Triathlon > TRI: Trening > Triathlon
Jak przeżyć na trenażerze?
Ujemne temperatury i oblodzony asfalt to znak, że kolarze i triathloniści przenoszą się spod chmurki pod dach – na siłownie i trenażery. Wielu z nas na samą myśl o „kręceniu w kołowrotku” przed telewizorem robi się słabo. Jak poradzić sobie z perspektywą długich godzin spędzonych na pedałowaniu w miejscu?
Na początek jedna myśl ogólna: triathlon nie jest obowiązkowy. Jeśli za żadne skarby nie potrafimy przekonać się do trenażera, po prostu dajmy sobie z tym spokój. Nie umrzemy ani nie stracimy comiesięcznego dochodu przez to, że na rower wsiądziemy dopiero w marcu lub w kwietniu. Skoro sport ma być sposobem na miłe spędzenie czasu, dlaczego mamy robić coś wbrew sobie?
Jeśli już stwierdziliśmy, że perspektywa jazdy na trenażerze jest naszym przywilejem (bo jest!), a nie karą, zapewnijmy sobie jak najbardziej komfortowe warunki do kręcenia:
Wentylator
Niezwykle istotny element wyposażenia domowego kolarza. Alternatywą dla wiatraka jest pootwieranie wszystkich okien w pokoju, jednak pozostali domownicy nie będą tym zachwyceni (z własnego doświadczenia dodam, że istnieje też ryzyko innych dziwnych awarii związanych z otwieraniem okien przy minus dwudziestu stopniach – mnie pewnego dnia wybuchła duża piłka fitness ustawiona zbyt blisko okna).
Odpowiednia ilość napoju
Podczas jazdy stacjonarnej wypijemy o wiele więcej niż wtedy, gdy jeździmy po ulicy.
Specjalna opona do trenażera
Da się jeździć na zwykłej, ale pamiętajmy, żeby przed wyjazdem w plener sprawdzić, czy nie przetarła się ona „do mięsa” – wówczas nasza pierwsza wiosenna przejażdżka może skończyć się złapaniem gumy w połowie treningu.
„Infrastruktura” do zajęcia głowy
Ostatni punkt zasługuje na obszerne rozwinięcie. To, czym będziemy zajmować się podczas treningu, zależy od rodzaju pracy, którą mamy do wykonania. Jeżeli w planie mamy mordercze interwały, podczas których oczy będzie zalewać nam pot, a serce będzie próbowało wyrwać się z klatki piersiowej, raczej nie włączajmy sobie ciekawego filmu – i tak nic z niego nie zapamiętamy. W takiej sytuacji być może wystarczy włączenie muzyki. Jeśli planujemy spokojniejsze kręcenie – otwiera się przed nami cała gama różnego rodzaju rozrywek. Osobiście każdego roku nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie wsiądę na trenażer i zacznę nadrabiać zaległości, na których nadrobienie nie mam czasu nigdy indziej. Oglądanie filmów pełnometrażowych i wideo z YouTube’a – wywiadów, relacji z imprez, filmów treningowych; wszelkiego rodzaju seriali (moim ulubionym trenażerowym towarzyszem jest „Ukryta prawda” – nigdy poza treningami bym tego nie oglądała, ale na rower to wspaniały zajmowacz czasu). Czasem, kiedy zakładana intensywność jest bardzo niska, można pokusić się też o czytanie gazet i książek. Pomocą techniczną może okazać się mapnik rowerowy albo… lemondka. A co, niech się przyda w tym zimowym okresie.
Oczywiście mniejszy kłopot z wyborem będą mieli zawodnicy korzystający z udogodnień Virtual Reality – wirtualnych tras, oferowanych przez niektóre trenażery Elite i Tacx. Inną ciekawą opcją jest dołączenie do SufferFest, oferującego całą gamę filmów treningowych dla kolarzy i biegaczy. Którąkolwiek opcję wybierzemy, trenujmy z głową i bawmy się dobrze. Podobno nudzą się tylko ludzie nudni! A dopóki nie musimy jeździć w ciemnej piwnicy bez okien, skierowani głową do ściany, mamy całą gamę możliwości do wykorzystania.