Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Bieg 7 Dolin – relacja
Fot. Archiwum organizatora
Krynica to jeden z najpiękniejszych kurortów w naszym kraju. Nie jest aż tak tłumnie odwiedzany przez turystów jak Zakopane, ale też dzięki temu Krynica zachowała urok kurortu i górskiego miasteczka, a nie maszynki do robienia pieniędzy. To sprawia, że tym bardziej warto startować w biegach górskich na dystansach 33-100 km w ramach festiwalu biegowego, który trwa trzy dni i żyje nim całe miasteczko, a nawet cała okolica.
Ruszyła maszyna
Cała zabawa zaczęła się już w piątek po południu kiedy to można było odbierać pakiety startowe. Chwała organizatorom, że biuro zawodów jest czynne do 22 co jest olbrzymim ułatwieniem dla osób przyjeżdżających z dalszych zakątków kraju. Trzeba przyznać, że obsługa w biurze zawodów była bardzo sprawna, nie tworzyły się kolejki, wszystko szło płynnie i nie trzeba było tracić czasu. Niestety organizator nie postarał się w kwestii pakietu startowego, i nie chodzi tu wcale o zbyt małą ilość gadżetów, lecz o braki w poszczególnych pakietach. Niektórzy nie dostali worków na przepaki, innym nie dorzucono mapki albo talonu na posiłek, także warto nad tym jeszcze popracować. Na dodatek numery startowe były absurdalnie duże, i spora część osób je obcinała aby dało się je w rozsądny sposób zamocować. Na szczęście sędziowie nie byli nadgorliwi i nie dyskwalifikowali zawodników tuningujących numery.
Obowiązkowa odprawa na lodowisku o godzinie 19:30 to było tak naprawdę odczytanie przed startującymi broszurek informacyjnych, przedstawienie trasy i poinformowanie o zasadach bezpieczeństwa. Takie informacje myślę, że każdy zawodnik powinien wiedzieć bez odprawy dla własnego bezpieczeństwa.
Start
Sobotni poranek, a tak naprawdę jeszcze ciemna noc przywitały biegaczy bardzo niską temperaturą około 4 stopni Celsjusza, dlatego też chyba każdy docenił poczekalnie w których można było się schronić przed chłodem. O dziwo mimo bardzo wczesnych godzin w okolicach startu zebrało się nawet sporo osób co dodawało uroku startowi. W odróżnieniu od biegów ulicznych na starcie nie odczuwało się nerwowej atmosfery, nie było widoczne napięcie przedstartowe, od razu widać, że zawodnicy mieli respekt dla trasy i walka o miejsce na starcie nie miała sensu.
Bieg 7 Dolin w Krynicy – start. Fot. Archiwum organizatora
33 km, 66 km i 100 km
Jako pierwsi o godzinie 4:00 linię startu przekroczyli zawodnicy z dystansu 100 km, 10 minut po nich wystartował dystans 66 km, a po kolejnych 10 minutach 36 km.
Niska temperatura, pełne akumulatory i łatwy początek trasy sprawiły, że pierwsze 10km do Jaworzyny Krynickiej zawodnicy pokonywali bardzo sprawnie. Właśnie w okolicach Jaworzyny gdzie temperatura spadła poniżej zera większość biegaczy przywitał świt Słońca, a dzięki temu można było podziwiać kapitalne widoki, z jednej strony rozświetlone od lamp miejscowości w pogrążonych w ciemnościach dolinach, z drugiej różową poświatę na niebie, a w oddali majestatyczne Tatry. Trasa od Jaworzyny Krynickiej stała się trudniejsza, pojawiło się więcej kamieni, korzeni, a zbiegi i podbiegi stały stawały się coraz bardziej strome. Zawodnikom szczególnie we znaki dał się zbieg do Rytra, który było bardzo wymagający, niesamowicie stromy, kręty i kamienisty i uda aż krzyczały z bólu. Na szczęście w Rytrze znajdował się przepak, bufet a także meta dla dystansu 36km na której pierwszy zameldował się Oskar Mika z czasem 3:03:50, drugi był Piotr Pociecha 3:06:00, a trzeci Piotr Leśniak 3:07:57. Pierwsza Pani na mecie osiągnęła czas 3:46:57 i była nią Dorota Kwiatkowska, za nią przybiegła Paulina Wydra 3:52:22, a podium zamknęła Anna Kołakowska z czasem 4:15:20.
66 i 100 km
Na dalszą jeszcze trudniejszą cześć trasy wyruszyły już tylko dystanse 66 km oraz koronna setka. Biegacze za bufetem kontynuowali bieg po przyjemnej asfaltowej drodze która następnie przechodziła w łagodnie nachylony leśny dukt który, aż zachęcał do biegu. Sielanka jednak trwała krótko bowiem, już po 2 km od bufetu zaczynała się ściana płaczu, czyli niezwykle stromy ziemno-kamienisty szlak prowadzący w kierunku Przehyby który ciągnął się w nieskończoność. Perspektywa pokonania tej stromizny zniechęciła wielu zawodników, którzy wybrali powrót autobusem do Krynicy. Bardzo ciężkie podejście zostało jednak nagrodzone bufetem na Przehybie, gdzie można było chwilę odsapnąć w promieniach słońca które dla niektórych były zgubne. Niska temperatura sprawiała, że nie odczuwało się pragnienia, jednak mocno operujące słońce i brak choćby jednej chmurki przy ekstremalnym wysiłku niesamowicie odwadniały organizm. Na odcinku Przehyba-Eliaszówka trasa stała się bardziej interwałowa, zbiegi i podbiegi był już znacznie krótsze ale strome i pełne luźnych kamienie i korzeni i to właśnie zbiegi stawały się największym wyzwaniem, ale widoki wynagradzały trud włożony w pokonanie w ich pokonanie, panorama Tatr i Pienin zapierała dech w piersiach. Najgorszy okazał się bardzo długi zbieg z Eliaszówki do Piwnicznej. Mimo, że dość łatwy technicznie bowiem w dużej części wyłożony płytami to dawał niesamowicie w kość, mięśnie ud piekły i bolały do granic możliwości, a stopy wpadały w dziury w płytach. W piwnicznej jednak czekał przepak dla setkowiczów i finisz dla dystansu 66 km. Na mecie dystansu 66km pierwszy pojawił się Bartosz Gorczyca z czasem 5:57:53, za nim Lucjan Chorąży 6:14:10, a podium uzupełnił Ireneusz Nocoń 6:24:54. Pierwsza pani czyli Małgorzata Szydłowska uzyskała czas 7:37:09, druga była Dominika Szymańska 8:20:04, a trzecia Aleksandra Wojciechowska 8:42:26.
100 km
Na ostatnim odcinku trasy zostali już tylko zawodnicy ścigający się na dystansie 100 km, a trasa wcale nie była dużo łatwiejsza. Pojawiło się więcej otwartych przestrzeni co potęgowało odwodnienie i wysysało siły, ale należą się podziękowania dla mieszkańców którzy ratowali biegaczy wodą, kompotem czy owocami. Bardzo ciężkie było podejście w okolicach 78 km od Wierchomli Małej które zawodnicy pokonywali już ekstremalnie zmęczeni, a na dobicie po tym podbiegu zaczynał się bardzo długi niezwykle stromy zbieg który sprawdzał wytrzymałość mięśni czworogłowych uda. Całe szczęście od Szczawnika trasa stała się łatwiejsza, podbiegi i zbiegi mniej technicznie i łagodniejsze co pozwoliło nieco odetchnąć gdy ostatkiem sił zawodnicy biegli do mety. Koronny dystans wygrał Csaba Nemeth który jako jedyny pokonał trasę poniżej 9h (8:57:38). Drugi był Gediminas Grinius 9:02:50, a trzeci Józef Pawlica 9:52:15. Znakomity czas uzyskała Magdalena Łączak która zwyciężyła wśród kobiet z czasem 10:07:33, druga była Ewa Majer 10:29:24, trzecia Agnieszka Malinowska-Sypek 12:05:45.
Podsumowanie
Cała trasa była doskonale oznakowana, jasne taśmy były doskonale widoczne, i umiejscowione tam gdzie trzeba i ciężko było pogubić drogę. Niestety niektóre bufety nie były chyba przygotowane na tak dużą liczbę biegaczy, bowiem pojawiały się kłopoty z niedostatkiem płynów dla zawodników. Mimo drobnych niedociągnięć większość była zadowolona z siebie, po chwili odpoczynku jak człowiek sobie uświadomił czego dokonał i jakim kosztem, to brak mapki, czy worka w pakiecie stawał się detalem o którym nie warto wspominać. Na dystansie 100 km wystartowało 559 zawodników (ukończyło 346) , na 66 km 127 (ukończyło 103), na dystansie 36 km wystartowały 244 osoby i wszystkie ukończyły rywalizację. Frekwencja jak widać dopisała, ale na najdłuższym dystansie jednak wiele osób przeliczyło się ze swoimi możliwościami, a podkręcone w tym roku limity czasu dodatkowo utrudniły zadanie.