Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Biegnij Warszawo w cieniu tragedii. Bieganie nie zabija
Radosne święto biegaczy tym razem w cieniu tragedii. Choć o niej większość dowiedziała się już po tym, jak dotarli do domu – naładowani endorfinami, w dobrych humorach. Prawie 12 000 biegaczy ukończyło piątą edycję Biegnij Warszawo. Organizatorzy mogli mieć powody do zadowolenia, to bezwzględnie najbardziej masowy, największy bieg w Polsce.
Tylko że zanim bieg dobiegł końca, wiadomo było, że niektórzy za udział w biegu zapłacili wysoką cenę. Także najwyższą. Już za metą zmarł jeden z uczestników. Kilkoro do mety nie dotarło. Dla nich bieg skończył się gdzieś na Izbach Przyjęć okolicznych szpitali. O śmierci podczas biegu donoszą prawie wszystkie media. Gdyby nic się wydarzyło, zapewne bieg przemknąłby niezauważony przez wiadomości sportowe, o ile w ogóle. Chociaż wyniki zwycięzców – bardzo dobre.
To jasne, że tragedia natychmiast wywołuje lawinę pytań: kto zawinił? Co zawiniło? Co zawiodło?
Na część pytań odpowiedzi poznamy za jakiś czas, na inne – pewnie nie. Przyczyny śmierci biegacza ma wyjaśnić sekcja zwłok. Na razie ani nie wiadomo kim był biegacz, który ostatni raz przekroczył metę, ani dlaczego tak się stało. I dopóki tego nie będziemy wiedzieć, żaden komentarz nie ma sensu. Ani odsądzanie od czci i wiary organizatorów, którzy przygotowali imprezę wg swojej najlepszej wiedzy i doświadczenia, wg dobrych standardów. Ani ocenianie stanu przygotowania czy zdrowia biegacza.
Warto jednak, pisząc i mówiąc o tragedii, znać proporcję. Śmierć podczas biegu jest widowiskowa. Jest też bolesna, bo jakoś dotyka nas wszystkich. Ale tak naprawdę wypadki śmiertelne podczas zawodów biegowych zdarzają się incydentalnie – w Polsce jest ich 1-2 rocznie, na świecie – może kilkanaście. Zdecydowanie więcej osób ginie w wypadkach komunikacyjnych, nie wspominając o chorobach nowotworowych czy krążenia. Bieganie nie jest tu jakimś szczególnym czynnikiem ryzyka.
W pierwszych dyskusjach po wypadku padły głosy m.in. o tym, że być może zawodnicy powinni mieć certyfikaty od lekarzy. Ale przecież znamy przypadki (choćby Korycin kilka lat wstecz), gdzie certyfikat niczemu nie pomógł. Wymóg zaświadczeń lekarskich na krótkich ograniczy liczbę biegaczy. Na początku zapewne drastycznie. A potem stworzy nową branżę polskiej przedsiębiorczości. Obawiam się, że w szarej strefie.
Czy biegacze muszą umierać? Czy jedna na kilkadziesiąt imprez musi się kończyć tragedii? Zapewne nie musi. Jednak ze statystyki wynika, że wypadki zdarzały się i będą się zdarzać. Tym częściej, im więcej nas biega, wychodząc często na bieg prosto od biurka, po kilkunastu latach bez jakiejkolwiek aktywności.
Czy możemy wypadkom zapobiegać? Wszystkim nie, nie ma się co oszukiwać. Niektórym – być może, jeżeli będziemy uważnie słuchać organizmu. Warto jednak pamiętać, że to nie bieganie zabija. W Polsce, jak się szacuje, biega od 300 do 500 tysięcy ludzi. To ogromna rzesza i podobnie jak wśród całej reszty społeczeństwa, występują w niej przypadki wad i chorób, które w połączeniu z dużym wysiłkiem mogą spowodować śmierć. Ale dla wielu osób bieganie – to zdrowie. To zdrowsze serce, lepsza kondycja, lepszy wygląd, dobry nastrój. Statystycznie rzecz ujmując, tych zdrowszych dzięki bieganiu jest pewnie 99 proc. Zatem, szanując tragedię, znajmy proporcje.