Ludzie > Historie biegaczy > Ludzie
Paweł Żuk po zwycięstwie w biegu na 1000 mil: „Każda minuta była inna. To ciągła walka o realizację celu”
Paweł Żuk lubi długo i po twardym. Na początku lutego wygrał bieg na 1000 mil, rozgrywany w ramach 14. International Ultramarathon Festival Athens. Na pokonanie 1609 km Paweł potrzebował 14 dni, 20 godzin, 2 minut i 26 sekund. Po drodze ustanowił rekord Polski na dystansie 1000 km (8 dni, 18 godzin, 34 minuty i 39 sekund), w biegu 10-dobowym (1130 km) oraz oczywiście na dystansie 1000 mil. Dzień po biegu miał jeszcze siłę, by z nami porozmawiać.
Oskar Berezowski: Nie kręci ci się w głowie? Zrobić 1600 kółek, to spore wyzwanie dla błędnika chyba.
No co ty! Wiele osób mnie zresztą o to pyta. Uwierz mi, od takiego kręcenia się nie można dostać zawrotów głowy.
A umrzeć z nudów?
Absolutnie, nie! Każda minuta była inna. To była ciągła walka o realizację celu. Ponadto różnorodność pogody i doznań dawały mi dużo frajdy. Wyobraź sobie, że czwartej nocy była niesamowita burza, czułem się, jakbym oprócz walki z dystansem musiał także stawić czoła żywiołom. W takim biegu nie ma monotonii, jeśli się umie go odpowiednio przeżywać i cieszyć z rzeczy małych. Ja na przykład czerpałem przyjemność ze zmian pogody. Po deszczu wychodziło słońce, mogłem przebrać się w inne ciuchy i poczuć jak inny człowiek.
Serio, w tym całym cierpieniu, zmęczeniu, potrafisz się jeszcze cieszyć ze słoneczka?
Potrafię. Trzeba nauczyć się znajdować wewnątrz duszy takie pokłady pozytywnych emocji, po które można sięgnąć w trudnym momencie.
Nie jestem więc pierwszy, który dziwi się i dopytuje o to „kręcenie” w głowie?
Nie jesteś. Mam nawet dobre porównanie do tego pytania. Czy twoje ostatnie 2 tygodnie były całkiem monotonne? W tym czasie może się przecież wydarzyć milion niespodziewanych rzeczy, a podczas biegu tych rzeczy wydarzy się dwa razy więcej, niż w trakcie zwykłego dnia pracy i obowiązków.
To co ciebie zaskoczyło?
Prawdę mówiąc niewiele. Moje starty są dosyć dobrze poukładane. Wiem, co może się wydarzyć i chcę być do tego przygotowany. To nie jest jednak rutyna. Układam sobie wszystko w głowie, rozmawiam z ludźmi, choć muszę przyznać, że nie bardzo jest z kim. Na świecie takich jak ja jest niewielu, więc nie bardzo mam z kim skonsultować swoje pomysły. Bazuję głównie na własnym doświadczeniu.
O ciele jeszcze porozmawiamy, ale najpierw chciałem spytać o głowę. Jak ona to zniosła?
Dobrze. W dużym stopniu dlatego, że miałem w niej mocno ustalony cel: ukończenie biegu na 1000 mil. To mnie cały czas nakręcało, pchało do przodu. Każdy dzień uczestniczenia w tym przedsięwzięciu dawał mi więc radość. Aby nie popaść w monotonię, dzieliłem sobie bieg na etapy. Różne pory dnia, pogodowe, od posiłku do posiłku.
Pozostało jeszcze około 70 proc. tekstu. Resztę przeczytasz w cyfrowym tygodniku BIEGANIE