Zimowe spodnie kompresyjne – test i porównanie
Jarosław Sekuła testuje zimowe spodnie kompresyjne Hok0 Nagai II. Fot. Piotr Dymus
Odzież kompresyjna to już wyposażenie niemal standardowe. Nikogo już nie dziwią osoby biegające w charakterystycznych podkolanówkach, czy opaskach. Zazwyczaj jest to jednak odzież letnia, zimowa nie jest tak popularna i wiele osób nie wie, że takie stroje są w ogóle produkowane. Okazuje się, że na rynku oferta staje się coraz szersza, więc warto sprawdzić co są warte.
2XU Thermal Compression Tight (469 zł), Fot. 2XU.
Do testów wzięliśmy pięć par spodni: Hok Nagai II, Hoko Kobe, 2XU Thermal Compression Tight, CW-X Stabilyx Insulator oraz spodnie Zone3. (Na końcu artykułu znajduje się tabela podsumowująca).
Materiały
Materiały użyte do produkcji spodni znacząco się między sobą różnią. Spodnie Zone3 oraz 2XU wykonano z materiału podobnego do tego, używanego w wielu modelach klasycznych zimowych legginsów biegowych, z tym, że w 2XU wnętrze jest wyściełane delikatnym meszkiem, co służy za izolację, a czego w Zone3 nie uświadczymy. Od klasycznych spodni odróżniają się mocniejszym ściskaniem ciała. Spodnie CW-X wykonano również z podobnego materiału (meszek od środka), ale z pewnymi różnicami. Po pierwsze zastosowano pasy z materiału mocniej ściskającego, co ma dać efekt tapingu i poprawić stabilizację kolana. Dodatkowo na udach umieszczone zostały wstawki materiału podklejonego membraną, dzięki czemu nie przepuszcza on wiatru, a także w pewnym stopniu chroni przed wodą. Najbardziej wyróżniają się spodnie Hoko, które zostały uszyte z materiału, w którym 85% stanowi polipropylen. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie są to klasyczne spodnie. Są znacznie grubsze, nie są śliskie, ani się nie błyszczą i bardziej przypominają bieliznę termoaktywną niż warstwę zewnętrzną.
CW-X Stabilyx Insulator (419 zł), Fot. CW-X.
Krój
Spodnie, oprócz różnych materiałów, różnią się także krojem. Zdecydowanie najlepiej skrojone zostały 2XU, leżą na ciele idealnie, nie zsuwają się, nie wymagają mocnego wiązania, co może powodować nieprzyjemny, czasem nawet bolesny ucisk. Bardzo podobnie skrojone zostały spodnie Zone3, jednak wymagają nieco mocniejszego wiązania, ale podobnie jak w 2XU w czasie biegu można o nich zapomnieć. Na trzecim miejscu CW-X, które już wykazują większą stratę do 2XU. Mają dość niski stan, przez co w kroku zsuwają się i ograniczają swobodę ruchu. Można oczywiście podciągnąć je wyżej, na wysokość brzucha, ale wtedy trzeba je mocno wiązać co nie jest komfortowe, szczególnie przy biegach powyżej godziny. Ten sam problem, czyli niski stan dotyczy spodni Hoko (w jeszcze większym stopniu niż w CW-X), z tym że w większym stopniu bardziej dotyczy modelu Kobe czyli tego o większej kompresji. Nagai II o mniejszej kompresji ma krok nieco wyżej przez co, aż tak bardzo nie przeszkadza. Niestety spodnie Hoko nie posiadają sznurka, a jedynie gumę, przez co mają tendencję do zsuwania się.
Hoko Kobe (232 zł), Fot. Hoko.
Stabilizacja
Wszystkie spodnie zapewniają poprawną stabilizację. Zapobiegają całkiem skutecznie bujaniu się mięśni, co jest bardzo przydatne przy długich dystansach i na zbiegach. Nawet przy szybkim zbiegu nie czuć nadmiernego „latania” mięśni co może potęgować urazy. Mimo, że wszystkie spodnie zapewniają poprawne trzymanie to wyróżnić należy z całą pewnością te od CW-X, które oprócz wsparcia mięśni zapewniają dodatkową stabilizację kolana, dzięki pseudotapingowi. Nie jest to tylko chwyt marketingowy, bowiem działanie niby tapingu jest bardzo odczuwalne, szczególnie przy pokonywaniu bardzo dużych dystansów, kiedy pod wpływem zmęczenia kroki nie są zawsze prawidłowo stawiane i kolana są bardziej obciążone. Taping potrafi także złagodzić ewentualne bóle więzadeł/ścięgien gdy przesadzimy z tygodniowym kilometrażem.
Hoko Nagai II (206 zł), Fot. Hoko.
Izolacja termiczna
W kwestii „grzania” zwycięzca może być tylko jeden czyli Hoko Nagai II. Spodnie są grube i bardzo mięsiste, a ich przeznaczenie to mrozy, i to srogie. Zero stopni to granica ich używalności i powyżej tej temperatury robi się gorąco przez co łatwo się zapocić, tak naprawdę to przy temperaturach rzędu -5 i niżej poczujemy komfort. Co więcej nie jest to śliski materiał, jest on bardzo miękki i przyjemny, jak bielizna, przez co dodatkowo łatwiej znieść mróz. Tak ciepłe legginsy to rzadkość nawet w wypadku klasycznych, nie kompresyjnych rozwiązań, a tutaj otrzymujemy dwa w jednym. Na drugim miejscu staje kolejny z produktów Hoko. Kobe bardzo dobrze radzą sobie z mrozem, temperatury rzędu -7 (niestety niższe ciężko było tej zimy uświadczyć) nie są kłopotem, ale nadają się także na dodatnie temperatury w okolicach +5. Spodnie CW-X drugą lokatę dzielą ex aequo z Kobe. Są cieńsze i tylko minimalnie chłodniejsze, ale dzięki wstawkom z wiatroodpornego materiału, chronią przed nadmiernym wychłodzeniem ud, które są bardziej podatne na wyziębienie i przewianie niż choćby łydki. Wstawki dają także pewną ochronę przed wodą, dzięki czemu w czasie deszczu, szczególnie gdy woda ścieka z kurtki, spodnie tak łatwo nie przemakają i nie jest nam zimno w uda. 2XU lądują na pozycji czwartej. Są one co prawda lekko ocieplane, ale nie są to legginsy na tęgi mrozy. Przyzwoicie ciepło jest do około -5 stopni, ale pełny komfort jest od delikatnych przymrozków do nawet +10 stopni. Na ostatniej pozycji lądują spodnie Zone3, które za sprawą braku ocieplenia i dość śliskiego materiału są dość chłodne nawet przy delikatnym przymrozku, dlatego najlepiej się spiszą od około zera do temperatur minimalnie przekraczających 10 stopni.
Zone3 (299 zł), Fot. Zone3.
Regeneracja/minimalizacja zmęczenia
Minimalizacja zmęczenia i regeneracja to tak naprawdę najważniejsza kwestia w przypadku odzieży kompresyjnej, w końcu to ta cecha ma je najbardziej odróżniać od klasycznych legginsów. Na wstępie należy zaznaczyć, że nie ma co liczyć na takie efekty jak przy skarpetkach i szczególnie przy opaskach. Żadne ze spodni, nie ściskają nóg w stopniu podobnym do tego w jaki to robią produkty Cep’a czy Compressportu. Oczywiście porównanie jest bardzo subiektywne, ale przy zachowaniu możliwie podobnych warunków, czyli podobny kilometraż tygodniowy dla każdych spodni, i możliwie takie same pokonywane trasy można odczuć pewne różnice. Spodnie były zamieniane w cyklu tygodniowym, czyli po 7 dniach użytkowania następowała zmiana na inny model.
Z lewej strony spodnie Hoko Nagai II, z prawej Hoko Kobe. Fot. Jarosław Sekuła
Najlepiej spisały się spodnie 2XU, które dość wyraźnie górują nad resztą. Przy przebiegu około 120-130 km tygodniowo nogi były najmniej zmęczone, różnica w stosunku do pozostałych legginsów była zdecydowanie odczuwalna. Uda i łydki nie były nadmiernie napięte i nawet po trudnym treningu uczucie nóg z ołowiu było zdecydowanie najmniejsze, wystarczał krótki rozruch i nogi powracały do odpowiedniej dyspozycji. W przypadku pozostałych różnice nie są tak wyraźne. CW-X, Hok0 Kobe oraz Zone3 prezentują bardzo podobny poziom. Przede wszystkim niwelują nadmierne napięcie mięśni, ale zmniejszenie zmęczenia jest wyraźnie mniejsze. Jest to szczególnie odczuwalne na zawodach, kiedy bardziej intensywne jest charakterystyczne pieczenie mięśni. Przy takim samym tygodniowym przebiegu nogi są bardziej ociężałe, pod koniec tygodnia są większe braki w świeżości mięśni. Spodnie Nagai II co prawda zdecydowanie wygrały w kategorii izolacji, ale już walory kompresyjne znalazły się po drugiej stronie skali. Legginsy co prawda przyzwoicie ściskają nogi na pewno mocniej niż klasyczne spodnie do biegania, co czuć już przy zakładaniu, ale w najmniejszym stopniu eliminują skutki zmęczenia. Przewaga nad klasycznymi legginsami nie jest bardzo wyraźna, a większa świeżość nóg po ciężkim biegu, czy mniejsze napięcie mięśni nie jest tak mocno odczuwalne.
Po lewej stronie spodnie Zone3, po prawej CW-X. Fot. Jarosław Sekuła
Odprowadzanie potu
Trudno się przyczepić do którychkolwiek spodni o jakieś braki w kwestii radzenia sobie z potem. Nie można narzekać na żadne ze spodni, każde bardzo sprawnie odciągają pot i wilgoć w zasadzie nie jest odczuwalna, nawet w czasie zawodów. Jednak materiał, z którego wykonano spodnie 2XU budzi największe uznanie. Tych spodni po prostu nie da się zapocić, nawet w czasie najintensywniejszego wysiłku, spodnie nie będą mokre i nie poczujemy wilgoci, co więcej są po prostu suche, cały pot jest w zasadzie na bieżąco odparowywany.
Spodnie 2XU. Fot. Jarosław Sekuła
Podsumowanie
Porównanie wygrały spodnie 2XU, których kompresja jest bardzo odczuwalna i ogranicza skutki zmęczenia, a dodatkowo fenomenalnie radzą sobie z potem i mają najlepszy krój. Nie są najcieplejsze, ale dzięki temu świetnie nadają się na zimowe starty. W zasadzie jedyną wadą jest cena, są to bowiem najdroższe spodnie w całym zestawieniu. Drugie miejsce przypada spodniom CW-X, które są naprawdę ciepłe, mają przyzwoity krój a dodatkowo świetnie stabilizują kolana oraz chronią uda przed wiatrem, a to wszystko przy przyzwoitej kompresji. Podium uzupełniają ex aequo Kobe oraz Zone3. Nagai są bardzo ciepłe, mają przyjemny materiał i bardzo podobnie działającą kompresję jak Zone3, ale nie są najlepiej skrojone, a na dodatek nie posiadają w pasie sznurka. Zone3 na prawdziwą zimę mogą okazać się nieco za zimne, ale za to mają bardzo dobry krój. Piąte miejsce przypada spodniom Nagai II, które są zdecydowanie najcieplejsze i sprawdzą się w siarczyste mrozy. Krój mimo że nieco lepszy od Nagai pozostawia sporo do życzenia, ale już działanie kompresji jest najmniej wyraziste i najsłabiej odczuwalne. Jest jednak bardzo ważny aspekt czyli koszty. Spodnie 2XU wygrały porównanie ale kosztują one, aż 469 zł, drugie CW-X wyceniono na 419 zł. Tymczasem spodnie Zone3 kosztują 299 zł, Kobe 232 zł a Nagai II tylko 206 zł. Jak widać spodnie Hoko stanowią zaledwie połowę ceny najdroższych modeli, co więcej jest to cena klasycznych, niekompresyjnych modeli takich producentów jak ASICS czy New Balance, dlatego też na duże wyróżnienie zasługują w szczególności spodnie Kobe, które mimo przystępnej ceny mają całkiem dobre parametry, ale producent musi zamontować sznurek.
Hoko – Sulis
Cw-x – Olimpius
2XU – Tri-magic
Zone3 – Triathlonista