Sprzęt > Buty do biegania > Sprzęt
Hoka OneOne Bondi 4 – maksymalizacja
Fot. Łukasz Belowski
Już od jakiegoś czasu przyglądałem się „lekko” puszystym Hokom, głównie modelom trailowym. Macałem, czytałem recenzje, poznałem filozofię marki dotyczącą projektowania obuwia. Wydawało się, że nie powinienem być zaskoczony, kiedy trafiła do mnie para testowa. Ale teoria to jedno, a praktyka drugie.
Fot. Łukasz Belowski
Traf chciał, że zawitał do mnie model szosowy – Bondi [czyt. bondaj] – wcale w nie najnowszej wersji czwartej (na rynku dostępna jest już piąta generacja). Pierwsza (ocenzurowana) myśl: o ja pierdzielę!
Pierwsze wrażenia
Pomimo mojej niewielkiej wagi zdarzyło mi się już biegać w dość obszernych i masywnych butach. Jesienią na warsztacie były wcale nie małe, ale dość lekkie Skechers Gorun Ride 5, a moim głównym butem na rozbiegania zeszłego roku były Ultra Boost w wersji ST, w których ani trochę nie żałowali słynnego styropianu spod znaku Adidasa. Oba modele to jednak chudziaki w porównaniu z butami Hoki. Bondi, a dokładnie jego podeszwa jest OGROMNA. Jest ogromna nawet w porównaniu z innymi modelami tego producenta.
Czy widzieliście but, którego widoczna boczna część podeszwy ma 6 cm grubości z tyłu i prawie 4 cm z przodu? No właśnie. Jest grubo. Ale nie ciężko. Biorąc pod uwagę ich gabaryty, byłem pozytywnie zaskoczony wagą butów. Zaskoczony już mniej pozytywnie byłem ich wyglądem na nogach, delikatnie mówiąc – prezentują się dość kontrowersyjnie.
Fot. Ola Belowska
Cholewka
Sama cholewka wygląda bardzo ładnie. Przednia część wykonana jest z jednego dużego panelu czarnej siatki, która na zewnątrz jest dodatkowo przepleciona srebrną nicią. Przeplot wzmacnia materiał, ale też nadaje mu metalicznego, technologicznego wyglądu – fajny efekt. Srebrny przeplot tworzy małe romby, w których środku znajdują się dość duże otwory wentylacyjne. Co ciekawe, od środka materiał jest gładki.
Całość wygląda solidnie i tak też jest w rzeczywistości. Siatka na połączeniu z podeszwą oraz w okolicach otworów na sznurówki zalana jest cienką i elastyczną warstwą wzmacniającą, która przypomina lub nawet jest syntetyczną skórą. Niestety już po pierwszym treningu w miejscu zgięcia warstwa odkleiła się od siatki… Na szczęście nie ma to wpływu na użytkownie buta i jest proste do naprawy. Czub buta ma wbudowany i zalany zderzak, który tworzy miejsce na palce i je jednocześnie chroni. Od zewnętrznego boku znajduje się duży i zgrany kolorystycznie z resztą buta napis HOKA.
Fot. Łukasz Belowski
Tylna część wykonana jest z miękkiej, wygodnej i drobniejszej siatki. Jest też w większym stopniu pokryta sztuczną skórą z nadrukiem. Pięta ma wbudowane wewnętrzne wzmocnienie oraz dodatkowo usztywnienie w formie plastikowego łuku od zewnątrz, które pomaga utrzymać piętę na miejscu. Jest dość sztywno, ale jednocześnie bardzo wygodnie dzięki odpowiedniemu wyprofilowaniu oraz dodatkowemu wypełnieniu w górnej części zapiętka i części przylegającej do kostek. Z tyłu pięty znajduje się praktyczna pętelka z elementami odblaskowymi, która ułatwia zakładanie i zdejmowanie obuwia.
Fot. Łukasz Belowski
Po założeniu but jest bardzo wygodny, dobrze i równo opina stopę. Nie ma żadnych obszarów silniejszego nacisku lub luzu. Co może dziwić, biorąc pod uwagę ich gabaryty, to to, że buty są dość ciasne. Moje drobne stopy czuły się w sam raz, ale na pewno nie jest to model dla osób z większą stopą. Wkładka Ortholite jest wygodna, ale dość płaska, co może być problemem dla osób z wyższym podbiciem. Ja odczuwałem, że brakuje mi wsparcia łuku stopy, którą mam wyjątkowo wysklepioną. Oczekiwałbym lepszego wyprofilowania.
Minimalny otok zaczął się delikatnie odklejać. Fot. Łukasz Belowski
Język nie psuje wrażenia komfortu. Jest miękki, wygodny i dobrze opina stopę od góry. Co ważne, jest nieodczuwalny. Wykonano go z tego samego materiału co przednią część cholewki, ale posiada on dodatkowe wypełnienie. Nie zsuwa się na boki i jest odpowiedniej długości. Zaskoczyły mnie sznurówki – miękkie o spłaszczonym profilu, dodatkowo wzmocnione niebieską nicią na krawędziach. Z wyglądu, budowy i pierwszego wrażenia bardzo fajne. Niestety podczas pierwszego treningu rozwiązywały mi się kilkukrotnie. Dopiero bardzo silne zaciśnięcie węzła rozwiązało ten problem.
Podeszwa
Hoka zbudowała swoją popularność na odmienności od innych butów biegowych. Modele marki wyróżniają się przede wszystkim grubą, szeroką i miękką podeszwą. Bondi jest chyba najbardziej skrajnym przykładem tej filozofii i wyróżnia się nawet na tle innych modeli marki. Podeszwa środkowa zbudowana jest w całości z pianki EVA, a widoczne warstwy są tylko elementem ozdobnym. Duża ilość pianki zapewnia maksymalną amortyzację, ale obniża czucie podłoża.
Fot. Łukasz Belowski
Według producenta pod piętą Bondi mamy prawie 33 mm, a pod palcami 28 mm. Na pewno mniej niż wynika to z zewnętrznej budowy buta (60 i 40 mm), ale wciąż rekordowo dużo. I mam wrażenie, że są to wartości bez wkładki. Stopa jest bardzo wysoko, ale o dziwo nie wpływa to na stabilność. Po pierwsze, stopa leży trochę poniżej zewnętrznej linii podeszwy – jest schowana i otoczona górną częścią zewnętrznej podeszwy, trochę jak w kajaku. Po drugie, podeszwa jest generalnie płaska na całej powierzchni i szersza niż w innych butach, szczególnie w tylnej części, co pozytywnie wpływa na stabilność.
Podeszwa zewnętrzna jest zróżnicowana i ma trzy rodzaje wypustek. Ich strategiczne rozmieszczenie ma zapewniać doskonałą przyczepność nie tylko na asfalcie i chodniku, lecz także na ścieżkach szutrowych i niewymagających szlakach. Płaski, lekko łódkowaty profil ma zapewniać bezproblemowe i wyjątkowo komfortowe przetoczenia stopy nawet dla biegaczy „walących z pięty”. Pomaga w tym również skośne ścięcie podeszwy pod piętą.
Fot. Łukasz Belowski
Biegowo
Na pewno w tych butach jest się wyższym biegaczem – ponad 3 cm pod piętą są już zauważalne i wzrostem zbliżyłem się do 190 cm. Chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do tego, jak i do specyficznej budowy i wrażenia biegania w chodakach. W trakcie truchtania w tempie powyżej 5 minut na kilometr jest wygodnie i komfortowo. Profil podeszwy sprawia, że nie uderzamy piętą, a stopa gładko przetacza się na całej długości. Próba przyśpieszenia pokazuje, że nie są to demony prędkości.
Wybicie ze śródstopia jest utrudnione i wyraźnie odczuwalny jest brak elastyczności i dynamiki. Co nigdy mi się nie zdarzyło w innych butach, po kilku kilometrach zaczynały drętwieć mi stopy. Przyczyny tego upatruję właśnie w zbyt grubej podeszwie, która z jednej strony amortyzuje, ale z drugiej izoluje stopę od powierzchni i w znacznym stopniu ogranicza jej pracę do minimum.
Podsumowanie
Bondi to nie jest but dla każdego. Dzięki hiperamortyzacji i komfortowi docenią go długodystansowi biegacze, osoby podatne na kontuzje, o większej wadze oraz ci, którzy biegają z pięty. Jest to też dobry but na biegi regenerecyjne. Słaby poziom elastyczności i dynamiki sprawia, że nie polecam ich na szybsze biegi, kiedy krok zaczyna wychodzić ze śródstopia, oraz osobom z większą stopą lub znacznie wysklepionym jej łukiem.
Plusy
– maksymalna amortyzacja i wygoda
– gładkie przetoczenie stopy
– ładna, komfortowa, trwała i oddychająca cholewka
– solidne i jednocześnie wygodne trzymanie pięty
– zróżnicowana podeszwa zewnętrzna zapewniająca przyczepność
Minusy
– bardzo wąskie z małą ilością miejsca na palce
– brak wsparcia łuku stopy
– dość wysoka cena
– odklejający się materiał na łączeniu cholewki z podeszwą
– bardzo mało elastyczne i dynamiczne
– kontrowersyjny wygląd a’la buty korekcyjne