Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Otwockie Biegi Górskie – relacja z pierwszego biegu
Wszyscy zawodnicy zebrani do wspólnego zdjęcia przed startem. Fot. Piotr Siliniewicz
Falenica znana jest od wielu lat, ale ostatnimi czasy bije rekordy frekwencji. Niemal 800 biegaczy na starcie ostatniej edycji robi wrażenie. 18 stycznia w Otwocku rozegrany został pierwszy bieg z cyklu Otwockich Biegów Górskich, którego formuła była kopią tak popularnej Falenicy. Mimo sprawdzonego wzorca nie wszystko poszło jak należy.
Fot. Dariusz Sikorski
Organizacyjna wpadka na samym początku
Organizatorzy spóźnili się na organizowane przez siebie zawody. Biuro miało być czynne od godziny 9:30 tymczasem zostało otwarte tuż przed 10. Niby startujących nie było wielu (organizator podał, że w imprezie wzięło udział 75 zawodników), ale w kolejce po odbiór numeru startowego trzeba było stać prawie 30 minut, a niektórzy sporo więcej, jeśli przyszli do biura według zaplanowanej godziny otwarcia. Oczywiście wszystko odbywało się na dworze, więc trzeba było stać w zimnie przez pół godziny. Jakby do udziału w zawodach zgłosiło się tyle osób co w Falenicy to ostatni zawodnicy dostaliby numery po jakimś tygodniu. Start został oczywiście opóźniony o niemal pół godziny, ale to było za mało. Zawodnicy nie mieli szans się rozgrzać, start odbył się w zasadzie od razu po odejściu ostatniego zawodnika z biura zawodów, także niektórzy po odstaniu w zimnie 30-40 minut z marszu musieli zebrać się do szybkiego biegania. Organizator powinien dać przynajmniej 10 minut na rozgrzewkę i delikatny rozruch.
Trasa
Trasa według liczb, a konkretnie przewyższeń wydawała się prezentować podobny poziom trudność do falenickiej pętli. W rzeczywistości okazała się znacznie łatwiejsza, mniej było podbiegów i więcej odcinków płaskich. Tuż po starcie czekał dosyć stromy podbieg, podobny do czwartego w Falenicy, potem zbieg i jakieś 600 m płaskiego terenu, po czym czekał krótki podbieg podobny do piątego falenickiego. Następnie około 800 m płaskiego i piaszczysty podbieg, jakieś 250 m biegu po grzbiecie wydmy w kopnym piachu wymieszanym ze śniegiem, nieco korzenisty zbieg i ostatnia prosta na metę. W sumie na pętli znalazły się trzy podbiegi. Warunki na pierwszej edycji były w końcu chociaż częściowo zimowe (w przeciwieństwie do Falenicy), ale w sumie całkiem dobre, nie było ślisko, nie było konieczności zakładania kolców. Resztki śniegu nie sprawiały żadnego problemu i, co dziwne mimo roztopów i padającego dzień wcześniej deszczu, trasa poza krótką prosta prowadzącą do mety – była sucha i można było przebyć ją suchą nogą. Jedynie odcinki piaszczyste, z racji braku mrozu i minimalnej ilości śniegu były dość dużym utrudnieniem.
Fot. Dariusz Sikorski
Na pochwałę zasługuje oznaczenie trasy. To zadanie zostało wykonane perfekcyjnie, po prostu drogi nie dało się pomylić. Każdy zakręt, zmiana kierunku, były oznaczone albo taśmami albo tabliczkami, nie można było mieć jakichkolwiek zastrzeżeń. Dystans podawany przez organizatora wynosił 8 km, ale odczyty z zegarków zawodników były nieco odmienne. Może odbiorniki (te amatorskie) GPS nie są super precyzyjnym sprzętem pomiarowym, ale w Falenicy na zakładane 10 km wskazują zazwyczaj mniej, tak w Otwocku zawodnikom wyskakiwały większe liczby, w granicach od 8,5 km do nieco ponad 8,8 km, tak więc można przypuszczać, że trasa w rzeczywistości jest nieco dłuższa, ale to jest drobiazg i te 500 m w jedną czy drugą stronę nie robi wielkiej różnicy, przecież nikt nie jedzie na bieg tego typu żeby bić rekordy życiowe. W każdym razie organizator na podstawie odczytów z zegarków biegaczy zdecydował się na korektę dystansów i zamiast 8 km jest 8,8 km, zamiast 4 km jest 4,4 km, a zamiast 2 km jest 2,2 km.
Fot. Dariusz Sikorski
Kolejny bieg już za dwa tygodnie i wtedy okaże się czy organizatorzy wyciągnęli wnioski z wpadki jaką zaliczyli w debiucie.