Letni obóz treningowy w Szklarskiej Porębie [RELACJA]
Lato to czas wypoczynku albo… intensyfikacji doznań. My wybieramy zdecydowanie ten drugi wariant. Specjalnie dla czytelników serwisu magazynbieganie.pl przez dwa tygodnie będziemy starać się pokazać jak wygląda obóz treningowy dla amatorów. Warto czy nie warto? Czy to zabawa dla każdego czy tylko dla wytrawnych biegaczy ze stażem? Wreszcie – czy w ciągu trwającego przez tydzień turnusu można osiągnąć korzyści, które będą naprawdę procentować?
Dzień 11
Trzeci-czwarty dzień to tradycyjnie pierwsze kryzysy. Wtorkowy poranek zaczął się od mocnwego treningu na bieżni, po którym sytuacje kryzysowe były wręcz nie do uniknięcia. Już o 8:30 wsyscy byli na bieżni i zaczęli przygotowania do pokonywania tartanu w odcinkach 200/200 (a niektórzy 400/400) – szybko-wolno. W płucach świszczało, a we włosach wiał wiatr wywołany pędem. Już po powrocie do hotelu było jasne, że ten trening dał się we znaki, ale też czuć było, że organizmy są pobudzone.
Uwidoczniło się to na popołudniowych zajęciach, które z natury miały być lekkim rozbieganiem, a dla wielu okazały się zaskakująco szybkim biegiem. Czyż nie jest prawdą, iż syzbkie bieganie pobudza do… szybkiego biegania? Na zakończenie zajęć 45-minutowa sesja ćwiczeń stabilizacyjnych na krążkach i piłkach.
A wieczorem – zabawa integracyjna. Pięć stacji, sześć drużyn, kilkanaście pytań i masa emocji. Była „szklana pułapka”, była „jajecznica”, było „jabłko Adama i Ewy” i jeszcze kilka innych zadań, które rozgrzały wszystkich do czerwoności. Wyniki rywalizacji – w czwartek. A w środę – wycieczka biegowa do Śnieżnych Kotłów.
Dzień 10
Zajęcia stadionowe zawsze budzą emocje. Wiadomo – biega się po tej samej bieżni, na której zwykle trenują najlepsi. Tym razem pora była na tyle wczesna, że na obiekcie byliśmy w praktyce sami. Dopiero w końcówce pojawiła się Kasia Kowalska, ale nie po to, by potrenować, tylko… żeby sprawdzić co to za duża grupa. A my przystąpiliśmy do sprawdzianu wysiłkowego.
Każdy pokonywał kolejne kółka z domniemaną prędkością swojego II zakresu, a opiekunowe czujnie kontrolowali przebieg wydarzeń.
Po skończonej próbie badanie tętna (u większości – metodą stosowaną od wieków przez zawodowców)…
I wpis do arkusza.
Potem jeszcze trochę rozciągania i powrót do hotelu.
Po południu potruchtaliśmy na Orlik, by porobić ćwiczenia rozciągające. Ale dla połowy grupy widok rozciągniętej na boisku siatki do gry w siatkówkę okazał się aż nazbyt kuszący.
Po zaciętym meczu w tie-breaku wygrała 15:11 drużyna z prawej (bo nazw nie mieli…).
Dzień 9
Jest siła! Dzisiejsze przedpołudnie spędziliśmy w klasycznym dla naszego obozu miejscu – odcinku Drogi pod Reglami, gdzie od lat praktykujemy zajęcia z siły biegowej. Jak zwykle było… śmiesznie. Te zajęcia to istna izba tortur dla tych, którzy mają albo słabe nogi albo problemy z koordynacją. Olga Paweł, Andrzej i Leonid starali się jak mogli by najbardziej opornych przekonać do swojej (czyli: kanonicznej) wersji skipów i wieloskoków. Nie było łatwo. Ale przynajmniej pociecha w tym, że wszyscy zrozumieli jak ważne jest regularne aplikowanie sobie treningu siłowego.
Najtrudniejszy był jak zwykle skip C, ale i zwykły wieloskok sprawił wiele problemów.
Popołudniowa sesja okazała się… kontynuacją porannej. Trenerzy zabrali wszystkich na leśną asfaltową wstążkę wiodącą przez las w kierunku Polany Jakuszyckiej i tam pokazał nam, czym naprawdę jest bieganie naturalne. Bieg z gumą i późniejsza analiza kroku biegowego unaoczniła wszystkim, jakie rezerwy tkwią w tym, co robią oraz jak ważne są treningi… siły biegowej.
Wieczorna analiza wideo i wyjaśnienie tajników biegania zgodnego z naturą i prawami natury (oraz z wykorzystaniem filmu z biegu Sammy’ego Wanjiru na igrzyskach w Pekinie) sprawiły, że każdy z uczestników poczuł, jak wielka jest wartość pracy z profesjonalistami. Jutro – mocny trening na stadionie i popołudniowe zajęcia sprawnościowe.
Dzień 8
Czas gna. Sobotni pranek – czas pożegnań. Triathloniści zdążyli jeszcze wykonać ostatni trening – niektórzy na basenie, niektórzy na rowerach, jeszcze inni – na stadionie, w ramach zajęć grupy Biegam Bo Lubię. Ale potem trzeba już było się pakować, żegnać i… wyjeżdżać. Te siedem dni naprawdę minęło błyskawicznie. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że niemal wszyscy wyjeżdżający mówili: „Do zobaczenia za rok!” Jako jeden z ostatnich spod hotelu ruszył Remik. Na rowerze…
Jedni nie zdążyli jeszcze wyjechać, a już zaczęli pojawiać się następni. Najpierw – trenerzy, potem – uczestnicy drugiego turnusu. Leonid Shvetsov, Olga i Paweł Ochal oraz Andrzej Krzyścin. No i trzydziestka biegaczy, którzy teraz będą przez siedem kolejnych dni pokonywać szklarsko-porębiańskie podbiegi, walczyć ze zmęczeniem i chłonąć wiedzę. W niedzielę rano pierwsze poważne zajęcia – trening siły biegowej na Drodze pod Reglami.
Dzień 6 i 7
Tak się składa, że dzień obozowy i jego „sukces” lub brak w dużej mierze zależą od pogody. W skrócie – czynnika poza kontrolą. I tak można w skrócie podsumować dwa kolejne dni obozu.
W czwartek plany były bardzo ambitne i podporządkowane głównemu celowi – przygotowaniom do triathlonu. Ranek miał zacząć się od godzinnego pływania, po którym mieliśmy wsiąść na rowery i – z uwzględnieniemwyników testu na pływackiego na dystansie 400 metrów – ruszyć ze Szklarskiej Poręby w 7-kilometrową wspinaczkę do Jakuszyc. Tam oczywiście miał odbyć się ostatni etap naszego małego triathlonu – bieg. Miał…
Czwartkowy poranek przywitał nas deszczem. I to takim prawdziwym. O ile na zajęcia basenowe nie miało to wpływu, o tyle wspólnie uznaliśmy, że ściganie się po mokrej szosie może się źle skończyć i zawody zostały odwołane. Szkoda.
W tej sytuacji dodaliśmy do programu dodatkowe zajęcia ze stretchingu, które swoją drogą bardzo się wszystkim przydały.
Wieczorem zaś podsumowaliśmy wyniki naszej wtorkowej zabawy integracyjnej i podzieliliśmy wielki tort, który przypadł w udziale zwycięzcom: „Grupie Drugiej”.
A potem były tańce. Do białego rana.
Piątek nie był – niestety – bardziej miłosierny. Pobudka przy strugach deszczu, wyjazd grupy MTB na rowery i powrót po kwadransie bo lało jak z cebra. Tylko pływanie odbyło się w miarę normalnie, bo już bieg odbywał się w deszczu. Niełatwo być sportowcem…
Wieczorem – ostatni wykład. Andrzej Skorykow analizował technikę pływania na podstawie nagrań zrobionych w czasie zajęć. Bezcenne.
W sobotę rano – ostatnie zajęcia. I… koniec. Zobaczymy się na zawodach.
Dzień 5
Wycieczka do Śnieżnych Kotłów i na Szrenicę oraz wieczorny wieczorny trening z Joasią Susmanek były głównymi wydarzeniami środy. A że piąty dzień z rzędu pogoda była jak na zamówienie to znów wszyscy byli zadowoleni z tego, jak minął ten dzień.
Środa, 9:00 to tradycyjna na naszym obozie w Szklarskiej pora wycieczki w góry. Można się śmiać, ale Karkonosze to poważne wzniesienia i już nie raz zdarzało się, że na dole było słońce, a na górze lało. A bywało też, że padał śnieg.
Tym razem aura okazała się łaskawa. 24 stopnie, prawie bezchmurnie, niemal zero wiatru. Wyposażenie pełne – kurtki, napoje, telefony – i w drogę. Najpierw zielonym trawersem pod wyciągiem na Szrenicę. Potem ostro w górę żółtym – przez schronisko pod Łabskim Szczytem i kilkusetmetrowym kamiennym podejściem na górę – aż do Śnieżnych Kotłów.
Ci, którzy zdecydowali się na bieg, mieli jednak pecha – w Kotłach było tyle chmur, że nie widzieli nic. Ale ci, którzy zamykali grupę, zobaczyli je w pełnej okazałości. Warto było się nie spieszyć…
Potem przejście do źródeł Łaby, przez Szrenicę i Halę Szrenicką, a stamtąd – oczywiście z widokiem na wodospad Kamieńczyka – do hotelu.
Najszybsi byli na miejscu po niecałych 3 godzinach, ostatni – po sześciu.
Wieczorem (czyli po nieodwoływalnych zajęciach pływackich) – sesja ćwiczeń na piłkach i „beretach” z czołową polską triathlonistką Joasią Susmanek. Tak, jak to drobniutkie dziewczę wymęczyło nas na tych, zajęciach, to słowo nie opisze. Statyczne na pozór ćwiczenia sprawiły, że wszystkim płynął po plecach pot. Ale dzięki temu unaoczniliśmy sobie jak wiele dają takie właśnie zajęcia realizowane samodzielnie w sposób regularny i konsekwentny.
Że to nie banał przekonała nas ostatecznie sama Joasia, która przyznała się, że do startów w triathlonie została namówiona dość późno i trochę przypadkiem. Niemal nie trenując specjalistycznie i bazując wyłącznie na sprawności i ogólnej wytrzymałości, wystartowała w zawodach i… zajęła pierwsze miejsce. I tak jej zostało…
Podsumowanie:Wycieczka biegowa – ok. 17 km
Basen – ok. 2 km
Ćwiczenia sprawnościowe – ok. 60 min.
Dzień 4
Dziś było trochę luźniej. Trochę…
Tylko jeden trening pływacki, dwie i pół godziny na rowerze i tylko 5 kilometrów rozbiegania przed zajęciami na sali gimnastycznej. Bo zmęczenie naprawdę się już akumuluje.
Oto najefektowniejsze fotki, jakie udało nam się wykonać w czasie zajęć ogólnorozwojowych. Swoją drogą – nie lekceważcie ich, bo tkwią w nich wielkie rezerwy…
Mariusz…
Ola…
Antek…
Jacek…
Radek…
Krzysiek…
Darek i Adam…
Drugi Krzysiek…
Martyna i Piotrek…
No i wszyscy… A wieczorem wszyscy wzięli udział w tradycyjnej zabawie integracyjnej. Jej wyniki poznamy jednak dopiero w czwartek, na ognisku.
Dzień 3
Kadra trenerska wreszcie w komplecie. Dziś z samego rana dołączył do nas Adrian Kucharek – zaledwie 19-letni kolarz szosowy i MTB, podopieczny trenera Andrzeja Piątka. W weekend brał udział w mistrzostwach Polski w MTB i przywiózł srebrny medal w sztafecie oraz czwarte miejsce w drużynie.
Grupa MTB – Martyna, Iwona, Piotr, Remik i piszący te słowa – od razu wzięła Adriana w obroty. Najpierw długi podjazd w stronę wodospadu Kamieńczyka. Błyskawicznie zorientowaliśmy się, że Adrian zna się na kolarstwie górskim. Nawigacja, wybór optymalnej drogi, technika pokonywania podjazdów, dobór tarczy w przerzutce – Adrian sypał radami i podpowiedziami.
Potem krótka przerwa i omówienie kwestii ogumienia. No i sprawdzenie twardości opon. Okazało się, że niemal ze wszystkich rowerów trzeba było spuszczać powietrze! Pod tym względem grupa przyjechała do Szklarskiej wyposażona ponad miarę!
Przed nami były kolejne metry i kilometry podjazdu, po czym… w połowie drogi zawrócili nas strażnicy Parku Narodowego. Szlak tylko dla pieszych! Szkoda, bo był szeroki i płaski ja stół. Nic to, zjeżdżamy z powrotem. No i na zjeździe Iwonce przytrafiło się ukąszenie węża. Opona do roboty, ale… nikt nie miał pompki.
Adrian pokazał, jak sprawnie zmienić oponę, jak ją naprawić oraz… jak zjechać do miasta i wrócić za 20 minut z pompką. Można było jechać dalej.
Potem – technika pokonywania zjazdów i nierówności. Najpierw – łatwe (na pozór) ćwiczenie z zakresu podrzucania całego roweru nad nierównością (ale weź tu podrzuć rower jak nie masz SPD – a w tej grupie nie miał nikt). Potem –popisowy zjazd po zboczu o nachyleniu 45% i wyjaśnienie jak należy wykorzystać geometrię roweru i ludzkiego ciała do tego, by taki zjazd był bezpieczny.
W sumie przejechaliśmy tylko 27 kilometrów, ale nauczyliśmy się w tym czasie mnóstwo. A na koniec Adrian pomógł wszystkim wyregulować ustawienia rowerów tak, by siodełko znalazło się na optymalnej wysokości, by klamry przy osiach nie stwarzały zagrożenia oraz by kierownica nie latała we wszystkie strony.
PODSUMOWANIE:Rozruch: ok. 25 min.
Pływanie: ok. 4 km
Bieg: ok. 10 km (minutówki)
Rower: ok. 80 km (szosa), 27 km (MTB)
Dzień 2
Za nami pierwszy pełny dzień treningowy. Bardzo intensywny (baaardzo intensywny będzie jednak dopiero jutrzejszy :)). Z samego rana zaaplikowaliśmy wszystkim godzinne rozbieganie. Pierwsza wizyta na Drodze pod Reglami w niedzielny poranek to czysta przyjemność. Spokojny bieg był idealnym początkiem dnia.
Po śniadaniu pływanie, szybka przesiadka-zakładka na rower i dwie godzinki na pograniczu Gór Izerskich i Karkonoszy. Z takimi widokami…
O tym, że rower może okazać się niebezpieczny, przekonał się dziś Maciek uczestniczący w jednym z dwóch innych obozów triathlonowych w naszym hotelu. Upadek tuż na początku zajęć, ból łokcia i… koniec obozu. Ala Tronina (wszyscy koledzy Maćka z jego obozu musieli pojechać na trening) zabrała go do szpitala w Jeleniej Górze, gdzie zdiagnozowano u niego złamanie kłykcia w łokciu. Musiał zostać w szpitalu, pojutrze będzie miał operację…
Dodatkową jednostką treningową okazał się dziś lunch, w czasie którego walka o posiłek przypominała pierwsze metry po starcie zawodów triathlonowych… Ale tak to jest jak się w jednym momencie spotkają przy stole trzy grupy triathlonistów. Nasz stolik był jednak wyjątkowo grzeczny.
Końcówka dnia stała pod znakiem pływania. Najpierw – zajęcia technicznie w wodzie. Potem – wykład Andrzeja Skorykowa na temat nawigacji w wodach otwartych, taktyki pływania w grupie oraz – co oczywiście wzbudziło najwięcej emocji – wyższości pływania na sześć kopnięć nad pływaniem na dwa kopnięcia. Dyskusja była gorąca i przedłużyła się aż na czwarty set meczu siatkarzy…
Jutro poniedziałek, dzień roboczy. Czyli – więcej roboty. Przed nami pięć(!) jednostek treningowych, praktyczne zajęcia w temacie bike-fittingu oraz wieczorny wykład. Aha, trzeba będzie znaleźć miejsce na trzy posiłki… No, zobaczymy.
PODSUMOWANIE DNIA:Pływanie łącznie: ok. 3-4 km (w zależności od grupy)
Rower łącznie: 30-45 km (j.w.)
Bieganie: ok. 8-10 km
Dzień 1
No to ruszyliśmy. Po kilkugodzinnej podróży noc była krótka, a sobotnie przedpołudnie – lekko… nerwowe. Jednak widok znajomych twarzy trenerów oraz wypakowanych pod sprzętem samochodów kolejnych uczestników sprawił, że szybko poczuliśmy, iż jesteśmy wśród swoich. Jako jeden z pierwszych przyjechał po całonocnej jeździe Maciej Żywek – nasz redakcyjny specjalista od triathlonu.
– Jestem ledwie przytomny – powiedział Maciek tuż po wyjściu z samochodu, z którego oprócz niego wytoczyła się jego mała córka Marta – maskotka pierwszego turnusu. Jechałem całą noc, żeby Marta mogła spać. Ale chwilami miałem kryzys.
Pierwszy punkt każdego turnusu to tradycyjnie już odprawa z udziałem trenerów i ustalanie najważniejszych założeń tego, co chcemy zaproponować uczestnikom wydarzenia. Szybko okazało się, że w 24-godzinnej dobie trudno będzie pomieścić wszystko to, co wymyślił sobie każdy z trenerów. Zresztą od razu widać było, że nawet wśród kadry trenerskiej istnieją pewne wątpliwości co do „mocy przerobowych”, było nie było, amatorów. Szczególnie zaniepokojony był intensywnością zajęć trzykrotny mistrz Polski w biegach górskich Darek Kruczkowski, który zajmuje się na obozie treningami biegowymi.
– Słuchajcie, mówił Darek na odprawie technicznej, to są amatorzy i nie możemy im aplikować takiej ilości treningów. Jeśli zaczniemy dnień od pływania, a potem dopiero zacznie się właściwy trening rowerowo-biegowy, po którym wszyscy wrócą na basen to mało kto to wytrzyma.
Darek oczywiście ma rację, ale też trzeba pamiętać, że żadne zajęcia na obozie nie są obowiązkowe i uczestnicy często sami organizują sobie plan w taki sposób, jaki najbardziej im odpowiada.
Pierwszy dzień jest nietypowy, bo krótszy niż inne. Dlatego teżpierwsze zajęcia musiałby być z konieczności kompromisem – część wybrała trening biegowy, część – rower. Od roku zajęcia kolarskie na obozie prowadzi Michał Góźdź.
Niewiele ponad godzina w terenie i szybki powrót do hotelu, gdzie czekał już bezlitosny trener Andrzej Skorykow. Prześmiewca i gawędziarz, ale trener wybitny. I jak zwykle – perfekcyjnie przygotowany do zajęć.
Zajęcia w wodzie wymagają szczególnej atencji bo praca nad techniką jest żmudna i… trudna. Dlatego wszyscy uczestnicy są podzieleni na dwie grupy wedle stopnia zaawansowania.
Wreszcie ostatni punkt dnia – zajęcia teroetyczne. Prowadził je Robert Stępniak – trzykrotny uczestnik zawodów Ironman Kona na Hawajach – który zapoznał wszystkich z historią triathlonu.
Jutro przed wszystkimi pierwszy „prawdziwy” dzień treningowy. Zaczynamy o 7:00 od biegania, potem pierwszy trening pływacki, zaraz za nim rower, a po południu – drugi trening w wodzie. Wieczorem – zajęcia teoretyczne. Przekonamy się, jak organizmy uczestników znoszą taką intensywność zajęć…
PODSUMOWANIE DNIA:Pływanie: ok. 2,5 km.
Rower: ok. 35 km
Bieganie: ok. 8 km
Dzień 0
Szklarska Poręba, północ z piątku na sobotę. Tak naprawdę obóz treningowy zaczyna się dla organizatorów w przeddzień. Od rana pakowanie rzeczy – tych osobistych i tych potrzebnych uczestnikom. Planowana godzina wyjazdu (13:00) przesuwa się zwykle o 3-4 godziny. W tym roku i tak było nienajgorzej – ruszyliśmy tuż przed 16:00. Do pokonania prawie 500 kilometrów, ale to nie te czasy, kiedy jechało się 9 godzin… Sieć dróg w Polsce rozwija się… dość szybko :).
W Szklarskiej jesteśmy obecni już od 5 sezonów. Pierwsza edycja obozu, rok 2009. Mieszkaliśmy w hotelu Sudety, w którym nowoczesność łączyła się płynnie z socjalistycznym antykiem. Ale tego – pierwszego – razu nie zapomnimy na pewno. Bo pierwszego razu się nie zapomina.
2009. Tradycyjna środowa wyprawa na Szrenicę. Tradycyjnie leje.
Potem zmieniliśmy Sudety na hotel Bornit. To inna klasa, bo i wymagania uczestników wzrosły. Na miejscu basen, patio, kręgle, bilard. No i taras na 15. piętrze, z którego widok zapiera dech w piersiach i na którym można zrobić niezłe disco.
2011. Cały taras się bawi!
Ale, ale. Obóz w Szklarskiej to jednak nie miejsce zabaw i deszczowych wypraw. To przede wszystkim miejsce TRENINGU. I to takiego, że iskry lecą. Na stadionie, na Drodze pod Reglami, na asfaltowych dróżkach Osiedla Huty czy na Zakręcie Śmierci.
2012. Płotki na Orliku. Klasyka i jeden z ulubionych modułów treningowych wszystkich uczestników.
I właśnie o tym treningu, o wrażeniach uczestników będziemy Wam opowiadać przez kolejne dwa tygodnie. Pierwszy tydzień to turnus triathlonowy – szalenie różnorodny i wymagający. Drugi to grupa biegowa, która w najgorszym wypadku nabije w 7 dni 80 kilometrów (początkujący), w najlepszym – 180 (ambitni). Ale wszyscy będą się dobrze bawić. Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów. I do zadawania pytań – może zechcecie poczytać o czymś, o czym nam nie przyszło do głowy opowiedzieć?