fbpx

Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia

Trail Dolomitica 2015, czyli ściganie z kozicami [RELACJA]

Trail Dolomitica

fot. Justyna Grzywaczewska

W czasie, kiedy wszystkie oczy świata ultra były zwrócone na Alpy, gdzie odbywał się UTMB 2015, w Dolomitach biegacze startowali w kameralnym biegu Trail Dolomitica, czyli górskim maratonie i półmaratonie. Oto relacja Justyny Grzywaczewskiej, która we Włoszech zajęła 4. miejsce.

 Podstawowe informacje: 

Termin: 30 sierpnia 2015 r. (sobota),
Miejsce: Padola,
Dystans: 42,195 kilometra, 20 kilometrów,
Przewyższenia: 2100, 1150 metrów,
Więcej informacji: www.traildolomitica.it

Justynę Grzywaczewską i jej narzeczonego, Piotra Książkiewicza możecie znać chociażby z cyklu City Trail, który organizują w całej Polsce od kilku lat.

 Relacja Justyny Grzywaczewskiej 

Szukaliśmy biegu w górach, za granicą, w ostatni weekend sierpnia – to był jedyny czas, kiedy mogliśmy wybrać się na krótkie wakacje. Nie bez znaczenia były też dystanse – ja nie startuję powyżej 30 km, Piotrek stwierdził, że na bieg krótszy niż maraton nie warto jechać nigdzie daleko. Dlatego, gdy znaleźliśmy Trail Dolomitica, z półmaratonem i maratonem do wyboru – długo się nie zastanawialiśmy.

Strona biegu choć prowadzona w kilku językach, w wersji angielskiej nie zawierała np. regulaminu. Ani ja, ani Piotrek nie znamy włoskiego, stąd też opieraliśmy się na tłumaczu Google. Na szczęście najważniejsze elementy udało się wyłapać. Opłata startowa w półmaratonie, w pierwszym terminie wynosiła 30 Euro, w maratonie – 35. Jak na zagraniczny start to niedrogo. Choć dla nas nie było to najważniejsze, na pewno niektórych może przekonać.

Udział w zawodach połączyliśmy z mini-wakacjami – w tym roku mogliśmy pozwolić sobie tylko na kilkudniowy wyjazd i to niestety zabierając ze sobą komputery. Cóż, takie są uroki prowadzenia własnej firmy. Wyjechaliśmy z Polski w czwartek, wcześnie rano. Zaplanowaliśmy, że będziemy spać pod namiotem, na kempingu w pobliżu Padoli – miejscowości, w której była baza zawodów. Muszę przyznać, że nie był to skrupulatnie zaplanowany wyjazd – dopiero w trasie ustaliliśmy, że będzie dla nas miejsce na kempingu.

Na miejsce dojechaliśmy przed północą. Na szczęście włoska gościnność to nie bajka – obsługa pozwoliła nam rozbić namiot, mimo że normalnie można zameldować się do 21. Zasnęliśmy w kilka sekund. Na szczęście zawody dopiero w niedzielę i uda się odpocząć po kilkunastogodzinnej podróży…

Piątek przywitał nas słońcem i rześkim powietrzem. Dopiero teraz mogliśmy zobaczyć, gdzie trafiliśmy. Wokół zielono, z lewej góry przypominające polskie Beskidy, ale z drugiej strony – ostre szczyty, sięgające pewnie grupo ponad 2000 m.n.p.m.. Byliśmy w miejscowości Campolongo. Tego dnia musieliśmy trochę popracować. Przekonaliśmy się, że włoska sjesta to nie przelewki – między 14 a 18 nie ma szansy na obiad. Po południu wybraliśmy się do Padoli. Zrobiliśmy 10-kilometrowe rozbieganie, rozejrzeliśmy się, zrobiliśmy zakupy, zjedliśmy makaron. Tak minął dzień.

TrailDolomitica

fot. Justyna Grzywaczewska

Na sobotę zaplanowaliśmy wycieczkę do oddalonej o 50 kilometrów Cortiny. To miasto-gospodarz Lavaredo Ultra-Trail. Całkiem przyjemna miejscowość, pięknie położona, ale bez klimatu małych miejscowości, jakie mijaliśmy po drodze. Żeby się nie przemęczać przed startem, wjechaliśmy kolejką górską na Falorię. Nacieszyliśmy oczy pięknymi widokami.

O 17:30 byliśmy w Padoli, odebraliśmy pakiety, w których były: numer startowy z imieniem i nazwiskiem, koszulka, makaron, specjalnie przygotowane dla biegaczy ciastka i garść ulotek. Poszliśmy na odprawę, podczas której oczywiście niewiele rozumieliśmy. Udało nam się jednak dowiedzieć, że będą punkty odżywcze i to dużo. Na trasie półmaratonu miałam 4 bufety. Na maratonie było ich aż 7. W zasadzie wszystko wiedzieliśmy, choć wokół wszyscy mówili po włosku. Najwyraźniej język nie jest barierą. Szczególnie w sporcie.

Warto dodać kilka słów o Padoli. To niewielkie miasteczko położone na wysokości 1280 m.n.p.m. z pięknym kościołem w centrum. Tuż obok bazyliki były zlokalizowane start i meta zawodów. Miejscowość bardzo czysta, z charakterystycznymi włoskimi domami – budowanymi blisko drogi, z dużymi okiennicami i ławeczkami przy każdym budynku.

Start był zaplanowany na 8:30 w niedzielę. Kiedy zapisywałam się na bieg obawiałam się, że już od pierwszych kroków będzie gorąco. Okazało się jednak, że poranki we włoskich Dolomitach są bardzo chłodne, a temperatura zaczyna wzrastać dopiero przed 10. Ale jak już się robi ciepło, to słońce solidnie przypieka – po południu temperatura sięgała 35 stopni. Nocą natomiast spadała do 8 stopni.

Wstaliśmy o 6:30, zjedliśmy klasyczne maratońskie śniadanie – bułkę z dżemem jagodowym i spakowaliśmy plecaki. Ja zabrałam tylko jeden żel Etixx o smaku coli i awaryjnie 1 batona energetycznego, choć nie spodziewałam się, że go zjem. Wzięłam też dwa półlitrowe bidony, ale napełniłam tylko jeden. Do Padoli jechaliśmy nieco ponad 20 minut. O 8:10 zaparkowaliśmy auto. Mieliśmy dwa kroki do startu, a więc spokojnie odwiedziliśmy toaletę, zawiązaliśmy buty, założyliśmy pasy z numerami startowymi i ustawiliśmy się na starcie. Było przyjemnie – całkiem ciepło, ale nie gorąco. Start był wspólny dla obu dystansów. Łącznie było nas około 300 osób, z czego większość startowała w maratonie.

Mój półmaraton okazał się mieć 23 km. Organizator poinformował o tym podczas odprawy, więc nie było niemiłej niespodzianki. Wbrew pozorom te 2 dodatkowe kilometry są dość ważne – w końcu to 10 procent dystansu półmaratońskiego. Wiedziałam, co mnie czeka, bo przestudiowałam profil trasy. Na początku mieliśmy 2 kilometry asfaltu. Widziałam przed sobą dwie kobiety, trzecia i czwarta wyprzedziły mnie tuż przed wbiegnięciem do lasu, ale po numerach startowych zorientowałam się, że biegną maraton.

Jeszcze w miasteczku zaczęliśmy powoli piąć się w górę, jednak dopiero w lesie na dobre rozpoczęło się pierwsze podejście. Ponad 250 metrów w górę na niespełna 2 kilometrach. Poszło dość gładko, choć wyprzedziło mnie kilkunastu mężczyzn. Nie przejmowałam się. Część z nich próbowała podbiegać. Ja wiedziałam, że muszę trzymać emocje i ambicje na wodzy. „Robić swoje” to podstawa w biegach górskich. Kiedy masz już trochę kilometrów wybieganych na górskich szlakach, znasz siebie, wiesz, na ile możesz sobie pozwolić. Ja zazwyczaj podbiegam tylko na małych stromiznach. Większe podejścia podchodzę, starając się utrzymywać równe, swoje tempo. Kiedy jest ciężko, liczę kroki do czterech.

TrailDolomitica

fot. Justyna Grzywaczewska

Między 4 a 6 kilometrem było lekko w dół i w górę. Tam mijałam się z trzema zawodniczkami – jedna z nich startowała na moim dystansie. Od 6 do 11 kilometra mieliśmy do pokonania najmocniejsze podejście – prawie 800 metrów w górę. Analizując bieg przez startem, porównywałam ten odcinek z podejściem na Ciemniak z Hali Ornak w Tatrach.

Już na początku podejścia wyprzedziła mnie wspomniana wcześniej dziewczyna. Miała na sobą team-ową koszulkę kolarską, więc domyśliłam, że jako kolarka jest mocna na podejściach. Widziałam ją jeszcze przez około 20 minut, ale mniej więcej na 8 kilometrze zupełnie zniknęła. Wiedziałam, że mam przed sobą minimum 3 zawodniczki. To oczywiście było dość istotne, bo przyjechałam na bieg, by powalczyć o jak najwyższą lokatę, ale też nie miałam złudzeń, że miejscowe biegaczki, a większość zawodniczek z listy startowej było Włoszkami, będą łatwymi przeciwniczkami. Szczególnie na swoim terenie. Wiedząc o dwóch dodatkowych kilometrach, postawiłam sobie za cel pobiec w czasie między 2:45 a 3:00. I to było główne zadanie – nie walka o podium.

Drugie podejście nie było tak trudne, jak sobie wyobrażałam przed startem. Na szczycie byłam w czasie 1:34, a to oznaczało, że 5-kilometrowe podejście zajęło mi około 55 minut. I to było zgodne z planem, założyłam nawet, że będę potrzebować kilku minut więcej na pokonanie tej części trasy. Po drodze mieliśmy dwa punkty odżywcze – na 6 i 10 kilometrze. Na tym pierwszym była tylko woda, na drugim pełen wybór – izotonik, cola, słodka rozpuszczalna herbata, ciastka, czekolada, owoce – w tym niespotykane na polskich biegach gruszki. Ja poza wodą i colą nie próbowałam niczego.

TrailDolomitica

fot. Justyna Grzywaczewska

Na końcu podejścia trasy mojego biegu i maratonu rozchodziły się – ja biegłam już w dół, maratończycy mieli do pokonania jeszcze około 300 metrów w górę. To był też najpiękniejszy fragment trasy. Byliśmy na grani, z obu stron mieliśmy ostre, dolomickie szczyty. Świeciło słońce. Pierwszy raz zrobiłam zdjęcie w czasie biegu

TrailDolomitica

fot. Justyna Grzywaczewska

Zbieg rozpoczął się dość nietypowo – biegliśmy zboczem góry, bez wyraźnej ścieżki, po nierównej trawie, mijając… krowie placki. Po około kilometrze wbiegłam do lasu. Niedługo potem rozpoczęło się ostatnie krótkie podejście. Od 14. kilometra zaczął się najprzyjemniejszy moment biegu. Najpierw było dość stromo w dół, a potem niemal 3 kilometry przyjemnego zbiegu, gdzie luźno biegłam w tempie poniżej 5 minut/km.

Byłam zupełnie sama, chwilę wcześniej – na trzecim punkcie wyprzedziłam trzech zawodników, mnie minął jeden i teraz zostałam sama. Było cicho, zielono, biegło się tak lekko! Po tym pięknym fragmencie, znów czekał mnie stromy zbieg, na którym tempo spadło, ale nadal utrzymywało się na takim poziomie, że mogłam myśleć o wyniku w okolicy 2:45. Na około 4 kilometry przed metą był jeszcze jeden punkt odżywczy. Wzięłam łyka wody i pognałam dalej. Znów minęłam kilku mężczyzn. Biegłam żwawo. Mijani zawodnicy mówili do mnie coś po włosku, zrozumiałam tylko „brawo”. Od 20 km trasa biegu pokrywała się z marszem Nordic-walking, więc trzeba było wymijać startujących w nim zawodników. W większości byli bardzo uprzejmi i schodzili ze ścieżki, kiedy ta była akurat wąska.

Zbiegając do miasteczka zobaczyłam, że całkiem blisko jest zawodniczka, która wyprzedziła mnie na początku największego podejścia. Poznałam ją po żółtej koszulce. Przez chwilę pomyślałam o tym, że jestem w stanie ją jeszcze dogonić, ale nie chciałam robić tego bezmyślnie. Utrzymywałam tempo około 5 minut/km. Było już niemal płasko. Dystans do rywalki powoli się zmniejszał, widziałam, że jest już zmęczona, tymczasem ja czuję się nadzwyczaj dobrze. Na 700 metrów przed metą zaczęłam przyspieszać. Kibice dodawali sił.

Trail Dolomitica

fot. Justyna Grzywaczewska

Wybiegłam na ostatnią prostą. Ulica była wygrodzona, dogoniłam rywalkę, wyprzedziłam ją bez najmniejszego problemu. Nie miała już sił, by odeprzeć atak, tymczasem ja miałam ich na tyle dużo, by ostatnie 200-300 metrów biec w tempie poniżej 4 minut/km. Wbiegłam na metę oklaskiwana za widowiskowy finisz. Czas 2:44, czwarte miejsce wśród kobiet i 31. OPEN.

Piotrek dotarł do mety w czasie 4:47, zajmując 10. miejsce. Dobiegł zmęczony włoskim słońcem. I przekonany, że dwóch zawodników, którzy ukończyli bieg przed nim, skróciło trasę. Czy tak było na pewno – nie wiemy.

 Podsumowanie Trail Dolomitica 

Trail Dolomitica to zawody, które szczerze polecam. Pod względem organizacyjnym było wszystko – trasa bardzo dobrze oznaczona, sporo sędziów, dużo i dobrze zaopatrzone punkty odżywcze. To czego brakowało to pamiątkowy medal na mecie, bo te były przewidziane tylko dla maratończyków.

Nagrody – lokalne wino, koszulka i wkładki do butów. Najlepsi otrzymali buty od jednego z głównych sponsorów. Jednak dla mnie o wiele większe znaczenie niż nagrody miał klimat, jaki udaje się stworzyć organizatorom na tym kameralnym biegu. Zawody na pewno mają potencjał i jestem przekonana, że kolejne edycje przyciągną większą grupę biegaczy. Być może będzie też więcej Polaków – w tym roku byliśmy tylko we dwójkę.

TrailDolomitica

fot. Justyna Grzywaczewska
Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.
mm
Justyna Grzywaczewska

Podoba ci się ten artykuł?

0 / 5. 0

Przeczytaj też

Choć największy podziw budzą Ci, którzy linię mety przekraczają jako pierwsi, to bohaterami są wszyscy biegacze. Odważni, wytrwali i zdeterminowani, by osiągnąć cel – wyznaczony dystansem 42 km i 195 m – w liczbie 5676 […]

21. Cracovia Maraton: 5676 śmiałków pobiegło z historią w tle

Już od 3 sezonów ASICS METASPEED jest jednym z 2 flagowych modeli startowych japońskiego producenta. Do naszej redakcji trafiła właśnie najnowsza jego odsłona, 3. generacja, czyli ASICS METASPEED SKY PARIS. Jak wypada na tle swoich […]

ASICS METASPEED SKY PARIS – flagowa startówka w trzeciej odsłonie [TEST]

Dokładnie 9565 biegaczy i biegaczek wyruszyło punktualnie o godzinie 10:00, aby podjąć wyzwanie 16. PKO Poznań Półmaratonu i realizować swoje biegowe cele. Pierwszy na mecie, pokonując trasę 21,097 km, był Etiopczyk Teka Debebe Tereda, który […]

Wietrzna pogoda nie pozwoliła na bicie rekordów w 16. PKO Poznań Półmaratonie. Na starcie ponad 9500 biegaczy [GALERIA ZDJĘĆ]

Duch Solidarności, biegacz potrącony przez pijanego kierowcę przed linią mety, polskie korzenie rodzinne, „ciekawe” rozwiązania PLL LOT w kwestii przestrzeni dla niepalących w samolotach czy reklamy na Facebook’u. To tylko kilka zagadnień, jakie pojawiły się […]

Cindy Cardinal: To było naprawdę niesamowite przeżycie, być w Polsce w tak szczególnym okresie historii

Jak przygotować się do pierwszego biegu ultra, trailowego lub górskiego? Ile dyscyplin mieści w sobie bieganie w terenie? Jak dobrze „zarządzać” kontuzją i dlaczego warto zaprzyjaźnić się z bieżnią mechaniczną nie tylko w sezonie zimowym? […]

Ultra to czysta radość z ruchu w wydaniu XXL. Wojtek Weinert z Ultra Trail Academy

W najbliższą niedzielę, 14 kwietnia już po raz 21. na ulice Krakowa wyruszą uczestnicy Cracovia Maratonu. Tysiące biegaczy rozpoczną i zakończą zmagania z królewskim dystansem 42 km i 195 m „z historią w tle” w […]

Już po raz 21. święto biegania w Krakowie „z historią w tle”

Organizatorzy 16. PKO Poznań Półmaratonu zaprezentowali skład elity swojego biegu. Rekordy życiowe najmocniejszej biegaczki i najmocniejszego biegacza wskazują na to, że w niedzielę możemy być świadkami prób ataku na rekord imprezy w obu kategoriach. Kto […]

Weekend z 16. PKO Poznań Półmaratonem – czy będzie walka o rekordy imprezy?

Dokładnie 10 kwietnia PUMA rozpoczęła pierwszą od 10 lat ogólnoświatową kampanię „FOREVER. FASTER. – See The Game Like We Do”. Nowe działania zapraszają profesjonalnych, jak i amatorskich sportowców do postrzegania rozgrywki w sposób, w jaki […]

Puma stawia na szybkość! Ruszyła ogólnoświatowa kampania