Piotr Suchenia: „Skoro powiedziało się B jak biegun, to trzeba powiedzieć A jak Antarktyda”
W 2017 roku zwyciężył w biegu rozgrywanym na biegunie północnym. W grudniu polski biegacz do tego osiągnięcia dodał triumf w maratonie rozgrywanym na Antarktydzie, zbliżając się do kolejnego celu, jakim jest przebiegnięcie maratonu na wszystkich kontynentach. Cel jest już bardzo blisko – w tym roku Piotr Suchenia może zakończyć wyzwanie biorąc udział w zawodach w Afryce.
Na początek gratuluję wygranej w Antarctic Ice Marathon. W trudnych warunkach udało się pokonać trasę w czasie 3 godzin 49 minut i 18 sekund. To czas niewiele gorszy od rekordu trasy. Minęło już trochę czasu od tego biegu. Z tej perspektywy uznaje Pan to za największe dotychczas wyzwanie i sukces w sportowej karierze?
Dziękuję. Myślę, że większym i trudniejszym biegiem było zwycięstwo na biegunie północnym w North Pole Marathon. Było o wiele zimniej i było tam cięższe podłoże. Na Antarktydzie udało mi się po dwóch okrążeniach zrobić wystarczająco dużą przewagę, aby później móc trochę odpuścić. Zdobycie północy i południa w mojej skromnej karierze to największy sukces.
Wiedział Pan przed startem jak będzie wyglądać pogoda?
Mieliśmy komunikaty meteo. Wylecieliśmy tam dobę wcześniej. Wiedziałem, że coś wisi w powietrzu, że ma być jakieś załamanie pogodowe. Już wcześniej zaczął padać bardzo mocny śnieg i padał przez kilka dni. Wiedziałem, że warunki będą bardzo, bardzo paskudne. Na trasie doszedł do tego mocny porywisty wiatr, momentami w twarz. Mieliśmy cały kalejdoskop pogodowy.
Co pogodowo sprawiało największa trudność?
Przede wszystkim padający, grząski, sypki śnieg. Cały czas biegaliśmy w nim po kostki, momentami trochę głębiej. To było najtrudniejsze. Do tego wiatr. Jeśli wiał w plecy, było ciepło, choć pewnie i tak była to temperatura odczuwalna minus kilkanaście stopni. Jak wiał w twarz, to temperatura wynosiła około minus 20-30 stopni. Człowiek musiał się skulić i mocno biec, żeby trochę ogrzać się od środka.
Uważa Pan, że przy lepszych warunkach tę trasę można pokonać w lepszym czasie?
Tak. Pierwszą połówkę biegłem w tempie prawie 5 minut na kilometr. Jeżeli nawierzchnia byłaby zmrożona, mróz trzymałby tam po minus kilkanaście stopni przez kilka dni i nie padałby śnieg, można byłoby tu spokojnie biec 4,40-4,50 na km. W takim śniegu nie ma krzepnięcia, nie ma płynnego ruchu, człowiek się cały czas zapada, a im więcej osób biegnie po tych okrążeniach, tym trasa robi się trudniejsza.
ZOSTAŁO JESZCZE OKOŁO 70% TEKSTU. CHCESZ PRZECZYTAĆ WIĘCEJ? POBIERZ TYGODNIK BIEGANIE