Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
UTMB 2015, czyli ciepło, cieplej, gorąco [RELACJA]
Fot. Jarosław Sekuła
UTMB czyli Ultra Trail du Mont Blanc to impreza której żadnemu amatorowi biegania po górach przedstawiać nie trzeba. Dla mniej wtajemniczonych to bieg dookoła masywu Mont Blanc, jeden z najważniejszych i najbardziej prestiżowych ultramaratonów górskich na świecie.
Podstawowe informacje:
Termin: 28 sierpnia 2015 r. (piątek),
Miejsce: Chamonix,
Dystans: 170 kilometrów,
Przewyższenia: 10 000 metrów,
Limit czasu: 46 godzin i 30 minut,
Więcej informacji: www.ultratrailmb.com
Może i w Europie jest sporo biegów, które często odbywają się w podobnych okolicznościach przyrody, z podobnymi przewyższeniami i na podobnych dystansach, ale to właśnie UTMB zyskało status imprezy kultowej. Ta impreza jest marzeniem ultrasów z całego świata. To dla startu w nim biegacze ciułają 9 punktów kwalifikacyjnych w innych biegach i po cichu, z nadzieją liczą na pomyślne losowanie. Niestety szansę na to mają nieliczni, bowiem miejsc jest tylko 2300, a chętny 3-4 razy więcej. Rzesze chętnych niezrażone niepowodzeniami, walczą co rok. Mnie tym razem się udało.
Ostatnie przebieżki przed startem. Fot. Jarosław Sekuła
Trasa, skracana tylko z powodu bardzo złej pogody, liczy około 168 kilometrów. W tym roku została wydłużona o nieco ponad dwa kilometry, w efekcie także limit czasu zwiększył się z 44 godzin do 46 godzin i 30 minut. Poniedziałek przed zawodami kazał myśleć, że na biegu będzie istny armagedon pogodowy. Ciągłe deszcze przewalające się po okolicy, a w wyższych partiach śnieg oraz straszny chłód nie napawały optymistycznie. Zapowiadała się walka o przetrwanie i rzeczywiście walka była, ale z innego powodu.
We wtorek jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki chmury się rozeszły, zrobiła się idealna pogoda. Ani jednego obłoku na niebie i przyjemny górski chłód. Idealne warunki do biegania. Pozostało udać się do biura zawodów po pakiet startowy. Organizacja tego przybytku była bardzo dobra, bez trudu można było się połapać, co gdzie jest, ale kolejka po numer była delikatnie mówiąc długa. Aby wyjść z pakietem w ręku, trzeba było odstać niemal godzinę.
Był jeszcze jeden niewielki zgrzyt. Opcja przesyłania wyników z punktów kontrolnych do osoby towarzyszącej nie działa w polskich komórkach. Trzeba było wykupić miejscową kartę. W XXI wieku trochę przykre, że Polskę traktuje się jak kraj trzeciego świata. Nastroju nie polepszył komunikat ostrzegawczy w postaci smsa od organizatora, który informował o zagrożeniu upałami i o temperaturach rzędu 35 stopni Celsjusza w dolinach. Trudno było w to uwierzyć, bowiem aura panująca w Chamonix ni jak nie przystawała do upalnego scenariusza.
Niestety proroctwa spełniły się i od piątkowego poranka temperatura był wysoka i z każdą godziną rosła, by w końcu przekroczyć granicę 30 stopni w cieniu. W strefie startowej smażyliśmy się jak kotlety na patelni. Jednak mało kto zwracał na to uwagę, bowiem start UTMB to niezapomniane i jedyne w swoim rodzaju wydarzenie. Żaden Polski bieg nie zbliżył się oprawą do tej magicznej imprezy. Tysiące widzów na ulicach, dachach, w oknach. Szpaler ludzi na niemal całej trasie wyprowadzającej nas z Chamonix, a nad głowami śmigłowiec ekipy filmowej. Nieustający doping, krzyki, dzwonki, przybijanie piątek. Oprawa godna igrzysk olimpijskich, a nie biegu dla amatorów, w którym organizator nie przewidział żadnych nagród. Choćby dla niej warto wystartować w imprezie u podnóża masywu najwyższej góry w Europie.
Ruszyliśmy! Początek trasy to przebicie się do Le Houches leśną drogą prowadzącą lekko w dół. Teren łatwy i prosty, w sam raz na rozgrzewkę. Ta akurat nie była specjalnie potrzebna, bo upał był niemiłosierny. Już po tym krótkim, 7 kilometrowym odcinku miałem zupełnie mokre spodenki i koszulkę. Zupełnie jakbym przed chwilą wykąpał się w górskim strumieniu.
W Le Houches rozpoczynało się pierwsze podejście szutrową drogą. Stosunkowo krótkie i proste, bo liczyło sobie nieco ponad 800 metróww pionie. Potem był przyjemny zbieg 1000 metrów w dół. Zaczął zapadać zmrok, więc wyciągnąłem czołówkę. Dotarłem do bufetu w Saint Gervais. Tu rozpoczynał się solidny podbieg. Do pokonania było 1600 metrów w pionie. Początek był nieco zwodniczy. Profil trasy wskazywał bowiem, że będzie to bułka z masłem, ot lekkie truchtanie dolinką pod górę. W rzeczywistości były to ciągłe krótkie podbiegi i gwałtowne zbiegi.
Na 10 kilometrów do Saint Gervais, w Les Contamines znajdował się kolejny punkt żywieniowy. Tym razem można było skorzystać z pomocy osób trzecich. Wybiegam, jeszcze krótki, stosunkowo łagodny moment i się zaczęło. Ostre górskie podejście na Crox du Bonhomme. Wspinaczka na 2400 metrów n.p.m..
fot. Pascal Tournaire
Z każdym kolejnym krokiem rosła wysokość, na której się znajdowałem, ale temperatura nie chciała spadać. Było upalnie. Pot lał się ze mnie strumieniami. Z koszulki można było wyżymać. Piłem, piłem i jeszcze raz piłem, a nie byłem w stanie się nawodnić. Choć była noc i wszystkie poradniki biegowe mówią, że na nocny etap biegu nie warto brać ze sobą zbyt dużej ilości płynów, to na trasie UTMB 2015 rady te były nic nie warte. Płyny znikały w oka mgnieniu. Półlitrowy bidon wystarczał na dwa łyki. Chłodziłem się w strumieniach, uzupełniałem w nich zasoby, ale czułem, że nadchodzi odwodnienie. Czułem, że będzie z nim kłopot, mimo że nogi niosły.
Zbieg do Les Chapieux odbył się szybko i bezboleśnie. Poza kilkoma śliskimi kamieniami, które stwarzały niebezpieczeństwo wywrotki, droga była łatwa technicznie. Dużo większym kłopotem była jego długość. W bardzo szybkim tempie „robiliśmy” różnicę 1000 metrów. Dobiegłem do kolejnego punktu żywieniowego i zaczęły się problemy. Byłem już na tyle odwodniony, że jedyną rzeczą, która przechodziła mi przez gardło, była zupa. Wszystko inne powodowało odruch wymiotny.
Wyruszyłem w dalszą drogę. Wspinaczka na Col de la Seigne i kolejne 1000 metrów w pionie. Kilka kilometrów asfaltem, a potem górski szlak. Jak tylko skończył się asfalt, poczułem, że nie jest dobrze i odcina mi zasilanie. Nie mogłem jeść, bo każda taka próba powodowała mdłości. Upał wcale nie ustępował, więc odwadniałem się jeszcze bardziej. Kiedy dotarłem do końca ścieżki wiodącej na przełęcz, wyczerpały mi się baterie.
Nie byłem w stanie jeść. Każdy kęs wracał w ekspresowym tempie. Każdy łyk izotonika do niego dołączał. Tylko woda zostawała w żołądku na dłużej. Nie miałem nawet siły na podziwianie widoków, a świetlisty wąż czołówek wyglądał przepięknie.
fot. Michel Cottin
Kiedy przebiegliśmy przełęcz, temperatura spadła raptownie poniżej 0. Na trawie pojawił się szron. W nadziei na odzyskanie sił położyłem się na chwilę w schronisku. Na niewiele się to zdało. Kolejne podejście pokonałem w tempie bliższym turyście z wielkim plecakiem niż biegaczowi. Potem czekał mnie techniczny bieg po luźnych kamieniach. Na szczęście nie był on stromy. Za to znowu wyszło słońce i zrobiło się gorąco.
Wisielczy nastrój, bowiem widziałem już, że biegu nie skończę, poprawiały nieco cudowne widoki. Spływające z gór języki lodowców, strzeliste, grubo ciosane turnie osładzały wizję wycofania się z biegu. Niestety nie miałem innej możliwości. Nie mogłem jeść, nie przyjmowałem izotoniku, który mógł mi pomóc nawodnić się. Musiałem zejść z trasy. Żal był tym większy, że nogi były w zaskakująco dobrej formie jak na ten etap biegu. Co z tego, skoro brakowało mi paliwa. Pok około 70 kilometrach powiedziałem sobie dość.
Pozostało mi tylko dostał się do Courmayeur i wrócić autobusem do Chamonix…
Podsumowanie UTMB 2015
Ultra Trail du Mont Blanc jest wyrypą. Co do tego nie ma wątpliwości. Potężne podejścia i równie długie zbiegi demolują nogi. Jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują. Jeśli dobrze rozłożyć siły, pokonywać podejścia spokojnie, a siłę pokazywać na zbiegach, można bieg ukończyć. Najpiękniejszym elementem tego biegu są nie góry, a ludzie. Nie chodzi tu o zawodników, a o kibiców i miejscową społeczność. UTMB to wielkie regionalne święto. Mieszkańcy Chamonix są radośni i pomocni, a zawodnicy są przez chwilę bohaterami. W Chamonix można poczuć się dopieszczonym. Nawet, jeśli nie ukończyło się biegu.
Wyniki UTMB 2015:
Tegoroczną edycję biegu wygrał Xavier Thevenard. Było drugie zwycięstwo Francuza w UTMB. Pierwszy raz triumfował w 2013 roku. W tym roku do mety dobiegł w 21:09:13. Drugim biegaczem na mecie był Luis Alberto Hernandez z Hiszpanii. Jego wynik to 21:57:17. Trzeci był Dave Laney z czasem 21:59:42.
Francuz wygrywając UTMB 2015 dołączył do prestiżowego grona podwójnych zwycięzców. Prestiżowego, bo tworzą je Marco Olmo i Fracois D’Haene, rekordzista trasy, który w tym roku był nieobecny. Jedynym biegaczem, który triumfował trzy razy, jest Kilian Jornet.
fot. Na zdjęciu Xavier Thevenard
– W tym roku było podobnie jak w 2013. Panowały podobne warunki klimatyczne. Jednak inaczej niż dwa lata temu, tym razem nie musiałem zbytnio martwić się konkurentami. Mogłem skupić się tylko na moim wyniku. Przed biegiem zaplanowałem sobie międzyczasy i starałem się ich trzymać przez cały czas – mówił po biegu Xavier Thevenard.
Warto dodać, że wielu z faworytów, na których stawiano przed startem, zeszło z trasy. Byli wśród nich między innymi Castaner, Chorier, Canaday.
Wśród kobiet najlepszą formę pokazała Nathalie Mauclair. To jej pierwsze zwycięstwo w UTMB. Francuzka początkowo szła łeb w łeb z Nurią Picas, a gdy ta zrezygnowała, po piętach zaczęła jej deptać Caroline Chaverot. Rodaczka Mauclair musiała jednak zejść z trasy w Vallorcine z powodu silnych skurczów.
Nathalie Mauclair, druga w historii Francuzka, która wygrała UTMB, do mety dotarła w czasie 25:15:33. Druga była Uxue Fraile Azpeitia, a trzecia Dennise Zimmermann. Hiszpanka do mety dobiegła trochę ponad godzinę po zwyciężczyni, a Szwajcarka po dwóch godzinach i 18 minutach.
Polacy na UTMB 2015
Najszybszym nie tylko w tej edycji, ale w najszybszym w historii Polakiem został Piotr Hercog. W klasyfikacji generalnej był 11. Do mety dobiegł w czasie 24:10:54. Piotr w Chamonix po raz kolejny pokazał bardzo dobrą formę. W 2012 roku był 15.
Bardzo dobrze zaprezentował się Kamil Leśniak, który poprawił swój zeszłoroczny wynik. Jego rezultat anno domini 2015 to 26:56:48. Na brawa zasługuje tez postawa Marcina Pawłowskiego, który mimo skręcenia stawu skokowego ukończył zawody z czasem 28:59:46.
Tegoroczna Polska reprezentacja była naprawdę liczna. Na metę dobiegło w sumie 48 naszych rodaków. Są wśród nich Jakub Radziejowski, Kuba Molski, Artur Przyjemski czy Robert Janiec, którego relację z biegu przeczytacie na MagazynBieganie.pl.
Pełne wyniki UTMB 2015 znajdziecie na stronie internetowej www.ultratrailmb.com.