Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia
Zmierzch starych mistrzów w USA i Kenii
USA i Kenia to dwa kraje z bardzo okrutną kwalifikacją do lekkoatletycznej reprezentacji narodowej. Aby pojechać na mistrzostwa świata, trzeba być w trójce mistrzostw kraju. W tym roku tej selekcji nie przebrnęła cała gromada gwiazd sprzed kilku lat.
Kwalifikacja do amerykańskiej i kenijskiej reprezentacji jest prosta, sprawiedliwa, ale i okrutna. Nie jest ważne, co zrobisz przez cały rok, jak szybko biegałeś, tylko w jakiej formie i dyspozycji pojawisz się na mistrzostwach kraju. Jeśli nie umiesz się przygotować lub masz pecha, odpadasz. Taki los spotkał w tym roku Claytona Murphyego, kata Adama Kszczota. W zeszłym roku na Igrzyskach w Rio de Janeiro Amerykanin najpierw wyeliminował Polaka z finału, wyprzedzając go na ostatniej prostej biegu eliminacyjnego, potem zdobył brązowy medal. W Polsce medal olimpijski w biegu średnim jest od stu lat nieosiągalnym marzeniem i jego zdobywca byłby uznany za bohatera i czczony do końca życia. W USA Murphy, mimo że ma tylko 22 lata, nie dał rady awansować do trójki na mistrzostwach i nie pojawi się w składzie reprezentacji. I to wcale nie dlatego, że jest w słabej formie, bo jego 1:43,60 to najlepszy w tym roku czas na świecie. Amerykanin na mistrzostwach kraju próbował zdobyć medale w dwóch konkurencjach – 800 i 1500 metrów. Wymagało to sześciu biegów w ciągu kilku dni, eliminacji, półfinałów i finałów. Rywalizacja odbywała się w upalnych warunkach i w finale 1500 metrów Murphyego złapały straszliwe skurcze. Do finału 800 metrów następnego dnia nie podszedł i w ten sposób aktualny medalista olimpijski, autor najlepszego tegorocznego wyniku na świecie nie jedzie na mistrzostwa świata w Londynie, znacznie zwiększając medalowe szanse Adama Kszczota.
Podobny los spotkał Jeffa Hendersona – aktualnego mistrza olimpijskiego w skoku w dal. W mistrzostwach jego najlepsza próba została oddana przy zbyt silnym wietrze i tym samym nieuznana. Skoki oddane w regulaminowych warunkach dały miejsce poza podium i Amerykanin obejrzy mistrzostwa świata w telewizji.
Krajowe mistrzostwa USA i Kenii udowodniły też, że biegi stadionowe to okrutny sport, w którym mniej liczy się doświadczenie, a bardziej młodość i po prostu wielka siła. Najmniejsze wahnięcie formy wynikające z wieku czy zmęczenia odbija się na wyniku, tym samym eliminując zawodnika z rywalizacji. Amerykanie żegnają tak dwóch wielkich mistrzów, do niedawna dominujących w swoich konkurencjach. Na 800 metrów odpadł w eliminacjach 33-letni Nick Symmonds, wielokrotny mistrz kraju i srebrny medalista mistrzostw świata z 2013, który do zeszłego roku był praktycznie w każdej reprezentacji USA od roku 2007, w tym dwukrotnie na Igrzyskach Olimpijskich. Charyzmatyczny Amerykanin był znany z wielu ciekawych zabiegów marketingowych, w tym sprzedaży sponsorom miejsca reklamowego w postaci tymczasowego tatuażu na ramieniu. Od kilku lat prowadzi własny biznes, a biegowo od dwóch lat zmaga się z kontuzją stawu skokowego. Po tegorocznych mistrzostwach kraju zakończył karierę.
Podobny los czeka być może 32-letniego Leonela Manzano. Ten 10-krotny medalista mistrzostw USA na dystansie 1500 metrów w 2012 roku został srebrnym medalistą olimpijskim. Od lat znany był z falującej formy i doskonałe biegi przeplatał fatalnymi. Rok 2017 ma bardzo słaby, przy życiówce 3:30 na 1500 metrów nie był w stanie pokonać bariery 3:40 i na mistrzostwach kraju odpadł w pierwszej rundzie. Kolejny mistrz, który przez dziesięć lat awansował na wszystkie mistrzostwa, zostaje w domu. Ba, niewiele zabrakło, aby jego wielki rywal, aktualny mistrz olimpijski na 1500 metrów, Matt Centrowitz, zmierzył się z tym samym losem. Matt był długo chory, wyleczył się na same mistrzostwa i z trudem wywalczył drugie miejsce w mistrzostwach kraju, przegrywając z mało znanym poza USA Robbym Andrewsem.
Dwie kolejne wielkie ofiary kwalifikacji to Galen Rupp, srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich na 10 000 metrów z 2012 roku w Londynie, który nie wygrał w kraju po raz pierwszy od 9 lat oraz Shannon Rowbury, podobnie jak Rupp, podopieczna Alberto Salazara. Ona awansowała na dystansie 5000 metrów, ale nie dała rady na 1500 metrów, na którym to dystansie była w 2009 medalistką mistrzostw świata.
Jeszcze trudniej jest w Kenii, gdzie napór młodzieży na mistrzów jest ogromny. Na 800 metrów odpada Alfred Kipketer, który rok temu miał trzeci czas na świecie, a także Fergusson Rotich, który wygrał klasyfikację Diamentowej Ligi. Tylko dzięki dzikiej karcie z poprzednich mistrzostw świata awansuje rekordzista globu, David Rudisha, który w tym roku nie wygrał jeszcze żadnego biegu. Po raz kolejny odpada też w mistrzostwach kraju Timothy Kitum, brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku. Na 800 metrów i na każdym innym dystansie Kenijczycy mogliby obstawić pierwszą dziesiątkę mistrzostw świata, gdyby nie fakt, że startować może tylko trzech (lub czasami czterech) reprezentantów danego kraju.
Na 5000 metrów odpadł 31-letni Edwin Soi, od wielu lat uczestnik Diamentowej Ligi, który w 2008 roku był medalistą Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Reprezentacja Kenii na 5000 metrów będzie w tym roku wyjątkowo słaba, ze względu na rezygnacje i przejścia zawodników do innych konkurencji. Nie wystąpi m.in. Caleb Ndiku, wicemistrz świata z 2015 roku, zmagający się z kontuzją. Na 10 000 metrów odpadł tegoroczny mistrz Kenii w przełajach, Leonard Barsoton. Większych niespodzianek nie było natomiast wśród kobiet, gdzie konkurencja jest dużo mniejsza.
Złą wiadomością dla Polaków jest, że reprezentacje USA i Kenii na 800 i 1500 metrów są bardzo mocne. Zdobyć medal w Londynie będzie bardzo trudno, a to w tych konkurencjach nasza biegowa reprezentacja jest najmocniejsza.