegu przypominała przysłowiowe „śledzenie węża”.

Podbieg za podbiegiem

Przynajmniej się nie kurzyło. Zawodnicy, którzy uwierzyli, że „trasa jest płaska”, popełnili błąd naiwności. Ile było podbiegów? Kilkadziesiąt? Pewnie mniej niż sto, wyraźne, uciążliwe, zmuszające do podwójnego wysiłku. Co gorsze – włożoną w nie pracę trudno było odzyskać na zbiegach, trudny teren zmuszał do uwagi, nie pozwalał na rozluźnienie.

Na trasie żadnych oznaczeń, nawet tabliczek co 10 km (podobno były, ale od razu „poszły na opał”), Na szczęście biegłem z GPS-em, który tym razem nie zawiódł. Liczne były za to punkty z wodą, choć rozmieszczone loteryjnie – czasami co kilometr, a na początku i końcu trasy wcale. Wodę umieszczono w plastikowych woreczkach (świetny patent), do tego czasem dostępny był izotonik w kubeczku. Raz wziąłem dwa, co chyba lekko oburzyło załogę punktu. Biegacz nie powinien się obżerać, więc nie zaplanowano dokarmiania. Dlatego w ręku ściskałem żel. Zabezpieczenie trasy było dobre tam, gdzie nie było to trudne, czyli na wiejskich drogach i ścieżkach. Za to w mieście fatalne, ale trzeba przecież wziąć poprawkę na afrykańskie realia.

Białasy

Na 15. kilometrze dotarłem ze średnim tempem 4:45 min/km, współpraca z Mauricio układała się świetnie. Mknęliśmy szeroką wiejską drogą, oczywiście z licznymi podbiegami. Przy mijanych chatkach gromady dzieciaków krzyczące „abato, abato” – białasy, białasy, całkiem często ludzie krzyczeli do nas po prostu: „Thank you” (ale za co?). Czasami dzieciaki dołączały do nas na kilkaset metrów. Koło 19. Kilometra ujrzeliśmy czołówkę biegu zmierzającą w naszą stronę – dwaj czarni biegacze imponowali tempem i żarliwością, najszybszy z białych pojawił się po dłuższej chwili, dopiero na 5. miejscu. Na nawrocie (ok. 21,5 km) średnie tempo wciąż wynosiło 4:45 min/km. Czułem zmęczenie, ale nie było tragicznie. Bardziej martwiła mnie kiepska lokata – mijając kolegów wyliczyłem, że zajmuję 15. pozycję. Warto dodać, że o tej porze słońce przypiekało w najlepsze. Chwilę później – oczywiście na podbiegu – Mauricio zaczął słabnąć. Dość szybko okazało się, że jego los podzielili niemal wszyscy biegacze – niezależnie od koloru skóry. Moje tempo również powoli spadało, ale wciąż nie przekraczałem 5:00 min/km.

Łódź górą

„Szakal pojawia się znikąd” myślałem wyprzedzając kolejnych konkurentów (nawiązywałem w ten sposób do mojej przynależności do łódzkiego klubu „Szakale Bałut”). Moją psychiczną kondycję poprawiała mi łatwość, z jaką tego dokonywałem, miałem wrażenie, że biegnę dwa razy szybciej niż rywale, którzy jeszcze niedawno mieli nade mną kilkuminutową przewagę. A silna psychika była potrzebna. Wracaliśmy inną trasą, raczej ścieżkami niż po drogach. Na długich odcinkach nie było ani ludzi, ani chałup, ani konkurentów. Czasem w bok odchodziła jakaś dróżka. Może tędy? Nadal było pagórkowato, chyba nawet bardziej. Pytanie wolontariuszy o odległość do mety nie miało sensu – zawsze była to „jedna mila”. Ostatnie kilometry przez Makeni były najtrudniejsze, nie tylko ze względu na zmęczenie i narastający upał. Pokierowano mnie asfaltową drogą, na której ruch trwał w najlepsze, a kierowcy nie przejmowali się omijaniem biegacza. Co gorsze – nie byłem pewien czy biegnę po trasie – żadnych oznaczeń, żadnej obstawy.

Asysta

Dołącza do mnie chłopak na rowerze, który twierdzi, że to dobra droga. Ale czy on na pewno rozumie na czym polega maraton? Dostrzegam przed sobą konkurenta, po chwili mam go za plecami. Za moment niespodzianka – przede mną jeden z czarnoskórych zawodników czołówki, ledwo trzyma się na nogach, przechodzi do marszu… Biegnę uskrzydlony świadomością, że zaraz go wyprzedzę. Jeszcze kawałek gruntową drogą, znów asfaltem (z omijaniem dziur) i wpadam do centrum. Stragany, motocykle, gwar, przechodnie – trudno uwierzyć, że to trasa maratonu. Do tego żar lejący się nieba. Policjantka kieruje mnie w lewo, w jeszcze bardziej zatłoczony zaułek. Czy to tędy? Na pewno? Miejscowi patrzą na mnie jak na dinozaura, pytanie ich o przebieg trasy nie ma sensu. Trudno trzymać tempo, gdy brak pewności, czy nie będzie trzeba wracać.

Jednak koniec

Jednak się udało. Kilka zakrętów, pojawili się ludzie z obsługi. Przy mecie tłumy widzów, dzieciaki wiwatują, spiker coś krzyczy. Nie mam się z kim ścigać, więc „przybijam piątki” z maluchami i wpadam na metę. Przeżyłem! Ukończyłem bieg z czasem 3:26:55.

Bieg wygrał zawodnik z Sierra Leone z czasem 2:48, za to drugą pozycję wywalczył Tim – Brytyjczyk, który na ulicach Makeni stoczył walkę o srebro. Osiągnął znakomity rezultat – jak na warunki biegu – 2:56. Na dodatek był to jego maratoński debiut, w półmaratonie kilka miesięcy wcześniej nabiegał 1:11. Za to wśród kobiet miejsca na podium zajęły tylko białe zawodniczki – to chyba dość niezwykła sytuacja w biegu na Czarnym Lądzie.

Wyniki? Jakie wyniki?

Moja lokata pozostaje do dziś nieznana. Skoro na „połówce” byłem piętnasty, a wyprzedziłem ośmiu biegaczy, to wychodzi na to, że wywalczyłem szóste miejsce. Na mecie usłyszałem, że byłem ósmy. Oficjalnych wyników do dziś nie ma. Na moją prośbę organizatorzy przesłali mi wyniki czołówki. Wynika z nich, że byłem 11., z innym (gorszym czasem). Czyli jak w wierszu Tuwima o kaczuszkach – „wyszłam pierwsza, przyszłam szósta, teraz jestem siódma”.

Pewnego dnia w internecie znalazłem wiadomość, że 9 czerwca 2012 r. w Sierra Leone odbędzie się pierwszy w tym kraju maraton. W tym niewielkim afrykańskim państewku jeszcze kilka lat temu trwała okrutna wojna domowa, z wymyślnymi torturami, gwałtami, zabijaniem dzieci. Teraz brytyjska fundacja Street Child of Sierra Leone postanowiła zorganizować tam maraton. Ta charytatywna organizacja robi w Sierra Leone wiele dobrego, przede wszystkim budując szkoły i szkoląc nauczycieli, nawet w najodleglejszych i najdzikszych częściach kraju (jak w prowincji Tambakha, do której też udało mi się dotrzeć). Organizacja biegu miała pomóc w zbieraniu funduszy na działalność fundacji. Bieg zorganizowano w Makeni, jednym w większych miast Sierra Leone.

All inclusive

Do Afryki poleciałem sam – nie znalazłem nikogo równie „szalonego”. Dlatego za ok. 300 funtów wykupiłem tzw. pakiet – obejmujący opłatę startową i koszty pięciodniowego pobytu. Już na lotnisku spotkałem gromady innych biegaczy, w zdecydowanej większości Brytyjczyków. Co ciekawe – było wśród nich sporo debiutantów, którzy startowali ze względu na cel przedsięwzięcia. Byli też nasi sąsiedzi – w dniu zawodów spotkałem grupkę sympatycznych Litwinów.

Grunt, że wszyscy żyją

Sierra Leone to jeden z najbiedniejszych krajów Afryki. Miasta i miasteczka przypominają gigantyczne targowiska, handluje każdy, czym może i gdzie może. Wioski to kilkanaście glinianych chat krytych strzechą. Ludzie całkiem życzliwi, uśmiechnięci, często zdziwieni widokiem turysty. Trudno uwierzyć, że parę lat temu na ulicach leżały zwłoki…

O stronie organizacyjnej biegu można z pewnością powiedzieć kilka gorzkich słów, ale przecież bieg się odbył, nikt nie zaginął i było całkiem sympatycznie. Organizatorzy może nie byli doskonali, ale z pewnością mili i zaangażowani, a kolejne edycje maratonu mogą być tylko bardziej udane. Czy warto pobiec w Sierra Leone? – warto, choć nie jest to wyprawa tania.

Maciej Rakowski, „Szakal na Czarnym Lądzie”, Bieganie, lipiec-sierpień 2013, foto: autor

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Maciej Rakowski

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

Amazfit zaprojektował specjalną edycję smartwatcha Amazfit Cheetah Pro. Środki ze sprzedaży zasilą fundację tragicznie zmarłego maratończyka Kelvina Kiptum. 27 marca 2024 – Zepp Health, światowy lider na rynku urządzeń wearables, ogłosił współpracę z Fundacją Kelvin […]

Amazfit dedykuje Fundacji Kelvina Kiptuma limitowaną edycję swojego flagowego zegarka

Bieganie z psem to wciąż w Polsce dyscyplina niszowa. O ile traktowanie czworonoga jako dobrego kompana podczas treningu jest coraz popularniejsze, to już startowanie z nim w zawodach niekoniecznie. Chcecie zacząć biegać z psem? Zobaczcie, jak się do tego zabrać.

Bieganie z psem – czyli dwie nogi i cztery łapy

Dobra wiadomość dla zawodniczek i zawodników 16. PKO Poznań Półmaratonu. Wzorem poprzednich lat na podstawie numeru startowego w dniu biegu, 14 kwietnia, można podróżować bezpłatnie pociągami wybranych przewoźników na terenie Województwa Wielkopolskiego. Taką możliwość dają […]

Bezpłatne podróże dla uczestników 16. PKO Poznań Półmaratonu – Sprawdź szczegóły!

Gościem tego odcinka z cyklu Czy tu się biega? jest Magda Skrocka z Fundacji „Maraton Warszawski”, która opowiada o największych zaskoczeniach 18. Nationale-Nederlanden Półmaratonu Warszawskiego. Gościem tego odcinka podcastu z cyklu Czy tu się biega? […]

Największe zaskoczenia 18. Nationale-Nederlanden Półmaratonu Warszawskiego. Magda Skrocka z FMW

Już za miesiąc w Łodzi odbędą się Mistrzostwa Polski w maratonie kobiet i mężczyzn. Czołówka polskich biegaczy ma też powalczyć o minima na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu, choć zadanie to będzie bardzo trudne. DOZ Maraton […]

DOZ Maraton Łódź: Wyjątkowe wyzwania i rekordowa pula nagród czekają na biegaczy

Największy w historii Polski półmaraton, 33. edycja Mistrzostw Polski w półmaratonie, jeden z największych biegów na dystansie 5 kilometrów. Podczas weekendu z 18. Nationale-Nederlanden Półmaratonem Warszawskim i New Balance Biegiem na Piątkę nie brakowało emocji […]

Rekordowy 18. Nationale-Nederlanden Półmaraton Warszawski! Mateusz Kaczor bohaterem.

18. Nationale-Nederlanden Półmaraton Warszawski przechodzi do historii! To było niezwykłe wydarzenie. W stolicy pojawiło się 18 tys biegaczy. Na podium stanął Mateusz Kaczor, uzyskując przy tym tytuł Mistrza Polski. Mistrzynią została Monika Jackiewicz. Przydatne linki: […]

18. Nationale-Nederlanden Półmaraton Warszawski – relacja minuta po minucie

18. Nationale-Nederlanden Półmaraton Warszawski zapowiada się niezwykle emocjonująco m.in. ze względu na spodziewany bardzo wysoki poziom sportowy. Możemy spodziewać się zaciętej walki o zwycięstwo w biegu, rekordy tras, walki o medale mistrzostw Polski, a także […]

18. Nationale-Nederlanden Półmaraton Warszawski – kto powalczy o zwycięstwo, a kto o medale mistrzostw Polski?