Triathlon > TRI: Wydarzenia > Triathlon
Piaseczno – Garmin Iron Triathlon – objazd trasy rowerowej
Wraz z moim lubym wybrałam się do Piaseczna, aby zobaczyć i wypróbować dwie pierwsze części trasy niedzielnych zawodów z cyklu Garmin Iron Triathlon. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, ale mogę przynajmniej zaprezentować Wam spory kawałek części kolarskiej.
Niestety moja przygoda z pływaniem zakończyła się obejściem jeziorka dookoła i przyglądaniem się mu z mieszanymi uczuciami. Postanowiłam jednak wstrzymać się z testowaniem zbiornika. Na pewno w grupie będzie raźniej i pewniej. Podobno mamy przepływać pod mostkiem – nie jest to zbyt szerokie przejście . Ciekawa jestem, jak „pływacki peleton” rozwiąże to logistycznie. Jeśli chodzi o stan ogólny wody – być może Jeziorko Czerniakowskie, w którym zwykle pływam, zbytnio mnie rozpieściło – w końcu to jeden z najczystszych zbiorników w Warszawie.
Tak czy inaczej, trzeba przyznać, że okolica jeziorka jest fantastyczna. Świetna miejscówka na organizację wszelkiego rodzaju zawodów. Strefa zmian będzie prowadzić przez piaszczystą, niedługą i szeroką drogę – stopy zawodników będą im wdzięczne za brak konieczności wytłuczenia ich na asfalcie. Początek trasy kolarskiej jest wyłożony równą kostką bauma. Jeśli chodzi o kształt trasy rowerowej, można opisać ją następująco: wyjazd z osiedla labiryntem, kilka zakrętów na skrzyżowaniach (całe szczęście, że będą pozamykane dla samochodów), a po labiryncie już dłu(uuu)ga prosta. I jak to na długich prostych bywa, wicher się nie krępuje – za to w drugą stronę chwilami jechałam po 33 km/h, prawie nie pedałując (80 watów na liczniku…). Asfalt nie jest może najwyższej jakości autostradą, ale w znakomitej większości jest zupełnie w porządku. Trochę dziur na początku pętli, ale im dalej, tym lepiej. Nie ma powodu się czepiać.
Wyjazd między domami ze strefy zmian do długiej prostej.
Trochę dziur, jednak nie takich, żeby zostawić w nich koło (i zęby).
A potem już sielanka (lecz kto będzie zwracał uwagę na widoki, jadąc w szaleńczym wyścigu?! ;-))
Zapamiętajcie ten sklep (po prawej), bo niedługo za nim będziecie zawracać.
Bateria w GoPro padła nam niedaleko po zawrotce, ale mogę Wam opowiedzieć, co było dalej, choć pewnie już sami to wiecie: dłu(uuu)ga prosta, a potem labirynt. Dla chętnych – całość filmu, który udało nam się nagrać przed zgonem kamerki. Na marginesie – proszę mi wybaczyć centralną/prawą część kadru – taki urok jechania blisko przed rowerzystą z GoPro na kierownicy.
Jechaliśmy bardzo spokojnie, więc film jest długi i raczej nie polecam oglądania go od początku do końca.
Na koniec pozostaje mi życzyć wszystkim powodzenia i dobrej zabawy. Pogoda chyba już zamówiona, a w niektórych miejscach sielskie widoki przypominają krajobrazy wiejskie, a nie podwarszawskie.