Triathlon > TRI: Sprzęt > Triathlon
Strażnik wytopu – aplikacja licząca kalorie
W najbliższym numerze papierowego wydania Miesięcznika BIEGANIE, w dziale triathlonowym, wiele miejsca poświęcamy kwestiom związanym z redukowaniem wagi. Jedną z pomocnych metod jest używanie aplikacji kontrolujących naszą dietę.
Fot. cdn.theatlantic.com
Wbrew pozorom nie jest to tak głupie jak się z pozoru wydaje. Sam miałem bardzo sceptyczny stosunek do tego typu gadżetów. Wpisywanie każdego zjedzonego posiłku trąca jakąś totalną inwigilacją. Miałem wrażenie, ze jest to już o ten jeden krok za daleko w amatorskim sporcie. Staram się jednak często eksperymentować z dziwnymi pomysłami, trudno bowiem jest wypowiadać się na jakiś temat, nie doświadczając go na własnej skórze.
Wybrałem darmową aplikacje MyFitnessPal ze względu na wiele funkcji upraszczających codzienną obsługę. Największy problem z tego typu wyzwaniami leży właśnie w automatyce codziennych wpisów. Jeżeli wszystko będziemy musieli liczyć ręcznie, niczym w szkolnym kajeciku, nie mamy szans na sukces w dłuższej perspektywie. Nawet święty tego nie wytrzyma. Aplikacja łączy sie z niektórymi wagami (Withings) czy sportowymi odpowiednikami (Garmin Connect, Endomondo, Nike+, Polar Flow) co znacznie pomaga w uaktualnianiu bieżących potrzeb i zaleceń związanych z poziomem aktywności czy wagą. Wbudowany czytnik kodów kreskowych pomoże nam wciągnąć na listę wiele produktów bez ich żmudnego wpisywania. Gotowe dania znajdziemy w przepastnej bazie produktów, ciągle wzbogacanej przez użytkowników o nowe przepisy. Z praktycznego punktu widzenia lepiej jest korzystać z angielskojęzycznych receptur – są znacznie lepiej opisane niż polskie, choć powoli się to zmienia. Każdy posiłek jesteśmy w stanie wpisać w ciagu kilkunastu sekund. Te, które pojawiają się częściej, są nam automatycznie sugerowane przy kolejnym korzystaniu z programu.
Czy dzięki temu wszystkiemu polubiłem się z aplikacją? Niestety nie. Wciąż uważam ja za kolejny element mojego życia, który odbiera mi cenny czas z niezwykle krótkiej doby. Co innego jednak polubić się, a co innego docenić przydatność. Udało mi się wreszcie dostrzec, jak bardzo dzienne zapotrzebowanie kaloryczne zwiększa trening. A właściwie: jak bardzo musimy uważać na wielkość porcji, kiedy mamy przerwy w treningach. Funkcja planu osiągania wagi docelowej działa całkiem motywująco, pokazując na wykresie odchylenie od założonego celu na dany tydzień. Co ciekawe, nasz „wytop” nie musi być wcale pokazywany za pomocą linii prostej pochyłej. Sami wybieramy, czy kolejny tydzień oznacza marsz w dół, czy stabilizację.
Najważniejszą nauką było zapoznanie się z kalorycznością posiłków. Dla mnie to zupełna nowość. Nigdy nie chciało mi się „na piechotę” liczyć dań z całego dnia lub choćby kolejnych śniadań. A wyniki są tego warte, ponieważ równie dobrze potrafię zjeść śniadanie mające 600, jak i 1500 kalorii. Nie bardzo potrafię to ocenić, kiedy je przygotowuję. Dzięki MyFitnessPal szybko mogę nauczyć się pewnych schematów, aby uniknąć przynajmniej tych bardziej rażących błędów.
Pełen profil naszej diety z sumą węglowodanów, tłuszczów, białka, witamin, żelaza, potasu i wielu innych potrafi wprowadzić większość z nas w zdziwienie, jak słabo zbilansowana jest dieta współczesnego sportowca-amatora.
Każda przekąska uszczupla nam nasz dzienny limit. Z jednej strony jest to bardzo uciążliwe; często powstrzymywałem się przed sięgnięciem po jakiś drobiazg, pamiętając, ze będę go musiał wpisać. Odliczanie limitu pomaga w podjęciu właściwych decyzji. Masz ochotę na solidny, pyszny obiad po powrocie do domu? Proszę bardzo, ale uzbieraj sobie na niego powstrzymywaniem się od niepotrzebnych zapychaczy w ciagu dnia.
Nie zwiążę się na długo z tą aplikacją. Jest to dla mnie rodzaj terapii czy nauki, a nie wygodny towarzysz na co dzień. Z całą pewnością jednak warto było spróbować, a praktyka dała mi dużo więcej niż wiele teoretycznych tekstów z dziedziny odżywiania. Myśle nawet, że pewien okres używania tego typu programów jest bardzo pomocny w zrozumieniu literatury tematu.