Triathlon > TRI: Wydarzenia > Triathlon
Gwen Jorgensen mistrzynią olimpijską, piękna walka Spirig – Rio 2016
Fot. World Triathlon
Medale olimpijskie w triathlonie w Rio de Janeiro mają już swoje właścicielki. Po najcenniejszy kruszec sięgnęła dwukrotna mistrzyni świata i zdecydowana faworytka do zwycięstwa, Gwen Jorgensen.
Można stwierdzić, że wyścig ułożył się idealnie dla Amerykanki. Pomimo znacznie większej fali na wodzie niż podczas czwartkowego wyścigu mężczyzn, Jorgensen wyszła z wody w pierwszej grupie, z zaledwie 11-sekundową stratą do prowadzącej Caroliny Routier. Na trasę kolarską wyjechała wraz z 17 innymi zawodniczkami. W grupie liderek znajdowały się także między innymi Nicola Spirig, Katie Zaferes, Non Stanford, Vicky Holland i Flora Duffy. Co dość zaskakujące, zabrakło tu choćby Helen Jenkins i Anny Haug.
Widać było, że podjazdy na trasie więcej kosztują triathlonistki niż triathlonistów. Zawodniczki pokonywały wzniesienia z wyraźnie większym wysiłkiem, grupa delikatnie się rozrywała, a niektóre z kobiet – na przykład Katie Zaferes – niekiedy zostawały z tyłu. Na czele grupy przez długi czas jechały Non Stanford, Vicky Holland i Nicola Spirig, zaś na samym końcu faworytka do złota, Gwen Jorgensen. O dziwo Brytyjki, które są współlokatorkami i przyjaciółkami, nie „dogadały się” między sobą na próbę ucieczki z dużej grupy. Próbowała za to atakować Nicola Spirig, jednak jej starania były szybko niweczone. Kiedy Jorgensen zorientowała się, że Szwajcarka rozciąga grupę, przeniosła się naprzód i do końca tej części rywalizacji trzymała już rękę na pulsie. Spirig od tej pory nie szarpała już tak bardzo tempem. Było jednak wyraźnie widać, że jest w tym peletonie najmocniejsza i bardzo waleczna. Jak sama przyznała po wyścigu, jej głównym celem było umęczenie rywalek – zdecydowanie jej się to udało.
Część biegowa rozpoczęła się – po niewielkich przetasowaniach – utworzeniem grupki, w której znalazły się Jorgensen, Spirig, Holland i Stanford. Amerykanka bardzo szybko postanowiła oderwać się od pozostałych zawodniczek i wysforowała się naprzód, pociągając za sobą mistrzynię olimpijską z Londynu. Nicola Spirig, mimo że na początku trasy biegowej nie wyglądała zbyt rześko, dość szybko pozbierała się i nie zamierzała odpuścić Gwen choćby na metr. Co więcej, po pewnym czasie wyszła nawet na prowadzenie. Jorgensen zdawała się nieco zaskoczona i zaniepokojona takim obrotem spraw. W pewnym momencie, gdy było można spodziewać się już zdecydowanych kroków ze strony którejś z nich, doszło do kuriozalnej sytuacji. Żadna z liderek nie chciała wziąć na siebie ciężaru prowadzenia i obie zaczęły ostentacyjnie się „czarować”. Spirig biegła zygzakiem, Jorgensen truchtała i machała rękami z niezadowoleniem. Obie panie najzwyczajniej na świecie pokłóciły się na trasie po olimpijskie złoto. Dramatyzmu dodawał fakt, że każda z nich wyglądała już na dość zmęczoną, a zaledwie kilkanaście sekund za ich plecami równym tempem nacierały współpracujące Brytyjki. Z pewnością nie było to coś, czego można było oczekiwać po najlepszych triathlonistkach na świecie, jednak z drugiej strony trudno dziwić się takiemu zachowaniu. Obydwie walczyły tu o wszystko i każda z nich wiedziała, że ma obok siebie arcygroźną przeciwniczkę, która w decydującym momencie może okazać się sprytniejsza. Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, aby podobna sytuacja wydarzyła się wśród mężczyzn – Alistair Brownlee i Javier Gomez nie rozgrywają wyścigów aż tak skrajnie taktycznie, częściej ryzykują i stawiają wszystko na jedną kartę. Jorgensen często wychodzi na prowadzenie po rowerze przejechanym na samym tyle grupy, co w tym roku kosztowało ją jedno zwycięstwo w Pucharze Świata. Spirig przez cały dystans pracowała na rowerze bardzo, bardzo mocno – tym bardziej można być pod wrażeniem tego, jak długo wytrzymała tempo Jorgensen. Amerykanka zdołała oderwać się dopiero na dwa kilometry przed metą i z 40-sekundową przewagą mogła unieść do góry upragnioną przez lata taśmę oznaczającą koniec wyścigu. Drugie miejsce zdołała obronić Nicola Spirig. Walka o najniższe miejsce podium toczyła się zaś pomiędzy Stanford i Holland. Zacięta rywalizacja pomiędzy przyjaciółkami stawiała wiele pytań: Która z nich okaże się szybsza na finiszu? Czy któraś ze sparingpartnerek postanowi jeszcze oderwać się od drugiej na dystansie? Przecież wzajemnie doskonale znają swoje słabe strony! A może zwycięży „siostrzana miłość” i wpadną na metę razem, pozostawiając ostateczne rozstrzygnięcie fotokomórce? Wszystko stało się jasne, gdy na metę wpadła Vicky Holland. Jak powiedziała Stanford po wyścigu, „dobrze że i tak przywiezie medal do domu”.
Jedyna reprezentantka Polski w triathlonie na igrzyskach w Rio de Janeiro, Agnieszka Jerzyk, przekroczyła linię mety na 22. lokacie, notując poprawione najlepsze miejsce Polki na igrzyskach olimpijskich.