Ludzie > Elita biegaczy > Ludzie
Marcin Świerc: W biegach ultra nie da się współpracować
fot. Facebook/Marcin Świerc
4. miejsce w Marathon du Mont Blanc, 13. na mistrzostwach Europy w Skyrunningu mimo bolesnego upadku, wreszcie drugie miejsce w rankingu ULTRA Skyrunning. Tak póki co można podsumować tegoroczny sezon Marcina. – W biegach ultra nie da się współpracować, to nie jest kolarstwo, gdzie team pracuje na lidera. Tu każdy walczy samotnie – mówi Marcin Świerc.
Wielokrotny mistrz Polski w biegach górskich, zwycięzca kilku większych biegów ultra w Polsce i zdobywca czołowych miejsc w biegach zagranicznych. W tym sezonie jest w bardzo dobrej formie. Potwierdził to zdobywając 4. miejsce w prestiżowym biegu Marathon du Mont Blanc.
Podczas mistrzostw w Val d’Isère we Francji, gdzie Magda Łączak zajęła 2. miejsce, miał wielkiego pecha. Zaliczył groźnie wyglądający upadek. Do mety dotarł na 13. miejscu z pokrwawionymi rękami i nogami. Obrażenia okazały się na tyle poważne, że na jakiś czas musiał przerwać treningi. Zastanawiał się nawet nad rezygnacją ze startu w Tromso Skyrace (45 kilometrów, 4400 przewyższeń). Ostatecznie, mimo wciąż niezagojonych ran postanowił pojechać do Norwegii i pobiec w zawodach organizowanych przez Emilie Forsberg i Kiliana Jorneta.
Start już 2 sierpnia.
Zaczynasz biegowy podbój świata?
Taki podbój to już kilka lat temu rozpocząłem. Mam już na swoim koncie kilka wygranych imprez. Kiedy startuję w prestiżowych biegach górskich, kończę w pierwszej dziesiątce. Tak więc nowicjuszem na scenie ultra biegów na świecie nie jestem. Bardzo dużo w tym roku poświeciłem. Włożona praca procentuje i choć świat biegowy ciągle ucieka, staram się go gonić. Im więcej sukcesów na koncie, tym bardziej do mnie dociera jak dużo pracy jeszcze muszę wykonać, żeby być lepszym.
Co było kluczowe w Twoim tegorocznym przygotowaniu? Obóz w Kenii?
Obóz w Kenii na pewno bardzo mi pomógł i tu podziękowania dla sponsorów za to, że mogłem tam pojechać. W Kenii była wysokość, ale nie było gór. Na pewno kluczową sprawą był sam system treningowy, jaki sobie sam wypracowałem. Ważna jest również regeneracja, dieta. Trudno jednak wyodrębnić jedną najważniejszą rzecz.
Gdybyś miał wskazać, który z biegów był w tym sezonie najważniejszy, to wskazałbyś mistrzostwa Europy czy Marathon du Mont Blanc?
Cały sezon jest dla mnie bardzo ważny. W tym roku postanowiłem zrobić coś, czego do tej pory nie udało się zrobić żadnemu Polakowi, mianowicie ukończyć Puchar Świata ULTRA Skyrunning. Takie postanowienie wymaga utrzymania równej formy przez cały sezon. Na początku sezonu wydawało się to do zrealizowania, jednak z każdym kolejnym ciężkim startem, mam duże obawy czy mi się powiedzie.
W sumie muszę zaliczyć 4 starty z 6 na całym świecie. Trzy pierwsze mam już za sobą [przyp. red. Transvulcania, Marathon du Mont Blanc, Ice Trail Tarentaise] i na razie jestem drugi w ogólnej klasyfikacji. Przed nami jeszcze spora część imprez biegowych. Będę szczęśliwy, jeśli na koniec sezonu znajdę się w czołowej ósemce.
Kolejnym celem jest obrona trzech złotych medali MP. Na chwilę obecną plan zrealizowany jest w większej części. Obroniłam tytuł mistrza Polski w Maratonie Górskim w Szczawnicy oraz tytuł mistrza Polski Skyrunning w Zakopanem. W Polsce został mi jeszcze tylko jeden start na 100 km w Krynicy, we wrześniu.
Jak było na mistrzostwach Europy w Skyrunningu? Zaliczyłeś groźną wywrotkę.
Bieg był nie lada wyzwaniem. Chamonix to był trudny bieg, ale teraz to już był prawdziwy dreszczowiec. Wbiegało się na ponad 3600 metrów a potem biegło granią. Wysokość wahała się od 2500 do 3000 metrów. Na takich wysokościach organizm dostaje w kość. Skyrunning to najtrudniejsza odmiana biegania w górach.
Wywróciłem się podczas zbiegu. Na trasie mnie opatrzono i pobiegłem dalej. Wywrotka okazała się na tyle poważna, że po biegu na jakiś czas musiałem przerwać treningi. Wciąż odczuwam skutki wypadku, ale już normalnie trenuję.
fot. Facebook/Marcin Świerc
W biegach zagranicznych startują też biegacze zza granicy z Sunnto Salomon Team. Współpracujecie na trasie?
Bieg był samotny. W biegach ultra nie da się współpracować, to nie jest kolarstwo gdzie team pracuje na lidera. Tu każdy walczy samotnie.
Czy te zagraniczne biegi w Alpach można przyrównać do któregoś z polskich biegów?
Bardzo trudno. Każde góry są inne i trudno je do siebie porównywać. Podobnie jest z biegami. W Marathon du Mont Blanc na przykład trasa ma 87 kilometrów i ponad 6000 metrów przewyższeń. Imprez o takim profilu w Polsce nie ma. Stopień trudności jest wyższy.
Gdzie jeszcze wystartujesz w tym sezonie?
2 sierpnia pobiegnę w Tromso w Norwegii. To będzie mój ostatni start w Pucharze Świata.
W Polsce spróbuję obronić tytuł mistrza Polski w długodystansowym biegu górskim w Krynicy na dystansie 100 kilometrów. Biorę też pod uwagę udział w pojedynku ultra kontynentów. Wszystko jednak zależy od formy.
fot. Facebook/Marcin Świerc
Każdy biegacz ma też plany dalekosiężne, co planujesz na przyszły rok i później? Mistrzem Polski już jesteś i to wielokrotnym. Czas na tytuł mistrza świata?
Plany mam długoterminowe i to w kilku wariantach. Wszystko jednak zależy od tego, jak zakończę ten sezon. Obecnie stoję trochę na rozdrożu i muszę zdecydować, w którą stronę iść.
Zostać mistrzem świata będzie bardzo trudno, ponieważ świat trochę nam ucieka, dyscyplina coraz mocniej się rozwija. Żeby ścigać się z najlepszymi, trzeba zbierać doświadczenie za granicą. Gdyby nie wsparcie moich partnerów, nie miałbym takiej możliwości.
W Polsce bieganie ultra ma tendencję zwyżkową. W szybkim tempie rośnie liczba biegów, coraz więcej zawodników startuje. Na pewno rośnie masowość dyscypliny. To dobrze.
Jednak z perspektywy zawodowca nie wygląda to tak kolorowo. Zainteresowanie Polskiego Związku Lekkie Atletyki dyscypliną jest zerowe. Nie ma szkoleń, zaplecza medycznego i trenerskiego. To wszystko wygląda dość amatorsko. Do tego brakuje w Polsce dużej, kultowej imprezy, które przyciągnęłaby czołówkę zawodników zagranicznych.