Trening biegacza a triathlonisty. Biegacze mają łatwiej?

Tomasz Domżalski, fot: materiały prasowe
Dla wielu biegaczy triathlon jest swoistym krokiem naprzód w sportowej przygodzie. Coraz więcej osób zastanawia się nad startem w zawodach, w których nie jedna a trzy dyscypliny decydują o wyniku. Motyw zmiany to z reguły chęć podjęcia nowego wyzwania, podniesienia sobie poprzeczki lub bardziej podświadome poczucie, że w bieganiu już nic nie poprawimy, brakuje nam spektakularnych sukcesów, a mimo ciężkiego, monotonnego treningu, w dalszym ciągu plasujemy się poza pierwszą 100-tką lub 500-tką – to dla nas zdecydowanie za mało.
Triathlon wydaje się pod tym względem prostszym rozwiązaniem. Jeżeli dobrze opracujemy strategię startów, to prawdopodobieństwo sukcesu w postaci podium w age grupie znacznie wzrasta. Teoretycznie, ponieważ nie mam pojęcia, czym dla każdego z Was jest sukces i czy w ogóle o niego chodzi. Być może, część osób zwyczajnie lubi pływać, jeździć na rowerze, biegać i czuć potrójny wyrzut endorfin.
Biegacze mają łatwiej. Czy na pewno?
Na pewno nie mają łatwiej na odcinku do T1, walcząc z utrzymaniem się na wodzie. Ich sztywne stopy nie nadają takiego pędu, a wiotkie ramiona mdleją z bólu. Po wyjściu z wody, zadanie z reguły staje się prostsze, zwłaszcza gdy dobieg do strefy zmian jest długi. Rower to środowisko znacznie bliższe biegaczowi, ale za przestrogę niech posłuży zdjęcie poniżej, na którym to całkiem doświadczony biegacz z życiówką 2:45:00’ w maratonie i 00:33:34’ na 10 km, orientuje się, że jazda jednośladem nie jest taka oczywista. Brakowało dosłownie centymetra do przecięcia tętnicy udowej i na nic wówczas zdała się doskonała technika biegu oraz bardzo poprawna sprawność lekkoatletyczna.
Chwila nieuwagi i zbytnia pewność, że to właśnie nogi, największy skarb biegacza, przejmują teraz kontrolę nad wyścigiem, może zgubić. Mam na myśli zarówno trening, jak i zawody. Przykładem mogę być ja, skromny amator sportów wytrzymałościowych i kilku bardzo dobrych triathlonistów, którzy wywodzą się z biegania lub pływania.
Zbyt szybko, lekkomyślnie, bez przygotowania – Portugalia 2017
Jak bronić mojej dyscypliny jako najbardziej „mojszej”? Jak udowodnić, że przygotowanie biegowe decyduje o wyniki i ułatwia życie w triathlonie? Na początku zaznaczę, że w tym sporcie nie ma „łatwo”, ale bieg, niezależnie od dystansu, stanowi drugą dyscyplinę pod względem czasu trwania i jest ostatni, czyli może rozstrzygnąć rywalizację. Dla tych, którzy startują dla przyjemności, fakt bycia dobrym biegaczem pozwala czuć się w miarę swobodnie do samej mety, nawet przy dużym zmęczeniu jest szansa na spektakularny finisz.
Dla rywalizujących o miejsca i życiówki, a zakładam, że jest ich 90% w stawce, bieg również jest ostatnią okazją na dobry wynik. Brzmi banalnie, ale faktem jest, że najlepsi zawodnicy często mają życiówki poniżej 30 min na 10km. Przyglądając się przez kilka lat zawodom i zawodnikom ze światowego topu, wyciągam prosty wniosek, że tam nie ma miejsca na słabszą dyscyplinę, a na pewno nie ma miejsca na podium dla tych, którzy odpuszczają bieg.
No tak, ale to przecież zawodowcy, nie porównujmy się. A dlaczego nie? Jeśli coś robisz i lubisz, rób to dobrze od początku do końca. Podchodząc do triathlonu w sposób bardzo profesjonalny – trener, sprzęt, suplementacja, logistyka, obozy klimatyczne – pamiętajmy, że triathlon to nie trzy oddzielne wyścigi, gdzie dzięki koronnej dyscyplinie można wygrywać (jeżeli tak się zdarza, to wyłącznie przez niski poziom konkurencji). Triathlon to jeden, ciągły wyścig, w trakcie którego zmieniamy jedynie sprzęt, a mocnym na miarę możliwości trzeba być we wszystkim i kropka. Szybko popłynąć, szybko pojechać, szybko pobiec, w międzyczasie szybko wychodzić ze strefy, zwłaszcza strefy komfortu.
PS: Wracam do Portugalii, popracować nad zjazdami.