Podrabiani juniorzy wygrywają w mistrzostwach świata
Girmawit Gebrzihair, rzekoma 16-letnia biegaczka, fot. Twitter
Afera z Etiopką Girmawit Gebrzihair pokazuje, że zawody juniorskie na szczeblu światowym to fikcja, a standardy krajów afrykańskich nie dorastają do dojrzałej rywalizacji sportowej, podobnie jak było to w sprawie dopingu.
Odbywające się w Tampere Mistrzostwa Świata U-20, czyli dawne Mistrzostwa Świata Juniorów przebrzmiałyby cicho i spokojnie, gdyby nie Etiopka Girmawit Gebrzihair, która zdobyła medal w biegu na 5000 metrów. Światowe media obiegły zdjęcia biegaczki, która wygląda na znacznie starszą niż podawane w metryce 16 lat. Co więcej, analiza jej wyników wskazuje, że już jako rzekoma 14-latka biegała na bardzo wysokim poziomie. Nie wydaje się to wiarygodne, a od lat w środowisku mówi się o oszustwach wiekowych biegaczy z Kenii i Etiopii. W przeszłości zdarzało się, że przyłapano oszustów na gorącym uczynku, były to jednak rzadkie przypadki.
Sami biegacze z Afryki opowiadają, że ubiegając się o dokument, mogą podawać niemal dowolną datę urodzenia i wedle życzenia startować w zawodach w dowolnej grupie wiekowej. Trenerzy z doświadczeniem w pracy w Kenii mówią o tym, że do podawanego przez Kenijczyków wieku trzeba dodać zwykle 5-10 lat. W praktyce oznacza to, że z juniorami z innych krajów ścigają się nawet 30-latkowie, co daje im ogromną przewagę. Mistrzostwa świata juniorów są kompletną fikcją. A dobry wynik w takich zawodach to szansa na kontrakty sponsorskie i wyjazdy na prestiżowe zawody. W krajach takich jak Polska za wysokie miejsca na mistrzostwach grup wiekowych fundowane są stypendia oraz odbywają się nominacje do kadr narodowych. Ściganie się z oszustami z Afryki utrudnia biegaczom z uczciwych krajów rozwijanie kariery sportowej.
Biegacze z Kenii i Etiopii notorycznie znani są z tego, że nie poprawiają wyników, które uzyskali jako rzekomi nastolatkowie. Szkody takiego postępowania to nie tylko fikcja rywalizacji, ale i kwestie psychiczne. W momencie, gdy w maratonie fantastyczne wyniki uzyskują biegacze z Afryki, którzy rzekomo nie ukończyli 20 roku życia, w wątpliwość podaje się całą wieloletnią filozofię treningu, zgodnie z którą maraton to zwieńczenie wieloletnich przygotowań. Młodzi biegacze z Europy czy Ameryki wcześnie rzucają sport, nie widząc szansy w rywalizacji z „rówieśnikami” z Kenii czy Etiopii.
Kwestie wieku to nie jedyne wątpliwe praktyki sportowców z biednych krajów o kiepskiej infrastrukturze i ogólnej stopie życiowej. Od lat mówi się i pisze o dopingu w Kenii oraz Etiopii, a w ostatnich sezonach co rusz wybuchają kolejne afery. Na koksie została przyłapana mistrzyni olimpijska w maratonie z ostatnich Igrzysk Olimpijskich, Kenijka Jemima Sumgong, a wcześniej także najlepsza maratonka świata, Rita Jeptoo. Dominujący w biegach średnich od dziesięciu Kenijczyk Asbel Kiprop wpadł całkiem niedawno, podobnie jak co najmniej kilkudziesięciu jego rodaków i rodaczek, w tym nadal startujący w Polsce w biegach ulicznych Cosmas Kyeva. Etiopia miała swoją wielką aferę związaną z używaniem meldonium.
Kolejne oszustwa są związane ze zmianami obywatelstwa, w efekcie czego na potęgę biegów wyrosły nagle kraje takie jak Katar, Bahrajn czy Turcja. Oraz kwestie biegaczy o niewyraźnej tożsamości płciowej. Okazuje się więc, że wysyp kenijskich i etiopskich biegaczy, który kompletnie zdewastował światowy rynek biegania, w dużej mierze opiera się na oszustwie. Czy da się co z tym zrobić? Światowe władze sportowe są na razie bezradne, chociaż powoli próbują działać, np blokując wszelkie zmiany obywatelstwa w biegach.
Może więc pora na działania radykalne, takie jak w przypadku Rosji? Od lat mówi się o wykluczeniu Kenii i Etiopii z rywalizacji sportowej. Może to dobry kierunek – wymaganie zamiast udawania, że problemy nie istnieją?