Blogi > Bartosz Mejsner > Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Blogi > Wydarzenia
PTL po raz pierwszy
Miarą popularności biegania w Polsce i na świecie przestaje być pomału frekwencja największych imprez masowych – maratonów. Tą miarą staje się czas zapełnienia się list startowych na biegi dotąd, to znaczy do niedawna, uważanych za niszowe, skierowane do wąskiej grupy zapaleńców i wariatów.
Normą staje się losowanie miejsc na górskie ultra, wyścig po nie powoduje nie tylko padaczkę serwera nawet w środku nocy, ale także głośny szum niezadowolonych.
Po dwóch kolejnych udanych losowaniach, dzięki którym stałem się szczęśliwym posiadaczem tytułu finishera alpejskich TDS i UTMB postanowiłem nie kusić losu po raz trzeci. Okazało się, że jest w czasie głośnego sierpniowego weekendu w Chamonix bieg, na który nie pchają się tysiące chętnych z całego świata. Tym biegiem jest PTL- pieszczotliwie bo skojarzył mi się natychmiast z Małym Księciem- La Petite Trotte a Leon.
Brzmi zupełnie zwyczajnie, ale to wrażenie pryska chwilę po przeczytaniu choćby garści informacji na jego temat.
PTL to nic innego jak rozszerzone UTMB i ci którzy tam byli, muszą poczuć dreszcz na myśl, że tę przebieżkę można jeszcze wydłużyć. Otóż można i to nieomal dwukrotnie. To nie koniec. Oprócz niewiarygodnego dystansu 306 km, aby ukończyć ten bieg należy pokonać przewyższenia o sumarycznej wartości 28000 m. Oznacza to pięciokrotną wspinaczkę ponad granicę 3000 mnpm oraz piętnastokrotną wycieczkę ponad 2500 mnpm, o mniejszych górkach nie wspomnę. Wszystko to musimy mieć za sobą w czasie nie dłuższym niż 141 godzin- to pozornie łagodny limit czasu.
Trasa biegu nie jest oznaczona, prowadzi z dala od szlaków i na szczyty najwyższych alpejskich masywów. Zdjęcia wykonane przez wciąż żyjących uczestników poprzednich edycji imprezy, pokazują, że ścieżka jest trudna, a często zupełnie niewidoczna. Jedynym drogowskazem będzie dla nas uczestników elektronika- ślad GPS.
Bieg odbywa się w formule –parami lub trójkami i będzie nas łącznie 115 ekip z całego świata. Podoba mi się to- motywuje mnie i nakręca do najwyższego wysiłku. Właśnie dlatego bieszczadzki Bieg Rzeźnika jest od lat stałym punktem moich biegowych planów.
Kolejną trudnością, z którą przyjdzie nam się zmierzyć jest prawie całkowita autonomia zespołu. Na trasie nie będą czekały liczne punkty żywieniowe, nawadniania i wsparcia. Takie punkty będą tylko trzy i mam wrażenie, że służy to w większym stopniu wyłapaniu lub dobiciu rannych niż służeniu pomocą kontynuującym wędrówkę. Wolno nam będzie korzystać z lokalnej infrastruktury oraz własnych pleców i oznacza to że lekko tym plecom nie będzie.
Bieg nie ma klasyfikacji końcowej. Będziemy pierwsi lub nie będziemy wcale. Start zaplanowano w poniedziałek 25 sierpnia. Musimy dotrzeć- powrócić do Chamonix w niedzielę 31 sierpnia. Mam nadzieję, że podobnie jak mi w 2013 roku, będzie nam towarzyszyło ogromne wsparcie bliskich i przyjaciół. Będzie nam to bardzo potrzebne bo damy z siebie wszystko.
CEP Polska- tak, za sprawą producenta ubrań kompresyjnych i naszego sponsora technicznego nazywa się zespół, w składzie którego znajdzie się, oprócz piszącego ten tekst mnie Bartosza Mejsnera, mój przyjaciel, biegowy partner- Kamil Grudzień.
Wkrótce napiszę coś na temat przygotowań.