Czytelnia > Trening > Strefa kobiet
Florence Griffith-Joyner kontra Olga Bryzgina – Seul 1988
Florence Griffith-Joyner i Olga Bryzgina, Seul 1988. Fot. Getty Images/Flash Press Media
21 września 1998 świat dowiedział się o śmierci Florence Griffith-Joyner. Wybitna amerykańska sprinterka miała zaledwie 38 lat. Jej śmierć, która została spowodowana przez uduszenie wywołane atakiem epilepsji, uruchomiła liczne spekulacje na temat „prawdziwych” przyczyn zgonu.
Najczęściej wymienianym powodem było stosowanie w czasie kariery sportowej niedozwolonego wspomagania. I choć sportsmenka nigdy nie miała problemów na kontroli antydopingowej, to do dziś wielu uważa, że to nie była „normalna” śmierć.
Jest pierwszy dzień października 1988 roku. Seul, Korea Południowa. Trwa przedostatni dzień Igrzysk XXIV Olimpiady. Zmagania na stadionie olimpijskim przejdą do historii z kilku powodów – nie tylko sportowych. W programie między innymi: finały biegów na 1500 metrów pań i panów, bieg finałowy na 5000 metrów mężczyzn oraz cztery finały sztafet. W ciągu dwóch godzin zostanie łącznie rozdanych 9 kompletów medali.
Ostatnie cztery finały to tradycyjnie sztafety. Kolejno – 4×100 pań, 4×100 panów, 4×400 pań i 4×400 panów. Stany Zjednoczone, Związek Radziecki, RFN, NRD, Wielka Brytania, Francja, Jamajka – to kandydaci do medali w każdym z tych biegów. Ale oczywiście najbardziej prestiżowe jest starcie USA – ZSRR.
Największą zagadkę stanowił oczywiście udział w finale Florence Griffith-Joyner. Flo-Jo miała już na koncie trzy złote medale seulskich igrzysk: na 100 i 200 metrów oraz w zakończonej… 35 minut wcześniej sztafecie 4×100.
Pierwszy finał – 4×100 m pań – wygrywają Amerykanki. Na ostatnią prostą z przewagą około 2 metrów wyszła Marlies Gohr, ale kapitalny finisz Evelyn Ashford nie zostawił wątpliwości. Srebro – NRD, a przeżywające dramat kontuzji na ostatniej zmianie Natalii Koronowej zawodniczki ZSRR – brąz. W sztafecie męskiej na tym dystansie Amerykanie są bez szans z prostego powodu – nie zdołali wejść do finału, tradycyjnie gubiąc pałeczkę. Sytuację wykorzystują zawodnicy radzieccy i pokonują wszystkich – na czele z Wielką Brytanią z Johnem Regisnem i Linfordem Christiem w składzie. Brąz dla Francji. Pora na finał 4×400 pań. Z jednej strony Amerykanki z dwukrotną mistrzynią olimpijską na 200 i 400 metrów sprzed czterech lat Valerie Brisco-Hooks, a z drugiej reprezentantki ZSRR na czele z ozłoconą w Seulu na dystansie 400 metrów Olgą Bryzginą, którą wspierać będą wicemistrzyni na 400 m przez płotki Tatiana Ledowska, „brązowa” na dystansie jednego okrążenia Olga Nazarowa, oraz brązowa medalistka pierwszych mistrzostw świata – Maria Pinigina. Rok wcześniej w finale mistrzostw świata rozgrywanych w Rzymie również doszło do konfrontacji tych dwóch sztafet. Wygrały zawodniczki… NRD, co było dużą niespodzianką. W Seulu nie stawiał jednak na nie nikt.
Największą zagadkę stanowił oczywiście udział w finale Florence Griffith-Joyner. Flo-Jo miała już na koncie trzy złote medale seulskich igrzysk: na 100 i 200 metrów oraz w zakończonej… 35 minut wcześniej sztafecie 4×100. Przebiegnięcie „setki” w niewiele poniżej 11 sekund to co prawda wysiłek krótkotrwały, ale jednak jakieś wrażenie na zawodniczce zostawia. Czy nie zabraknie jej przez to sił na ostatniej prostej? O ile w poprzednim finale Flo-Jo biegła na trzeciej zmianie, o tyle tym razem pobiegnie na ostatniej.
Pierwsze czterysta metrów. Trudne w obserwacji poprzez wyrównanie torów, ale najszybciej pozbywa się pałeczki Ledowska. Tuż za nią Denean Howard-Hill, Niemka Rubsam-Neubauer, Francuzka… i Kanadyjka…
Druga zmiana pierwszy łuk pokonuje jeszcze po torach, ale schodzi do krawężnika zaraz po wyjściu na prostą. I już widać, że Diane Dixon poszła bardzo mocno. Olga Nazarowa po 80 metrach ma już 3 metry straty. Dixon biegnie za szybko? Nazarowa nazbyt konserwatywnie? Chyba to drugie, bo w połowie przeciwległej prostej Rosjanka zdecydowanie przyspiesza. W łuk wchodzą razem, ale Nazarowa idzie mocno po zewnętrznej i ucieka Dixon. Osiąga 3-4 metry przewagi i nie oddaje ich do końca zmiany. W połowie biegu czas 1:37,9. Szybko, a przecież najlepsze zawodniczki dopiero pobiegną. Czas na Piniginę i Brisco-Hooks. Ale dwukrotna mistrzyni olimpijska rusza w pościg już z 10-metrową stratą, bo Amerykanki sporo straciły w strefie zmian, w której ich rywalki poradziły sobie bezbłędnie. Złoty medal dla ZSRR jest na wyciągnięcie ręki. Jeszcze 700 metrów.
Griffith-Joyner jest wielką, lekko ekscentryczną gwiazdą, która nie tylko zachwyca talentem, ale i oszałamia wyglądem. Jej długie, pomalowane fantazyjnie szpony, modowe stroje startowe, wyzywająca uroda – wszystko to sprawia, że na Flo-Jo skupiona jest uwaga świata.
Przewaga Piniginy rośnie. Na 250 metrów przed końcem trzeciej zmiany wynosi jakieś 12-14 metrów. Brisco-Hooks robi co może, ale… może niewiele. Dopiero po wyjściu na ostatnią prostą rywalka zaczyna minimalnie zwalniać. 10, 8, 6 metrów. I nagle – Pinigina niemal staje w miejscu! Obie oddają pałeczki w praktyce równocześnie. Wszystko w rękach i nogach dwóch najszybszych zawodniczek tych igrzysk – mistrzyni na dystansie 400 metrów Olgi Bryzginy i złotej medalistki na 100 i 200 metrów Flo-Jo. Jeszcze 400 metrów.
Bryzgina dostaje pałeczkę bliżej krawężnika i to ona od razu ustawia się w pozycji prowadzącej. Flo-Jo biegnie metr za nią, przyczajona. 400 metrów to nie jest jej dystans, a przecież wygrać trzeba z najlepszą w tym momencie na świecie specjalistką w tej konkurencji. Widać, że zanosi się na fenomenalny czas. Bryzgina zaczyna wypracowywać sobie przewagę. A to nie takie proste, jak ma się za plecami jedną z największych gwiazd igrzysk, która w kwalifikacjach olimpijskich pokonała 100 metrów w niewyobrażalnym czasie 10,49 (fakt, wielu twierdziło, że tego dnia wiał na stadionie dość silny wiatr, a Międzynarodowe Stowarzyszenie Statystyków LA do dziś dnia zapisuje ten wynik jako „uzyskany przy nieregulaminowym wietrze, lecz uznany za rekord świata”). Griffith-Joyner jest wielką, lekko ekscentryczną gwiazdą, która nie tylko zachwyca talentem, ale i oszałamia wyglądem. Jej długie, pomalowane fantazyjnie szpony, modowe stroje startowe, wyzywająca uroda – wszystko to sprawia, że na Flo-Jo skupiona jest uwaga świata. Kudy tam do niej takiej Bryzginie, która co prawda jest najszybsza na dystansie jednego „koła”, ale biega w zwykłych, białych szortach, ma trwałą na „baranka” i mieszka w kraju, w którym wciąż jeszcze widok cudzoziemca jest pewnego rodzaju wydarzeniem.
Stadion jest w ekstazie, bo wie, że jest świadkiem wielkiego biegu. Bryzgina prowadzi, a Flo-Jo biegnie tuż za nią. Wydaje się, że to Amerykanka w pełni kontroluje bieg, starając się utrzymywać dystans i czekając z decydującym atakiem na ostatnie kilkadziesiąt metrów. To ona ma w nogach dynamit.
100 metrów. Flo-Jo przycisnęła. Są na prostej, ma metr straty, zaczyna przechodzić na drugi tor. Co za końcówka! Kiedy bowiem wydaje się, że Amerykanka przepchnie się do przodu – Bryzgina przyspiesza. Na przestrzeni 30-40 metrów oddala się od rywalki do odległość 3 metrów, ale to wystarcza. Flo-Jo już nie daje rady. Na 20 metrów przed metą i Rosjankę dopada kryzys i zawodniczka nie potrafi utrzymać szybkości, ale dla losów złotego medalu nie ma to już znaczenia. Wynik 3:15.17 – nowy rekord świata. Amerykanki – o 34 setne wolniej, choć też szybciej niż dotychczasowy rekordowy rezultat. Wspaniałe zakończenie igrzysk, choć przecież została jeszcze sztafeta męska.
Stadion jest w ekstazie, bo wie, że jest świadkiem wielkiego biegu. Bryzgina prowadzi, a Flo-Jo biegnie tuż za nią. Wydaje się, że to Amerykanka w pełni kontroluje bieg, starając się utrzymywać dystans i czekając z decydującym atakiem na ostatnie kilkadziesiąt metrów. To ona ma w nogach dynamit.
Flo-Jo już nigdy nie stanęła na starcie igrzysk. Przed Barceloną przygotowywała się do dystansu 400 metrów, ale zrezygnowała. Podobno wskutek kontuzji, choć wielu twierdziło, że zależało jej na pobiciu rekordu świata na tym dystansie, a z treningów wynikało, że raczej się to nie uda.
Wynik sztafety ZSRR pozostał rekordem świata do dziś, a złote medalistki z Daegu (nota bene – Amerykanki) swoim wynikiem z finału z trudem wywalczyłyby w Seulu brąz. Hymn Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich rozbrzmiał na lekkoatletycznym stadionie olimpijskim po raz ostatni. W cztery lata później świat w niewielkim stopniu przypominał samego siebie sprzed czterech lat – nie było już ZSRR i NRD, rozpadała się Czechosłowacja, a w Jugosławii trwała wojna domowa. Bryzgina w Barcelonie wywalczyła srebro jako reprezentantka tworu pod nazwą Wspólnota Niepodległych Państw. Nową królową jednego okrążenia była już Marie-Jose Perec.
Marek Tronina, „Wielkie pojedynki: Florence się modli, Olga ucieka”, Bieganie, październik 2011