fbpx

Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia

Transylvania100k – 50 km w pięknej Rumunii [RELACJA]

corne vlad

Fot. Vlad Cornea

100 lub 50 sytych kilometrów po pięknych górach Rumunii – to właśnie bieg w historycznej krainie o polskiej nazwie Siedmiogród. Tegoroczna impreza odbyła się 16 maja. O swoich wrażeniach z trasy 50 km opowiada Paweł Jaczewski.

W weekend trzeci weekend maja wybrałem się na swój pierwszy zagraniczny bieg ultra. Z różnych względów, ale przede wszystkim ze względu na nazwę i logo wybrałem z kolegą bieg Transylvania100k w Rumunii. Minusem tego wyboru, który zauważyłem niestety dopiero w drodze, był fakt, że 1200 km do Rumunii to nie to samo, co 1200 km do Niemiec… Zamiast 16 godzin podróż samochodem zajęła nam 26. Wymęczeni jak konie po westernie dotarliśmy pod zamek Drakuli (tam był start i meta biegu) na 2 godziny przed odprawą, wzięliśmy szybkie prysznice i poszliśmy na spotkanie z organizatorami. Podczas odprawy dowiedzieliśmy, się że w górach jest zimno, śnieg, lawiny, że obudziły się niedźwiedzie (dużo niedźwiedzi) i że nawet ostatnio jakiegoś biegacza nadgryzły, więc dają nam do pakietów startowych dodatkowe gwizdki (osobiście wołałbym pojemnik z gazem, strzelbę lub długie widły). Zapomnieli nam jednak powiedzieć, że trasa i profil różnią się od tych, które są na mapie… Ale może to miała być niespodzianka? Albo sami przejęli się tymi niedźwiedziami?

Po odprawie pobiegliśmy na szybkie piwo (nomen omen Ursus), potem drugie i pizzę – wszystko w biegu, żeby zdążyć się jeszcze spakować na start i chwilę przespać, bo – tutaj mała niespodzianka (ale to już nasz brak przygotowania) – w Rumunii jest godzina różnicy. Powoduje to, że start o godzinie 6:00 jest dla nas jak o 5:00 i tym samym wstanie 1,5 godziny wcześniej oznaczało dla naszych organizmów pobudkę o 3:30.

Na starcie po dwóch nieprzespanych nocach czułem się nieprzytomny, ale już wcześniej zaplanowałem, że ze względu na kontuzję i brak treningów w kwietniu po prostu „zaliczę” ten bieg i ustawiłem się na końcu stawki. Bartek walnął ketonal, kofeinę i ustawił się na czele stawki, i skubany po tych dwóch nieprzespanych nocach wywalczył ostatecznie 11. pozycję z czasem 9 godz. i 6 min na dystansie 50 km (w rzeczywistości u wszystkich na zegarkach wyskoczyły 54 km).

Bieg wystartował, na początku asfaltem, później drogami, by zacząć się wspinać w góry szeroką łąką. Początek trasy był dobrze przemyślany, bo pozwalał i odpowiednio się ustawić, i w razie czego wyprzedzać. Nie ma co opowiadać każdego kilometra trasy, ale generalnie było prześlicznie, ale i trudno, co widać po profilu (pierwsze 5 km to 750 m przewyższenia, zbieg i na 3 km znowu ponad 500 m). Tutaj też dodam, że zapis na opisie trasy +/- 3183 m nie oznaczał sumy przewyższeń w górę (+) i w dół (-), ale że w sumie pod górę jest coś około („+/-„) 3 km. Mój błąd, że nie „wczytałem” się w profil i nie zsumowałem sobie przewyższeń, a bardziej skupiałem się na przebiegu trasy, obawiając się (niesłusznie) słabego oznakowania. Oznakowanie, jeżeli ktoś nie wyłączał za bardzo mózgu, było bardzo czytelne, choć trzeba było być czujnym, bo organizatorzy – pewnie żeby urozmaicić zabawę – puścili trasę nie tylko po szlakach, ale czasami nagle „kazali” skręcić ostro w prawo/lewo i lecieć na rympał przez kosodrzewinę, las, krzaki, pastwiska… itp. Chociaż najlepsze zostawili na koniec…

pawel jaczewski 2

Fot. Paweł Jaczewski

Na trasie były punkty kontrolne wyposażone odpowiednio (woda, isostar, ser, żelki, banany, cola, na jednym nawet zupa, kawa i herbata). Położone były one ponad 1500 m n.p.m., więc szacunek dla obsługi za wysiłek „wtargania” wszytki tych litrów wody i kilogramów jedzenia tak wysoko. Trochę zabrakło mi obsługi medycznej na trasie, ale może jestem rozpieszczony przez polskich organizatorów biegów górskich…

Niedźwiedzi na szczęście nie spotkałem, a jedynie sporo ich tropów i odchodów, więc po pierwszej „misiej kupie” dość regularnie (będąc przeważnie sam) korzystałem z gwizdka, śpiewałem lub waliłem kijkami w kamienie. Generalnie zachowywałem się wbrew regułom „jak zachowywać się w lesie”.

Niestety brak treningów i noga nie pozwalały mi biec, a i brak snu objawił się tętnem powyżej 150 uderzeń, nawet gdy szedłem po płaskim, a na podejściach wskakiwało powyżej 180, a nawet 190 uderzeń. Skutkiem tego było to, że po raz pierwszy porządnie mnie „odcięło”. Niestety już od 20. kilometra profil trasy zaczął się rozjeżdżać z rzeczywistością (dane miejsca były, ale np. 3 km dalej), ale przynajmniej mapa odpowiadała terenowi… aż do ostatniego punktu kontrolnego.

Najpierw była zmyłka, bo z mapy i od informacji od osób z punktu (na profilu 40. km – CP Gaura) wynikało, że za 500 m musimy ostro w lewo i w dół odbić ze szlaku, będą jeszcze dwa podejścia po ok. 200 m i koniec, już tylko w dół. W rzeczywistości organizatorzy zmienili przebieg trasy i nie powiedzieli tego na odprawie, „dając” ostatecznie 1 podejście, ale za to jakie!

cornea vlad 2

Fot. Vlad Cornea

Na 48. kilometrze, kiedy leciałem już cały czas w dół i cieszyłem się, że za chwilę będzie meta, zauważyłem, że trasa znów odbija z głównej drogi i jest poprowadzona pod górę spływającym potokiem. To była moja droga krzyżowa, niby tylko 1,5 km podejścia i 200 m w pionie, ale moje serce się zbuntowało. To była już 10. godzina w trasie ze średnim tętnem 160 i nie miałem siły iść. Robiłem po kilka kroków i padałem. Stwierdziłem, że to nie ma sensu i muszę odpocząć. Usiadłem z boku trasy, pozdrawiałem mijających mnie biegaczy i mówiłem, że wszystko okej. Zjadłem jakiegoś batonika, napiłem się itp. Wstałem i… poczułem, że mdleję, w uszach zaczęło szumieć, przed oczami ciapki i coraz ciemniej… Obleciał mnie strach i pierwsze, co pomyślałem, to że muszę wyjąć NRC-tę z plecaka i się nią owinąć, że jak zemdleję, to utrzymam ciepło (zapomniałem dodać, że jak wszedłem w strumień, to zaczęła się burza z piorunami) i będę też widoczny, leżąc w krzakach.

Wyciągając folię NRC, zauważyłem, że przede mną na podejściu jest inny biegacz, więc zawołałem go, że potrzebuję pomocy, no i „walnąłem się” w trawę. Na szczęście usłyszał mnie, zbiegł do mnie i poprosił, żebym spróbował zejść z łąki do linii drzew, gdzie nie będę tak mókł. Słabiutki zacząłem się przesuwać, ale poczułem, że może panika, może coś innego spowodowało, że mój żołądek nagle i bardzo drastycznie postanowił, że ma ochotę na „dwójkę”. Może to głupie, ale biegacz, który mi pomagał, był Azjatą (później okazało się, że Singapurczykiem), nagle jedyne, co zacząłem myśleć, to że będzie mi wstyd przed tym przedstawicielem wschodniej kultury, że jak zemdleję, to nie wytrzymają me lędźwia i… no, wiecie. Więc postanowiłem, że muszę „iść w krzaki” osłabiony i niezdarny zacząłem się wyrywać z folii, a on zaczął mnie przytrzymywać, chciałem jakoś delikatnie mu powiedzieć, że „I have to make a pile”; „What?!”; nie miałem czasu jednak na ceregiele: „I need to shit in the bushes” – po wyrazie twarzy zobaczyłem że zrozumiał. „OK. Don’t go to far”. Po chwili zapytał, czy mam papier. Na szczęście miałem – moją piękną mapę w formacie A3 z profilem, który i tak od dłuższego czasu nadawał się już chyba tylko do tego… „Yes I’m OK”.

Wróciłem, położyłem się, dostałem od nowego znajomego tabletkę z solami mineralnymi i jakiś słony żel energetyczny (o smaku bekonu i klonu? ale naprawdę fajny!), dużo się napiłem. W międzyczasie przyszli do nas Anglik i Norweg i zaczęli mi pomagać, przede wszystkim kazali leżeć, bo podobno byłem blady, i pić. Przykryli mnie jakimś swoim „kocem ratunkowym”, a że mnie trochę telepało, to już znanym mi sposobem z Chudego Wawrzyńca upchnąłem sobie moją folię NRC pod warstwy ubrania. Według zegarka wszystko trwało ok. 9 min i powiedziałem, że spróbujemy iść. Singapurczyk wystrzelił do przodu i sprawdził, że w zasadzie to jeszcze jakieś 200 m podejścia i że jesteśmy na przełęczy i potem już tylko w dół. Tętno było okej (na podejściu doszło jeszcze do 150, ale w końcu, jak szedłem, to spadało do 120), czułem się nieźle, a nawet coraz lepiej. Od tej pory do mety trzymaliśmy się już razem, szliśmy i gadaliśmy aż do mety. Nowa znajoma z Norwegii miała problemy z „czwórką” więc szliśmy z nią, albo ktoś z nas jej asystował, a inni schodzili niżej i czekali. Na końcowym odcinku już na asfalcie powiedziała, żebyśmy lecieli (za 2 godziny miałem pociąg nocny w inny rejon Rumunii), więc pozwoliłem sobie nawet na bieg i linię mety przekroczyłem w beznadziejnym czasie 12 godz. i 53 min, biegnąc tylko pierwsze dwa i ostatnie dwa kilometry. Na mecie szybkie piwo, fotka, długa do hotelu i na pociąg. Tam okazało się, że nie ma kuszetek i zaliczyłem kolejną nieprzespaną noc – 8 godzin w pociągu na fotelu w 2 klasie…

Bieg polecam, ma pewne niedociągnięcia, ale dla widoków i ciekawej trasy wart jest tego, żeby wziąć w nim udział. Ja zasmakowałem w biegach zagranicznych i chciałbym, żeby stały się u mnie małą tradycją, ale w przyszłości na pewno będę tak planował wyjazd, żeby mieć zawsze min. 2 noce przed startem!

Autorem relacji jest Paweł Jaczewski.

sabina rutkowska

Fot. Sabina Rutkowska

 Transvulcania100k 2015: 

  • Dystans 50 km ukończyło 89 osób, najszybszy był Robert Hajnal z czasem 6:58.
  • Dystans 100 km ukończyły 44 osoby, najszybszy był Txomin Isuntza z czasem 17:31.
  • Trasa 50 km miała ok. 3183 m podejść, trasa 100 km – ok. 6383 m podejść.
  • Limit czasu wynosi 15 godzin dla trasy 50 km i 30 godzin dla trasy 100 km.
  • Na trasie 50 km były 4 punkty kontrolne, na trasie 100 km – 10 punktów.
  • Wpisowe na bieg wynosiło 65 euro za trasę 50 km i 85 euro za trasę 100 km (140 euro za 2-osobowy team).

Strona biegu: www.transylvania100k.com

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.

Podoba ci się ten artykuł?

5 / 5. 1

Przeczytaj też

W niedzielę, 12 maja odbędzie się jedenasta edycja PKO Białystok Półmaratonu, największego biegu w Polsce wschodniej, imprezy z prestiżowego cyklu Korona Polskich Półmaratonów. Już wiadomo, że uczestnicy będą pokonywać dokładnie taką samą trasę jak przed […]

Trasa 11. PKO Białystok Półmaratonu. Zapamiętacie ją na długo!

Stowarzyszenie Sportowe Polskie Ultra zaprasza w sobotę, 20 kwietnia, na V edycję biegu „6 godzin pełnej MOCY”. Uczestnicy tej wyjątkowej rywalizacji powalczą o tytuł Mistrzyni i Mistrza Polski na dystansie czasowym 6 godzin. Wśród nich […]

V edycja biegu „6 godzin pełnej MOCY” w ten weekend na stadionie OSiR Targówek

W sobotę 25 maja odbędzie się 21. edycja Biegu Ulicą Piotrkowską Rossmann Run. Uczestnicy tradycyjnie pobiegną na szybkiej trasie o długości 10 kilometrów, której większa część prowadzi główną ulicą miasta. Jakie atrakcje czekają na biegaczy […]

21. Bieg Ulicą Piotrkowską Rossmann Run – trwają zapisy!

To już dziś! W piątek, 19 kwietnia rozpoczyna się 11. edycja Pieniny Ultra-Trail® w Szczawnicy. Podczas trzech dni imprezy uczestnicy będą rywalizować na 7 trasach od 6,5 do 96 kilometrów. W trakcie wydarzenia rozegrane zostaną […]

Szczawnica stolicą górskiego biegania, czyli startuje 11. edycja Pieniny Ultra-Trail®

Gościem czwartego odcinka cyklu RRAZEM W FORMIE. Sportowy Podcast, który powstaje we współpracy z marką Rough Radical jest Andrzej Rogiewicz. Znakomity biegacz, świeżo upieczony wicemistrz Polski w półmaratonie, “etatowy”, bo czterokrotny zwycięzca w Silesia Maratonie. […]

Zaufaj procesowi. Dobre wyniki rodzą się w ciszy. RRAZEM W FORMIE. Sportowy podcast – odcinek 4. z Andrzejem Rogiewiczem

Medal: najważniejsza nagroda dla wszystkich przekraczających linię mety, trofeum, którym chwalimy się wśród znajomych i nieznajomych. Jak będzie wyglądał medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja? Właśnie zaprezentowane wizualizację. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się też, że […]

Oto on: medal 32. Biegu Konstytucji 3 Maja! PKO Bank Polski Sponsorem Głównym imprezy

Wszystkie tkanki mięśniowe naszego ciała pracują podczas biegu. Od ich dyspozycji i formy zależy końcowy wynik osiągnięty podczas zawodów. Wiadomo więc, że należy je wzmacniać stosując ćwiczenia poza treningiem biegowym. Jednak bywa tak, że po […]

Trening biegowy i trening siłowy w jednym

Z Katarzyną Selwant rozmawiała Eliza Czyżewska Czym jest trening mentalny?istock.com To wiedza, jak ćwiczyć głowę, taka siłownia dla umysłu. W skład treningu mentalnego wchodzą różne zagadnienia, np. wzmacnianie pewności siebie, wyznaczanie prawidłowej motywacji, cele sportowe, […]

Trening mentalny biegacza [WYWIAD]