Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Wilcze Gronie 2015 – znów śnieg! [RELACJA]
Tym razem pogoda nie zawiodła – śniegu było pod dostatkiem. Fot. Szymon Waluś / Aktywna Rajcza
Wilcze Gronie. Pomysł startu zrodził się w mojej głowie 1,5 roku temu. Beskid Żywiecki. Zima. 15 km. Brzmiało aż za dobrze. Zwłaszcza wizja zbiegów w białym puchu, które uwielbiam!
Niestety rok 2014 na zawody śniegu nie przywiał, a za to piękne, wiosenne słońce. Cóż było robić. Zbieganie z gór bez śniegu jest równie atrakcyjne. Jednak było dla mnie jasne, że na tej edycji nie poprzestanę, zbyt zachęcona opowieściami o śnieżnych Wilczych Groniach.
Szybka decyzja, zapisy i oczekiwanie. Będzie śnieg czy nie? Styczeń w Warszawie… no cóż, rewelacji nie było. A trening? Równie znikomy, co ta warszawska zima. W dodatku krążące przeziębienie próbowało usidlić mnie w domu. Choróbsko musiałoby być okrutne, żeby powstrzymać mnie przed wyjazdem w góry. Najwyżej nie pobiegnę, pomyślałam sobie. I co?
Piątek. Plecak spakowany. Po pracy szybki przejazd na miejsce zbiórki, autem do Katowic, przesiadka w pociąg i o godzinie 00:15 wysiadam z kolegą w Rajczy Centrum i wita nas kto?! BAŁWAN!!!
Kamień z serca! Wszędzie biało!
Fot. Szymon Waluś / Aktywna Rajcza
W nocy dopadało około 12 cm świeżego śniegu. Na starcie tłum biegaczy. Przyjęłam strategię: „wystartować i cieszyć się biegiem”. Bez zbytniego spinania na wynik, nie wiedząc, co odpowie osłabiony organizm. Trzymać tempo i do przodu. A jak już będzie z górki? Zbiegać, ile sił w płucach po śnieżnych zaspach, przecież po to tu przyjechałam!
Początkowy asfalt spokojnym tempem, równo. Potem zbieg z asfaltu i zaczęło się… Najsolidniejszy i najdłuższy podbieg na trasie Wilczych Groni. Przechodzę do marszu. Nogi w górach od lat wyćwiczone, więc dobrze znają swój rytm. Sznur biegaczy stopniowo krok za krokiem wspina się pod górę nieprzerwanie przez 4 kilometry. I właśnie w momencie, kiedy wymieniam się z inną zawodniczką spostrzeżeniami, że już by się chciało z górki, by ulżyć nogom, jest i on! ZBIEG! Przez kolejne 1,5 km nieprzerwanie w dół! Nie mogło być inaczej, po świeżym nieubitym śniegu zbiega się bajecznie! Wydłużam krok i susami mijam kolejnych zawodników. Co jak co, ale na zbiegach to JA wyprzedzam! Wreszcie dobiegam do asfaltu oznaczającego półmetek. Ten odcinek pozwala uspokoić oddech i tętno.
W mojej pamięci kołacze się, że będzie jeszcze jedno syte podejście. Koniec asfaltu z daleka wyznacza wielki, czerwony wóz i strażacy, którzy wskazują drogę. Zaraz za zakrętem zbawienie przynosi ciepła, dobrze osłodzona herbata. A potem znów w górę. Drugie podejście, zdecydowanie krótsze, kończy się stosunkowo szybko. Czyli znów zbieg! Ten już nieco łagodniejszy ciągnie się grzbietem, pozwalając cieszyć oczy przepięknym widokiem. Nie mogę odmówić sobie uchwycenia tego momentu aparatem z telefonu, gdy zza ciemnogranatowych chmur nieśmiało wynurza się słońce rozświetlające śnieżnobiałą przestrzeń.
Powoli biegiem docieram do kolejnego wzniesienia (ostatniego?) na trasie. Oczekujący w tym miejscu kibice krzyczą, że zostało ostatnie 1600 m. A mój organizm krzyczy: „Jeeeeść!”. A to przecież tylko 15 km, więc nic ze sobą do jedzenia nie mam! Ostatkiem sił i energii zmuszam się do pokonania ostatniego fragmentu trasy, który prowadzi ostro w dół. 50 metrów przed metą zbieram jeszcze siły na finisz długimi susami po puchatym, śnieżnym przedpolu. I koniec. Rozsznurowuję but, by wydobyć chipa, odbieram medal i z kuponem żywieniowym ustawiam się w kolejce.
Start? Udany. Wynik? Nieistotny. Zabawa? Przednia! Zdrowie? Po przeziębieniu ani śladu. Efekt? Do zobaczenia za rok!
Autorką relacji jest Joanna Walewska
Fot. Szymon Waluś / Aktywna Rajcza
WYNIKI
Mężczyźni:
1. Gediminas Grinius – Inov-8 – 1:21:25
2. Kamil Leśniak – Inov-8 / KM Truchcik Łubianka – 1:21:47
3. Piotr Biernawski – Beskres / UBS – 1:22:46
Kobiety:
1. Magdalena Ostrowska-Dołęgowska – Inov-8 – 1:44:00
2. Magdalena Janowska – Ślimak Bytków – 1:46:29
3. Katarzyna Kanclerz-Januszewska – 1:47:04
Bieg ukończyły 342 osoby. Pełne wyniki – TUTAJ.