Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia > Biegi zagraniczne > Wydarzenia
Rio 2016. Joanna Jóźwik – życiowy sukces i wielkie kontrowersje. Czy ma rację?
Joanna Jóźwik zajęła na Igrzyskach najlepsze miejsce ze wszystkich naszych biegaczy i biegaczek, a po powrocie musiała się tłumaczyć ze słów, które wypowiedziała na gorąco w wywiadzie po biegu.
Polka zajęła 5. miejsce w olimpijskim finale biegu na dystansie 800 metrów kobiet, z fenomenalnym czasem 1:57,37. To niewiarygodny i niespodziewany sukces, osiągnięty przez biegaczkę, której trzy lata temu prawie nikt jeszcze nie znał. Oszałamiające jest, jak szybko Joanna wskoczyła do absolutnego światowego topu. Nie tylko zajęła tak wysokie miejsce, ale jej tegoroczny czas daje jej piąte miejsce na świecie na liście wynikowej. W czasach, gdy listy światowe są zdominowane przez tempowców, biegających szybko za „zającami” w mocnych mityngach, osiągnięcie tak wysokiej pozycji jest piekielnie trudne. Jest to zwykle zarezerwowane dla zawodników umiejących biegać mocno, ale niekoniecznie skutecznych w dużych imprezach. Asia osiągnęła i to, i to, chociaż owa sztuka nie udała się wcześniej ani Adamowi Kszczotowi, ani Marcinowi Lewandowskiemu. Dokonała tego w najtrudniejszym od lat momencie tej konkurencji – po dopuszczeniu do startów kobiet o nieuregulowanym statucie płciowym.
Po biegu Joanna oświadczyła, że pomysł ścigania się jej i jej koleżanek z kobietami o cechach takich jak Caster Semenya, jest z gruntu niesprawiedliwy. Niektórzy kazali jej za to przepraszać, ale… Polka ma absolutną rację. Nie obrażając Semenyi, obecna sytuacja jest niemal na pewno przejściowa i bardzo szkodliwa dla kobiecego sportu. Mało kto wie, ale orzeczenie Trybunału Arbitrażowego ds Sportu jest w gruncie rzeczy oparte o techniczne kruczki. Tu nie chodzi o to, że w ogóle ustalono pewne granice poziomu testosteronu, wymagane w rywalizacji kobiet, ale że zrobiono to arbitralnie, bez poparcia badaniami, bez wyjaśnienia, dlaczego przyjęto akurat takie wartości. Sąd nakazał Światowemu Zrzeszeniu Federacji Lekkoatletycznych uzupełnienie tych braków, równocześnie zawieszając sporny przepis. Opinia lekarzy i specjalistów jest cały czas dość jednoznaczna i jest bardzo prawdopodobne, że przepis wróci w dokładnie takim samym brzmieniu, tylko poparty silnymi „papierami”. Joanna Jóźwik miała więc gigantycznego pecha. Z jednej strony osiągnęła sukces bezprecedensowy w polskim bieganiu na 800 metrów, a z drugiej – gdyby nie pechowy rok, mogłaby mieć olimpijski medal.
Czas 1:57,37 jest tak zaskakująco mocny, że warto pochylić się nad nim dłużej. W historii Polski tylko dwie kobiety biegały mocniej i było to w dość mrocznych czasach, w roku 1980, kiedy w biegach średnich na bieżni dominowały nakoksowane zawodniczki z NRD. Nikt dzisiaj nie rozstrzygnie, czy polskie zawodniczki były wtedy „czyste” czy również u nas stosowano kuracje sterydowe. Pewne jest, że w czasach nowożytnych żadna polska biegaczka nie osiągnęła poziomu porównywalnego z Joanną Jóźwik. Anna Rostkowska pobiegła w 2008 roku 1:58,72 w mocnym mityngu w Paryżu, w ówczesnej Złotej Lidze. To jest blisko 1,5 sekundy różnicy – na tym poziomie przepaść.
Jeśli spojrzymy w tabele historyczne, okaże się, że szybciej w historii biegały albo biegaczki wybitne, albo te niemal na pewno stosujące sterydy – głównie z NRD, ZSRR i Rosji. Jeśli sezon tegoroczny uznamy za pewne wynaturzenie, a porównamy lata 2014 i 2015, okaże się, że w pierwszym z nich Polka byłaby zdecydowanie najszybsza na świecie, a w drugim – druga, za Kanadyjką Melissą Bishop, ktora w tegorocznym finale olimpijskim była jedno miejsce przed nią.
To wszystko oznacza, że tegoroczny start i czas Joanny Jóźwik to jeden z większych sukcesów w historii polskiego biegania w ogóle. W czasie, kiedy Adam Kszczot i Marcin Lewandowski od dziesięciu lat dobijają się bezskutecznie do samego czuba światowych tabel, Joanna Jóźwik niespodziewanie robi to praktycznie z rozpędu, bez długiego zadomowienia w czołówce.